"Hannah" Lucy Wild wyd. Novae Res
- Szczegóły
-
Kategoria: Recenzje
-
Utworzono: sobota, 27, luty 2021 17:30
-
Autor: Mirosława Dudko
„Najlepszym lekarstwem jest nieoglądanie się za siebie”
Czasami doświadczenia życiowe pozostawiają po sobie rany na duszy, które trudno zagoić. Można wówczas rozpamiętywać, to co się stało albo próbować zawalczyć o siebie i zbudować swój świat na nowo. Historia bohaterki książki pt.: „Hannah” pokazuje, że nie jest to takie łatwe.
Lucy Wild skrzętnie ukrywa swoją tożsamość, co jest dla mnie niezrozumiałe. Wiadomo, że debiutuje na rynku wydawniczym, ma kochającego mężczyznę u swego boku i dzieci. Ukończyła kurs Pasji Pisania i Pracy nad Tekstem, w którym uczestniczyła w 2015 roku. Wówczas na pierwsze zajęcia przyniosła swój tekst opowiadający o dziewczynie z traumatyczną przeszłością. W czasie nauki pracowała nad swoją powieścią przez jakiś czas i dopiero teraz możemy poznać tę historię w jej ostatecznej wersji.
Życie Hannah do pewnego momentu układało się bez większych problemów. Miała swoje grono znajomych, plany i marzenia. Wszystko zmieniło jedno zdarzenie, które pozostawiło po sobie trwały ślad na ciele i duszy. Poznajemy główną bohaterkę rok po tym dramacie, gdy przylatuje do Nowego Jorku, by studiować literaturę angielską. Pragnie w ten sposób odciąć się od przeszłości. Ta jednak nie daje o sobie zapomnieć …
Will Logan także miał trudne dzieciństwo, które ukształtowało go na aroganckiego, nieczułego i irytującego człowieka. Kiedyś postanowił sobie, że już nikomu nie pozwoli zbliżyć się do siebie. I konsekwentnie jest wierny swemu przyrzeczeniu. Zaczął prowadzić burzliwe życie towarzyskie wypełniane imprezami, narkotykami, szybkim niezobowiązującym seksem. Jest pełen sprzecznych emocji, wybuchowy i nieprzewidywalny. Z czasem okazuje się, że pod tą butną i nieprzystępną maską skrywa swoje prawdziwe, wrażliwe oblicze, które ujawnia się jedynie przy przyrodniej siostrze Kate i Hannah.
Hannah i Will to dwie potargane dusze czują do siebie przyciąganie i uczucia, jakich do tej pory nie dane im było przeżyć. Nie jest im łatwo stworzyć harmonijną relację, przełamać swoje obawy i całkowicie poddać się kiełkującej miłości.
Mimo, że fizyczny ból zadany bohaterce pozostawił po sobie trwałe ślady na jej duszy i umyśle, to jednak nie jest ona typem snującej się, smętnej osoby użalającej się na swój los. Jest świadoma swoich lęków, stara się zbudować swój świat na nowo, ponownie uwierzyć w siebie, zaufać drugiej osobie. i wpuścić miłość, która puka do jej serca.
Niestety, często wyciąga błędne wnioski, zbyt szybko ocenia ludzi, co rodzi w niej frustrację i ponowne wycofanie się do swojego świata. Z tego powodu często mnie irytowała swoim postępowaniem i reakcjami, mimo że rozumiałam jej cierpienie. Czasami patrzy na wszystko poprzez swoje doświadczenia. Zatopiona w swoich koszmarach, które nie pozwalają na spokojny sen, nie dostrzega, że inni także mogą mieć problemy ze swoimi demonami. Zupełnie dla mnie niezrozumiałe było jej zachowanie w wielu sytuacjach a swoje apogeum osiągnęło ono w ostatnich rozdziałach, gdzie zbyt szybkie wyciąganie wniosków i brak szczerej rozmowy zaważyło na relacjach z Willem.
„Hannah” to wypełniona emocjami, przejmująca opowieść o podnoszeniu się po przeżytej traumie, zmaganiu ze swoim strachem i wychodzeniu ze stworzonej przez siebie, własnej mentalnej skorupy niepozwalającej na normalne życie. Porusza wiele kwestii związnych z przyjaźnią, szczerością, zaufaniem i uczciwością.
