"Nowy święty Graal" Zibi Szelest

„Ludzie potrzebują wiary w Boga, choćby dlatego, że tak trudno uwierzyć w ludzi”

 

Tematyka dotycząca skrywanych tajemnic, zwłaszcza tych z kręgów biblijnych, zawsze przyciąga moją uwagę, dlatego moją uwagę zwróciła  książka „Nowy święty Graal”, napisana przez Zibi Szelesta.

 

Zibi Szelest urodził się w 1964 roku w Poznaniu. Każdą wolną chwilę spędza na czytaniu. Najczęściej w jego dłoniach spoczywa literatura dokumentalna, sensacyjna, przygodowa, a także zawierająca teorie spiskowe. Jego największą pasją są podróże. Z wielkim zaangażowaniem poznaje kulturę, historię i obyczaje odwiedzanych regionów. Uwielbia ten moment podróży, gdy przechadzając się ulicami miast, chłonie zapachy i smaki miejsc, w których aktualnie przebywa.

 

Gdy zobaczyłam tytuł, w którym przewodnim elementem był święty Graal, spodziewałam się fascynującej, dynamicznej i pełnej tajemnic fabuły. Może niekoniecznie w stylu Dana Browna, którego uwielbiam, ale liczyłam na niezłą historię pełną emocji i sekretów.

 

I trochę się zawiodłam. Owszem, była akcja, sekrety, mnogość zdarzeń, ale zabrakło mi tego szczególnego napięcia, jaki miałam przy innych powieściach tego typu. Już sam powód zwerbowania bohatera do zadania narzuconego przez Watykan, nie był dla mnie przekonujący. Otóż okazuje się, że wszędzie, gdzie on był, zawsze działo się coś dramatycznego, niespodziewanego, ale czy to jest dobry powód, by angażować go do tego rodzaju misji?

 

Prolog wprowadza nas do Watykanu, gdzie spotykamy papieża Jana Pawła II, który właśnie przeczytał list napisany przez Leoncio Garzę Valdos, biologa na uniwersytecie w Teksasie. Okazuje się, że ktoś próbował sklonować geny molekularne DNA Chrystusa pozyskane z jednej z najbardziej znanych relikwii, Całunu Turyńskiego. W sprawę zamieszani są przedstawiciele chrześcijaństwa, islamu, judaizmu i organizacja Opus Dei, której Watykan zlecił udaremnienie działań przestępczych. Ślady prowadzą do Turcji, gdzie właśnie przebywa bohater powieści, Zibi Szelest.

 

Tak, głównym bohaterem uczynił autor sam siebie!

 

Razem ze swoim przyjacielem Dżamalem, odpoczywa w tureckim kurorcie. Zjawia się u niego przedstawiciel Watykanu, a właściwie Opus Dei Mario Scalia. To zapoczątkowuje serię wielu zdarzeń, które burzą spokojny, urlopowy czas pana Szelesta.

 

„Żadna nacja, żadne wyznanie, żaden ustrój polityczny nie są wolne od szaleństwa”.

 

Pomysł na fabułę nie jest zły nawet chwytliwy i nie jest to zła lektura, ale mnie akurat nie porwała. Plusem są ciekawostki związane z odwiedzanymi miejscami, kulturą, zwyczajami, kulinarnymi smakami i atmosferą danego regionu. Nie brakuje szybkich zwrotów akcji, tajemnic, czarnych charakterów i informacji z zakresu archeologii, religii i historii  oraz interesujących spostrzeżeń. Niby dużo się dzieje, ale mnie czytanie szło opornie,

 

„Nowy Święty Graal” to powieść z ciekawym zagadnieniem i teorią, ale nie do końca dobrze przedstawionymi epizodami. Irytował mnie chociażby ciągły temat alkoholu, bez którego panowie nie wyobrażali sobie funkcjonowania każdego dnia. Miałam też wrażenie, że powstała ona, by pokazać walory krajoznawcze, kulturowe i turystyczne Turcji, w które wplecione zostały fabularne epizody. Całość napisana poprawnym językiem, bez błędów i potknięć stylistycznych, ale zabrakło mi odpowiedniego klimatu. Mimo to pomysł z klonowaniem Jezusa Chrystusa uważam za oryginalny.

