Olga Rudnicka "Były sobie świnki trzy" (Prószyński i S-ka)

Powieści Olgi Rudnickiej nie trzeba nikomu specjalnie przedstawiać. Ktokolwiek, kto sięgnął po jedną z jej książek, zdecydowanie zetknie się z kolejnymi, bowiem pisarka uzależnia od swojej literatury i powoduje nieodpartą chęć jej posiadania oraz czytania. „Były sobie świnki trzy” jest na to świetnym dowodem. To następna, obowiązkowa pozycja dla wielbicieli serii o Nataliach.

Martusia, Jola i Kamila, trzy przyjaciółki z bogatymi mężami na stanie wiodą na pozór sielskie życie, a najgorsze co może je spotkać to wyjście do SPA. Ale wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma, gdyż przyszłe wdowy beztroskie życie prowadzą tylko na pozór. Ich mężowie oprócz dobrze prosperujących interesów posiadają również ciemne strony, a co gorsze podpisali ze swoimi żonami intercyzy. I tu pojawia się główny problem naszych bohaterek. Jak stać się wolną, nie tracąc zdobytej pozycji bogatej żony. O ile żoną nie koniecznie chcą już być, o tyle bogatą owszem. Nie pozostaje więc nic innego, jak zostać wdową, majętną. Plan genialny, prawda? Jednak gdy przychodzi do jego realizacji jest już gorzej. Dużo gorzej. Martusia, Jola i Kamila wspólnie knują zabójstwa mężów, wszakże co trzy głowy, to nie jedna. I tak oto wszystkie przyjaciółki zaczynają maraton z przeszkodami. Nie należy zapominać o świetnie wykreowanej postaci kobiety wyzwolonej i nowoczesnej. Kobiety, która wyznaczyła sobie cel i dąży do niego po trupach. Sandra, bo o niej mowa, jest przeciwieństwem głównych bohaterek. Mimo, że nie jest ideałem i ma za sobą niezbyt ciekawą przeszłość, wzbudza sympatię czytelnika.

Trzeba przyznać, że Olga Rudnicka trzyma w ryzach fabułę i ujawnia tylko to, co chce. Tylko tak, jak chce i tylko wtedy, kiedy chce. Mam wrażenie, że pisarka puszcza do czytelników oczko, gdyż nawet bohaterki korzystają ze zdrobnień, jak chociażby: Martusia, nie Marta. Każda z przyszłych wdów ma inny temperament, inteligencję czy doświadczenie życiowe. Łączy ich to, że posiadają bogatych mężów, duże domy, dobre samochody, są pyskate, mniej więcej w tym samym wieku, nie do końca inteligentne i choćby nie wiem jak się starały, zawsze pakują się w problemy.

Pisarka fenomenalnie wręcz prowadzi czytelnika po krętych ścieżkach bohaterek. Wszystko zostało okraszone ciętymi dialogami, czarnym humorem i ironią. „Były sobie świnki trzy” to również, a może przede wszystkim świetna karykatura i groteska. Wykorzystany został stereotyp bogatej blond paniusi, która dla przykładu ma prawo jazdy, a nie potrafi zmienić pasa jezdni, czy zjechać z ronda.

Każdy kto ceni sobie dobrą, pokręconą fabułę, humor, nietuzinkowych bohaterów powinien bez zastanowienia sięgnąć po „Były sobie świnki trzy”. Każdy kto do tej pory nie zetknął się z twórczością Olgi Rudnickiej musi natychmiast to zrobić. Najlepiej od początku, bowiem autorka z każdą kolejną pozycją podnosi poziom. „Były sobie świnki trzy” to powieść dla lubiących dobrą zabawę, komedię pomyłek, czarny humor, cięte dialogi oraz pomysłowych bohaterów, którzy poradzą sobie nawet ze zwłokami w dywanie. Komedie kryminalne stworzone przez Olgę Rudnicką są niewątpliwie świetną zabawą i na długo pozostają w pamięci.

 

Barbara Wicher "Figa na wakacjach" (Wydawnictwo Skrzat)

Dzieci uwielbiają opowiadania o zwierzętach. Prym wiodą historie o psach i kotach. Jeśli są ciekawe, zabawne, mądre, napisane przystępnym dla dziecka językiem, to nie ma nic lepszego do czytania przed snem czy do codziennej lektury.

Tym razem na naszą półkę trafiła książeczka autorstwa Barbary Wicher o charakternej koteczce imieniem Figa, która robiła wszystko, aby utrudnić wakacyjny wyjazd. Zwierzątko miało zostać pod opieką pani Olgi, ale niestety, sąsiadka złamała nogę i tym samym pokrzyżowała plany rodzinie. Fidze było to na rękę, czy raczej na łapkę. Myślała, że wszyscy, to znaczy Marta, Bartek i ich rodzice zostaną w domu. Okazało się jednak, że kotkę podstępem załadowano do transportera i wakacyjny wyjazd doszedł do skutku. To był dla Figi początek wspaniałej przygody. Zaznała uroków życia na swobodzie, poznała wiejskie zwierzęta i świat przyrody. Początkowo niechętna opuszczeniu mieszkania, teraz nie chciała wracać. 

