Maria Wolska "Zatrzymać chwilę" (Szara Godzina)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 10, wrzesień 2014 08:55
- Autor: Kamila Walendowska
„Co nie zabije to wzmocni. To nieprawda! Co nie zabije to nie zabije, wcale nie musi wzmacniać, potrafi sponiewierać i zostać na całe życie.” Jacek Walkiewicz
Historia, jaka może się przydarzyć każdemu, lecz nie każdy może ją przeżyć. To tyle i aż tyle o krótkiej, a zarazem głębokiej powieści Marii Wolskiej, pt. „Zatrzymać chwilę”. Myślę, że niejednemu czytelnikowi otworzy ona oczy, by móc oddać się refleksji nad własnym zabieganym życiem.
Kim jest Ewa? Kobietą, jakich wiele. Młoda, zakochana, zapracowana. Aktualnie w luźnym nieformalnym związku z Markiem. Pracownik usług finansowych. Praca, jaką wykonuje, sprawia, iż Ewa poprzez liczne obowiązki zawodowe traci całkowicie kontrolę nad swym życiem, jeszcze do tego nowy szef, który o zgrozo jest absolutnym służbistą i tyranem, obarczającym swoich pracowników notorycznie nadliczbowymi godzinami pracy w imię zbliżającej się kontroli. Jak wiadomo, nieszczęścia lubią chodzić parami to i na dokładkę Ewie krew w żyłach codziennie psuje koleżanka z pracy.
W domu bohaterka nie może nigdy znaleźć odpoczynku, jest wiecznie przemęczona. Związek z Markiem zaczyna wisieć na włosku. Narzeczeni widują się tylko w przelocie lub w łóżku podczas snu. Marek pragnie ustabilizowanego życia z ukochaną, ślubu, dzieci, na co dziewczyna reaguje jak diabeł na święconą wodę. Wszystko ją drażni, staje się egoistyczna, buńczuczna. Włos się człowiekowi jeży na głowie, kiedy o tym czyta. Zaczyna się zastanawiać, ile jeszcze? Jak długo to potrwa? Przecież każdy ma jakieś granice wytrzymałości. Co takiego musiałoby się wydarzyć w jej życiu, bo to, że się zdarzy, nikt nie ma wątpliwości, że zechciałaby się zatrzymać?
W nocy po kolejnej kłótni z Markiem Ewa ląduje na pogotowiu z podejrzeniem zawału. Na szczęście diagnoza lekarska mówi co innego. Internista sugeruje dziewczynie zmianę trybu życia, urlop chorobowy, ograniczenie używek nikotynowo - kofeinowych. Niestety, kobieta nie słucha, mało tego, postanawia rozstać się na jakiś czas z narzeczonym.
Następnego dnia może lepiej, aby w kalendarzu ogóle nie było, ale cóż, czasu nie da się zatrzymać. Ostra wymiana zdań z szefem, kłótnia o zakres obowiązków z nielubianą koleżanką z pracy, przyczynia się do tego, iż Ewa wybiega z biura na ulicę prosto pod koła ciężarówki. Co się dzieje dalej? Historia charakterem przypominająca trochę „Opowieść wigilijną”.
Czy da się zatrzymać chwilę? Zmienić cokolwiek, by móc żyć? Kim tak naprawdę jest tajemniczy Wojtek? Ile prawdy o sobie samych przyjdzie nam się dowiedzieć? Polecam.
Pani Mario, dziękuję za piękną, pełną emocji i mądrości książkę.
Małgorzata Warda "Miasto z lodu" (Prószyński i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 09, wrzesień 2014 09:23
Mateusz Czarnecki "Otwórz oczy, zaraz świt" (Wydawnictwo AL REVÉS)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 08, wrzesień 2014 09:11
- Autor: Agnieszka Trześniewska
„Otwórz oczy, zaraz świt” to historia Teodora, młodego człowieka sukcesu, który na płaszczyźnie zawodowej wspiął się po drabinie na sam szczyt. I choć pozornie ma wszystko, dopiero spontaniczny wyjazd do Indii uświadamia mu prawdę o jego życiu. Ale czy twardo stąpający po ziemi biznesmen będzie umiał wyciągnąć odpowiednie wnioski z lekcji, jaką zafundował mu los?
Piotr Szewc "Bociany nad powiatem" (Wydawnictwo Literackie)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: niedziela, 07, wrzesień 2014 10:35
Bociany nad powiatem nie są moim pierwszym spotkaniem z prozą Piotra Szewca. Wcześniej czytałam Zagładę (1987) oraz Zmierzchy i poranki (2000) – znakomite powieści, utrzymane w konwencji realizmu magicznego skrzyżowanego z proustowską kontemplacją upływającego czasu. W Bocianach nad powiatem Szewc przenosi nas w podobne miejsce akcji i prezentuje podobnych bohaterów, poruszających się po zaułkach świata, którego już nie ma. To nawet nie jest powieść. To wielka literacka impresja, narracyjna pogoń za zjawiskami ulotnymi i kruchymi, jak porcelanowe figurki. Próba uchwycenia gry światła, odgłosów miasta, śpiewu ptaków, zapachu kwiatów i ludzkich emocji, zaklętych w słowa i zdania. Pogoń za tym, co mija z każdą sekundą, bezpowrotnie połknięte przez nienasycony żołądek czasu.
