Anna B. Kann "Do zobaczenia w Barcelonie" (Wyd. Pascal)

Hiszpania kojarzy się nam z dobrym winem, gorącymi nocami, piękną architekturą i porywającymi rytmami flamenco. A jeśli do tego dołożymy jeszcze serca bijące w rytmie upojnego romansu, to mamy już właściwie gotową fabułę wciągającej historii miłosnej.
Taką właśnie powieść miałam okazję niedawno czytać. „Do zobaczenia w Barcelonie” autorstwa Anny B. Kann.
 
Bohaterką tej pachnącej południem książki jest Ewa, kobieta z niezłym dorobkiem doświadczeń, mężatka, matka… kochanka. Ewa szuka własnej tożsamości, szuka własnej pasji i odnajduje ją dzięki treningom tańca flamenco. Jej osobiste życie zmierza ku rozstaju wspólnej drogi, którą do tej pory szła z mężem, Jackiem. Czuje się zagubiona, jednakże gdy na jednym z treningów poznaje hiszpańskiego nauczyciela tańca, zaczyna rozumieć, co to znaczy prawdziwa namiętność i to nie tylko ta do tańca. Paco także jest mężczyzną po przejściach, nieco zmęczonym napastliwymi czasami propozycjami ze strony niektórych kursantek. To, że jest przystojnym Hiszpanem nie oznacza, że wzorem swoich niektórych krajan powinien wykorzystywać egzotyczną urodę i obcy akcent. Jego serce zostało złamane przez wielką tragedię i teraz mężczyzna wątpi, że kiedykolwiek poczuje to samo, co czuł do swojej ukochanej Anny. Ale gdy poznaje Ewę, okazuje się, że jeszcze wszystko może się zdarzyć, bo oto pojawiła się kobieta, która dostrzegła w nim człowieka, a nie tylko obiekt do spełnienia marzenia o romansie z południowcem. Rozpoczyna się gra o miłość, pełna niespodzianek, przeszkód, niedopowiedzeń i zawistnych osób wokół. Kto jest przyjacielem, a kto wrogiem? Ewę i Paco czeka wiele przeżyć, podczas których ich uczucie zostanie poddane niejednej próbie.
Jednocześnie poznajmy losy koleżanek Ewy, których losy zdają się wzajemnie przenikać i wpływać na przyszłość głównej bohaterki.
 
 
„Do zobaczenia w Barcelonie” to przesycona gorącymi rytmami flamenco powieść, gdzie ukazane są losy zwykłych ludzi, szukających własnej drogi w życiu, czekających na kolejną szansę, aby przekonać się, że miłość może zdarzyć się każdemu i to w najmniej oczekiwanym momencie. W powieści zwiedzimy Barcelonę, zatańczymy flamenco, spróbujemy paelli, gazpacho i crema catalana. Poznamy gorzki smak zdrady i słodki smak miłości. Ta literacka wycieczka będzie podróżą do świata muzyki, dobrego jedzenia, zabytków i uczuć. Doskonała lektura na nadchodzące wakacje, zwłaszcza dla tych, dla których Hiszpania jawi się jako kraj parnych nocy, pełnych namiętności i porywającej muzyki. Polecam.

Mariola Zaczyńska "Kobieta z impetem" (Prószyński i S-ka)

Mariola Zaczyńska „stylistycznie” uwiodła mnie już w poprzedniej swojej powieści – Szkodliwy pakiet cnót – sympatycznej komedii kryminalnej ze środowiskiem celebrycko-modowym w tle. To jedna z niewielu polskich pisarek, które potrafią z taką finezją łączyć humor, lekkość i wartką akcję, a przy tym jeszcze powiedzieć coś ważnego i prawdziwego o ludziach. Kobieta z Impetem traktuje przede wszystkim o przyjaźni – niezbędnej do życia, ale nie zawsze pięknej, gładkiej i łatwej. I o miłości. I ekologii. I jeszcze o jadowitych, potwornie wrednych pająkach. Ach tak... I na dokładkę małe morderstwo w tle! Czego chcieć więcej?

