"Prosto w serce" Jolanta Kosowska wyd.Novae Res
- Szczegóły
-
Kategoria: Recenzje
-
Utworzono: niedziela, 20, grudzień 2020 20:04
-
Autor: Agnieszka Kaniuk
Miłość to uczucie, którego pragnie doświadczyć każdy z nas. Marzymy o tym, aby los splótł nasze życiowe drogi z osobą, dla której nasze serce zabije mocniej. Przy której będziemy czuli się kochani i wyjątkowi. Jednak nie zapominajmy o tym, że jest to także uczucie, którego wartość i trwałość najlepiej zweryfikuje samo życie. Nie sztuką bowiem jest mówić piękne słówka, mamić i czarować, kiedy wszystko układa się po naszej myśli niczym w bajce. W przysiędze małżeńskiej przysięgamy sobie miłość na dobre i na złe, ale to właśnie to złe jest najważniejszym sprawdzianem dla związku. To właśnie wtedy, kiedy musimy wspólnie zmierzyć się z trudnymi doświadczeniami, których przecież nie da się zupełnie uniknąć, bardzo szybko może okazać się, że osoba, która była dla nas najważniejsza i czuliśmy się prawdziwymi szczęściarami, mogąc właśnie z nią spędzić resztę swoich dni, to zwykły tchórz, a wszystkie pięknie wypowiadane przez nią słowa są puste i rzucane na wiatr.
Bólu i goryczy tej trudnej prawdy, o której nie chcemy nawet myśleć, ciesząc się pięknem wzniosłych chwil spędzanych z ukochaną osobą, zaznała niestety główna bohaterka powieści Jolanty Kosowskiej „Prosto w serce”, o której chcę Wam dziś opowiedzieć.
Hania jest piękną młodą kobietą, która właśnie kończy studia i przygotowuje się do najpiękniejszej chwili w życiu każdej z nas. Już za dwa tygodnie ma wkroczyć na nową drogę swojego życia u boku wyjątkowego mężczyzny. Ślub pochłania ją zupełnie, ale nie wie jeszcze, że za chwilę czar pryśnie. Bajkowe życie dobiegnie końca, a książę zamieni się w żabę.
Nagłe omdlenie dziewczyny staje się początkiem lawiny cierpienia, która spada na nią niespodziewanie i bez ostrzeżenia. Diagnoza ciężkiej przewlekłej choroby sprawiła, że w jej sercu zagościł lęk i obawa tego, co przyniesie przyszłość. W tym miejscu chciałabym napisać, że Bartek, przyszły mąż Hani stanął na wysokości zadania i służąc wsparciem dla wybranki swego serca, pomógł jej przetrwać trudne chwile i uwierzyć, że razem wszystko przetrwają. Bo przecież na tym właśnie polega prawdziwa miłość. Chciałabym, ale niestety nie mogę, ponieważ Bartek okazał się zwykłym egoistą, który myśląc tylko o sobie, porzuca naszą bohaterkę.
Na szczęście Hania nie została sama z tym, co ją spotkało. Ma wokół siebie wspaniałe osoby, które okazują się cudownymi przyjaciółmi. Niczym anioły ciągną ją ku górze, kiedy ona spada w dół. Dzięki nim ma możliwość wyjazdu do pięknej malowniczej Prowansji, gdzie ciesząc się wyjątkowym klimatem tego niezwykłego miejsca, próbuje odciąć się od tego, co tak bardzo boli. Tutaj też stanie przed trudnymi wyborami i decyzjami, ponieważ otrzymuje jeszcze jedną szansę, by być szczęśliwą, jednak czy będzie umiała zaufać na nowo skoro, jak sama twierdzi, słowo zaufanie dla niej jest już zdezaktualizowane? O tym musicie już przeczytać sami, do czego gorąco zachęcam. Nie bądźcie jednak niczego pewni, gdyż musicie wiedzieć, że mężczyzna, który sprawia, że motyle w jej brzuchu zaczynają tańczyć, ma za sobą trudną przeszłość, a i sama Hania nie jest skora do zwierzeń. Oboje tak niewiele o sobie wiedzą. Przekonajcie się sami, czy prawda, którą poznają o sobie wzajemnie, po raz kolejny nie przerośnie siły rodzącego się uczucia.
