„Zasypani zakochani” Agnieszka Lingas-Łoniewska (wyd. Słowne)

Jeżeli coś ma pójść źle to na pewno tak będzie, do tego jeszcze prawo serii. Jakby komuś było mało to i pewnie niejaki pan Murphy dołożyłby swoje trzy grosze.  No i oczywiście pogoda, ona też umie pokrzyżować wszelkie plany lub wprost przeciwnie być początkiem pięknej katastrofy. Przy takim nagromadzeniu różnorodnego dobrodziejstwa inwentarza efektem może być tylko i wyłącznie Klops!

 

Po prostu klęska urodzaju vel taki mamy klimat. Takie scenariuszu Anastazja Klops nie spodziewała się. Powiew bestii ze wschodu odciął ją od świata w pensjonacie z wymagającym gościem. Na tym nie koniec, bo tak naprawdę to początek całkiem interesującego czasu. Mnóstwo śniegu i Hubert Zapałka, grający wciąż na nerwach gospodyni, nie wróżą niczego dobrego, zwłaszcza, że ich pierwsze spotkanie do zbytnio udanych nie należało, chociaż gdyby na to spojrzeć z ciut innej perspektywy … No cóż okoliczności wymuszają pewne kompromisy, odcięcie od świata narzuca pewne priorytety, nawet tak niedobranej parze jak tych dwoje. Anastazja bez wysiłku mogłaby napisać poradnik jak wpadać co i rusz w kłopoty, natomiast Hubert jak pomagać damie w potrzebie, nawet jeśli ona odwdzięcza się dość nietypowo. Ta dwójka nieźle daje sobie w kość, lecz również poznaje bliżej, a z tej perspektywy niektóre sprawy zaczynają wyglądać zupełnie inaczej. Klops i Zapałka może i są swoim zupełnym przeciwieństwem, ale one lubią się przyciągać. Co wyniknie ze znajomości powstałej tak niecodziennych okolicznościach? Co najmniej finał jakiego nikt nie miał planach, bo w końcu nazwisko zobowiązuje!

 

Komedia romantyczna to wcale nie taki łatwy gatunek, gdyż połączyć humor w ilościach raczej hurtowych oraz uczucia, również nie ustępujące im liczbowo, w całość poruszającą serce oraz wyzwalającą szczery śmiech. Agnieszka Lingas-Łoniewska jako bestsellerowa pisarka wie jak zabrać się do takiej książki, udowodniła to zresztą już niejednokrotnie i w przypadku „Zasypanych zakochanych” potwierdziła swój talent. Na co się więc przygotować podczas lektury? Wpierw logistyka czyli duży kubek dobrej herbaty, bądź kawy, chociaż kieliszek wina też będzie odpowiedni, do tego wygodne siedzisko i kocyk. Jeżeli już to mamy możemy zabierać się za czytanie i tu małe ostrzeżenie – nie liczcie na to, iż oderwiecie się od książki. Pisarka wie jak sprawić by bohaterowie bardzo szybko stali się bardzo dobrymi znajomymi czytelników i znikła granica pomiędzy nami. Nie inaczej jest w przypadku najnowszego tytułu, gdzie od samego początku wiemy, że czeka nas intrygujące spotkanie, w czasie którego nie zabraknie niczego by zapamiętać je na długo. Dlaczego? Po pierwsze pierwszoplanowe postacie, mające w sobie wszystkie cechy jakie sprawiają, że na czyjś widok uśmiechamy się, kibicujemy mu i czujemy się w jego towarzystwie tak jakbyśmy go znali od zawsze. Po drugie splot okoliczności, tych spod znaku komiczności, emocji oraz niespodziewanych zwrotów akcji. Co po trzecie? Sam pomysł na tę historię, dopracowany w szczegółach i oddany z niebywałą płynnością, bez jakichkolwiek zgrzytów, w taki sposób, że bohaterowie wychodzą ze stron książki lub raczej my zostajemy do niej wchłonięci. Jeszcze co najmniej kilka rzeczy można by wymienić, lecz to już każdy czytający musi odkryć sam. „Zakochani zasypani” ma niepowtarzalny lekki klimat, a zarazem również ciepły, skrzący się od pełnych humoru dialogów oraz komediowych scen, nie zabrakło także tajemnic oraz gorącego uczucia, mającego za tło piękne krajobrazy.