Irena Wilk to kobieta „czterdzieści plus”. Na życie zarabiała jako więzienna psycholog, ale przeszła na wcześniejszą emeryturę, osiadła na wsi pod Siedlcami i wybudowała w ogrodzie domek dla gości, by dorobić sobie agroturystyką. Przy okazji liczyła jeszcze na to, że będzie mogła w spokoju i bez świadków widywać się ze swoim kochankiem – konserwatywnym posłem, z którym od dawna łączy ją dyskretny romans. Z planów niestety, jak to często bywa, wyszły nici. „Agroturystów” ani śladu, ale innych gości pełno. Przyjaciele Ireny traktują jej dom niczym bezpieczną przystań, w której mogą schronić się przed wszelkimi paskudztwami tego świata. Wpada tutaj Olga – zadbana „czterdziestka”, gustująca w młodszych mężczyznach i dobrej wódce; Regina – wiecznie naburmuszona stara panna i to w dodatku bibliotekarka, rozmiłowana w... dziwnych spinkach do włosów; Ignacy – sfrustrowany malarz, który wciąż szuka swojej artystycznej drogi i ubolewa nad tym, że nikt już w ogóle nie przejmuje się sztuką; Janusz – warszawski restaurator, specjalista od kuchni molekularnej, zdeklarowany gej-celebryta, który ciężko przeżywa rozstanie ze swoim partnerem-„stylistą gwiazd”; i wreszcie Mikołaj – genialny fotograf i ekolog, obrońca zwierząt i przyrody, wysoki, przystojny, emocjonalnie stabilny i zawsze pod ręką, kiedy Irena go potrzebuje... Nie koniec na tym. Pod dach Ireny wprowadza się jej matka-artystka, a także odwiedzają ją dzieci – Karol i Marzena – bliźnięta robiące karierę w Australii, których do Polski sprowadzają prawdopodobnie ciemne sprawki... Jakby tego było mało, pewnego dnia, podczas imprezy z ogniskiem, w ogródku „kobiety z impetem” pojawia się obcy mężczyzna. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, iż delikwent jest w stu procentach martwy... I najwyraźniej ktoś go Irenie podrzucił... Kim jest ów nieszczęsny denat i co robił w ogródku? Kto go Irenie sprezentował? W co zamieszane są bliźnięta, których matka prawie w ogóle nie widuje? I dlaczego młoda policjantka, aspirant Zuzanna Brodzik, wyraźnie podejrzewa je o paskudne sprawki? I jaki związek mają z tym wszystkim wyjątkowo wredne pająki?

Bardzo się cieszę, że Mariola Zaczyńska napisała kolejną świetną książkę. Byłoby mi potwornie smutno, gdybym musiała o Kobiecie z Impetem napisać choć jedno nieprzyjemne słowo. Liczyłam na tę autorkę – liczyłam na to, że po raz kolejny mnie nie zawiedzie. Że po raz kolejny mnie „stylistycznie” uwiedzie, zaskoczy poczuciem humoru, oryginalnymi kreacjami bohaterów, lekkim piórem i wciągającą fabułą. A fabułę Zaczyńska potrafi konstruować doskonale, precyzyjnie i konsekwentnie. Nie ma tutaj żadnej przypadkowości, żadnych niedopracowanych czy niedokończonych wątków, żadnych niepotrzebnych rozdziałów. Wszystko jest na swoim miejscu, wszystko ma swój sens i prowadzi czytelnika do finału, który zaskoczył nawet mnie – starą wyjadaczkę literatury kryminalnej i kryminalno-podobnej. Zwłaszcza za scenę „szpitalną” na ostatnich kartach – Pani Mariolu, czapki z głów! Być może moja czujność została lekko przytępiona przez falę upałów, ale i tak... przez chwilę mrugałam gwałtownie oczyma z niedowierzania. I o to właśnie chodzi w tego typu literaturze. Mariola Zaczyńska nie udaje pisarki „epickiej”, nie udaje filozofa, nie porusza tematów egzystencjalnych, nie każe czytelnikom wzdychać przy obracaniu kolejnych stron. To autorka, która operuje lekkim piórem. Mówi: „śmiej się”! A przy okazji pomyśl! Przyjrzyj się bohaterom. Są niedoskonali, mają mnóstwo wad i słabości, robią głupoty i pakują się w tarapaty. Nie przypominają woskowych figur. Są tacy, jak ty! Bardzo cenię u Zaczyńskiej to zacięcie satyryczne. Bardziej nawet niż pomysłowość w konstruowaniu wątków kryminalnych. Dodatkowy plus należy się autorce za tematykę pro-ekologiczną i zwrócenie uwagi na ważny problem nielegalnego przemytu zwierząt.