„Prosto w serce” to tytuł idealny dla historii, którą poznajemy na kartach książki. W moim odczuciu, odnosząc się do tego, o czym czytamy, możemy interpretować go na dwa sposoby. Można bowiem, zranić kogoś prosto w serce, jak zrobił to Bartek, porzucając Hanię w najtrudniejszym dla niej momencie, kiedy najbardziej go potrzebowała, a tym samym pokazał, że nie potrafi kochać i nie zna prawdziwej istoty tego uczucia. Ale miłość może także w najmniej spodziewanym dla nas momencie trafić nas prosto w serce. Pani Jolanta Kosowska w bardzo piękny i ujmujący, ale zarazem refleksyjny i skłaniający nas do wielu przemyśleń sposób ukazała oba te oblicza miłości.
Jeśli szukacie książki poruszającej i pięknej, która pokaże Wam, czym winno być prawdziwe uczucie i miłość, która uleczy nawet najgłębsze rany, to musicie sięgnąć po ten tytuł. Lektura ta wywoła w Was całą gamę emocji od wzruszenia, poprzez złość, współczucie, ale poczujecie także niemalże odczuwalną na własnej skórze namiętność, zmysłowość i wyjątkowość tego, co może zrodzić się między dwojgiem ludzi. Jeśli Wasze serce również zostało zranione i czujecie, że już nigdy nie będziecie w stanie nikogo pokochać, to możecie mi wierzyć, że ta książka przywróci Wam nadzieję i wiarę w to, że jeszcze możecie być szczęśliwi. Kochać i być kochanym przez kogoś, kto na Was zasługuje. Wszak podobnie, jak jedna jaskółka wiosny nie czyni, tak samo jeden palant, który Was skrzywdził, nie świadczy, o tym, że wszyscy mężczyźni, czy kobiety są tacy sami. Musicie tylko na nowo otworzyć się na miłość.
Sama autorka twierdzi, że „Prosto w serce” to najbardziej romantyczna z napisanych przez nią powieści i ja się z tym zgadzam. To piękna opowieść, której wyjątkowość i subtelność czytelnik niemalże chłonie. Nie mogłabym również nie wspomnieć o wyjątkowej umiejętności Pani Joli do malowania słowem pięknych obrazów Prowansji. Nigdy tam nie byłam, a po zamknięciu książki czułam się tak, jakbym wróciła z cudownej wycieczki, z której wcale nie chce się wracać. Co więcej, we wszystkich tych miejscach chce się być.
Cóż więcej mogłabym o tej książce powiedzieć? Trafiając wspólnie z Hanią do Prowansji, zapomnicie o reszcie otaczającego Was świata. Odetniecie się od zmartwień, problemów i trosk. Dzięki temu, że autorce doskonale udało się oddać serdeczność Włochów i ich otwartość poczujecie się niemalże, jak w gronie najlepszych przyjaciół, bądź rodziny, która jest dla nich najważniejsza, a za samą Hanię będziecie mocno trzymać kciuki, chcąc, aby gorycz rozczarowania w jej życiu zastąpiła słodycz szczerej miłości.
Jeśli mogę Wam coś doradzić to, nie czytajcie tej książki, tak jak czyta się większość innych. Pozwólcie sobie na emocje. Chłońcie ją wszystkimi zmysłami, wówczas poczujecie, że czas z nią spędzony był wyjątkowym przeżyciem, którego nigdy się nie zapomina i które chce się przeżywać wielokrotnie. Ja na pewno jeszcze do tej książki wrócę, a Was całym sercem zachęcam do jej przeczytania, najlepiej przy lampce włoskiego wina.