"Spragnieni by trwać" Anna Szafrańska (wyd. Słowne)

Łatwo ocenić kogoś nie tylko po pozorach, ale i po tym, co o nim mówią inni oraz jego przeszłości. Prawda bywa trudna do zaakceptowania, czasem obnaża najgorsze momenty w życiu, jakie naznaczyły kogoś, może na zawsze. Jak więc spojrzeć na człowieka, który ma na sumieniu wiele, lecz pragnie zamknąć ten rozdział i naprawić to, co zniszczył? Nie wszystko przecież można wybaczyć, a nawet jeśli to pozostaje jeszcze ludzka pamięć …

 

Przypadek niekiedy wiele zmienia, chociaż w pierwszym momencie wcale nie wydaje się istotnym. Teresa ma swoje życie, uporządkowane, przewidywalne, przypominające jej klatkę, może i złotą i tylko w przenośni, lecz równie ograniczającą ją jak gdyby miała realne kraty. Piotrek ma za sobą coś więcej niż nieciekawą przeszłość, teraźniejszość jest czymś, co pozwala mu z ograniczonym zaufaniem patrzeć z nadzieją na przyszłość. Wyrządził niejedną krzywdę tym, dla których powinien być oparciem, zmienił się, ale ból pozostał. Nie łączy ich nic, żyją w całkiem innych światach, chociaż czy na pewno? Oboje walczą z tym, co już było i o to, co chcą zdobyć, ale marzenia wcale nie tak łatwo urzeczywistnić. Cena za dawne błędy jest czymś więcej niż wyrzutami sumienia dla Piotrka, a uczucie, które rodzi się pomiędzy nim i Teresą również nie jest niczym oczywistym. Inni już dawno go osądzili, wydali wyrok, wie o tym doskonale, że ktoś taki jak ona nie powinien zadawać się z nim, bo przecież on jest tym kim jest, kto pokazał się od najgorszej strony. Jednak jeżeli komuś zależy na drugiej osobie tak łatwo go nie skreśla, tylko czasem los bywa przewrotny. Czy zawsze musi odbierać to, co wcześniej tak szczodrze i niespodziewanie zaoferował?

 

On ma za sobą przeszłość, która zniszczyła nie tylko jego, lecz i dotkliwie poraniła innych. Ona wydaje się krucha, delikatna, nie znająca prawdziwych, życiowych, realiów. Co może połączyć tak różnych ludzi? Na pewno nie będzie to nic prostego, oczywistego, zwłaszcza jeśli pomysł na tę historię powstał w głowie Anny Szafrańskiej, która od samego początku swojej pisarskiej kariery wydobywa na światło dzienne skomplikowane uczucia i niezwykle prawdziwe relacje. Nie inaczej jest w przypadku trylogii Spragnieni, w jakiej każda część sięga po emocje trudne, bolesne, a bohaterowie niosą ich ciężki bagaż już długo. Ostatnia część jest niezwykle mocnym akordem na zakończenie, ale również spina wszystkie tomy i jednocześnie pozwala poznać nową odsłoną uczuciowego roller coastera. „Spragnieni by trwać” ma w sobie ogromną siłę przekazu, nie tylko w warstwie fabularnej, lecz także w kreacji bohaterów i samych wątkach. Pisarka nie boi się podejmować tematów niełatwych, wymagających od tego, kto o nich pisze zgłębienia ich, ale także oddania istoty tak by zrozumieli je czytelnicy i wplecenia do fabuły, by stały się jej częścią, a nie tylko suchymi faktami. Gatunek obyczajowy rządzi się swoimi prawami, ale nie stoją one na przeszkodzie by połączyć je z innymi motywami, ale do tego potrzeba odwagi i pomysłów. Jednego oraz drugiego nie zabrakło w przypadku Spragnionych, wprost przeciwnie i zaowocowało serią, od której trudno się oderwać, pozostawiającej po sobie niedosyt. Takie powieści nie da się zakończyć w chwili gdy zostanie przeczytana ostatnia strona, a „Spragnieni by trwać” pokazują ten mechanizm z całą mocą.

„Eter” Aniela Wilk (wyd. Akurat)

Spokojne miejsce, tam gdzie może nie kończy się świat, lecz mamy przestrzeń taką jakiej potrzebujemy. Niekiedy chcemy odciąć się od przeszłości, od tego, co było i po prostu skupić się tylko na tu i teraz, bez planów na przyszłość, ciągłego gonienia za czymś nowym. Jednak czasem nie da się uciec raz na zawsze od problemów, niektóre z nich i tak przypomną o sobie, kiedy my będziemy mieli nadzieję, że to już za nami i uderzą z całą siłą.