Kobieta z Impetem to znakomita pozycja dla wszystkich tych, którzy cenią sobie książki lekkie i niegłupie, wciągające i pozwalające zapomnieć o całym świecie. Poruszające niebanalną tematykę, naszpikowane oryginalnym poczuciem humoru i prezentujące nietuzinkowych bohaterów. Bardzo żałuję, że Irena Wilk i jej domek pod Siedlcami to wytwory wyobraźni Marioli Zaczyńskiej. W przeciwnym razie sama chętnie zajechałabym tam na parę dni. Zjadła wiejski twarożek, porozmawiała o kuchni molekularnej i posłuchała skrobania konika wąsacza w tle. A podrzucony denat...? No cóż... Niekiedy trzeba iść na kompromisy. Prawda?  

 

 

 

 

 

Katarzyna Enerlich "Prowincja pełna szeptów" (Wydawnictwo MG)

Prowincja ma wiele twarzy, czasem urzeka magią, czasem krajobrazami skąpanymi w słońcu, pozwala na spełnienie marzeń i kusi nieznanym smakiem. Bywa też pełna szeptów, w które nie zawsze od razu wierzymy, bo jak zaufać temu, co wydaje się nielogiczne i może być po prostu najzwyklejszym zabobonem? Jednak kiedy wszystko inne zawiedzie dlaczego nie dać szansy nieznanemu lub raczej zapomnianej mądrości przodków?

Nie tak miało być, zamiast bólu i rozpaczy powinna być radość i szczęście. Los, a raczej fatum, napisały całkiem inny scenariusz, nie ma już jego i jej, pozostała ona oraz rana, jaka nie zabliźnia się, a wręcz z każdym dniem powiększa. Jeszcze tak niedawno Ludmiła miała plany, kochała i przede wszystkim była kochana przez mężczyznę, nie tego wyśnionego, lecz z krwi i kości, który dawał poczucie bezpieczeństwa i po prostu miłość. Nagłe odejście, bez pożegnania, przerywa to, co miało trwać latami, w jednej chwili traci się tak wiele, że dopiero kolejne dni i tygodnie uświadamiają ogrom straty. Jak żyć potem? Jak ma wyglądać przyszłość, jeżeli teraźniejszość jest jednym, wielkim, cierpieniem? Jeszcze niedawno Ludmiła nie dzieliła czasu na przed i po, pisała, pielęgnowała ogród, pomagała przyjaciołom i znajomym, a w centrum zainteresowania była kilkuletnia Zosia i Wojtek. Teraz pogrążona jest w bólu, nikt nie umie przebić się przez rozpacz, dobre rady i życzliwi ludzie nie są w stanie jej pomóc. Jak długo można trwać w zawieszeniu pomiędzy tym co było i odeszło a tym, co dopiero będzie? Nie jest łatwo wrócić do rzeczywistości jaka już nigdy nie będzie taka sama, szczególnie, że czekają w niej problemy do rozwiązania. Odciąć się od przeszłości czy z nią w tle budować dalej swoją i bliskich egzystencję? Wspomnienia są jeszcze zbyt świeże, by traktować je tylko i wyłącznie w kategoriach albumu przeglądanego od czasu do czasu, ale i nie da się nimi tylko i wyłącznie żyć. Pójść naprzód, to wybiera Ludmiła, jednocześnie okazuje się, że ta droga była brana pod uwagę przez Wojtka, on już nią nie podąży, lecz ona jak najbardziej. Najbliżsi jej potrzebują, Lutka wie o tym doskonale, szepty zrobiły swoje, a może to siła przyjaźni i rodzinnych więzi albo tradycji, która wydawała się jedynie legendą?

Przyszłość rysuje się w coraz to jaśniejszych i barwniejszych kolorach, czas płynie, a miłość okazuje się mieć wiele twarzy. Czasem ta, która wydawała się utracona daje o sobie znać w najmniej spodziewanym momencie, przypomina, że życie ma jeszcze kilka niespodzianek w zanadrzu.

Była ona i on.

Teraz jest tylko ona.

A później, kto to wie?

Być może ona i ... on. "Prowincja pełna szeptów" to kolejny tom niezwykłej mazurskiej sagi, w której czytelnicy odnajdują nie tylko współczesność, ale i zapomniane dzieje krainy wielkich jezior. Teraźniejszość znowu została spleciona z przeszłością, co dało w efekcie piękną opowieść nie jedynie o uczuciach, lecz o prawdziwych ludziach oraz o radzeniu sobie z dramatycznymi chwilami w życiu. Rozpacz po stracie kogoś bliskiego, żałoba doświadczana przez każdego człowieka inaczej i w końcu trudna nauka życia w pojedynkę, chociaż nie w samotności. "Prowincja pełna szeptów" nie jest smutną historią, chociaż śmierć jest jednym z jej wątków, to opowieść o sile rodzinno-przyjacielskich więzi, kolejach ludzkiego losu oraz wyzwaniach jakie okazują się być szansą na nowy rozdział w życiu. Nie można też zapomnieć o kulinarnej stronie książki Katarzyny Enerlich, przepisach jakby od niechcenia umieszczonych w fabule, lecz idealnie z nią komponujących się.

