Olga Rudnicka "Fartowny pech" (Prószyński i S-ka)

Życie człowieka nie jest łatwe, w szczególności kiedy ma się pecha. Oczywiście nie chodzi tu o zwykły niefart, chwilowy, incydentalny, po prostu zdarzający się każdemu od czasu do czasu. W przypadku niektórych ma on ogromny rozmiar i charakter ciągły, jest jak cień, wciąż obecny, od którego nie można się uwolnić. Co zrobić w takiej sytuacji, gdy wszystkie próby zaznania chociaż odrobiny pomyślności kończą się katastrofami? Może zmienić coś w swoim życiu? Tak radykalnie, rzucić przeznaczeniu wyzwanie i rozpocząć nowy rozdział swojej egzystencji, w jakiej jest tylko miejsce na sukcesy. Tylko co z tym pechem uczepionym nieszczęśnika jak przysłowiowy rzep psiego ogona?

Filip i Krystian mają z sobą wiele wspólnego, po pierwsze są policjantami, po drugie znają się, a po trzecie mają zamiar uwolnić się od pecha. Każdy z nich jednak wybrał inną drogę w tym celu, podobno góra z górą się nie spotka, ale człowiek z człowiekiem to i owszem, co więc wyniknie kiedy spotka się dwóch pechowców? Scenariuszy może być wiele, wydawałoby się, że w każdym na pewno będzie co najmniej kilka klęsk, fiasków i wpadek, ale czy na pewno? Przecież panowie postanowili, iż właśnie rozpoczynają nowy etap w swoim życiu! Nadziany wybrał w tym celu spokojną okolicę, na prowincji, z daleka od większości możliwych źródeł niepowodzeń, chociaż nawet w tak sielskich okolicznościach czekają na niego pewne pułapki. Dziany natomiast miał inny pomysł na swoją przyszłość, porzucił policyjny mundur, ale nie zrezygnował całkowicie z fachu. Jako prywatny detektyw zamierza osiągnąć to, co nie udało mu się jako policjantowi, a los wydaje mu się sprzyjać, na dodatek dawno nie widziany brat pomaga w trudnych początkach. Wszystko wydaje się zmierzać wreszcie w odpowiednim kierunku, tylko czy nie jest to zbyt piękne by było prawdziwe? Pierwsze dochodzenie zleca niejaki Padlina, mafioso mający nie lada zagwozdkę - musi kogoś zabić, problem w tym, iż nie wie kogo. Wiadomo, że nawet gangsterski świat rządzi się swoimi zasadami i ot tak wydać na kogoś wyroku nie można. Oczywiście nie znaczy to, iż Padlina czeka z założonymi rękami na efekty śledztwa, wprost przeciwnie. Oprócz wynajęcia odpowiedniego fachowca do odszukania winowajcy został również zatrudniony inny ekspert, słynący ze swej zabójczej skuteczności.  Gdzie tkwi haczyk? W skrzyżowaniu dróg Nadzianego i Dzianego, to wystarczy by chaos zagościł na dobre oraz przeszedł jak huragan nie tylko po sielskiej okolicy, ale i na terenie gdzie działa Padlina. Jedna tylko osoba może zapobiec katastrofie, jest nią wybitny profesjonalista w morderczym rzemiośle, znany lepiej jako Gianni.

Najnowsza książka Olgi Rudnickiej to historia z kategorii komedii i kryminalnej i omyłek. Autorka z ogromnym poczuciem humoru wiedzie czytelnika po meandrach życia dwóch pechowców oraz postaci, które miały "szczęście" znaleźć w polu ich rażenia. "Fartowny pech" to wspaniała farsa w jakiej nie ma rzeczy niemożliwych, a główni bohaterowie udowadniają to na każdym kroku. Duet Dzianego i Nadzianego wyczerpuje limit niepowodzeń dla co najmniej połowy populacji sporego miasteczka, ich walka z przeciwnościami losu, kłodami rzucanymi pod nogi przez przeznaczenie i wszelkimi innymi utrapieniami okazuje się jednak nie tylko ciekawa, ale i bardzo zabawna. Oczywiście nie powinno się śmiać z cudzego nieszczęścia, lecz w przypadku tej konkretnej opowieści bardzo często jest on widoczny na twarzy czytającego. "Fartowny pech" jest zabawny, lekki i pozwalający bardzo przyjemnie spędzić czas z lekturą w ręku. Na pewno wielokrotnie będę wracać do tej książki Olgi Rudnickiej, podobnie jak do wcześniejszych.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Anna Karpińska "Za jakie grzechy" (Prószyński i S-ka)