Narratorką opowieści jest sama Figa. To kotka z charakterem, niepokorna, nieco złośliwa, lubiąca domowe zacisze, ale też ciekawa świata. Trudno nie darzyć jej sympatią. Takie postaci jak ona od razu podbijają serca małych odbiorców literatury.

Książeczka wydana w serii "Duże litery" przystosowana jest do samodzielnego czytania. Ma przejrzysty, dużą czcionką wydrukowany tekst. Barwne, duże i bardzo atrakcyjne w wyglądzie ilustracje, które wykonał Zbigniew Dobosz, stanowią dodatkowy atut publikacji. Na końcu zamieszczono "quiz" wiedzy o kotach. Zatem można połączyć przyjemne z pożytecznym.

Tekst Barbary Wicher jest prosty, łatwy do przeczytania i zrozumienia przez dziecko. Opowieść podzielona na rozdziały budzi ciekawość małego czytelnika, czy też słuchacza, co będzie dalej, jak poradzi sobie kotka, co nowego zobaczy.

"Figa na wakacjach" może być przyczynkiem do rozmów o traktowaniu domowych pupili, o konieczności zapewnienia im opieki  na czas wyjazdu, o karygodnym porzucaniu zwierząt przed wakacjami, a także o różnicach w życiu miejskich i wiejskich kotów. 

Serdecznie polecam tę sympatyczną książeczkę starszym przedszkolakom i uczniom młodszych klas szkoły podstawowej. Ciekawe, czy też zaprzyjaźnicie się z Figą.

Maria Szypowska "Jan Matejko wszystkim znany" (Zysk i S-ka)

Kto nigdy nie słyszał o Janie Matejce?  Kto nie zna choć jednego obrazu tego artysty? Już od wczesnych lat poznajemy twórczość Jana Matejki, to często jego obrazy podziwiamy w podręcznikach do języka polskiego, historii czy sztuki na prawie wszystkich etapach nauki szkolnej. Ale czy oprócz dzieł wielkiego mistrza znamy jego życie, które toczyło się już po tej drugiej stronie płótna i sztalug? „Jan Matejko wszystkim znany” to biografia znanego na całym świecie artysty, znajdującego się w panteonie największych twórców malarstwa historycznego. A jak wyglądało codzienne życie Jana Matejki?

Już na początku zaczynamy towarzyszyć Matejce od jego najmłodszych lat. I tak dowiadujemy się, że Wielki Artysta był chorowitym, delikatnym dzieckiem, cierpiącym na krótkowzroczność. Również przez wiele lat Jan Matejko spotykał się z krzywdzącym traktowaniem oraz uwagami, dotyczącymi jego talentu. Co ciekawe, często uważano, że mały Janek nie ma uzdolnień malarskich, więc nawet radzono jego ojcu, aby nie kształcił syna w artystycznym zawodzie. Choć przez pewien okres wątpiono w jego umiejętności, to jednak dzięki wewnętrznej sile, uporowi oraz zdolnościom, Jan Matejko bardzo szybko stał się sławnym malarzem. Ale mimo że odnosił duże sukcesy na polu artystycznym, to jednak jego życie nie zawsze było tak szczęśliwe. 

Autorka biografii przedstawia życie Matejki bez pomijania trudnych chwil, które przeplatały się z momentami szczęścia. Żona, dzieci, problemy finansowe i zdrowotne, sukcesy i porażki – jednym słowem codzienne życie, które nieraz wymagało ogromnej siły ducha. Ale mimo ciężkich momentów, Jan Matejko nigdy nie zapomniał o Ojczyźnie. To on poświęcił życie na tworzenie obrazów, które uzyskały rangę ponadczasowych arcydzieł, wzbudzających nadzieję w sercach Polaków. To twórczość stworzona przez miłość do Polski wzniecała ogień patriotyzmu. Ale warto wspomnieć, że mimo swoich zasług artysta często spotykał się z niezrozumieniem, niedocenieniem lub poniżającym traktowaniem. 