„Tajemnice ogrodu Foksal” Jagna Rolska (wyd. Lipstick Books)

Zbyt często patrzymy na przeszłość przez pryzmat szkolnych podręczników i sztywnych szablonów. Tyle, że za szeregiem dziejowych dat i doniosłych wydarzeń oraz ludźmi, jakich widzimy na pomnikach, kryje się to, o czym w encyklopediach nie wspomina się, a szkoda. Diabeł jak zawsze tkwi w szczegółach, one są właśnie najbardziej intrygujące tak samo jak i ludzie, którzy je tworzą.

 

Młodość ma swoje prawa, tyle, że rzadko są one brane pod uwagę jeśli chodzi o młode kobiety. Hrabina Cecylia Osnowiecka wie o tym doskonale, sama podlega różnorodnym ocenom, lecz większość zasad jakie obowiązują damy ona świadomie ignoruje lub łamie. Dlatego więc daje kilku dziewczętom szansę, jakiej nikt nie dałby im nigdy oraz naukę i to nie haftu i języka francuskiego, lecz o wiele bogatszą. Jej wychowanki bywają w najlepszym towarzystwie osiemnastowiecznej Warszawy, poznają znamienite osobowości i … czasem, oczywiście „niechcąco”, wpadają w sam środek różnorakich intryg. W końcu młodość ma swoje prawa, nawet jeśli ci, którzy już o niej zapomnieli, sądzą coś całkowicie odwrotnego. Towarzyską sensacją ma być otwarcie ogrodu Foksal, niesamowitego miejsca, jakiego jeszcze stolica nie widziała, lecz nim to nastąpi kilka tajemnic trzeba wyjaśnić, przeprowadzić pewne śledztwo w sprawie morderstwa oraz rozpocząć odkrywanie płci przeciwnej. Dla czterech panien ze szkoły hrabiny Cecylii słowo tabu oznacza jedno, że trzeba dokładnie poznać co za nim się kryje, kilku młodzieńców jest chętnych do pomocy pięknym uczennicom. Co wyniknie z tych zakulisowych działań, gdzie spotyka się młodzieńcza ciekawość świata, zwłaszcza tego zakazanego oraz bunt przeciwko skostniałym zasadom. W końcu kiedy jak się nie wówczas gdy jest się młodym kontestować wszystko wokoło?

 

Wyrafinowane, arystokratyczne towarzystwo, piękne i zniewalające kobiety, przystojni mężczyźni, zbrodnia, zazdrość i niejeden sekret, a tłem dla tego wszystkiego piękne okoliczności przyrody oraz osiemnastowieczna Warszawa. Wyrafinowana dojrzałość kontra młodzieńcza, buntownicza, natura, co z tego wyniknie? Konflikt? Skandal? A może opowieść gdzie przeszłość przestaje być jedynie zakurzonym, mało interesującym, zbiorem pełnym znanych faktów i mało interesujących wydarzeń. Autorka pokazała kulisy historii od barwnej i nieoczekiwanej strony, łącząc gorące, romansowe, wątki z kryminalnymi oraz autentycznymi miejscami i postaciami. Nic tak nie intryguje jak uchylenie rąbka sekretu i spojrzenia na to, co wydaje się znane z całkiem nowej perspektywy. W "Tajemnicy ogrodu Foksal" mamy jedno i drugie, a dzięki pomysłowości Jagny Rolskiej dostajemy historię, którą wprost pochłaniamy z rumieńcami na twarzy. W tej książce znajdziemy wyrafinowaną intrygę, zmysłowe sceny i przede wszystkim lekturę, jakiej nawet nie ma co się opierać, bo i tak pochłonie nas od razu, na dłuższy czas i całkowicie. Zagadki, zbuntowani bohaterowie, niepowtarzalne tło historyczne i gorąca atmosfera, po prostu czytelniczy raj, gdzie czeka nas niejedna niespodzianka. Pomiędzy pragnieniem poznania świata, zaznaniem wszystkiego co oferuje, najlepiej tego, o czym nie mówi się głośno, sprawdzeniem na własnej skórze jak smakuje zakazany owoc poznajemy bohaterów, nie stojących w cieniu, ale śmiało wychodzącym naprzeciw przygodzie.

 

"Awans" Jakub Bielikowski (wyd. Novae Res)

„Jeśli odrzuci się wszystkie hipotezy fałszywe, ostatnia jest prawdziwa”

 

Wiele osób stawia sobie karierę ponad wszelkie inne wartości i jest gotowych na mnóstwo poświęceń, by dopiąć swego celu. Gdy nadchodzi ten moment, że zdobywają upragniony zaszczyt, nagle okazuje się, że ta pigułka ma gorzki smak. Czy tak samo będzie w przypadku bohatera książki „Awans”? O tym musicie przekonać się sami.

 

Jakub Bielikowski ukończył Politechnikę Warszawską z tytułem inżyniera chemika, a także studiował w Laboratorium Reportażu Uniwersytetu Warszawskiego. Na przełomie wieków mieszkał i pracował w Londynie, Sztokholmie i Atenach. Kilkanaście lat temu osiadł w ulubionej Warszawie, choć próbował jeszcze przeprowadzki do RPA i do Moskwy. Po drodze ukończył Warwick Business School w Coventry. Od wielu lat pracuje w sektorze informatycznym – od plaż Sydney, przez kazachskie stepy i pustynie Arabii, aż po hipisowskie San Francisco. Od niedawna prowadzi stronę autorską jakubbielikowski.com

 

Sięgnęłam po ten tytuł, gdyż zaintrygował mnie opis redakcyjny, w którym znalazłam informację, że będzie to kryminalna powieść osadzona w warszawskich realiach sprzed ponad 100 lat. I faktycznie, autor zabrał mnie w fascynującą podróż w czasie, pozwalając poczuć klimat ówczesnego życia. Nie bez znaczenia była też okładka, której front jest w krwiście czerwonych barwach. Na niej, delikatnie wyłania się Plac Krasińskich i kościół garnizonowy uwieczniony przez wybitnego fotografa, kronikarza Warszawy Konrada Brandela, który zasłynął też, jako konstruktor aparatów fotograficznych. Co ciekawe, odbitka została zrobiona z negatywu szklanego, więc fotografia ma swój szczególny, dawny urok.

 

Bohaterem jest trzydziestoletni Andrzej Zaleski, który 9 lat temu ukończył szkołę kadetów i po przejściu przez sześć czynów, czyli stopni w carskiej administracji, ma szansę na kolejny szczebel kariery, jako kapitan carskiej policji. Poznajemy go, gdy właśnie awansował na asesora kolegialnego i późnym wieczorem podąża Krakowskim Przedmieściem do domu. Jest spokojny o swoje bezpieczeństwo, gdyż jest pewien, że nikt nie odważy się podnieść ręki na tak ważną osobistość jak on. Już wkrótce przekonuje się, jak bardzo się mylił. Zostaje napadnięty przez kilku rzezimieszków, z którymi rozprawia się, niczym James Bond, bez żadnego problemu. To wydarzenie wprowadza nas od razu w klimat całej powieści, dając nadzieję na równie emocjonujące epizody w dalszej części fabuły.

 

Po tym zdarzeniu, a którym poznajemy możliwości porucznika Zaleskiego, cofamy się do dnia 23 października 1889 roku, by poznać wydarzenia doprowadzające bohatera do sytuacji z prologu. Spędzamy, więc z nim ponad rok czasu, odkrywając jego różne oblicza i sekrety, o których nie wie nawet jego żona.

 

Początkowe rozdziały toczą się jak typowy kryminał, w którym śledzimy postępowanie śledcze w sprawie morderstwa rodziny rejenta Wolskiego. Oni jak i służąca zostają znalezieni z poderżniętymi gardłami w swoim mieszkaniu mieszczącym się w kamienicy przy Koszykach. Andrzejowi Zaleskiemu pomaga prystaw, czyli komisarz carskiej policji, Morozow, który przypomina sobie, że kilka miesięcy temu miało miejsce podobne wydarzenie, gdzie także dokonano takiej makabrycznej zbrodni. Ofiarą była wówczas rodzina mecenasa Łokietka. Śledztwo odsłania działania dobrze zorganizowanej grupy przestępczej okradającej w specyficzny sposób bogatych mieszkańców Warszawy.

 

„Awans” to doskonale napisany kryminał retro z wątkiem politycznym, charakterystycznymi postaciami i tłem historycznym. Ogromne uznanie należy się autorowi za staranne i dokładnie oddanie klimatu ówczesnej Warszawy, ale też specyfiki społeczeństwa, różnorodności, nastrojów i politycznych realiów. Wykorzystał publikacje wielu autorów o XIX-wiecznej Warszawie i jej ówczesnych mieszkańcach takie jak felietony Jerzego Kasprzyckiego, Stanisława Milewskiego, Karoliny Głowackiej i Joanny Kuciel-Frydryszak. Dzięki temu mamy możliwość poczuć atmosferę minionych czasów, które zostały nakreślone przez autora bardzo realistycznie

 

To czas, gdy Warszawa jest określana, jako „małe, spokojne miasto, nie jakaś Łodź czy Piter” a na jej ulicach nie ma już cuchnących rynsztoków, gdyż zaczęła funkcjonować kanalizacja. Polska była wówczas jeszcze pod zaborami a Warszawę określano, jako Trzecią Stolicę Imperium Rosyjskiego, po Moskwie i Petersburgu pod rządami cara Aleksandra III.

 

Fabuła nie pędzi jak szalona, ale mimo to wciąga w swoje intrygujące macki, prowadząc nas przez zaułki dawnej Warszawy, oddając bardzo obrazowo nastrój ówczesnego miasta pod zaborem pruskim. Dodatkowym walorem, pozwalającym wczuć się w dawną atmosferę, jest styl, jaki autor stosuje, używając dawnych nazwy ulic i miejsc oraz wplatając rosyjskie i żydowskie słownictwo, które w przypisach u dołu strony wyjaśnia, dzięki czemu mamy dodatkową porcję informacji o minionych czasach zaborów. Wraz z kolejnymi rozdziałami wyłaniają się też inne wątki, które pokazują nam tło polityczne, nastroje panujące wśród mieszkańców stolicy oraz kontrasty społeczne.

 

Pan Jakub Bielikowski opowiada nam o tym wszystkim z lekkością, zaangażowaniem i bez zbędnych opisów, tworząc wciągającą opowieść, w której odnajdziemy zarówno wątki obyczajowe, kryminalne, sensacyjne, jaki i szpiegowskie oraz polityczne. Swoim stylem sprawia, że zapominamy o współczesnych realiach, by razem z bohaterem podążać ulicami dawnej Warszawy, co dla obecnych mieszkańców stolicy z pewnością jest nie gratką. Podtytuł książki „Detektyw Warszawski”, sugeruje, iż nie jest to nasze ostatnie spotkanie z Andrzejem Zaleskim, więc mam nadzieję, że powstaną kolejne części. Na stronie autora możemy znaleźć opowiadania, które nawiązują do tej postaci i dają nadzieję na kontynuację.

 

"Dobra siostra" Sally Hepworth (wyd. Proszyński i S-ka)

Mam siostrę i bardzo ją kocham. Odkąd pamiętam, byłyśmy i do dziś jesteśmy sobie bardzo bliskie. Wspieramy się, pomagamy sobie i zawsze służymy dla siebie wzajemnie dobrą radą. Uważam, że nasza relacja jest piękna i jestem za nią bardzo wdzięczna. Nasi rodzice od najmłodszych lat powtarzali nam, że więź, która nas łączy jest wyjątkowa i musimy o nią dbać, ale uczyli nas także, że każda z nas jest odrębną jednostką i nie powinnyśmy budować swojego życia, wieszając się na tej drugiej i uzależniając się od niej. Zawsze czułyśmy, że jesteśmy silne i każda z nas potrafi zbudować swoje życie na własnych zasadach i według własnej wizji. Jest to jak najbardziej zdrowe podejście. Jednak życie pisze naprawdę różne scenariusze i nie w każdej rodzinie relacje między rodzeństwem budowane są poprawnie, choć na zewnątrz nic na to nie wskazuje, a co więcej często są one postrzegane, jako godne podziwu. 
 
Poznajcie Rose i Fern – siostry bliźniaczki, bohaterki książki autorstwa Sally Hepworth „Dobra siostra”, z której recenzją dziś do Was przychodzę. Kiedy my czytelnicy wkraczamy w ich życie, są już dorosłymi kobietami, które mają za sobą bardzo trudne dzieciństwo spędzone pod opieką matki socjopatki, które możemy poznać na podstawie wpisów z pamiętnika pisanego przez Rose. To z niego dowiadujemy się, że nie matka, a właśnie Rose, stała się najbardziej oddaną opiekunką dla Fern. Ona bowiem, jest inna, niż wszyscy ludzie wokół i trzeba ją chronić. Rose cierpi na nadwrażliwość emocjonalną na bodźce zewnętrzne takie jak dźwięk, światło i dotyk. Często świat wokół ją przytłacza i wtedy staje się bezbronna. Nie potrafi też do końca poprawnie odczytać zachowań ludzi i ich intencji, ale wtedy może liczyć na pomoc siostry. Ona była przy niej zawsze, by ustrzec przed gniewem matki i uchronić przed konsekwencjami strasznego czynu, który popełniła wiele lat temu. Prawda została ich tajemnicą i odeszła w zapomnienie. Fern jest przekonana, że siostra chce dla niej jak najlepiej i to w niej pokłada największą ufność. Przyznajcie, że trudno nie być pod wrażeniem więzi łączącej dziewczyny. A gdybyście jeszcze potrzebowali dodatkowego potwierdzenia jej wyjątkowości, to zdradzę Wam, że największym marzeniem Rose jest zostać matką. Niestety starania o dziecko nie przynoszą rezultatów, więc Fern oferuje siostrze pomoc w urzeczywistnieniu jej pragnienia. Niestety sprawy przybierają nieoczekiwany dla Rose obrót. Widzi, że siostra dokonuje wyborów, które mogą zagrozić im obu, a także odkryć skrywane tajemnice, o których świat nigdy miał się nie dowiedzieć. Klucz do ich odkrycia zniszczy wszystko i ściągnie kurtynę pozorów.
 
