Małgorzata Błońska "Pistacja w Krainie Smoków. Chiny inaczej" (Wyd. BIS)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 06, sierpień 2014 12:27
- Autor: Katarzyna Pessel
Chiny kojarzą się z wieloma obrazami - od Wielkiego Muru poprzez zabytki Wiecznego Miasta, aż do przedmiotów z napisem made in China obecnych wszędzie. Jednak to jeszcze przecież nie wszystko, a zaledwie niewielki ułamek wielobarwnego świata, jaki wydaje się nam egzotyczny i odległy, lecz także znany. Zanim odbędzie się podróż do Państwa Środka warto zapoznać się z tym co ma ono do zaoferowania, a nawet gdy wyjazd nie jest w planach to "Pistacja w Krainie Smoków. Chiny inaczej" da co najmniej przedsmak tego, co mogłoby być naszym udziałem. Zamiast typowego przewodnika opowieść o perypetiach i z humorem przedstawione różnice oraz podobieństwa pomiędzy dwoma kulturami.
Pistacja naprawdę nazywa się Małgosia, ale nowe imię jest jak najbardziej na miejscu i po chińsku znaczy owoc szczęścia. Swoją przygodę rozpoczęła już na lotnisku, a to nawet nie była pełna zapowiedź tego, co czekało na Polkę, Europejkę i po prostu cudzoziemkę w krainie legendarnych smoków. Po pierwsze sama uczelnia i styl studiowania, różniące się od tego co większość żaków zna. Po drugie wielonarodowa mieszanka studenckiej braci jednocześnie tak różna sama w sobie, a co dopiero w porównaniu z chińskimi studentami. Po trzecie najlepiej samemu spróbować wszystkiego na co ma się ochotę, bo to najlepszy sposób by poznać kraj i ludzi. Małgosia od początku jest nastawiona na tak, nawet kiedy oznacza to zjedzenie potrawy, która jeszcze nie tak dawno nie wchodziła w rachubę pod żadnym względem. Ale nie samą nauką i strawą człowiek żyje, pozostają jeszcze rozrywki, czasem podobne, a czasem zupełnie inne, no i przede wszystkim podróże bliższe i dalsze w jakich poznaje się Chińczyków i Chiny od podszewki. Żaden przewodnik, mniej lub bardziej obszerny, nie przygotuje na ogrom wrażeń jakie czekają na każdym kroku - piękno znanych zabytków jak i tych skrytych daleko od turystycznych tras. Nie można zapomnieć o krajobrazach, nie stanowią one jedynie tła, wprost przeciwnie, często są aktorem pierwszoplanowym i bardziej zachwycającym niż dzieła rąk ludzkich. Co więc zwiedza, ogląda i czego doświadcza Pistacja? Chiny to kraj ogromnych kontrastów - wieżowce Pekinu i odległe prowincje, gdzie dominuje rolnictwo, ktoś może powiedzieć banał, ale gdy czyta się pełne wrażeń opisy perypetii Małgosi łatwo można sobie wyobrazić i cuda przyrody i te wybudowane przez człowieka. Budowle oraz krajobrazy to jedno, ale to ludzie tworzą niepowtarzalny klimat i kulturę , w jakiej co krok czekają niespodzianki.
Kilka miesięcy szybko zmieniło się w pięć lat, a okres ten okazał się bogaty w doświadczenia w każdej dziedzinie życia. Opowieść Małgorzaty Błońskiej to relacja z pierwszej ręki o Chinach, jej mieszkańcach, cudzoziemcach i samej autorce, nie brak w niej humoru, celnych spostrzeżeń oraz pokazania prawdziwej rzeczywistości - tej oszałamiającej, ale i zwykłej, codziennej. "Pistacja w Krainie Smoków. Chiny inaczej" to nie suche informacje, lecz ciekawe historie w jakich nie brak kulinarnych smaków, niuansów kulturowych, egzotyki oraz niekłamanej fascynacji Państwem Środka i jego mieszkańcami. Dzięki żywej narracji, anegdotom oraz autentyzmowi, nie ma się wrażenia, że czyta się książkę, lecz słucha się dobrej znajomej, która dzieli się swoimi odczuciami i doświadczeniami. "Pistacja w Krainie Smoków. Chiny inaczej" to świetna opowieść i dla pasjonatów i dla każdego kto lubi poznawać ciekawe miejsca.