"Wstrzymując oddech" Małgorzata Mikos (wyd. Novae Res)
- Szczegóły
-
Kategoria: Recenzje
-
Utworzono: sobota, 12, grudzień 2020 18:58
-
Autor: Agnieszka Kaniuk
Od nagłej i niespodziewanej śmierci zachowaj nas Panie. To słowa jednej z modlitw, którą my osoby wierzące odmawiamy niemal każdego dnia przez całe życie. Dziś zadamy sobie pytanie, czy śmierć jest przypadkiem, czy może przeznaczeniem? Czy już w momencie narodzin każdy z nas ma z góry zapisany czas i sposób, w jaki zakończy swoje ziemskie życie? Wiele razy kiedy dowiadujemy się, że ktoś zginął na przykład w wypadku samochodowym, czy też odszedł nagle z innych niezrozumiałych dla nas przyczyn, padają słowa „Tak widocznie miało być, tak było mu pisane”. Pójdźmy jednak o krok dalej i poszukajmy odpowiedzi na te wszystkie pytania w kontekście przeżywania żałoby przez bliskich osoby zmarłej, którzy pogrążeni w smutku i rozpaczy nie mogą uwierzyć, w to co się stało. Przecież jeszcze kilka godzin temu, a czasami nawet chwil rozmawiali z najbliższą swemu sercu osobom, czuli jej bliskość i wystarczyła jedna chwila, która zabrała im ją na zawsze.
Nie będę jednak odpowiadać na te wszystkie pytania na podstawie moich własnych doświadczeń, choć w ostatnim czasie niestety również musiałam się z nimi zmierzyć. Do tego rodzaju bolesnych przemyśleń skłoniła mnie najnowsza książka Małgorzaty Mikos „Wstrzymując oddech”, z której recenzją do Was przychodzę.
Na kartach powieści poznajemy zakochane w sobie bez pamięci narzeczeństwo. Oliwia i Jakub są parą, która w swojej miłości odnajduje największe szczęście i bezpieczeństwo. Młodzi ludzie snują piękne plany na wspólną przyszłość. Mimo lepszych i gorszych dni w życiu chcą razem iść przez nie wspólną drogą i spełniać swoje marzenia. W momencie, kiedy my czytelnicy przystępujemy do lektury książki, Jakub postanawia spełnić jedno z największych pragnień swojej ukochanej i sprawić, by mogła spełniać się w czymś, o czym marzyła od dawna. Sama dziewczyna nie potrafi jednak w pełni cieszyć się urodzinowym prezentem. Gdzieś w głębi serca czuje niezrozumiały dla siebie lęk, który nie chce jej opuścić i zaciska swoje macki wokół jej serca. Oczywiście nikt z najbliższego otoczenia Oliwii nie przypisuje zbyt dużego znaczenia jej złym przeczuciom. Niestety wkrótce urzeczywistniają się one w najbardziej bolesny dla głównej bohaterki sposób. Traci swojego ukochanego na zawsze i bezpowrotnie. Dla niej świat się zatrzymał, a cierpienie wciąga ją w otchłań mroku. Jedyne czego pragnie to, aby to wszystko, co się teraz dzieje okazało się tylko koszmarnym snem. Tak bardzo pragnie, aby Jakub wrócił, by mogła poczuć jego dotyk, zapach, obecność. Tak wiele jeszcze chciałaby mu powiedzieć.
Pewnego dnia doświadcza czegoś niemożliwego. Pięknego, ale jednocześnie bolesnego i trudnego, co może dać jej siłę, do tego, aby na nowo żyć pełnią życia. Wykorzystując każdą jego chwilę najlepiej, jak to możliwe, albo wręcz przeciwnie, jeszcze raz rozdrapie dopiero lekko zabliźnione rany i już na zawsze pozbawi ją możliwości rozpoczęcia kolejnego jego etapu. O tym jednak musicie przeczytać już sami, sięgając po książkę, ponieważ ja nie zdradzę już nic więcej.
„Wstrzymując oddech” to bardzo piękna i poruszająca do głębi historia niezwykłej miłości dwojga ludzi, dla których słowo wieczność nabiera zupełnie nowego wymiaru i znaczenia. Autorka oddała w nasze ręce trudną i mocno emocjonalną opowieść będącą zapisem przeżywania żałoby, w sytuacji, kiedy żyjemy w przeświadczeniu, że czeka nas długie i szczęśliwe życie z osobą, której oddaliśmy nasze serce, a los niczym na pstryknięcie palców uświadamia nam, jak bardzo nieprzewidywalne bywa życie.