Nad niewielkim, polsko-żydowskim miasteczkiem wstaje dzień. Promienie światła drażnią oczy, rozwierają zaspane powieki, przyspieszają bicie serca i wyrywają umysł z miękkiej waty snu, każąc mu pracować wedle reguł poddanych logice. A jednak w miasteczku nic nie jest zwykłe i logiczne. W każdej cząstce rozwibrowanego kolorami lata tkwi element cudu. W pliszkach, w kwiatach, w zieleniącej się akacji, w koleinach wyżłobionych przez koła wozów, w kurach dziobiących ziarno, w lustrze rzeki, odbijającej słońce i w bocianach kołujących nad powiatem. Miasto budzi się do życia, ale duch powiatu nie spał nigdy. Unosi się nad przyrodą, przedmiotami i ludźmi, stanowi część wielkiego, doskonale skonstruowanego mechanizmu, jakim jest natura. Natura zaś od zawsze pozostaje na usługach czasu. A czas jest nieubłagany. Przemija z każdą sekundą, skazując na zagładę absolutnie każdy element świata. Przeminąć musi kaszarnia Reginy Forem i kury babci Lolka, przeminąć musi kuźnia Adama Ostrowskiego i maszyna do szycia Emilii Kuczyńskiej, przeminąć musi budka Icchaka Safiana, przeminąć musi również grusza, pod którą odpoczywa posługaczka Alina. Unoszący się nad powiatem wraz z bocianami narrator – wszechwiedzący opowiadacz z bliżej nieokreślonej przyszłości – wie, że wszystko pochłonie nicość. I jego samego również. Snuje więc historię tętniącego podskórną energią miasteczka i bohaterów, nieświadomych tego, że są trybikami wielkiego, niezniszczalnego zegara. Młody Lolek ogląda rzeczywistość oczami dziecka i marzy o tym, by kiedyś znaleźć odpowiednie słowa i wszystko opisać, nad rzeką Alina oddaje się kochankowi, stolarzowi Marcinowi Greli, Emilia Kuczyńska i Adam Ostrowski przeżywają dojrzałą miłość, z której siły dopiero zaczynają zdawać sobie sprawę, babcia Lolka po raz kolejny liczy kury, nieufna wobec swoich starych oczu, Regina Forem krząta się po kaszarni, a jej syn Daniel myśli o tym, że chciałby kiedyś pojechać do Wiednia. Nad wszystkim unosi się duch powiatu. I bociany – spokojne i dumne, również jednak poddane sile czasu.
Bociany nad powiatem to niezwykła książka, którą trzeba czytać i smakować powoli, z wyczuciem i skupieniem, by niczego nie przeoczyć. Niezwykła literacka impresja, opis świata, który bezpowrotnie minął i nigdy nie odrodzi się w tej samej formie. Bo rzeczywistością rządzą inne prawa, reguły, które nie pozwalają powstać z prochu Alinie i Marcinowi Greli, które nie pozostawiają miejsca na kaszarnię Reginy Forem i kurnik babci Lolka. Świat nie daje się już zatrzymać w takiej słonecznej stop-klatce. Nie pozwala kontemplować gry światła na miejskim bruku, nie pozwala kontemplować pliszek i dziwnego zapachu dość pospolitych pelargonii. Być może dlatego, że minęła również bezpowrotnie ówczesna, specyficzna wrażliwość, która nakazywała człowiekowi z zachwytem, ciekawością i niejakim zdumieniem przyglądać się przestrzeni, zjawiskom i otaczającym go ludziom. Piotr Szewc jest niezwykłym malarzem nastroju, sprawnie operuje literackim pędzlem i z ogromną siłą oddziałuje na wyobraźnię. Posługuje się słowem tak, że doświadczamy opisywanych przez niego zjawisk wszystkimi zmysłami, czujemy smak owoców i zapach kwitnących kwiatów, rozumiemy niepokój Aliny i słyszymy przyspieszone bicie serca Adama Ostrowskiego, kiedy Emilia Kuczyńska przytula policzek do jego klatki piersiowej.
Umieć wykroić z systemu językowego taką rzeczywistość i takich bohaterów, to naprawdę wielka sztuka. Proza Piotra Szewca rzeczywiście przypomina literackie dokonania Marcela Prousta i Brunona Szulca, co często podkreślają krytycy, mnie jednak nasunęło się również inne porównanie. W barwnych, żywotnych opisach przyrody, podlegającej nieustającym metamorfozom – opisom, które szarpią język i wyciągają z niego nowe, nieznane dotąd porównania i metafory – Piotr Szewc przypomina Alejo Carpentiera, kubańskiego twórcę realizmu magicznego, i jego powieść Królestwo z tego świata. Taki jawi się również powiat, nad którym kołują bociany. Jest królestwem z tego świata – barwnym ogrodem, zamieszkałym przez czujące i myślące istoty. Królestwem z tego świata, które gdzieś kiedyś naprawdę zaistniało. Bociany nad powiatem to kawałek wspaniałej, doskonałej, wybitnej prozy.