Autorka zastosowała dosyć popularny schemat oparty na wzajemnej początkowej niechęci, która przeradza się w fascynację i w efekcie w miłość. Pod tym względem jest ona przewidywalna, tak jak przewidywalny jest problem głównej bohaterki. Natomiast niezwykle ekspresyjnie ukazała jej wewnętrzne rozterki, walkę z samą sobą i próbę wprowadzenia zmian. Z drugiej strony nie potrafi zapomnieć tego, co ją spotkało w przeszłości.
Fabuła skupia się w większej części na relacjach Hannah i Willa ale też pojawia się wiele epizodów pobocznych, z których nie wszystkie zostały w pełni rozwinięte. Zdecydowanie za mało jest wyeksponowana babcia głównej bohaterki, która przecież była ważną osobą w jej dorastającym życiu. Dlatego aż dziwne było dla mnie, że dziewczyna spotkała się z nią dopiero po kilku tygodniach od przylotu do Nowego Jorku i zamiast skorzystać z jej zaproszenia, wolała mieszkać w skromnych, studenckich warunkach.
Książka reprezentuje gatunek obyczajowy ale można w niej odnaleźć elementy literatury młodzieżowej, psychologicznej a nawet sensacyjnej, Lekki styl sprawił, że przeczytałam ją szybko, dając się porwać stworzonej opowieści, która wyzwoliła we mnie różnorodne emocje. Nie raz udało się autorce mnie wzruszyć, zaniepokoić ale też wprawić w zdumienie a nawet irytację, zwłaszcza, gdy dotarłam do końca tej historii. Finał zupełnie mnie zaskoczył, gdyż nie takiego się spodziewałam. Nie wszystkie wątki i sekrety zostały ujawnione, więc mam nadzieję, że autorka dopisze dalsze losy Hannah i Willa, gdyż uważam, że taki obrót sprawy jaki zafundowała swoim bohaterom pani Lucy jest nie do przyjęcia!
"Ernest" Karolina Wójciak
- Szczegóły
-
Kategoria: Recenzje
-
Utworzono: sobota, 27, luty 2021 17:25
-
Autor: Agnieszka Kaniuk
Wreszcie nadszedł moment, kiedy mogę podzielić się z Wami moimi odczuciami po lekturze książki Karoliny Wójciak „Ernest” będącej drugą częścią serii "Powrót", której moją recenzję pierwszej części być może mieliście już okazję przeczytać. Pisząc Wam wtedy kilka słów o „Brunie”, w ostatnich słowach napisałam, że ogromnie się cieszę, iż druga część serii czeka już w mojej biblioteczce, bo nie mogę doczekać się, czym autorka zaskoczy mnie tym razem. Kiedy to pisałam, kalendarz wskazywał 26 listopada 2020 roku. Teraz możecie zapytać, dlaczego skoro byłam tak bardzo ciekawa kontynuacji, dopiero dziś po tak długiej przerwie przychodzę do Was, aby o niej opowiedzieć? Co stanęło mi na przeszkodzie, aby zrobić to niezwłocznie po przeczytaniu „Bruna”? Odpowiedź jest dość prozaiczna. Przeszkodą tą były moje emocje. Ci z Was, którzy znają twórczość Pani Karoliny, zapewne zgodzą się ze mną, że o Jej książkach nie da się szybko zapomnieć. Wręcz niemożliwe jest, aby po odłożeniu na półkę jej literackiego dziecka tak po prostu o nim zapomnieć i zacząć czytać kolejną książkę. Zostają one z nami na bardzo długo. Mimo mijającego czasu nie możemy przestać o nich myśleć, a wszystkie rodzące się podczas poznawania opisanych w nich historii emocje ciągle pozostają żywe. Tak też było w przypadku „Bruna”. Potrzebowałam dłuższej chwili, aby się wyciszyć, uspokoić wewnętrznie i móc przystąpić do czytania „Ernesta”. Jestem już gotowa, więc bez zbędnego przedłużania zapraszam Was na kilka słów ode mnie.
Zanim jednak opowiem Wam o jej fabule, nie mogę powstrzymać się przed tym, aby już na początku nie zdradzić Wam, że choć byłam pewna, że to nie możliwe to jednak ta część jest jeszcze lepsza od swojej poprzedniczki. Nie wiem, jak autorce udało się tego dokonać, ale tak właśnie jest. Zacznijmy jednak od początku.