Jakże często zdarza nam się odkładać na potem swoje plany i marzenia, Tymczasem brutalną prawdą, którą spychamy gdzieś w najdalsze zakamarki naszej świadomości, jest fakt, że to potem może nigdy nie nadejść. Małgorzata Mikos dzięki swojej książce przypomina nam, aby żyć tu i teraz najpełniej, jak się da. Gromadzić wspomnienia i wspólnie przeżyte z bliskimi piękne chwile, bo niestety życie zawsze będzie zbyt krótkie, a śmierć niesprawiedliwa. Jedynym, co nam wówczas zostanie, będą właśnie wspomnienia, dzięki którym kochana przez nas osoba będzie z nami, aż do chwili, w co mocno wierzę kiedy spotkamy się w po drugiej stronie.
Ważnym aspektem, na który została w tej książce zwrócona nasza uwaga, jest to, aby pozwolić osobie pogrążonej w żałobie przeżyć ją we własnym tempie i na własnych zasadach. Nie powinniśmy niczego na niej wymuszać, ani czegokolwiek jej narzucać. Rodzina i przyjaciele Oliwii nie mogli zrozumieć, że dziewczyna nie jest gotowa, aby pogodzić się ze stratą Kuby i zakończyć ten tak ważny dla niej etap życia. Jak wspomniałam wcześniej, dla niej życie się zatrzymało, podczas gdy dla nich płynęło ono dalej, przez co patrzyli na to, co dzieje się z dziewczyną z własnej perspektywy. Pamiętajmy, że każdy z nas jest inny i przeżywa tak ogromną stratę na swój sposób, a nasi bliscy powinni to uszanować. W przeciwnym razie mogą tylko zaszkodzić, choć nie wątpię, że zawsze mają na sercu nasze dobro.
Moi drodzy jest mi bardzo trudno znaleźć słowa, które w pełni oddadzą to, co chciałabym Wam o tej książce napisać. Nie mogę powiedzieć , że jest niezwykła, bo jest bardzo życiowa i to, o czym w niej czytamy, może spotkać niestety każdego z nas, czego nikomu oczywiście nie życzę. Natomiast z pełnym przekonaniem uważam, że jest wyjątkowa pod względem tego, co ze sobą niesie. Skłoni Was bowiem do wielu wzruszeń, silnych emocji i refleksji. Na pewno popłyną łzy, ale także wierzę, że po jej przeczytaniu będziecie bardziej doceniać czas spędzany z tymi, których kochacie. Ja sama wiele razy w trakcie poznawania tej historii czułam potrzebę, aby powiedzieć bliskim mi osobom, kocham, przytulić się i po prostu być blisko nich. I za to, właśnie autorce z całego serca dziękuję.
Jednak to nie wszystko, co zostało dla nas przygotowane na kartach tej książki. Zostaniemy bowiem zaskoczeni wpleceniem w jej fabułę wątku fantastycznego. Oliwie ma możliwość przeżycia czegoś pięknego, czego z pewnością pragnie wiele osób, których duszę i serce trawi tak ogromny i nieopisany ból ostatecznego pożegnania, ale co w realnym życiu niestety nie jest możliwe. Ci z Was, którzy znają już choć trochę moje upodobania czytelnicze doskonale wiedzą, że nie jestem wielbicielką tego rodzaju zabiegów, ale tym razem w żaden sposób mi on nie przeszkadzał. Książka nie straciła w moich oczach, a wręcz przeciwnie, dała siłę i wiarę w to, że moi bliscy, którzy odeszli czekają na mnie i będą przy mnie, kiedy nadejdzie mój czas.
Pozostawmy jednak na chwilę stronę odczuć i emocji, a skupmy się na stronie technicznej książki. Fabuła wciąga od pierwszej strony i nie sposób oderwać się od lektury. Dzięki temu, że przez cały czas nie opuszcza nas świadomość, iż niestety w każdej chwili każdy z nas może znaleźć się w podobnej sytuacji, w jakiej znalazła się Oliwia, sama ona staje się nam bardzo bliska i trzymamy kciuki za to, aby znalazła w sobie siłę, by podnieść się z kolan po brutalnym ciosie od życia. Mimo że bez wątpienia ze względu na tematykę nie jest to łatwa książka, to lekkość stylu i języka, którym posługuje się autorka, zdecydowanie ułatwia jej przeczytanie.
