Maria Ulatowska i Jacek Skowroński "Autorka" (Prószyński i S-ka)

Maria Ulatowska i Jacek Skowroński to autorzy, których nie trzeba czytelnikom specjalnie przedstawiać. Ulatowska stworzyła kilka znakomitych powieści obyczajowych i dała się poznać jako kreatorka magicznego nastroju i wciągających fabuł, Skowroński zaś napisał kilka mrożących krew w żyłach kryminałów, z wartką akcją i misternie skonstruowaną intrygą. Tym razem Ulatowska i Skowroński występują w charakterze duetu. Autorka to ich wspólne pisarskie dzieło. Jaki jest efekt? Dość... hm... dziwny. 

Justyna Sobolewska jest kobietą po przejściach. Została zdradzona, rozwiodła się i... napisała książkę, którą z miejsca przyjęto do druku. Obecnie tytułowa „autorka” tworzy swoją kolejną powieść i prowadzi spokojne, choć dość samotne, życie. Sporo pracuje, jeździ na spotkania autorskie, odnosi sukcesy zawodowe. Nad głową Sobolewskiej zaczynają się jednak gromadzić czarne chmury. Za pośrednictwem Facebooka przychodzą do niej wiadomości o osobliwej treści od niejakiego Maksa Barona, a kolejne jej czytelniczki giną tragicznie – od strzału oddanego z broni palnej. Przy zwłokach kobiet policja odnajduje papierowe łódeczki, które stają się „znakiem firmowym” mordercy. Seryjnego, rzecz jasna. A przynajmniej wszystko na to wskazuje. Do Justyny Sobolewskiej dociera wreszcie, że ona sama również może paść ofiarą psychicznie niezrównoważonego przestępcy. Sprawa „seryjnego” trafia do rąk nadkomisarza Piotra Zawady, który wraz z policyjną profilerką – Eweliną Zaczeską – usiłuje przeniknąć motywy sprawcy i dotrzeć do jego chorego, szalonego umysłu. Zadanie jest niełatwe, zwłaszcza, że zarówno Zawada, jak i Zaczeska mają swoje własne problemy. I tajemnice...

Muszę przyznać, że po powieści Autorka wiele sobie obiecywałam. Wiele dobrego. Po pierwsze skusił mnie interesujący temat. Po drugie skusił mnie duet autorski. Po trzecie – wydawnictwo, znane z publikowania raczej wartościowych pozycji. Muszę również przyznać, że Autorka odrobinę mnie rozczarowała... I piszę to z wielką przykrością, miałam bowiem nadzieję na fajerwerki i najlepszego szampana z truskawkami, a otrzymałam... zimne ognie i rosyjskie Igristoje. Wiem, że przy zimnych ogniach i Igristoje też można się nieźle bawić, nie jest to zatem tak do końca przytyk. A jednak mogło być lepiej. Powiem więcej – mogło być milion razy lepiej, kiedy do klawiatury usiadły takie osoby, jak Ulatowska i Skowroński, którzy naprawdę potrafią pisać. Potrafią bardzo dobrze. Tutaj, w Autorce, również widać ich kunszt, mimo to powieść jest fabularnie mocno chaotyczna. Niezwykle trudno stworzyć pisarskie dzieło w duecie tak, by w żadnym miejscu na tej misternie zaprojektowanej kreacji nie było widać szwów. Kilka tygodni temu miałam okazję czytać Cienie na jeziorze Amneris Magelli i Giovanniego Cocco i uważam, że właśnie im udało się to koncertowo. Widać tam spójność, jedność myśli i genialną konstrukcję fabularną, której tutaj, w Autorce, bardzo mi brakuje. Autorka to książka zbudowana z nierównych literacko skrawków, momentami fabularnie niespójna, w której – co jest jej największym minusem – brakuje silnego, wyrazistego głównego bohatera. Z początku wydaje się, że będzie nim tytułowa „autorka”, Justyna Sobolewska, później – nadkomisarz Zawada, jeszcze później – profilerka, a jeszcze później... sama już nie wiedziałam, o kim właściwie jest ta książka. Nie mam nic przeciwko tzw. bohaterowi zbiorowemu, ale pod warunkiem, że jego powieściowe bytowanie ma głębszy sens. A tymczasem nie pojmuję, w jakim celu pojawia się w Autorce Marianna Jodełka czy Krzysztof Wolański, którzy mają swoje przysłowiowe pięć minut i słuch po nich ginie. Czy te postaci miały wzbudzać podejrzenia, dezintegrując w ten sposób narrację? Wspaniale. Szkoda tylko, że nikt ich tak naprawdę o nic nie podejrzewa... Nie rozumiem również, czemu służył „epizod gdański” nadkomisarza Zawady. Do końca żywiłam nadzieję, że ów rozdział ma jakikolwiek związek z głównym wątkiem, ale okazał się zwykłym ślepym zaułkiem. Element charakterystyki postaci? Być może, niech i tak będzie. Wielka szkoda, że pełen niedopowiedzeń i semantycznych luk. I na koniec najlepsze – wyleję do końca moje prywatne wiadro jadu i miejmy już to z głowy, bo zwyczajnie, po ludzku, nie mogę się powstrzymać... Dlaczego, do licha ciężkiego, „Justyna” Sobolewska bywa również okazjonalnie zwana „Joanną”? I to niejednokrotnie? Ja rozumiem, Sienkiewicz także mylił imiona swoich bohaterów i Zagłoba raz jest u niego Janem, raz Onufrym, a jednak Trylogia ma miliony stron, podczas gdy Autorka niewiele ponad czterysta...