Olga Rudnicka "Fartowny pech" (Wyd. Prószyński i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 04, sierpień 2014 06:40
- Autor: Kamila Walendowska
Specjaliści medyczni twierdzą, że śmiech to zdrowie. Kto często się śmieje, zapomina o bezsenności i bólu. Jedna minuta śmiechu to 45 minut relaksu, spalamy około 12 kalorii, żyjemy około 10 minut dłużej, mamy lepiej dotleniony organizm. Zamiast pół litra, do płuc dociera półtora litra tlenu.[1] Po zakończonej właśnie lekturze z czystym sumieniem stwierdzam, że jestem zdrowsza, pogodniejsza i jakieś 10 kg lżejsza. Moja rodzina już się przyzwyczaiła, że za każdym razem, kiedy widzą mnie z książką Olgi Rudnickiej w dłoni, wiedzą że napadać mnie będzie niekontrolowany śmiech, głupawka i daleko zasięgowe parskanie (wniosek? Nie siadać zbyt blisko).
Historia, jaką tym razem wymyśliła autorka, jest po prostu genialna. Na początek posterunkowy Filip Nadziany zwany Jokerem. Już moment kiedy go poznajemy jest wielce atrakcyjny, szczególnie dla kobiecego grona. Mężczyzna przykuty kajdankami do łóżka z czerwonymi kokardkami tu i ówdzie. Akcja niczego sobie, dopóki w domu nie pojawia się nie kto inny, jak mamusia policjanta. Co dalej?... Phi, sami poczytajcie. Niestety, pan posterunkowy ma ostatnio dość czarną życiową passę. Po serii niefortunnych zdarzeń, dla dobra ogółu postanawia zmienić miejsce pracy, tylko czy zmiana okaże się na lepsze?!
Mamy też drugiego policjanta – Krystian Dziany, przez przyjaciół nazywanym Krysiem. Przez mały moment udało mu się nawet awansować z prewencji do drogówki. Niestety, to też nie trwa zbyt długo. Siódmego dnia obiecującej być może kariery, nieświadomy zatrzymuje do kontroli drogowej żonę samego komendanta policji. Po niefortunnych zdarzeniach dziejących się podczas interwencji domowej, Dziany opacznie zostaje wzięty za włamywacza i z zaskoczenia pobity przez dwunastolatkę. Krystian dochodzi do wniosku, że praca w policji nie jest szczytem jego marzeń i postanawia otworzyć prywatne biuro detektywistyczne. Marzy też o tym, by się zakochać. Uczucie, choć błahe, trudno w jego przypadku o takie, które okazywane jest z wzajemnością.
Było o porządnych chłopcach, to teraz o tych spod ciemnej gwiazdy. Gianni – były żołnierz Legi Cudzoziemskiej, obecnie najemnik do zadań specjalnych pracujący dla półświatka, zajmujący się – eliminacją! Właśnie otrzymuje zlecenie na robotę w Polsce. Gianni jest starszym bratem Krystiana Dzianego.
Padlina – boss lokalnej mafii, na którego podwórku pojawiła się konkurencja – nowy zleceniodawca Gianniego. Tym razem jednak sprawa wygląda zdecydowanie inaczej. Biznesmen nie ma pojęcia, kogo należałoby wyeliminować. Gianni postanawia wykorzystać do tego firmę detektywistyczną brata, nie informując jednak samego zainteresowanego, dla kogo będzie pracował.
Sprawy szybko się komplikują i nic nie dzieje się tak jak powinno. Dziany zostaje postrzelony w stopę, niby przypadkiem, a może przez Nadzianego. Padlina przekonany, że za postrzałem stoi konkurencja wywołuje wojnę gangów. Do tego akcja z jego córką Dagmarą, niemal jak u Szekspira. Gianni wygrywa w karty dziewczynę, o którą nie prosił. Choć postanawia za sprawą zauroczenia przejść na uczciwą drogę życia, przyjmuje kolejne zlecenie. To tak w telegraficznym skrócie. W rzeczywistości przypadków i faktów jest dużo więcej.
To co stworzyła Olga Rudnicka to kolejny mistrzowski misz masz. Genialna akcja, kupa śmiechu i logiczne rozwiązania względem bohaterów o podobnie brzmiących nazwiskach, ale w tym to już autorka ma spore doświadczenie z wcześniejszych powieści tj. „Natalii 5” i „Drugi przekręt Natalii”. Mam nadzieję, że i tym razem pisarka nie zawiedzie swoich fanów i napisze dalsze losy Dzianych i Nadzianych.
Był czas, że Olga Rudnicka była porównywana z panią Joanną Chmielewską. Obserwując rozwój pisarski Rudnickiej stwierdzam, iż Olga ma już wypracowany swój własny genialny, indywidualny styl. Polska zdobyła nową królową komedii. Brawo, oby tak dalej!!!
Wioletta Sawicka "Wyjdziesz za mnie kotku?" (Prószyński i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: niedziela, 03, sierpień 2014 08:40
- Autor: Kamila Walendowska
„Zamyśliła się nad potęgą uczuć, tych dobrych i złych. Niezależnie, gdzie mieszkasz, jakim mówisz językiem, jaki masz kolor skóry, uczucia są takie same. Nie znają granic. Każdy kocha, tęskni, płacze tak samo”[1]
Niejedna kobieta pewnie zazdrościłaby Annie Bendorf. Jest ona bowiem charyzmatyczną dziennikarką radiową, odnosi sukcesy, ma wspaniałego faceta, który: jako chirurg dobrze zarabia, jest nieprzyzwoicie przystojny i obłędnie zakochany w swej narzeczonej. Kiedy Patryk postanawia się oświadczyć Ani, ona ku zaskoczeniu całego ogółu stanowczo odmawia. Ale jak to? Kobieto, przecież masz wszystko! Czego ty jeszcze chcesz? W głowie ci się przewróciło? Czy to takie złe, że facet chce się tobą zaopiekować, kiedy wraca zmęczony po pracy do domu chce mieć obiadek podstawiony pod nos, najlepiej jeszcze pilota do ręki, mały browarek, gromadkę dzieci i absolutną kontrolę nad twoim życiem? Wiele kobiet tak żyło i nie umarło… tylko czy były szczęśliwe?!
Większość naszych egzystencjalnych problemów zaczyna się, gdy próbujemy żyć według cudzych zasad, form, upodobań, pragnień, zapominając o sobie. Każda czara, choćby nie wiem jaka pojemna, zawsze kiedyś się napełni. Twój wewnętrzny głos przypomni wtedy o sobie. To samo spotyka naszą bohaterkę Annę. Postanawia wyjechać. Przeżyć samotną podróż, przemyśleć kilka spraw. Kiedy koleżanka Magda proponuję jej pracę w Szwecji, jako opiekunka starszej pani, Ania bardzo szybko przyjmuje propozycję. Mieszka gościnnie u koleżanki, która wyszła za mąż za muzułmanina. Anna poznaje obyczaje arabskie, zaczyna wątpić czy ograniczenia, jakie stawiał jej Patryk są aż tak nie do zniesienia w porównaniu z tym, jak żyje Magda.
Przed powrotem do domu Anna od starej Arabki słyszy wróżbę.
„Niedługo w twoim życiu pojawi się ktoś, kto na początku nie powie ani słowa. Jeśli wystarczy ci sił, uratujesz to, co dla ciebie najważniejsze. Potem odnajdziesz coś, czego nie zgubiłaś”[2]
Przyznam się, że autorka Wioletta Sawicka zaskoczyła mnie w tej części książki. Liczyłam na to, iż odnajdzie się zupełnie ktoś inny. Obstawiałam osobnika płci męskiej. Zostałam jednak mile zaskoczona nie tylko w tej kwestii. Zaciekawiła mnie też rozwiązana tajemnica księdza Adama. Zastanawia mnie tylko, dlaczego pisarka wybrała dla tak doskonale skomponowanej powieści banalny tytuł, który niejednemu może sugerować, iż jest to jakieś kobiece romansidło z happy endem, a nie skłaniająca do wielu refleksji powieść.
Niewiarygodnie piękna historia nie tylko o miłości, ale i o trudnej sztuce wybaczania i zawiłych życiowych ludzkich wyborach, okraszona wieloma złotymi myślami wartymi zastanowienia. „Wyjdziesz za mnie kotku?” to książka, z którą nigdy się nie rozstanę!
Piotr Schmandt "Pruska zagadka" (Wyd. Oficynka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: sobota, 02, sierpień 2014 08:39
- Autor: Kamila Walendowska
Jeśli wymienię nazwisko Poirot, mówi wam to coś? Oczywiście, że tak. Herkules Poirot, słynna postać detektywistyczna kryminałów Agaty Christie. Pierwowzór jakże doskonale wykreowany, trudny do podrobienia. Jednak wiemy, że w życiu nie ma rzeczy niemożliwych, zatem próbę napisania kryminału retro z równie barwnym bohaterem podjął Piotr Schmandt w powieści „Pruska Zagadka”. Próbę te można uznać za udaną!
Mamy zatem rok 1901, spokój małego miasta Wejherowo zakłóca brutalne zabójstwo osiemnastoletniego gimnazjalisty, z szanowanej rodziny z wyższych sfer Johanna Wendersa. Dziwaczność zbrodni przytłacza miasteczko, bezradność policji przestaje wzbudzać szacunek i zaufanie, śledztwo stoi w miejscu. Wieści o makabrycznej zbrodni szerokim echem odbijają się po całych Niemczech, zatem Centrala w Berlinie dbając o prestiż praworządnego państwa, nie mogąc sobie pozwolić na bezsilność i przegraną, wysyła do Wejherowa specjalnego inspektora, Ignaza Brauna.
Ciało młodego Johanna po śmierci zostało precyzyjnie poćwiartowane, co może dać przypuszczenia, iż zabójcą był rzeźnik. Początkowo odnaleziono tors chłopaka. W miarę toczenia się śledztwa odnajdywane są kolejne części ciała i ubranie. Opinia publiczna sugeruje, iż za zabójstwo odpowiedzialna jest ludność żydowska Wejherowa. Inspektor Braun jednak nie daje się zwieść plotkom i dokładnie bada każdy szczegół, nie tylko w aktualnych wydarzeniach. Wraca też do przeszłości młodego Wendersa, kiedy to dostrzeżono dziejące się zmiany w życiu chłopaka jak i sprawy, które działy się wtedy w Wejherowie, a wydawać by się mogło, że wcale nie są powiązane z obecnym zabójstwem. Detektyw już w połowie powieści daje odczuć czytelnikowi, iż wie już, kto jest prawdziwym mordercą, jednak trzyma on całą tajemnicę do samego końca, nie dając czytelnikowi żadnej hipotezy, dzięki której miałby możliwość rozpracowania zagadki.
Kryminał pana Piotra Schmandta jest fascynującym dokumentem dawnych czasów. Akcja książki moim zdaniem typowa dla tamtego okresu. Wszystko toczyło się wolniej. Ludzie nie toczyli śpiesznego trybu życia, prowadząc ze sobą rozmowy kwiecistym stylem wysławiania się.
„- Sami panowie rozumieją, że relacje tamtych osób, skądinąd fundamentalne, obarczone są pewną ułomnością wynikająca z braku koniecznego obiektywizmu. Jako wytrawni pedagodzy wiedzą też panowie, że osiemnastolatek nie o wszystkich swoich sprawach mówi rodzicom i ładnej panience, z którą relacje są nie do końca przejrzyste. W szkole różne sprawy mogą wyjść na jaw mimochodem.”[1]
Przyjemnym dla czytelnika jest również wpleciony wątek romantyczny, kiedy to detektyw odkrywa prywatną zagadkę, kim jest atrakcyjna kobieta spotkana w pociągu. Następuje tu ciekawa zamiana ról, kiedy to Ignaz zostaje przesłuchiwany (a nie jak do tej pory był przesłuchującym) przez ciotkę pięknej Bernadety.
Niewątpliwie powieść Piotra Schmandta potrafi oczarować czytelnika swą tajemniczością, intrygującą atmosferą i wyrafinowaną kulminacją rozwiązywanej zagadki. Polecam wytrawnym czytelnikom.