 

 

 

 

 

 

 

 

Magdalena Kulus "Nie tylko o łajdakach" (SOL)

Łajdak to słowo mieszczące w sobie wiele znaczeń, od tych żartobliwych po najbardziej negatywne, użycie go w tytule książki wzbudza zaciekawienie. Co więc może kryć się za stroną tytułową, gdy opowieść ma nie tylko dotyczyć właśnie jego, czyli pana na literę Ł? Komedia? Dramat? Kryminał? Okazało się, że… to duża dawka humoru, ogromny zastrzyk optymizmu  oraz świetna historia w jakiej wspaniałym tłem jest Maszkarka.

Nastka miała w planach po pierwsze pisanie pracy magisterskiej, po drugie uwolnienie się od rodziców, po trzecie odpoczynek, po czwarte dorośnięcie, a po piąte - no to się jeszcze okaże w przysłowiowym praniu. Najlepiej do takiego projektu nadaje się domek letniskowy, w miejscu oddalonym trochę od miasta, w tym rodzinnego w szczególności i to dość sporo. Oczywiście wszystko zostało przemyślane, ale od czego jest improwizacja, w końcu wakacje też miały być! Nie tak łatwo jednak odciąć się od tego wszystkiego co wcześniej denerwowało człowieka, a zwłaszcza od nadopiekuńczości rodziny. Problemem mogą być też niespodziewane wizyty nie tylko krewnych, lecz i pewnego osobnika, który też miał pozostać hen daleko. Plany mają to do siebie, że często nie dochodzą do skutku albo gdy je próbujemy wprowadzić w życie nie przypominają tego, co było w ich założeniach. Maszkarka miała być azylem i w sumie nim jest, naturalnie w chwilach kiedy nikt nie zakłóca Nastce spokoju. Jednym z intruzów jest Olek, artysta, student i ktoś więcej, chociaż niektórzy nie mają o nim dobrego zdania, posiadający wiele zalet, szczególnie w oczach mieszkanki Maszkarki. Siła uczuć już nieraz była wystawiona na próbę, aczkolwiek co za dużo to niezdrowo i ktoś o tym przekonał się na własnej skórze. Złamanego serca nie leczy jedynie czas, pomagają w tym i okoliczności przyrody i ludzie, jacy niespodziewanie stają na drodze. Kiedy przełamie się wewnętrzne opory i strach przed nieznanym okazuje się, że tuż obok jest ktoś warty poznania. Przyjaźń może narodzić się wszędzie, podobnie jest z miłością. Jednego i drugiego raczej Nastka nie oczekiwała po miejscu, jakie sobie wybrała na ucieczkę od dotychczasowej rzeczywistości. Ale kto powiedział, że będzie łatwo? Na pewno jest swojsko, barwnie i wreszcie można zrozumieć co w życiu jest ważne, a czym lub kim nie warto zawracać sobie głowy.

"Nie tylko o łajdakach" to nie pogodna opowiastkach na leniwy letni dzień. Książka Magdaleny Kulus to historia w jakiej czytelnik ma szansę odkryć siłę przyjacielskich więzi oraz rodzinnych związków, a także miłość w różnorodnych odcieniach. Autorka nie opisała kolejnej ucieczki na prowincję uwieńczonej happy endem. Oczywiście jest wieś i bohaterka przybywająca na nią, lecz dalej to już opowieść przede wszystkim o dojrzewaniu, otwieraniu się na innych oraz dostrzeganiu, w całkiem wydawałoby się zwyczajnej codzienności, szansy na to o czym się marzyło. "Nie tylko o łajdakach" to nie bajkowy czy też hollywoodzki świat, zamiast niego znajome krajobrazy i klimaty, ale właśnie one idealnie uzupełniają fabułę i samych bohaterów - zwyczajnie niezwyczajnych. Sielanka? Nie, Maszkarka i okolice, nie idealne, lecz zamieszkane przez ludzi, podobnych do naszych przyjaciół, denerwujących znajomych oraz łajdaków  i ich przeciwieństwa.