Maria Szypowska z wiernością odtworzyła historię życia Wielkiego Artysty ze wspomnień bliskich Matejce, zapisków sekretarza, dokumentów historycznych. I okazuje się, że za każdym wielkim dziełem Matejki stoją historie, anegdoty lub wydarzenia, które miały wpływ dalszą twórczość artysty. Co ważne, biografia jest także odzwierciedleniem życia minionej epoki i historii podzielonej Ojczyzny. Dlatego biografia „Jan Matejko wszystkim znany” jest doskonałą propozycją dla miłośników historii oraz sztuki, szczególnie tej związanej z dziejami Polski. Artysta wszystkim znany – to literacka gra słów, która zachęca i udowadnia czytelnikowi, że mimo wielu książek, poruszających tematykę życia i twórczości Matejki, to jego los wciąż inspiruje i zachęca do dalszych odkryć. Życie artysty było tak bogate, jak jego artystyczna twórczość. Dlatego warto prześledzić losy Matejki wraz z Marią Szypowską.

Monika Madejek "Wakacje Kajtka" (Zysk i S-ka)

Kontynuacja „Zeszytu z aniołami” Moniki Madejek to wakacyjna opowieść o trójce przyjaciół. Opowieść, którą przyrównałabym do tej kultowej, z Francji, której nie trzeba przedstawiać. Mowa oczywiście o Mikołajku.

Jedenastoletni Kajtek, po uczciwie wykonanej pracy domowej (przypomnę, że było to pisanie dziennika) i otrzymaniu od sąsiadki nowego zeszytu, postanawia kontynuować swoją przygodę z pamiętnikiem. W taki oto sposób powstają „Wakacje Kajtka”. Kajtek, rezolutny narrator, Adaś artysta przez wielkie A i Beata zwana Sławkiem, która wciąż nie lubi wszystkiego co dziewczęce. Cała trójka nadal się przyjaźni. Wspólnie spędzają czas i na przykład w asyście taty głównego bohatera budują domek na krzewie. Tak, tak na krzewie, nie na drzewie, bo akurat drzewa w ogrodzie Kajtka nie urosły. Pomysł całkiem przedni, tylko gdy się ma dwie lewe ręce, mogą wyniknąć z tego tylko same problemy. Ale czego się nie robi, by zrealizować swoje dziecięce marzenia, a przy okazji marzenia swoich dzieci. Uwierzcie, ubaw po pachy! Nasi mali bohaterowie również podczas wakacji, po raz pierwszy w życiu wspólnie jadą na obóz przetrwania. Nie ma mowy o tym, aby dziennik został w domu. I chyba dobrze, bo jest o czym pisać. Na obozie… cóż, tego nie da się opisać. To trzeba przeczytać!

Monika Madejek lekkim piórem kreśli kolejne wakacyjne dni, a w nich przygody dzieciaków. Niejednokrotnie opisywane historię rozśmieszają: jak chociażby ta z domkiem na krzewie, druhem z obozu przetrwania, czy kotami ciotki Adasia. Wegetariańskimi kotami, oczywiście: Mandarynem, Mleczakiem, Meduzą, Mintajem, Mufinkiem, Melonem i tym ostatnim Mitkiem (od „meat” czyli mięso), najbardziej opornym na wegetarianizm kotem, który z lodówki sąsiadów wyżera kotlety.

„Wakacje Kajtka” przedstawiają świat z punktu widzenia dziecka. Świat przyjazny i serdeczny, w którym wszyscy sąsiedzi są mili i uczynni. Lektura uczy i pokazuje dzieciom, że życie poza własnym pokojem istnieje i wcale nie potrzeba do tego wiele. Wystarczą przyjaciele, a tych ma każdy, i dużo pomysłów. Książka aż kipi humorem. Przepełniona jest zwyczajnymi, ale dobrymi pomysłami, które w dzisiejszym cyfrowym świecie zaginęły.

Wykonanie powieści niewątpliwie zasługuje na uwagę. Jest bardzo porządne i przeżyje niejeden upadek, czy przypadkowy kataklizm. Ma sztywną okładkę, zaś kartki są szyte, nie klejone. Co najciekawsze, w książce dla dzieci brak jest ilustracji. Zastosowany ten zabieg początkowo dziwi, ale po dłuższym zastanowieniu może okazać się strzałem w dziesiątkę, choć niekoniecznie. Na pewno daje duże pole do popisu czytelnikowi, który przecież wyobraźnię ma, co więcej może samodzielnie wykonać i przesłać autorce ilustracje, do czego zachęcam. Podobnie jak w „Zeszycie z aniołami” tak i w „Wakacjach…” na końcu książki zamieszczone zostały przepisy. Wszak mama Kajtka prowadzi rubrykę kulinarną w lokalnej gazecie i wszystkie dania spod jej palców, czy kuchni, smakują wyśmienicie.

Zachęcam do wspólnego czytania z dziećmi tej rodzinnej lektury oraz brania przykładu z bohatera. Korzystajmy i zarażajmy śmiechem oraz pomysłami innych. Niewątpliwie książeczka „Wakacje Kajtka” dedykowana jest dzieciom w wieku szkolnym. Jednak polecam ją również dorosłym, wszak w każdym z nas nadal drzemie dziecko ☺