W pierwszej części serii poznaliśmy dwie rodziny mieszkające w niewielkiej miejscowości w sąsiadujących ze dobą domach. Już wówczas przekonaliśmy się, że za zamkniętymi drzwiami obu domów ma miejsce przemoc, uzależnienie i wiele mrocznych tajemnic, a najbardziej bezbronnymi w tym codziennym domowym piekle są dzieci. Na kartach tej odsłony serii poznajemy życie jednego z trojga dzieci tytułowego Ernesta. Można powiedzieć, że chłopak miał wielkie szczęście w całym ogromie nieszczęść i traum, którymi było naznaczone dzieciństwo jego oraz brata Bruna, jak również sąsiadki i przyjaciółki Gai. Jemu bowiem udało się wyrwać z tej gehenny i zrobić karierę wojskową. Mężczyzna zrobił wszystko, aby zapomnieć o domu rodzinnym i to właśnie z wojskiem związać swoją przyszłość. Nie jest to jednak łatwe, ponieważ czym innym jest dążenie do odcięcia się od trudnej i bolesnej przeszłości, a zupełnie czymś innym zapomnienie o tych, których się kocha i pozostawienie ich samym sobie. Nasz bohater jest twardy i ma swoje zasady. Wie, że nie może tak postąpić. Ma świadomość tego, że jeśli nie odkryje całej prawdy, która jest przyczyną cierpienia jego bliskich, nie będzie mógł mieć jasnego umysłu niezbędnego każdemu żołnierzowi służącemu, jak on na misjach w Afganistanie. Już wkrótce zaskakująca wiadomość z frontu sprowadza go na urlop w rodzinne strony. Nie przypuszcza jednak, że to, co go sprowadziło do domu to zaledwie ułamek tego, z czym będzie musiał się zmierzyć. Od zawsze był tym, który starał się opiekować i pomagać tym, na których mu zależy. Teraz chce postępować podobnie, Widzi jednak, że wszystko, co zastał, dąży do samo destrukcji i porażki. Niestety są sytuacje i ludzie, którym nie da się pomóc, jeśli oni sami tego nie chcą. Nasz bohater chce dociec prawdy i nie jest sam w tym dążeniu. Ma obok siebie Gaję. Świat dziewczyny po raz kolejny legnie w gruzach, gdy w wydawałoby się spokojnym miasteczku, w którym nigdy nic się nie dzieje, dochodzi do wydarzeń, których zakulisowe mroczne sekrety uświadamiają jej, że tak naprawdę nigdy nie poznała prawdziwej twarzy osób, z którymi spędziła całe życie. Teraz to właśnie Ernest jest dla niej jedyną osobą, której może ufać i tylko on daje jej poczucie normalności, której tak bardzo pragnie.
Między naszą dwójką rodzi się uczucie, ale czy można obdarzyć kogoś uczuciem, będąc obciążonym trudną przeszłością, a jednocześnie mając obowiązki wobec wojska? Tego już musicie dowiedzieć się sami.
Karolina Wójciak oddała w ręce swoich czytelników książkę o perfekcyjnie skonstruowanej fabule łączącej w sobie znamiona thrillera z powieścią obyczajową oraz wątkiem miłosnym, który jest jedynym jasnym i ciepłym elementem wszystkiego, o czym w niej przeczytamy. Reszta to mroczne sekrety i tajemnice oplecione siatką kłamstw i pozorów. Trzeba powiedzieć otwarcie, że autorka podobnie, jak nie oszczędza swoich bohaterów, tak również nie oszczędza emocji i nerwów nas czytelników.
Bez chwili na głębszy oddech i wytchnienie jesteśmy zaskakiwani licznymi zwrotami akcji i szokującymi faktami, które skrywane przez lata wychodzą na jaw. Co więcej, nigdy nie możemy być pewni, czy to, co właśnie zostało nam ujawnione, jest rzeczywiście prawdą, czy może padliśmy ofiarą kolejnej manipulacji bohaterów. Pozostańcie czujni i nie dajcie się zwieść, a bardzo szybko przekonacie się, że tutaj nic nie jest jednoznaczne i nikomu nie można do końca ufać.
Macie moje słowo, że kiedy dotrzecie do końca tej historii, nie opuści Was przekonanie, że tu jeszcze nie wszystko zostało powiedziane i odkryte. Tym samym warto przyjrzeć się całej sprawie jeszcze raz, co możecie zrobić, sięgając po ostatni tom serii „Gaja”.
Wszyscy doskonale wiemy, że piekło ma różne oblicza. To przeżywane we własnym domu, nie jest jedynym, z którym możemy się zetknąć. I to właśnie w swojej książce pokazuje autorka. Ernest jest żołnierzem. Bierze udział w najgroźniejszej misji w Afganistanie. Misji, w której stawką jest ludzkie życie. Ma świadomość tego, że choć nikt ze służących tam żołnierzy nie chce zginąć, to jednak tak może się stać. Aby mieć większe szanse na przetrwanie w piekle wojny, musi odciąć się od wszystkiego, co zaprząta jego umysł i trawi serce. Pamiętajmy jednak, że każdy człowiek ma swoje granice wytrzymałości. Sięgnijcie koniecznie po książkę i przekonajcie się, czy jest coś, co może złamać Ernesta.
Przystępując do poznawania tej niezwykle emocjonalnej, wstrząsającej i poruszającej książki, od której nie można się oderwać, a tym bardziej, o której nie da się zapomnieć, musicie mieć świadomość, że obraz życia i walk toczących się w Afganistanie nie jest tylko fikcją literacką wykreowaną na potrzeby powstania książki. W słowie od autorki dowiadujemy się bowiem, że ta strona fabuły powstała dzięki rozmowom z Panem pułkownikiem, który chcąc pozostać anonimowym, opowiedział o tym, jak wygląda życie na misjach. Ten fakt jest niewątpliwym atutem książki, który dodatkowo mocno ją wzbogaca i zachęca do sięgnięcia po nią.
Zdaję sobie sprawę, że moje recenzja jest mocno tajemnicza i emocjonalna, ale nie chcę pozbawiać Was możliwości odkrywania jej samemu, gdyż tylko wówczas będziecie mogli poczuć to, co ja czuję teraz. Natomiast to, że jest mocno emocjonalna. No cóż, jeśli chodzi o twórczość Karoliny Wójciak, nie potrafię inaczej i za to właśnie autorce dziękuję.
Gorąco zachęcam Was do spędzenia czasu z tym tytułem. Tak jak ma to miejsce w przypadku każdej książki autorki, tak i teraz to, co dostrzegamy od pierwszej chwili czytania i co należy podkreślić to fakt, że w napisanie tej książki zostało włożone nie tylko mnóstwo serca, ale także ogrom pracy. Zaowocowało to, wspaniałą książką, po której muszę ochłonąć, więc finał serii będzie musiał jakiś czas poczekać na swoją kolej.
Mam nadzieję, że już nikogo z Was nie muszę przekonywać, że po prostu musicie przeczytać tę książkę. Gwarantuję, że wciągająca i mocno angażująca historia, która czeka na Was na jej kartach, w połączeniu z lekkim i swobodnym stylem pisania autorki sprawi, że przeczytacie ją w mgnieniu oka. Przez to, że z każdą stroną nasza ciekawość jest podsycana, w żaden sposób nie odczuwamy tego, że sama książka jest niezłym grubaskiem.
Na zakończenie muszę przyznać, iż byłam przekonana, że z uwagi na to, że już wcześniej czytałam inne książki Karoliny Wójciak, byłam przekonana, że będzie trudno jej mnie zaskoczyć. Przyznaję, bardzo się myliłam. Nigdy więcej tak nie pomyślę. Mało tego, z niecierpliwością czekam na kolejne zaskoczenia z jej strony.
"Klub Pana G." Maya Frost (wyd. LipstickBooks)
- Szczegóły
-
Kategoria: Recenzje
-
Utworzono: sobota, 27, luty 2021 17:17
-
Autor: Katarzyna Pessel
Czasem codzienność okazuje się całkiem inna od tej jaka był oczekiwana. Przeszłość wspominana jest z nutką zazdrości, teraźniejszość po prostu jest brana taka jest, natomiast przyszłość wydaje się zaplanowana i mało satysfakcjonująca. Czy niczego nie da się zmienić, tak by być zadowolonym ze swego życia? Może wystarczy po prostu skorzystać z szansy, która pojawia nagle i przypadkowo?