Na zakończenie pozwolę sobie na odrobinę prywaty. Jak mogliście przeczytać we wcześniejszej części recenzji, ja ostatnio również musiałam zmierzyć się z dokładnie takimi samymi doświadczeniami jak Oliwia, Dosłownie, kilkanaście dni temu w wypadku samochodowym zginął mój wujek. Było mi bardzo ciężko przeżywać wszystko od początku i przywoływać w pamięci te wszystkie rozrywające serce obrazy. Choć książka ma teraz na sobie liczne ślady moich łez, bo nie był to odpowiedni dla mnie czas na to, aby po nią sięgnąć, to jednak w jakimś stopniu mi pomogła, dając nadzieję i wlewając w serce choć trochę tak bardzo potrzebnego mi teraz ukojenia i spokoju.
Zdecydowanie zachęcam Was do przeczytania tej książki, jednak chcę zaznaczyć, że dla każdego jej czytelnika musi przyjść na nią odpowiedni moment, kiedy będzie czuł, że jest na to gotowy. Mam nadzieję, że udało mi się przekonać Was, iż warto tę książkę przeczytać, a jeśli nie to niech najlepszą rekomendacją dla niej będzie to, że znajdzie się ona w gronie najlepszych książek przeczytanych przeze mnie tego roku.
"W paszczy lwa" Melisa Bel
- Szczegóły
-
Kategoria: Recenzje
-
Utworzono: niedziela, 29, listopad 2020 11:55
-
Autor: Agnieszka Kaniuk
Być damą w pięknej sukni, za którą tęsknie wodziliby wzrokiem szlachetnie urodzeni dżentelmeni. Nie ukrywam, że jestem romantyczką i często, czuję, że nie pasuję do czasów, w których przyszło mi żyć. Teraz więc pozostaje pytanie, czy odnalazłabym się w wieku dziewiętnastym? Oczywiście sama nie mam możliwości tego sprawdzić, ale na szczęście dzięki książkom wszystko jest możliwe. Dlatego też tym razem na to pytanie postaram się odpowiedzieć sobie i Wam dzięki najnowszej książce Melisy Bel „W paszczy lwa”, z której recenzją dziś do Was przychodzę.
Już teraz mogę Wam zdradzić, że owa odpowiedź nie będzie tak oczywista, jak może się to wydawać, bowiem bycie kobietą tamtych czasów wcale nie jest łatwe. Ograniczane przez konwenanse oraz obowiązującą etykietę zmuszone są znieść naprawdę wiele, aby móc zaznać szczęścia i prawdziwej miłości. Bardzo dobitnie przekonała się główna bohaterka powieści - Catherine Williams.
Młoda dziewczyna od zawsze żyje w cieniu swojej starszej siostry Helen, która jest oczkiem w głowie swojej matki. To właśnie do niej lady Amelia nieustannie porównuje młodszą córkę. To właśnie Helen jest tą piękną i dystyngowaną młodą damą, która wzbudza zainteresowanie wielu panów na salonach. Tymczasem Catherine z ust rodzicielki słyszy tylko kąśliwe reprymendy i ubolewania nad jej dziecięcą nieporadnością, mimo że właśnie debiutuje na balu. W budowaniu wizerunku idealnej kandydatki na żonę nie pomagają również bujne kształty naszej bohaterki, które żadną miarą nie wpisują się w obowiązujące kanony urody. Los nie obchodzi się z dziewczyną łaskawie, dając jej także niepożądany dar wpadania w kłopoty i krępujące sytuacje. Ona sama jednak marzy o dobrym i miłym mężu.
Pewnego dnia na drodze dziewczyny staje mężczyzna, dla którego jej serce zabiło mocniej. Nicolas Devon właśnie wrócił z frontu i jest uznany za bohatera. Niestety zdobycie serca mężczyzny nie jest łatwe, ponieważ jest on lwem salonowym rozchwytywanym przez wiele pań, które zabiegają o jego uwagę i względy. Taka szara myszka, jak panna Williams nie ma u takiego mężczyzny najmniejszych szans. Można by przypuszczać, że odpuści i zrezygnuje ze swojej szansy na miłość, gdyby nie pewne upokarzające ją zdarzenie, które paradoksalnie stało się początkiem jej spektakularnej metamorfozy i determinacji w walce o tego, na którym jej zależy.