 

Rzucić wszystko i jechać w Bieszczady? Niekoniecznie w tym kierunku, zwłaszcza, że tam ostatnio coraz bardziej ludniej, ale jest inne miejsce gdzie również istnieje szansa zaszycia się gdzieś w samotności. Odziedziczony dom ciotce gdzieś w Karkonoszach dla Julii ma być po prostu na jakiś czas, raczej krótszy niż dłuższy, punktem do złapania oddechu, finansowego także. Cisza i spokój bywają przereklamowane, ale pozwalają usłyszeć kogoś, kto od pierwszych wypowiedzianych słów fascynuje ją, działa wprost hipnotycznie. Do kogo należy tajemniczy głos? Odpowiedź okazuje się równie zaskakująca jak i sama audycja radiowa, a to dopiero początek niespodzianek czekających na Julię. Okolica wydawała się spokojna, wymarzona do odpoczynku, lecz prawda okazuje się daleka od tego. Karkonoskie krajobrazy kryją w sobie wiele sekretów, ich poznanie pokazuje mroczną stroną ludzkich dusz i umysłów. Dariusz próbuje od lat uciec od przeszłości albo raczej odsunąć ją od siebie, tak jakby należała do kogoś innego. Jego życie jest dalekie od tego dawnego. Obecność Julii zakłóca wypracowaną rutynę, wzmaga niepokój, jego i jej. Oboje stawiają czoła sobie samym i innym, czy razem uda im się wyjść na prostą? Pozostają jeszcze mroczne Karkonosze i tajemnice, które rzucają ciemny cień na nich i wszystko dookoła …

 

Najłatwiej byłoby powiedzieć jakie to dobre, ale to oddawałoby jeden ułamek tego, co czuje się podczas lektury „Eteru”. Zaciekawienie przechodzące w zaintrygowanie, nieustanne oczekiwanie na to, co się wydarzy, pozorny spokój, który nieustannie zwiększa napięcie i u czytelników oraz bohaterów towarzyszą nam podczas czytania. Bardzo szybko nasuwa się również pytanie jaki będzie finał tej niesamowitej historii, chociaż z drugiej strony najlepiej gdyby można byłoby go odwlec jak najbardziej, tyle, że każda strona, rozdział coraz bardziej wciągają i nie da się odłożyć czytania na potem. Aniela Wilk splotła dwa gatunki w jednej historii, wydobywając z nich wszystko co najlepsze czyli ekspresyjność dreszczowca oraz intensywność sensualnej opowieści. A jeśli do tego dodać dbałość o detale oraz siłę drugiego planu czyli nieujarzmionej dzikości Karkonoszy to otrzymujemy imponujący wynik w postaci książki, która wciąż pobudza apetyt na więcej i więcej. Przemyślana fabuła jest swoistym labiryntem zbudowanym z najpierwotniejszych ludzkich instynktów, odsłaniających w człowieku to, czego sam się nie spodziewał lub co już od dawna go napędza. Czasem nie wiemy co tkwi w powieści, że wprost pochłaniamy ją. W przypadku „Eteru” to „coś” tkwi w krajobrazie, niespodziewanie niepokojącym i pełnym nieoczekiwanych tajemnic, bohaterach i rodzącej się między nimi relacja oraz kryminalnej zagadce, niedającej o sobie zapomnieć, kładącej się cieniem na wszystkich i wszystkim.  Mroczna, hipnotyczna, kameralna i zmysłowa powieść, w której oczywistość Aniela Wilk zastąpiła suspensem i pragnieniami, dając czytającym wielowarstwową lekturą, w żadnym razie jednorazową, ale taką do jakiej wraca się wielokrotnie.

 

"Wiele do stracenia" Marek Marcinowski (wyd. Anatta)

Choć niewielu z nas przyznaje się do tego głośno i otwarcie, to jednak wszyscy mamy w sobie zakorzenione pragnienie bycia bogatym. Dążymy do tego, aby pomnażać swoje pieniądze. Nie dalej, jak kilka dni temu rozmawiałam z moim znajomym, który przekonywał mnie, iż największy kapitał zgromadzić możemy poprzez inwestycje. Jeśli odważysz się zainwestować, bardzo szybko możesz stać się właścicielem bardzo dużych pieniędzy. Oczywiście nie neguję jego przeświadczenia, jednak po tej rozmowie dałam mu do przeczytania książkę Marka Marcinowskiego „Wiele do stracenia”, o której chcę opowiedzieć również Wam. 

Zrobiłam to, ponieważ autor na jej kartach przedstawia nam historię opartą na faktach, która nie tyle ostudzi naszą chęć do inwestowania, ile uświadomi nam, że bardzo często wizje szybkich dużych zysków nie mają tak optymistycznego odzwierciedlenia w rzeczywistości. 
 
Bohaterem książki jest ambitny i nastawiony na sukces bankowiec inwestycyjny. Jego pracą, a jednocześnie największym konikiem są inwestycje giełdowe. Mężczyzna ma świadomość tego, że jest bardzo dobry w tym, co robi. Zna swoją wartość i odważnie pnie się po kolejnych szczeblach kariery zawodowej. W momencie, kiedy my czytelnicy stajemy się obserwatorami działalności Andrew Fresheta, wspólnie z nim wyjeżdżamy w służbową podróż, podczas której mężczyzna odkrywa oszustwo, którego zdemaskowanie uchroniło jego pracodawcę przed ogromnymi stratami finansowymi. Andrew jest przekonany, że to, czego dokonał, zapewni mu zasłużony awans. Niestety tam, gdzie w grę wchodzą duże pieniądze i inne znaczące profity nie ma sentymentów. Co za tym idzie, często mamy do czynienia z nieczystymi zagrywkami, przez co śmietankę za nasz sukces spija zupełnie  ktoś inny. Tak też dzieje się i tym razem. Freshet nie mogąc pogodzić się z tym, że ktoś inny przypisuje sobie jego zasługi, zwalnia się z pracy. Nie wie jeszcze, że przyszłość zamieni jego życie w rozpędzoną kolejkę górską. Będzie musiał zmierzyć się z wieloma przeciwnościami losu. Poczuciem porażki i straty. Nie raz także przekona się, jak wiele jeszcze musi pozostało mu do nauki, a także stanie w obliczu niebezpieczeństwa. O tym jednak musicie przeczytać już sami, sięgając po książkę.
 
Jeśli zdecydujecie się ją przeczytać, do czego już teraz serdecznie Was zachęcam i gorąco namawiam, poznacie blaski i cienie inwestowania na giełdzie. Autor dał nam niezwykle cenną lekcję, czym są tak naprawdę kulisy tego, jakże niepewnego interesu. Tutaj bowiem nie możesz liczyć na stabilność i pewność finansową. Co prawda szybko możemy znaleźć się na szczycie zysków, ale  i bardzo boleśnie możemy zacząć z niego spadać i dosięgnąć dna tracąc dosłownie wszystko. Ta branża to wyścig szczurów, a więc nie wolno nam zapomnieć, że nie wszyscy grają tam fair. Nawet jeśli  na giełdzie czujemy się, jak rekiny finansjery, musimy zachować czujność i rozwagę, bo w każdej chwili może znaleźć się ktoś, kto obnaży i wytknie nam nasze braki, a co najważniejsze nie zawaha się ich wykorzystać dla własnych zysków.
 
Wiele do stracenia” to tytuł, który doskonale odzwierciedla historię oddaną przez Marka Marcinowskiego w nasze ręce. Giełda bez wątpienia uzależnia. Andrew jest pracoholikiem. Cierpią na tym jego relacje rodzinne. Jest gościem we własnym domu. Los bardzo dotkliwie udowodni mu, że straty finansowe, z jakimi ma do czynienia każdego dnia w pracy są niczym, w porównaniu do tego, jak bolesnych strat będzie musiał doświadczyć. Na naszych oczach stacza się po równi pochyłej Musicie sami sprawdzić, czy uda mu się pozbierać i wrócić do gry.
 
Inwestowanie jest niczym hazard, który bardzo szybko może stać się nałogiem. Kiedy już dorwie nas w swoje macki i omami perspektywą dużych pieniędzy, trudno jest się wyrwać spod jego mocy. No bo przecież  nawet jeśli mamy złą passę i powinniśmy powiedzieć pas, to myślimy sobie, że teraz na pewno uda nam się odkuć. W ten sposób nie trudno o bankructwo, utratę dorobku całego życia, rozpad rodziny.
 
Muszę przyznać, że przystępując do lektury książki, miałam pewne obawy, iż nie będę mogła się w niej odnaleźć. Na co dzień nie interesuję się tym, co dzieje się na giełdzie i mówiąc wprost, zupełnie nie orientuję się w tej dziedzinie. Stąd też byłam przekonana, że zrozumiem niewiele z tego, co przeczytam w powieści Bardzo szybko okazało się, że nie tylko moje obawy były bezpodstawne, ale co więcej, lektura bardzo mocno mnie wciągnęła. Autor w żaden sposób nie zanudza nas szczegółami samego procesu inwestowania, a pokazuje nam tempo  zmian dziejących się na jej scenie transakcji. Dostałam pełną zwrotów akcji świetną powieść sensacyjną, utkaną z licznych intryg i oszustw. Nie sposób oderwać się od czytania książki, gdyż autor  ciągle trzymając nas w napięciu i oczekiwaniu tego, co wydarzy się za chwilę. A nawet jeśli jesteście pewni, że temat główny nie jest dla Was, to przeczytajcie tę książkę ze względu na dramat rodzinny, który przeżył główny bohater. Jest on bardzo poruszający. Trafia wprost do serca czytelnika i przypomina, co tak naprawdę ma największe znaczenie w życiu.
 
Nawiasem mówiąc, wspomniany przeze mnie znajomy po lekturze książki przyznał, że dzięki niej poznał temat inwestowania w zupełnie innym kontekście, aniżeli postrzegał go do tej pory. Pozbył się złudzeń i podchodzi do giełdy z większą rozwagą i respektem. Widać więc, że przeczytanie książki przyniosło wiele korzyści.