A teraz, skoro moje prywatne wiadro jadu stoi nareszcie puste, można napisać coś miłego. Bo Autorka ma również sporo autów, o których grzechem byłoby nie wspomnieć, a które sprawiają, że książkę, mimo fabularnych niedociągnięć, czyta się z przyjemnością. Powieść jest stylistycznie dopracowana, a autorzy zdecydowali się na połączenie narracji pierwszoosobowej z trzecioosobową, co okazało się ciekawym zabiegiem i skutecznie ograniczyło wiedzę czytelnika, prowadząc go na interpretacyjne manowce. Interesujący jest również sam koncept fabularny (niejednej czytelniczce-pisarce przejdą ciarki po plecach podczas lektury) oraz bohaterowie. Jak już wspomniałam, brakuje tutaj jednego, wyrazistego „protagonisty”, mimo to galeria zaprezentowanych postaci przedstawia się nader barwnie i niebanalnie. Każdy ma coś do ukrycia, pielęgnuje tajemnice, nie daje się do końca poznać, nie budzi całkowitego zaufania. Takich bohaterów najtrudniej wykreować i o takich najprzyjemniej się czyta. Zwłaszcza kobiety są tutaj warte poznania: Justyna Sobolewska, Ewelina Zaczeska i Katarzyna Karwowska – vel „Katiusza” – policjantka z problemami. Szczególnie jednej z nich sugeruję przyjrzeć się uważnie. Kto czytał, ten wie dlaczego... 

Warto zatem sięgnąć po powieść Ulatowskiej i Skowrońskiego, by przekonać się, jakie tajemnice skrywają bohaterowie i kto próbuje osaczyć tytułową, poczytną pisarkę. Jestem pewna, iż mimo pewnych niedociągnięć na poziomie konstrukcji fabularnej, wielu czytelnikom Autorka przypadnie do gustu. Mam nadzieję, że jeśli w przyszłości Ulatowska i Skowroński ponownie zdecydują się skrzyżować klawiatury, ich kolejna powieść będzie po prostu bardziej dopracowana i doszlifowana. Ja z pewnością  na taką liczę. I sięgnę po nią bez chwili wahania. Bo ufam im, mimo wszystko.  

 

 

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież