Anna Karpińska "Za jakie grzechy" (Prószyński i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: czwartek, 24, lipiec 2014 10:33
Anna Karpińska należy do grona jednej z moich ulubionych polskich autorek. Pisze, na pozór o zwyczajnych tematach, jednak robi to w sposób nie pozwalający czytelnikowi na przerwanie lektury w którymkolwiek momencie. Jak zaczniesz czytać, to od przysłowiowej „deski do deski”. Z powieścią „za jakie grzechy” jest dokładnie tak samo. Z każdą przeczytaną linijką wchodzimy w świat bohaterów, z którego nie jest łatwo powrócić.
Tym razem autorka przenosi nas do świata młodej psycholożki- Aliny Dobrowolskiej. Wydawałoby się, że skoro psycholog pomaga nam jak radzić sobie ze swoim życiem, swoje ma perfekcyjnie poukładane. Nic bardziej mylnego. Psycholog- też człowiek, też problemy miewa. Nasza bohaterka jednak przez los została okrutnie doświadczona. Zostawiona przed ołtarzem przez niedoszłego męża, nie radzi sobie z zaufaniem w stosunku do jakiegokolwiek mężczyzny. Na słowo „Ślub” zwija żagle i zawija do portu, jakim jest mieszkanko na poddaszu. Dodatkowo, przy każdej rodzinnej uroczystości z wielką niechęcią dzieli stół z byłym narzeczonym, aktualnie mężem siostry, których ślub odprawiono na zgliszczach szczęścia Aliny. Unikając rodziców, którzy okazali się nieczuli na cierpienie młodszej córki i siostry, która nie widzi nic poza czubkiem swego nosa, pogłębia swoją więź z wujostwem z podwrocławskiej wsi. Ludzkie życie jest jednak krótkie, więc ich również w pewnym momencie zabrakło. W spadku po wujku kobieta otrzymuje dworek i firmę przynoszącą milionowe dochody. Jednak w życiu nie ma lekko, o czym Alina się już przekonała i spadkiem musi się dzielić z Tomaszem, który pojawia się w jej życiu zawsze, kiedy ta potyka się i upada. Niechęć przeradza się w sympatię i zaufanie, ale czy uda się na tym zbudować partnerski biznes? W dodatku pojawia się tajemniczy pacjent, który (o zgrozo!) przed ołtarzem zostawił już trzy kobiety i nie wiadomo czy na tym koniec.
Nie jest to słodka historia wielkiej miłości, bo miłość owszem jest, jednak to nie ona wiedzie prym. Jest jakby z boku wszystkiego, wypadkową, przyczyną wielu sytuacji. Fabuła zbudowana jest w dwóch wymiarach, poznajemy wcześniejsze lata głównej bohaterki, przeplatające się z bieżącymi wydarzeniami, dzięki czemu lepiej rozumiemy niektóre jej decyzje i obawy.
Trzeba przyznać, że autorka nie szczędzi głównej bohaterki, jednak zakończenie pozostawia nadzieję na kontynuację, bo nie wszystko zostało powiedziane i wyjaśnione. Ja czekam z nadzieją.