Na kartach książki poznajemy dwie zupełnie różne od siebie postacie. Ich portrety zostały wykreowane tak, byśmy wyraźnie mogli dostrzec te kontrasty. Fern przez to, że zmaga się ze swoimi ograniczeniami, wynikającymi z silnego odbierania bodźców otaczających ją każdego dnia często czuje się, jak w pułapce, w której musi walczyć o każdy oddech. Wówczas jest słaba i potrzebuje poczucia bezpieczeństwa. Uwierzy we wszystko i zrobi wszystko, aby odzyskać ciszę i spokój, którego tak bardzo potrzebuje. Wie, że kiedyś zrobiła coś złego i czuje, że tak, jak wtedy tak i teraz nie poradzi sobie bez pomocy Fern. No właśnie Fern, ona pamięta przeszłość zupełnie inaczej, aniżeli jej siostra, która w każdym człowieku widzi wyłącznie dobro. Jeśli chcecie dowiedzieć się, czyja prawda jest rzeczywiście taka, jaką nam ją przedstawiono, koniecznie sięgnijcie po książkę. Nie zapomnijcie tylko, że przed prawdą nie da się uciec i prędzej, czy później trzeba będzie się z nią zmierzyć, a to, co ona za sobą niesie, może w jednej chwili wywrócić nasze życie do góry nogami. Prawda może okazać się szokująca, a wręcz przerażająca.
 
„Dobra siostra” to książka, która pokazuje, jak silnym narzędziem władzy nad drugim człowiekiem jest manipulacja i uzależnienie emocjonalne. Fern i Rose, będąc dziećmi, przez wiele lat każdego dnia były jej ofiarami. Matka bez skrupułów grała na uczuciach i emocjach córek po to, by wymóc na nich wyrazy uwielbienia i oddania względem swojej osoby.
Co za tym idzie, same również mogły przez tak długi czas wiele się od niej nauczyć. Musicie sprawdzić koniecznie, która z nich opanowała tę sztukę do perfekcji i czemu ma ona teraz służyć.
 
Książka, którą Sally Hepworth oddała w nasze ręce, skrywa w sobie pełną tajemnic i pozorów historię zbudowaną na iluzji tego, co jest nam pokazywane. Czytając ją, bardzo szybko zyskacie przekonanie, że już wszystko wiecie, ale autorce właśnie o to chodzi. Chce, żebyśmy tak czuli po to, abyśmy ostatecznie zaskoczeni przyznali, że nie wiemy nic. Autorka również nami manipuluje i wodzi nas za nos. To jest świetne, ponieważ brnąc w fabułę i na każdym kroku przekonując się, jak bardzo nasze przewidywania się nie sprawdzają, z większą jeszcze ciekawością chcemy dążyć do odkrycia całej prawdy.
 
Macie moje słowo, że ta książka Was wciągnie i zapewni Wam lekturę, od której nie będziecie mogli się oderwać. Od początku do końca bowiem osnuta jest klimatem niepewności tego, co wydarzy się za chwilę. Nie liczcie jednak na dynamiczną akcję. Muszę wręcz powiedzieć, że na wydarzenia, które przykują uwagę i nie pozwolą Wam odłożyć książki, będziecie musieli poczekać dłuższą chwilę. Cierpliwość na pewno zostanie Wam wynagrodzona, bo im wraz z rozwojem fabuły, jest coraz lepiej. Jeśli dacie się namówić na spędzenie czasu z tą książką, na co nie ukrywam, mocno liczę, dostaniecie wciągający i dający do myślenia dramat rodzinny, który skłoni Was do wielu refleksji, odnośnie silnej potrzeby bycia kochanym.