Jerzy Besala "Alkoholowe dzieje Polski. Czasy Piastów i Rzeczypospolitej Szlacheckiej" (Zysk i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 12, sierpień 2015 09:44
Istnieje wiele efektywnych (a czasem nawet efektownych) sposobów na naukę historii - archeologia eksperymentalna, grupy odtwórstwa historycznego, gry komputerowe, jarmarki. W porównaniu z obecnym stylem przekazywania wiedzy o przeszłości (sprowadzającym się do zestawiania władców i bitew), prawie każda inna metoda będzie czymś ożywczym i ciekawym. W taki nurt mogłyby wpisać się "Alkoholowe dzieje Polski" Jerzego Besali, który w liczącym około 900 stron dziele przedstawił dzieje naszego kraju z perspektywy najpopularniejszej używki świata - alkoholu.
Trudno jednoznacznie sklasyfikować książkę Besali. Z jednej strony przypomina klasyczny felieton historyczny (skojarzenia z Pawłem Jasienicą bardzo na miejscu), z drugiej - solidną pracę naukową, wspartą wykazanymi w przypisach źródłami. Autor z łatwością przechodzi od opisów karczemnych pijatyk do spraw wagi międzynarodowej, mieszając styl popularnonaukowy z akademickim. Moim zdaniem to ogromna zaleta ułatwiająca odbiór całości - obawiam się jednak, że specyficzna mieszanka gatunków może zostać potraktowana zupełnie inaczej. Środowisko naukowe łajać pewnie będzie Besalę za zbyt luźne podejście do tematu, a zwykły czytelnik za zbytnią szczegółowość, natłok informacji i efekt psychologiczny wywoływany przez pojawiające się w pracy przypisy.
Zakres czasowy książki obejmuje okres panowania Piastów (a także na wpół legendarne początki naszego państwa), złoty wiek Jagiellonów, wolne elekcje, czasy sarmackie i wiek XVIII zakończony rozbiorami Rzeczpospolitej. Autor nie skupia się przy tym na osi czasu znanej z podręczników - często wywód snuje w oparciu o ewolucję konkretnych zjawisk cofając się nawet o kilkadziesiąt lat. To chyba największa zaleta "Alkoholowych dziejów Polski" - konstrukcja uciekająca od bezmyślnego wałkowania historii rok po roku (choć oczywiście ogólne ramy czasowe zostały zachowane), za to oferująca wiedzę skupioną wokół głównych idei omówionych w rozdziałach.
Ważną cechą dzieła Besali jest również jego różnorodność. Autor w poszczególnych częściach "Alkoholowych dziejów Polski" opisuje nie tylko drogę danego typu alkoholu na polskie stoły, ale także losy historycznych postaci z perspektywy ich uzależnienia (tutaj polecam świetny fragment poświęcony Bohdanowi Chmielnickiemu) czy regulacje prawne związane z głównym tematem książki (raz są to statuty żołnierskie mające utrzymać trzeźwość w armii, innym razem rozwój norm związanych z wyszynkiem i prawem ważenia piwa). Uwagę zwraca także dobór źródeł - od pamiętników, przez kroniki, wiersze, felietony, aż po bardziej oczekiwane artykuły i monografie naukowe.
"Alkoholowe dzieje Polski" czyta się w mgnieniu oka, ponieważ Jerzy Besala posiada wyjątkowy talent do snucia opowieści. Wspominałem już, że potrafi bardzo łato przeskakiwać z tematu na temat - zawsze jednak robi to zachowując odpowiedni związek przyczynowo-skutkowy, dzięki czemu do książki nie wkrada się chaos. Barwne opisy historycznych wydarzeń przeplatane sporą dawką poezji i własnych spostrzeżeń autora w połączeniu z plastycznym językiem i niełatwą umiejętnością twórczego wykorzystania dygresji sprawiają, że dzieło Besali może być pochłaniane w tempie nieosiągalnym dla "zwykłej" pracy naukowej.