Samemu Nicolasowi skrycie Catherine podobała się od dawna, ale dzieli ich znaczna różnica wieku i przecież ona jest tylko dzieckiem. Nie wie jednak jeszcze, że ta słodka jaskółeczka, jak zwykł o niej mówić i myśleć ma już przygotowany swój plan zapolowania na salonowego lwa. Podejmie z nim grę, która udowodni, że po tamtym dziecku, którego widział w niej wybranek jej serca, nie ma już śladu. Grę, na którą nie będzie przygotowany. Sprawdźcie koniecznie, czy da się usidlić, a może pozostanie odporny na uroki swojej wiernej dręczycielki.
Jeśli zdecydujecie się sięgnąć po tę książkę, do czego gorąco Was zachęcam, otrzymacie pełen namiętności i humoru romans historyczny, od którego nie będziecie mogli się oderwać. Niesamowity londyński klimat oraz różnorodność i barwność każdego z bohaterów tej historii sprawi, że zapomnicie o otaczającej Was rzeczywistości, chcąc jak najdłużej pozostać pod jej urokiem. Niemalże na własnej skórze poczujecie subtelność, ale także pasję rozkwitającego uczucia, okraszonego zabawnymi utarczkami słownymi.
Miłość to jednak nie jedyny aspekt, na którym opiera się fabuła książki. Poznajemy również trudną historię rodzinną Nicolasa, który żyje w poczuciu winy za tragedię, która zniszczyła jego rodzinę, a także siłę plotki i starania, aby odbudować majątek rodzinny. Ponadto jesteśmy świadkami tego, jak główna bohaterka robi wszystko, aby wyrwać się z ucisku wywołanego rolą matki i żony przypisywanej kobiecie. Pragnie mieć u swojego boku mężczyznę, który będzie traktował ją jak równą sobie i przy którym będzie mogła czuć się wolna.
Nie mogłabym również nie wspomnieć o wątku wyjątkowej przyjaźni między Catherine i jej damą do towarzystwa. Charlotte pochodzi z zupełnie innego z perspektywy życia nowej przyjaciółki świata. Wychowywana w przytułku, wie, czym jest bieda i uciemiężenie. Dzięki niej Catherine pozna trudy prawdziwego życia, o którym dotychczas nie miała pojęcia, żyjąc pod kloszem.
Myślę, że już teraz sami widzicie, iż naprawdę warto spędzić czas z tą pozycją. Czyta się ją z niezwykłą lekkością i swobodą. Melisa Bel ma wspaniałą umiejętność odzwierciedlania realiów tamtejszych czasów, jak również kreślenia słowem wspaniałych obrazów, które czytelnik może niemalże widzieć, zamykając oczy.
"Zośka. Dopóki biło serce" Anna Stryjewska wyd. Szara Godzina
- Szczegóły
-
Kategoria: Recenzje
-
Utworzono: piątek, 20, listopad 2020 13:35
-
Autor: Agnieszka Kaniuk
Mieszkańcami tej hermetycznie zamkniętej wioski są tytułowa Zośka i jej trzyosobowa rodzina. Codzienność dziewczyny wypełnia nieustanna praca i opieka nad młodszą siostrą. Zosia nie skarży się na swój los, ponieważ jest bardzo pracowita i zna wpajaną jej nieustannie przez rodziców wartość pracy. Kocha też swoją siostrę Jadzię i robi wszystko, aby okazać jej jak najwięcej miłości i serdeczności, której żadna z nich nie otrzymała od matki. Rodzicielka nigdy nie darzyła swoich córek miłością. Jedyne czego mogły się od niej spodziewać to ciągłe utyskiwania, polecenia rzucane ostrym tonem i krytyka. To, co się dla ich matki liczy to praca i nie ma dla niej nic ważniejszego ponadto. Sytuacji nie ułatwia bieda, która jest nieodłącznym elementem życia mieszkańców tej wioski. Jedyną odskocznią od wielu problemów dnia codziennego są dla dorastającej Zosi marzenia o lepszym życiu i przyszłości, w której będzie mogła realizować swoje marzenia, będąc kochaną.