Nie tak dawno Milena wiodła inne życie, czy lepsze? Na pewno takie z jakiego była bardziej zadowolona, chociaż przecież chciała wyjść za mąż za Adama. Problem w tym, że nie jest tak jak sobie to wyobrażała, zresztą to, co jeszcze niedawno było dla niej pewne stanęło pod znakiem zapytania. Spotkanie z Gabrielem daje jej impuls jakiego potrzebowała, chociaż czy postąpiłaby tak ciut wcześniej? Zainteresowanie budzi w niej to, co wydawało się już jedynie pragnieniem, pozostającym tylko w sferze marzeń. Czy jest gotowa na to, co przyniesie ta znajomość? Mężczyzna ma swoje tajemnice, jego propozycja jest dość śmiała, lecz również wnosząca coś, czego chciała. Skorzystać z okazji do odmiany? A może zrezygnować z zaproszenia? Gabriel raczej nie jest dobrą wróżką, chociaż Milena czuje się jak Kopciuszek, jakie role są im pisane? Plany mają to do siebie, iż niekiedy idą w całkiem innym kierunku niż się spodziewano, pewność czasem przegrywa z niespodziewanym zwrotem sytuacji. Wystarczy chwila by dużo stracić, lecz czy też cokolwiek więcej zyskać?
Podobno zakazany owoc kusi najbardziej, a jeśli otacza go sekretny klimat tym bardziej trudno mu się oprzeć. W wersji książkowej przybrał postać "Kluba Pana G.", pikantnej historii, w której zabierają głos marzenia kobiety, podobnej do wielu, ale mającej odwagę je urzeczywistnić jak niewiele. Maya Frost śmiało debiutuje, pokazując, że zmysłowe fantazje przełożone na słowa są emocjonującą lekturą, z zakończeniem zaskakującym i całkowicie nieprzewidywalnym. To nie do końca kolejna opowieść o Kopciuszku, chociaż bohaterka po części czuje się jak on, jednak w tym przypadku scenariusz kryje w sobie niejedną niespodziankę. Autorka krok po kroku odsłania marzenia i pragnienia, ale stawia i pytania, do jakich odpowiedzi wcale nie tak łatwo udzielić, chociaż w pierwszym momencie zdają się od razu pojawiać się. Warstwa emocjonalna ze zmysłową wcale nie musi się kłócić, chociaż nie tak łatwo połączyć je w całość, do tego są potrzebne odpowiednio wykreowane postacie oraz fabuła, w której tabu zastąpione jest odkrywaniem siebie z wielu stron. Gdzieś pomiędzy codziennością i sekretnymi pragnieniami jest miejsce, gdzie można stać się kimś innym lub spróbować poznać swoje pragnienia. Gotowi na "Klub Pana G.", gdzie uczeń może przerosnąć mistrza, a niepozorność bywa zwodniczą iluzją?
"Złudne nadzieje"Adriana Rak (wyd. WasPos)
- Szczegóły
-
Kategoria: Recenzje
-
Utworzono: sobota, 27, luty 2021 17:10
-
Autor: Agnieszka Kaniuk
Wszyscy pragniemy kochać i być kochani, ale często będąc zakochanymi, przestajemy być ostrożni. Nie bez przyczyny mówi się, że miłość jest ślepa. Dając ponieść się emocjom i uniesieniom tego jakże pięknego uczucia, bardzo często bagatelizujemy sygnały, które mogą świadczyć o tym, iż już wkrótce to, co teraz wygląda tak pięknie, może niestety zamienić się w koszmar. Miłość może stać się przykrywką do tego, aby schwytać nas w pułapkę i niepostrzeżenie ściągnąć nas do czeluści piekielnych, czym teraz stanie się nasze życie.
Drogi czytelniku dziś przychodzę do Ciebie po to, aby zabrać cię do tajemniczego świata brudnych interesów, mrocznych sekretów, przemocy i namiętności. Świata, w którym ludzkie życie nie ma żadnej wartości, a najmniejsze nawet nieposłuszeństwo jest surowo karane. Jeśli już tam trafisz, masz bardzo nikłe szanse, aby wyrwać się z kajdan podporządkowania oraz nieustannej kontroli i wieść dalej normalne życie. O ile w ogóle zdołasz ocalić swoje życie. Czy jesteś na to gotowy?