Zalecałbym jednak odpowiednie przerwy między poszczególnymi rozdziałami, ponieważ natężenie informacji obejmujących około 800 lat naszej historii łatwo może nas oszołomić. Problemem jest także bibliografia - podzielona co prawda na źródła i opracowania, ale ciągle bezużyteczna w sytuacji, gdy chciałbym sprawdzić na przykład pamiętniki przywołane w pracy (teraz niestety muszę przekopać się przez całą listę, aż znajdę interesującą mnie pozycję). Nie są to jednak wady, które w jakikolwiek sposób dyskwalifikowałyby pracę Besali - "Alkoholowe dzieje Polski" są znakomitą lekturą, która do tej dziedziny nauki może przekonać niezdecydowanych, a historykom umożliwi spojrzenie na wiele wydarzeń i postaci z zupełnie nowej perspektywy.
Małgorzata Sobieszczańska "Kilka dni lata" (Wydawnictwo Literackie)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: czwartek, 30, lipiec 2015 15:13
Życie każdego człowieka determinowane jest przez podejmowane decyzje, dokonywane wybory, czas i miejsce, w jakich przyszło mu wieść egzystencję oraz ludzi spotkanych na swojej drodze. Tak wiele zmiennych, a jednak największe życiowe zakręty najczęściej formują się pod wpływem małych epizodów, czasem wystarczy jedna chwila, by życie wytyczyło nam nowy szlak, którym musimy podążać. I choć brniemy wytyczoną ścieżką, to czasem oglądamy się za siebie stawiając retoryczne pytanie – co by było gdyby...?
„Kilka dni lata” Małgorzaty Sobieszczańskiej to opowieść o trzech pokoleniach kobiet, których życie odmieniła jedna noc. I choć każda z nich zapłaciła inną cenę za chwile szczęścia, to łączy je wspólny mianownik, jakim jest niespełniona miłość. Najstarszą Amelię z ukochanym rozdzieliła wojna, jej córka Janina wybrała stabilizację u boku Kostka, a najmłodsza Maja nie potrafi pozbierać się po rozwodzie z Jankiem. Wszystkie trzy doświadczyły chwil szczęścia i namiętności, a jednak ich życie nie potoczyło się wymarzoną drogą. Ale czy był to ich świadomy wybór, czy też uległy mechanizmom silniejszym od nich samych?
Małgorzata Sobieszczańska usnuła poruszającą sagę rodzinną ukazującą koleje życia, perypetie miłosne i emocje spokrewnionych kobiet, na bogatym historyczno - kulturowym tle. Doświadczyła wykreowane bohaterki widmem wojny, komunizmu i współczesnymi problemami. Pokazała jak na przestrzeni lat zmieniała się sytuacja społeczeństwa polskiego, ale też uchwyciła ewolucję dokonującą się na płaszczyźnie relacji damsko – męskich. Stworzyła trzy historie i połączyła je nie tylko więzami krwi, ale również brzemiennymi w skutki chwilami zapomnienia. Sprawiła, że w pewnym momencie historia zatoczyła koło, by uświadomić matkom i córkom coś bardzo ważnego.
„Kilka dni lata” to wielowątkowa i wielowymiarowa opowieść dotykająca bardzo delikatnej materii. Skupiająca się na skomplikowanych relacjach międzyludzkich i uczuciach, które nie zawsze mogą iść w parze z podejmowanymi decyzjami. Nasycona rodzinnymi tajemnicami, trudnymi wyborami, błędami oraz przeszłością determinującą teraźniejszość i przyszłość człowieka. Pobudzająca do refleksji i uświadamiająca, że życie nie jest czarno – białe, lecz pełne odcieni szarości.
Powieść Małgorzaty Sobieszczańskiej wbrew wakacyjnej okładce i tytułowi nie jest lekturą lekką i pozwalającą na przyjemny odpoczynek. Ta książka to potężna dawka doświadczeń, wywołujących skrajne odczucia. I choć autorka oszczędza czytelnikowi drastycznych scen czy opisów, to nazywa rzeczy po imieniu, a wobec niektórych zagadnień trudno pozostać obojętnym. W ciekawy sposób łączy przyczynowo – skutkowe zależności i ukazuje ich konsekwencje. Sprawnie buduje portrety psychologiczne postaci, dlatego czytelnik nie ma problemów ze zrozumieniem zachodzących w nich zmian czy dokonanych wyborów. Dzieje się dużo, a kiedy wszystkie karty zostaną odkryte powstaje wiarygodny, spójny i emocjonujący obraz.
Dla mnie przygoda z książką była ciekawym doświadczeniem, wspólnie z bohaterami przeżywałam ich troski i chwile szczęścia. Pisarka szybko rozbudziła moją ciekawość, a potem sprytnie ją podsycała sprawiając, że oderwanie od książki było niemożliwie. Prosta historia okazała się niezapomnianą i fascynującą podróżą w przeszłość, pozwalającą zajrzeć nie tylko za kulisy dawnego życia i polityki. Wbrew pozorom ta powieść nie jest opowieścią o miłości, lecz o życiu, które nie zawsze układa się po naszej myśli, czasem nas zaskakuje i zmusza do weryfikacji własnych priorytetów i pragnień. Polecam.
Dorota Suwalska "Znowu kręcisz, Zuźka!" (Nasza Księgarnia)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 27, lipiec 2015 10:03
Na tej książce nie ma napisu „dla fanów Mikołajka”, ale choć nie jestem zwolennikiem takiego typu rekomendacji, to w tym przypadku takie hasło uznałabym za trafne. Rodzinne i szkolne perypetie Zuźki, opowiedziane z jej perspektywy, są jak najbardziej „mikołajkowe” i tak zabawne, że rozkładają na łopatki. Czyta się jednym tchem, zapominając o własnej metryce urodzenia.
Bohaterka chodzi do trzeciej klasy szkoły podstawowej, choć najmniejsza w klasie - nie warto z nią zadzierać, bo potrafi się nieźle bić. Ma dysgrafię i rozproszoną uwagę, ale znakomicie opowiada. Co ciekawe, jej opowiastki z życia wzięte – jak ta o pilnowaniu królicy po operacji, podobnie jak hodowanie w słoiku bakterii Hedwigi – spotykają się z niedowierzaniem. Tymczasem ona wcale nie kręci! Pani psycholog, której Zuzanna szczerze opowiada o swojej „zwariowanej” rodzinie włącznie ze zwierzętami i przyszywanym wujkiem-weterynarzem ledwo powstrzymuje się od śmiechu. Rodzice i nauczyciele mają z dziewczynką siedem światów. Zwłaszcza, że jest szczera do bólu i bardzo pomysłowa. Nawet ma plany na przyszłość: zostanie detektywem, przyrodnikiem, albo pisarką.
O ile Zosia z ulicy Kociej z powieści A. Tyszki była raczej opanowana i najlepiej ze wszystkich ogarniała otaczającą ją sytuację, to Zuźka z książki D. Suwalskiej sama sprawia mnóstwo zamieszania. Nie sposób w kilku zdaniach oddać wszystkie przygody i kłopoty Zuźki, ani odmalować wszechobecnego humoru. Autorka wyśmienicie podąża za tokiem myślenia dziecka i jego wyobraźnią. Wystarczy zajrzeć do książki i przeczytać parę zdań, by zarazić się śmiechem i dobrym nastrojem. Wpływ na to mają też przeurocze i przezabawne rysunki Nikoli Kucharskiej.
To książka dla dziewczynek z charakterem, które zamiast ubierać lalki wolą bawić się w detektywów i wchodzić do betoniarki. Chłopcy też nie będą się nudzić się przy czytaniu, bo tu draka goni drakę , a heca hecą pogania. Rodzicom również spodoba się zabawna lektura, co najwyżej ze zgrozą będą myśleć, oby ich potomek nie brał przykładu z bohaterki.
Dorota Suwalska jest pisarką, animatorką kultury i plastyczką – absolwentką Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie.Została wyróżniona w Pierwszym Polsko-Włoskim Konkursie na Scenariusz Filmu dla Młodego Widza oraz w konkursie Polskiej Sekcji IBBY Książka Roku. Napisała m.in. „Znowu kręcisz Zuźka!”, „Zuźka w necie i w realu”, „Bruno i siostry”, „Marionetki Baby Jagi”, „Ratunku, Marzenia!”, „Pan Fortepianek”, „Piegowate niebo”. Ma w dorobku także zbiory poezji. Jej książki tłumaczone były na hiszpański i słoweński. Odnoszę wrażenie, że jej popularność u nas jest dość niewielka. A szkoda, bo warto zapoznać się z Zuźką i resztą postaci.