Anna Stryjewska oddała w nasze ręce bardzo poruszającą i wciągającą historię opartą na faktach. Tę prawdę i autentyzm czujemy niemalże od pierwszej strony. Na kartach książki poznajemy prawdziwe życie z jego blaskami i cieniami. W momencie, gdy przystępujemy do lektury tego tytułu, stajemy się obserwatorami rytmu życia na wsi wyznaczanego przez zmieniające się pory roku i prace polowe. Rodzicom młodego pokolenia nie w głowie są uczucia i wzniosłe marzenia. Mając w pamięci piętno, które odcisnęła na nich przeżyta wojna, teraz tylko w ciężkiej pracy na roli widzą sens. Jednak ich dzieci chcą czegoś więcej.
Nasza Zosia ma niezwykły talent do szycia i właśnie z szyciem chciałaby wiązać swoją przyszłość. Czy znajdzie się ktoś, kto uwierzy w talent dziewczyny i doda jej siły, aby nigdy się nie poddawała? Sprawdźcie to już sami, bo ja oczywiście nic więcej nie zdradzę. Mogę powiedzieć tylko, tyle że przed Zosią jeszcze bardzo trudna droga.
Zarówno czytelnik, jak i sama główna bohaterka pokłada nadzieję na zmiany wiodące ku lepszemu życiu w miłości i małżeństwie. Niestety, jak się przekonacie, bardzo szybko okaże się, że lepsze jest wrogiem dobrego. A miłość to, czasami zbyt mało, aby czuć się szczęśliwym. Niestety bywa tak, że fizyczna dojrzałość osoby, którą kochamy, nie idzie w parze z dojrzałością emocjonalną, a to może być przyczyną wielu krzywd, które nam wyrządza, mimo że darzy nas uczuciem.
Jak widzicie „Zośka. Dopóki bije serce” to wielowątkowa i piękna powieść, która sprawi, że nie będziecie mogli się od niej oderwać. Ja sama bardzo mocno wczułam się jej klimat i rozgrywające się wydarzenia. Szczerze mogę przyznać, że podczas czytania zupełnie zapominałam o otaczającej mnie rzeczywistości i czułam się niemal częścią opisywanej przez autorkę historii.
Niezwykłym atutem tej, jak również każdej poprzedniej książki Pani Ani jest piękny język, którym się posługuje oraz wspaniała umiejętność malowania słowem pięknych obrazów, które my czytelnicy widzimy, zamykając oczy. Nie mogłaby również nie zwrócić Waszej uwagi na wspaniałe kreacje bohaterów książki. Każda z postaci, którą tu spotkacie, jest osobą niezwykle złożoną, dzięki czemu są oni wyraziści i żadnego z nich nie można jednoznacznie ocenić. Dzięki temu książka staje się jeszcze ciekawsza i daje mocno do myślenia. Co więcej, jestem przekonana, że pomimo iż fabuła książki dotyczy lat minionych, to również dziś wielu z nas boryka się z podobnymi problemami. Chociażby trudne relacje na płaszczyźnie matka – dziecko, czy syndrom nieodciętej pępowiny, który potrafi zniszczyć nawet największe uczucie.
Gorąco zachęcam Was do poznania tej historii. Mnie ona mocno poruszyła, dostarczając całą paletę barw i emocji. Jej lektura okazała się dla mnie niezwykłym doświadczeniem, a wspomnienia matki i ciotki głównej bohaterki wycisnęły łzy. Za samą Zosię trzymałam mocno kciuki. Stała mi się bardzo bliska i chciałam, by wreszcie znalazła w sobie siłę i odwagę, by odciąć się od niszczących ją osób i poszła własną drogą. W jej życiu było wiele zawirowań, a ja czułam potrzebę ją przytulić i powiedzieć „Bez względu na wszystko nie poddawaj się, idź swoją drogą". Z tą właśnie myślą, która jest również pięknym przesłaniem książki, Was zostawiam i z niecierpliwością czekam na kontynuację cyklu, która pojawi się już wkrótce.