Jeśli odważysz się zaryzykować, to poznasz to bezwzględne środowisko dzięki najnowszej książce Adriany Rak - „Złudne nadzieje”, którą blog Kocie czytanie ma ogromny zaszczyt i przyjemność objąć swoim patronatem medialnym.
Na jej kartach poznajemy bowiem wstrząsającą i trudną historię młodej kobiety Natalii, która poznając Adama, była przekonana, że to jest właśnie taki mężczyzna, jakiego potrzebowała. Wszystko układało się świetnie i tak miało być już na zawsze, ponieważ para planuje ślub. Niestety w momencie, kiedy my czytelnicy zaczynamy wkraczać w życie naszej bohaterki, pragnienie spędzenia reszty swoich dni u boku ukochanego jest już tylko historią. Dziś Natalia marzy o tym, aby być jak najdalej od mężczyzny, który stał się jej tyranem i oprawcą. Przemoc fizyczna, którą nieustannie wobec niej stosuje, stała się dla niego sposobem na rozładowanie frustracji i odreagowanie po wszelkich niepowodzeniach w ciemnych interesach, które prowadzi. Samą Natalię traktuje jak swój prywatny towar na sprzedaż. Codzienność kobiety wypełniona jest lękiem, bólem i bezsilnością. Widzimy, że jest już pogodzona z tym, jak wygląda jej wegetacja, bo trudno to nazwać życiem. Robi wszystko, aby łagodzić napady wściekłości Adama, ale to nie wystarcza, aby uniknąć upokorzeń i poniżenia z jego strony. Wie, że zasięgi jego wpływów są tak szerokie, że nie będzie w stanie od niego odejść. Nadzieje na życie bez jego codziennej tyranii wydają się złudne. Kobieta czuje się zbyt słaba, aby móc zawalczyć o siebie. I pewnie sparaliżowana strachem konsekwencji, nie znalazłaby nigdy w sobie odwagi na to, aby spróbować zawalczyć o lepsze życie dla siebie, gdyby nie pewna wiadomość, która w obliczu tego, przez co przechodzi, wydawała się najgorszym, co mogła teraz usłyszeć, ale jednocześnie jest to moment pewnego przełomu w jej życiu. Natalia wie, że nie ma nic do stracenia, a jedynie może zyskać szansę, która najprawdopodobniej nigdy więcej się nie powtórzy. Postanawia zaryzykować wszystko i spróbować uciec. Ku jej ogromnemu zaskoczeniu nie jest sama. Poza bliskimi jej sercu osobami jest jeszcze ktoś, dzięki komu może być wolna. W najśmielszych nawet wizjach planu ucieczki nie przypuszczała nawet, że jej wybawcą okaże się człowiek, który jako pierwszy zniszczył jej życie. Daniel, bo to o nim mowa, jest jej byłym, z którym od lat nie utrzymywała żadnych kontaktów.
To zaledwie niewielki ułamek tego, co przygotowała dla nas autorka, a jak widzicie, już rodzi się w nas wiele bardzo ważnych pytań. Co sprawiło, że Natalia postanowiła postawić wszystko na jedną kartę i uciec? Jaka przeszłość łączy ją z Danielem? W jaki sposób mężczyzna ją skrzywdził? No i oczywiście najważniejsze na ten moment pytanie, czy próba ucieczki się powiedzie? Oczywiście, aby uzyskać odpowiedzi na nie wszystkie, sami musicie sięgnąć po „Złudne nadzieje”, do czego gorąco Was zachęcam, ponieważ ja nie zdradzę niczego więcej.
Spójrzmy jednak na sytuację Natalii nieco szerzej, a bardzo szybko zdamy sobie sprawę z tego, że ewentualna wolność nie gwarantuje jej upragnionego spokoju i spalenia za sobą mostów do trudnej przeszłości. Jak pisałam wcześniej, Adam to bezwzględny drań, który, jak nie trudno się domyślić nie puściłby płazem tego, co zrobiła Natalia. Ktoś taki nie pozwoli z siebie kpić. Bez wątpienia kobieta znajduje się w sytuacji nie do pozazdroszczenia, z której nie ma już odwrotu. Przekonajcie się koniecznie, czy pożałuje swojej decyzji.