Anna Karpińska należy do grona jednej z moich ulubionych polskich autorek. Pisze, na pozór o zwyczajnych tematach, jednak robi to w sposób nie pozwalający czytelnikowi na przerwanie lektury w którymkolwiek momencie. Jak zaczniesz czytać, to od przysłowiowej „deski do deski”. Z powieścią „za jakie grzechy” jest dokładnie tak samo. Z każdą przeczytaną linijką wchodzimy w świat  bohaterów, z którego nie jest łatwo powrócić.

Tym razem autorka przenosi nas do świata młodej psycholożki- Aliny Dobrowolskiej. Wydawałoby się, że skoro psycholog pomaga nam jak radzić sobie ze swoim życiem, swoje ma perfekcyjnie poukładane. Nic bardziej mylnego. Psycholog- też człowiek, też problemy miewa. Nasza bohaterka jednak przez los została okrutnie doświadczona. Zostawiona przed ołtarzem przez niedoszłego męża, nie radzi sobie z zaufaniem w stosunku do jakiegokolwiek mężczyzny. Na słowo „Ślub” zwija żagle i zawija do portu, jakim jest mieszkanko na poddaszu. Dodatkowo, przy każdej rodzinnej uroczystości z wielką niechęcią dzieli stół z byłym narzeczonym, aktualnie mężem siostry, których ślub odprawiono na zgliszczach szczęścia Aliny. Unikając rodziców, którzy okazali się nieczuli na cierpienie młodszej córki i siostry, która nie widzi nic poza czubkiem swego nosa, pogłębia swoją więź z wujostwem z podwrocławskiej wsi. Ludzkie życie jest jednak krótkie, więc ich również w pewnym momencie zabrakło. W spadku po wujku kobieta otrzymuje dworek i firmę przynoszącą milionowe dochody. Jednak w życiu nie ma lekko, o czym Alina się już przekonała i spadkiem musi się dzielić z Tomaszem, który pojawia się w jej życiu zawsze, kiedy ta potyka się i upada. Niechęć przeradza się w sympatię i zaufanie, ale czy uda się na tym zbudować partnerski biznes? W dodatku pojawia się tajemniczy pacjent, który (o zgrozo!) przed ołtarzem zostawił już trzy kobiety i nie wiadomo czy na tym koniec.

Nie jest to słodka historia wielkiej miłości, bo miłość owszem jest, jednak to nie ona wiedzie prym. Jest jakby z boku wszystkiego, wypadkową, przyczyną wielu sytuacji. Fabuła zbudowana jest w dwóch wymiarach, poznajemy wcześniejsze lata głównej bohaterki, przeplatające się z bieżącymi wydarzeniami, dzięki czemu lepiej rozumiemy niektóre jej decyzje i obawy.

Trzeba przyznać, że autorka nie szczędzi głównej bohaterki, jednak zakończenie pozostawia nadzieję na kontynuację, bo nie wszystko zostało powiedziane i wyjaśnione. Ja czekam z nadzieją.

Wiesława Bancarzewska "Zapiski z Annopola" (Nasza Księgarnia)

Gdzie można odnaleźć swoje miejsce? W dużym mieście, małym miasteczku, na prowincji, w przeszłości? Ale czy można podróżować w czasie, a pozostawienie współczesności może dać szczęście? Przecież kiedyś nie było tylu udogodnień i możliwości, no i teraźniejszość różni się od tego, co już było - inne zwyczaje, zasady i przede wszystkim świat oraz ludzie. Chociaż kto nie chciałby spotkać tych, którzy już odeszli lub są znani jedynie z rodzinnych opowieści? Anna zna odpowiedzi na te pytania i wiele innych, jej udziałem stała się niesamowita przygoda, o jakiej nigdy nie marzyła.