Katarzyna Kwiatkowska "Zbrodnia w szkarłacie" (ZNAK)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: piątek, 17, lipiec 2015 09:46
Zbrodnia w szkarłacie to czwarty tom z serii o Janie Morawskim, detektywie hobbyście, żyjącym stulecie przed nami, w czasach kiedy nikt nie miał jeszcze śmiałości marzyć o telefonach komórkowych, czy komputerach. Pierwszy tom z tej serii: Zbrodnia w błękicie nominowany został do Nagrody Wielkiego Kalibru i szczególnie zasługuje na uwagę, gdyż Katarzyna Kwiatkowska nie bez powodu nazywana jest polską Agathy Christie. Sposób w jaki prowadzi czytelnika przez śledztwo jest wręcz idealny. Mamy oczywiście zbrodnię, zastrzelonego człowieka, zamknięty krąg podejrzanych, a każdy z nich ma alibi na czas, kiedy zostaje oddany śmiertelny strzał, no i obowiązkowo każdy ma motyw. Kwiatkowska Zbrodnią w szkarłacie zdecydowanie ugruntowała swoją pozycję w świecie polskich (nierzadko męskich) kryminałów retro.
W dworze w Jeziorach trwają przygotowania do zamążpójścia oraz aktywne poszukiwania rodzinnego skarbu. Dwór, poprzez niewłaściwe zarządzanie majątkiem jest na skraju bankructwa, co może doprowadzić do zerwania zaręczyn. Panna bez posagu, to powód do hańby. Jan Morawski, wraz ze swoim wiernym kamerdynerem Mateuszem akurat przebywają w majątku. Za wszelką cenę starają się rozwiązać pozostawioną przez dziadka legendarną zagadkę. Chcą doprowadzić do szczęśliwego dla rodziny Jezierskich finału. Ale, tak łatwo przecież być nie może. Nieoczekiwanie do akcji „wchodzi” nieboszczyk. Sprawa bardzo się komplikuje, bo zmarłym okazuje się być wierzyciel właścicieli dworu. Śledztwo prowadzi nie kto inny jak Jan Morawski.
Mimo, że akcja powieści dzieje się prawie tylko w tym jednym miejscu (Dwór w Jeziorach) nie sposób się nudzić, czy odłożyć lekturę na bok. Powieść z każdym rozdziałem nabiera tempa. Wszak i do ślubu jest coraz bliżej. Zagadki, poszlaki, tajemnice oraz kłamstwa Jezierskich piętrzą się i do samego końca powieści nie wiemy kto stoi za zbrodnią. Absolutne po mistrzowsku zakonspirowany w fabule zbrodniarz, co tylko potwierdza niezwykłość całej intrygi stworzonej przez Kwiatkowską.
Poznańska pisarka doskonale wplotła w fabułę historyczne tło. Wykazała się świetną znajomością dawnych obyczajów, kultury polskich ziemian w państwie pruskim. Drobiazgowo opisała obrzędy i zwyczaje wielkopolan. Wszystko to tworzy idealną kompozycję i przenosi czytelnika w czasie do roku tysiąc dziewięćsetnego, do tego stopnia, że niemal czuć zapach Dworu w Jeziorach. Pisarka oprócz zagadki kryminalnej stawiła czoło i realnie przedstawiła olbrzymi problem, który pod pruskim panowaniem miał miejsce na polskich ziemiach. Po 1886 roku rząd Pruski utworzył Komisję Kolonizacyjną, która miała za cel skupywanie polskich ziem i osiedlanie na niej Niemców. W posłowiu autorki mamy szansę zapoznać się z działaniami Polaków wobec wykupywania ich nieruchomości.
Powieść Zbrodnia w szkarłacie to niewątpliwa perełka w świecie retro kryminałów. Dopracowana na każdym poziomie. Wydawca zastosował pomysłowy monogram z inicjałów pisarki, który możemy znaleźć i na obu stronach okładki, i pod numerami stron wewnątrz książki. Dopełnieniem tego jest okładka w kolorze szkarłatu z czernią. Plus oczywiście fabuła, którą czyta się lekko, która została dopieszczona, w której każde zdanie ma swój cel i swoje miejsce. Nieprzypadkowe oczywiście. Na końcu książki znajduje się również pomocna mapa posiadłości Jezierskich oraz rzuty pionowe Dworu. Całość tworzy naprawdę godną uwagi literaturę zarówno dla miłośników kryminałów oraz powieści historycznych. Bardzo polecam.