Aby jednak nie było tak mrocznie siłą i nadzieją na to, że cierpienie nie jest jedynym, co przygotował dla Natalii los, są jej najbliżsi i paradoksalnie Daniel. To oni starają się przywrócić jej wiarę w to, że jeszcze wszystko się ułoży. Daniel chce chronić swoją dawną miłość przed karzącą ręką psychopaty, który miał być jej mężem. Mężczyzna czuje się winny tego, przez co przechodzi jego młodzieńcza miłość, gdyż wie, że gdyby nie zrobił tego, co zrobił, jej życie byłoby zupełnie inne. Ponadto wreszcie przyznaje sam przed sobą, że nigdy nie zapomniał o tej wspaniałej kobiecie. Uczucia odżywają na nowo. Daniel chce zrobić wszystko, aby odzyskać ukochaną. Nie myślcie jednak, że będzie to, takie proste. Wszak kobieta po przejściach, co więcej ich wspólna przeszłość nie jest tu bez znaczenia. Mało tego Daniel również nie jest kryształową postacią i obawia się tego jak jego "maleńka", jak zwykł do niej mówić, zareaguje, kiedy pozna prawdę o życiu, jakie prowadzi.
„Złudne nadzieje” to zupełnie inna od tej, z której dotychczas znaliśmy twórczość autorki jej odsłona. Bez wahania mogę stwierdzić, że jest to świetny materiał na ekranizację filmową. Macie moje słowo, że poczujecie się bardzo pozytywnie zaskoczeni. Niemalże od pierwszych zdań książki poczujecie cały wachlarz emocji, które nie opuszczą Was aż do końca, a nawet jeszcze dłużej, ponieważ jej fabuła zostaje przerwana w momencie, kiedy sięgają one zenitu i jak najszybciej chcielibyśmy wiedzieć, co będzie dalej.
Brutalność czynów, których dopuszczał się wobec Natalii Adam, sprawi, że nawet na chwilę nie przestaniecie drżeć o jej bezpieczeństwo i życie. Wiedząc, że jest on zdolny dosłownie do wszystkiego, nawet przez moment nie przestaniecie być czujni. A jeśli pojawią się chwile, kiedy poczujecie, że teraz już wszystko będzie dobrze, bardzo boleśnie przekonacie się, że owa radość okazała się nader przedwczesna.
Trzeba powiedzieć wprost, że autorka bardzo mocno doświadczyła swoją bohaterkę, ale jednocześnie, co jest bardzo dużym atutem książki i co należy podkreślić, nacechowała wykreowaną przez siebie historię ogromną autentycznością, jeśli chodzi o aspekt przemocy w związku wobec kobiet. Nikomu z Was zapewne nie muszę uświadamiać, jak wiele kobiet w samotności potulnie znosi przemoc tego, który miał być kochającym, wymarzonym mężczyzną, a okazał się potworem w ludzkiej skórze. Mam nadzieję i chcę mocno wierzyć w to, że czytelniczka, która przeczyta „Złudne nadzieje” i utożsami swoje życie z perypetiami Natalii, dzięki niej nie zawaha się prosić o pomoc i skorzysta z adresów instytucji do tego powołanych, które znajdują się w książce.
Gorąco zachęcam Was do spędzenia czasu z tą książką. Nie sposób się od niej oderwać. Wszystko, o czym w niej przeczytacie, pokazuje, jak bardzo przewrotne bywa życie. Miłość może być zarówno wybawieniem, jak i przekleństwem.
Muszę przyznać, że mimo iż od chwili, kiedy skończyłam czytać tę książkę, minęło już trochę czasu, ja nadal nie mogę przestać o niej myśleć. Natężenie przeżyć towarzyszących tej lekturze wyczerpało mnie emocjonalnie. Był strach, łzy smutek, przerażenie, złość, a nawet wściekłość. Nie zabrakło jednak miłości, wiary i nadziei na lepsze jutro. Jestem przekonana, że Ci z Was, którzy choć trochę znają warsztat twórczy Adrianny, dostrzegą i na pewno docenią to, jak wspaniale się on rozwinął, dzięki czemu z każdą kolejną jej książką jesteśmy zaskakiwani czymś zupełnie nowym, choć niezmiennie wspaniałym.