Lata trzydzieste ubiegłego wieku różnią się od dwudziestego pierwszego stulecia i to nie jedynie pod względem technologii. Anna przekonała już się o tym nieraz, przypadkowo odkryła, że podróż w czasie jest jak najbardziej realna i korzysta z niej tak często jak to możliwe. Oczywiście to jej tajemnica i nikt nie podejrzewa ją o "podwójną" egzystencję. Z jednej strony ma przewagę wiedzy dotyczącej tego, co dopiero będzie, ale z drugiej nie jest jej łatwo żyć pomiędzy przeszłością i przyszłością. Obie mają swoje wady i zalety, lecz narzekać byłoby grzechem, wszakże właśnie dzięki tak niezwykłemu splotowi okoliczności kobieta spełniła swoje marzenia, a los wciąż zaskakuje ją nowymi szansami. Czego jeszcze można życzyć sobie gdy szczęście jest pełne, zdrowie dopisuje, miłość kwitnie, rodzina jak z obrazka, na domiar wszystkiego, kariera pisarska rozwija się wspaniale? Wydawałoby się, iż w takiej sytuacji tylko pozazdrościć losu, chociaż ... no właśnie kiedy zna się wydarzenia jakie dopiero co mają się zdarzyć, trudno nie odczuwać lęku. Rok tysiąc dziewięćset trzydziesty ósmy, po nim następuje trzydziesty dziewiąty i wiadomo czego kobieta lęka się najbardziej. Druga wojna tuż za progiem, wraz z nią koniec najpiękniejszych lat, ale czy tak musi być? Co z poznanymi ludźmi, którzy stali się rodziną - tą prawdziwą jak i przyszywaną? Wojenna zawierucha nie oszczędza przecież nikogo.  Zapomnieć o tym, co ma być i żyć teraźniejszością czy ostatnie chwile sielanki smakować, wiedząc o zagładzie uporządkowanego świata? Jest jeszcze codzienność ze swoimi mniejszymi i większymi radościami oraz problemami, nikt w końcu nie zdaje sobie sprawy jakie zagrożenie jest tuż za progiem, oprócz oczywiście Anny. Jak więc funkcjonować kiedy umysł wciąż podsuwa brutalne obrazy przed oczy? Może trzeba brać to, co jest dane i starać się jak najwięcej czerpać z życia, szczególnie w momencie gdy przeznaczenie stawia na drodze Anny niezapomnianą babcię, wuja z ciocią oraz ojca, osoby z jakimi wiąże ją tyle wspomnień i emocji.

Tuż za progiem jest przyszłość, w jakiej druga wojna światowa to historia, wystarczy dokonać wyboru i... Ale czy naprawdę jest to jedyne rozwiązanie?

Miasteczka, jakich urok przeminął bezpowrotnie, miasta trudne czasem do rozpoznania na starych fotografiach i przede wszystkim ludzie, którzy już odeszli lub znani są tylko z familijnych opowieści. Każdy miał taką chwilę w życiu, kiedy chciał chociaż na moment powrócić do przeszłości, a gdyby była nam dana tak możliwość? Jak zareagowalibyśmy w takiej sytuacji? Porozmawialibyśmy z tymi, co odeszli zbyt szybko lub na długo przed naszymi narodzinami,  albo po prostu wybralibyśmy się na wycieczkę w świat, jednocześnie tak bliski i odległy? "Zapiski z Annopola" to właśnie opowieść o podróży z dwudziestego pierwszego wieku do lat trzydziestych ubiegłego stulecia. Autorka wspaniale opisała to, czego już nie ma i co znane jest jedynie ze starych filmów, fotografii czy też wycinków prasowych. Wiesława Bancarzewska oddała klimat i codzienność epoki, jaka już przeminęła, a perspektywą jest spojrzenie współczesnej kobiety mierzącej się i z brakiem internetu i z ówczesną modą oraz wieloma innymi rzeczami. Nostalgiczna opowieść? Jak dla mnie "Zapiski z Annopola" to o wiele więcej niż tylko wspominki "dawnych, dobrych, czasów" i tęsknota za nimi. Bohaterowie tej książki to nie postacie ze starego kina - zabawne, ale odległe, czasem śmieszące swoim zachowaniem. Wręcz przeciwnie, to ludzie z krwi i kości, nie anachroniczni, lecz zasadami, jakie coraz rzadziej są spotykane, ze swoimi przywarami, niekiedy zabawni, a czasem wprost odwrotnie. Anna, jej bliscy oraz znajomi uchylają przed czytelnikami drzwi do przeszłości oraz przekazują odpowiedzi na pytanie, co by było gdyby.

 

 

 

 

"I żywy nie wyjdzie stąd nikt" Antologia (Fabryka Słów)

Podczas przeszukiwania stron internetowych wpadłam na ciekawy cytat. Mówił on: „Uwaga, czytanie powoduje niebezpieczeństwo posiadania własnego zdania”. Przypuszczam, że niejeden z nas ma w pewnych dziedzinach już utarte swoje zdanie i czasem trudno nas przekonać do zmiany. Przyznam się, że tak też było i ze mną. Do niedawna omijałam książki, które miały mniej niż 300 stron, liczyła się dla mnie w dużej mierze objętość, jednak trafiłam na kilka cieńszych publikacji i to sprawiło, że zmieniłam zdanie. Omijałam także książki, które nie były jedną historią a np. zbiorem opowiadań. Omijałam, ale dziś już wiem, że robić tak nie będę. Trafiła do mnie bowiem antologia opowiadań wojennych, pt.: „I żywy stąd nie wyjdzie nikt” wydawnictwa Fabryka Słów i jestem pod wielkim wrażeniem autorów. A są nimi: Andrzej W. Sawicki, Joanna Maciejewska, Marcin Pągowski, Marcin A. Guzek, Gregor Piórkowski, Martin Ann, Łukasz Sawczak, Filip Laskowski, Anna Dominiczak, Tomasz Zawada. 

Opowiadania nie są do siebie podobne, każde ma swój indywidualny i intrygujący charakter, dobrze wykreowanych, wyrazistych bohaterów, wywołujących niewiarygodne emocje w czytelniku. Utwory mają jedną wspólną cechę, a mianowicie: wojnę. Wojny są różne, jedne bardzo odległe, historyczne, inne fikcyjne,  być może w przyszłości.

Andrzej W. Sawicki w swym opowiadaniu, pt.: „Żegnaj, laleczko” zaprezentował ciekawego narratora. Historia opowiadana oczami, a raczej celownikiem pistoletu, w który obecnie zamieszkuje dusza potępieńca, żołnierza walczącego podczas puczu majowego w 1926 roku pod rządami marszałka Józefa Piłsudskiego. Poległy żołnierz żali się, iż nie leży w grobie w alei zasłużonych, lecz w zbiorowej mogile. W 1939 roku otrzymuje szansę odkupienia swych win, jego dusza od tej pory zamieszkuje pistolet, ma wiernie służyć nowemu właścicielowi w obronie Polski. Niestety, broń zostaje skradziona i trafia w ręce młodej żydowskiej dziewczyny o nietypowej słowiańskiej urodzie. Wiąże ich oboje nierozerwalną więzią. Nawet, kiedy dziewczyna próbuje pozbyć się pistoletu, wrzucając go do rzeki, ten wraca do niej każdej nocy. Wbrew pozorom dusza w pistolecie nie jest przyjacielem dla dziewczyny, jego zachowanie jest wręcz rasistowskie względem niej. 

Opowiadanie wywołuje wiele emocji w czytelniku. Odkrywane są nowe wątki, jak i zbiegi okoliczności, które wcale nie musiały być przypadkowe. Czy nowej właścicielce pistoletu uda się przeżyć? Czy winy potępieńca zostaną wymazane? Jakie tajemnice zostaną odkryte?

Marcin A. Guzek „47. Oddział Zwiadu Imperialnego”. Opowieść o małej grupie żołnierzy pod przywództwem Godwina dor Gilberta, która otrzymuje zadanie do wykonania. Pod przykrywką zwykłych najemników przedostają się do strefy wojny domowej gdzie mają odszukać małego chłopca. Jakub jest młodszym synem księcia Wolmera. Wojna domowa dobiega końca, walczące strony przymierzają się do rozegrania ostatecznej walki. Ktokolwiek wygra bitwę, będzie świętował zwycięstwo całej wojny. Jeśli wygrana przypadnie księciu Wolmerowi, Jakub posłuży jako karta przetargowa. Sprawą priorytetową jest odnaleźć chłopca, przejąć, jeśli to możliwe, w miarę dobrym stanie zdrowia i dostarczyć. Niestety, grupa Godwina nie jest jedyną, która poszukuje syna księcia. 

Kto wygra bitwę, komu uda się odnaleźć chłopca, jakie niebezpieczeństwa czekają po drodze, jak wynik całej wojny wpłynie na życie Jakuba? Pytań jest wiele.

Książka „I żywy stąd nie wyjdzie nikt” szczerze wpłynęła na zmianę moich dotychczasowych poglądów. Jestem pełna podziwu dla autorów genialnych utworów. Opowiadania, choć krótkie, dostarczyły mi pełna gamę emocji. Od zachwytu po złość. Polecam, naprawdę warto zapoznać się z tą pozycją.