Beata Sarnowska "Tajemnica zaginionej kotki" (Wydawnictwo Skrzat)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: niedziela, 26, czerwiec 2016 10:16
Pisanie książek dla dzieci to nie lada wyzwanie. Mali czytelnicy są bardzo wybredni, szybko się nudzą, łatwo rozpraszają i ulegają rozmaitym bodźcom zewnętrznym. Poza tym mają wybór. Literatura dla dzieci, ostatnio także w Polsce, rozwija się prężnie, a autorzy traktują swoich kilkuletnich odbiorców coraz poważniej. Dlatego ja, jako szczęśliwa posiadaczka jednego egzemplarza takiego nieodrośniętego jeszcze od ziemi czytelnika, zawsze testuję książkę „na córce” (5,5l). Jeśli opowieść ją wciągnie, wtedy mogę już powymądrzać się na temat walorów literackich, wartościowej treści, kompozycji, ciekawych bohaterów – i tak dalej, i tak dalej...
„Tajemnica zaginionej kotki” Beaty Sarnowskiej test „na córkę” przeszła znakomicie. A teraz pozwólcie, że pokrótce zaprezentuję wam jego przebieg. Główna bohaterka „Tajemnicy...”, Kama, wraz ze swoją przyjaciółką Zuzą zostają poproszone przez zaprzyjaźnioną bibliotekarkę o popilnowanie Teośki, rasowej kotki cierpiącej na lekką nadwagę („mamo, ta dziewczynka lubi mecze i >Polska biało-czerwoni<, jak fajnie!”). Zadanie jest bardzo odpowiedzialne, a panny, niestety, nie wywiązują się z niego śpiewająco. Wychodząc z mieszkania, zapominają zamknąć balkon („widzisz, mamusiu, w książkach też ludzie o czymś zapominają, nie tylko ja tak mam”), a kiedy wracają, by naprawić swój błąd, okazuje się, że Teośka zniknęła („o nie! czytaj dalej, no przecież teraz nie pójdę spać!”). Kama i Zuza wszczynają prywatne dochodzenie, a do pomocy angażują jeszcze Krzyśka i Wojtka. Szybko wpadają na trop pewnego brodacza („mamo, czy on ma w samochodzie Teośkę?!”), a Kama otrzymuje SMS-a z dziwną łamigłówką. Okazuje się, że aby odzyskać kotkę, przyjaciele będą musieli zabawić się w podchody („mamoooo, co to są podchody i dlaczego jeszcze w to nie graliśmy?; a co to jest, mamo, śledztwo?; czy oni teraz muszą iść po wskazówkach?; mamo, myślisz, że znajdą kotkę?; przecież ona ma swoje ulubione miseczki!”). A także... poznać najważniejsze zabytki Olsztyna. Nasi bohaterowie będą musieli przypomnieć sobie co nieco teorię Kopernikańską („ale jak to >wstrzymał< słońce, przecież i tak się nie rusza; dlaczego ludzie myśleli, że się rusza?; jak dawno temu tak myśleli? jak się wtedy ubierali?; masz jakieś obrazki? czyli jakie planety są w tym całym układzie słonecznym?”), porozmawiać z przewodnikiem i odnaleźć żyrandol z głową jelenia. Ten ostatni rozdział należy do ulubionych fragmentów mojej córki i został przeze mnie odczytany osiem razy – obawiam się, że na tym nie poprzestaniemy. Czy autorka spodziewała się, że jeleń może wzbudzić aż taką ekscytację? Na pewno nie...
Zakończenie „Tajemnicy...” okaże się zaskakujące i nienachalnie pouczające, a morał taki, jak dzieci lubią najbardziej – subtelny i uciekający od pedagogiki. Książka Beaty Sarnowskiej ma same plusy. Jest znakomicie napisana, dynamicznie i z humorem, ciekawa, od początku wciąga czytelnika w wir wydarzeń i nie pozwala mu się nawet na chwilę nudzić. Na uwagę zasługuje bardzo dobrze skomponowana akcja, której schemat opiera się na klasycznych powieściach detektywistycznych, a także – może nawet przede wszystkim – bohaterowie. Kama, która jest typową chłopczycą, roztrzepana Zuza, jej brat Wojtek, który wciąż proponuje, by rozwiązaniem ich problemu zajęli się dorośli (najlepiej policja) i Krzysiek, skory do pomocy i z talentem dedukcyjnym. Każdy z nich wykreowany po mistrzowsku od początku do końca, obdarzony indywidualnymi cechami, bardzo wyrazisty i co najważniejsze – budzący sympatię. „Tajemnica zaginionej kotki” ma także walory edukacyjne, wzbogaca wiedzę na temat historii i wzbudza zainteresowanie Olsztynem i jego zabytkami.
Polecam bardzo gorąco dzieciom (starsze mogą czytać samodzielnie) i rodzicom. I jeden mam tylko zarzut: „Tajemnica zaginionej kotki” jest za krótka! Nie można tego tak zostawić. Mam wielką nadzieję, że będzie sequel...
Jednym słowem – rewelacja.
Agnieszka Osiecka "Neponset" (Prószyński i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: czwartek, 23, czerwiec 2016 10:02
'Neponset' - ładnie brzmi. Przypomina łacińskie słowo, skrywa w sobie jakąś tajemnicę, obiecuje coś niesamowitego. Tymczasem Neponset to nazwa rzeki przepływającej koło Bostonu w Stanach Zjednoczonych. Taki tytuł nosi utwór literacki Agnieszki Osieckiej, napisany na przełomie lat 70. i 80. ubiegłego wieku, a dopiero niedawno wydany na podstawie trzech maszynopisów odnalezionych w archiwum poetki, zdeponowanym w Bibliotece Narodowej. W maszynopisach widnieją inne, brane pod uwagę tytuły: "Karta choroby", "Pamiętnik żebraczki", "Cambridge". Już one wiele mówią...
Powieść stanowi podobno preludium do "Białej bluzki". Opowiada o Marcie -zafascynowanej pobliską rzeką żebraczce, która zapisuje w pamiętniku kolejne dni swojego, na poły odrealnionego, świata. Kobieta, która była - jak sama o sobie mówi - "rzeczna i niedorzeczna" jest znakomitą, empatyczną obserwatorką, z uwagą przygląda się ludziom, ich gestom, elementom wyglądu. Swoje obserwacje i odczucia przekuwa w słowne obrazy naznaczone ogromną wrażliwością.
"Neponset" to przepełnione smutkiem, schizofreniczne studium samotności. Opowieść o kobiecie porzuconej, borykającej się z targającymi nią uczuciami. Tekst jest wieloznaczny, w pewnym stopniu biograficzny, poetycki. Objętościowo niewielki, ale gęsty, ciężki, przytłaczający. Piękny jest jednak ten smutek, szlachetny, poruszający struny serc w tonacji moll.
Publikacja zawiera nie tylko tytułowy utwór Osieckiej, ale także rozmowę z Magdą Czapińską ("Koleżanka") oraz tekst Karoliny Felberg-Sendeckiej "Afekciarstwo Osieckiej (czyli jak wpaść w rezonans ze światem)", w którym podaje dużo informacji istotnych dla zrozumienia wymowy i specyfiki "Neponsetu". Zamieszczono do tego artykułu bogate przypisy oraz jak to bywa zazwyczaj w przypadku wydawania niepublikowanych dotąd dzieł - notę edytorską.
Trudno uciec od pytania - dlaczego Osiecka nie chciała pokazać światu tej powieści, czy to był tylko szkic, próba sił przed większym wyzwaniem literackim? Czy słuszne jest "odgrzebywanie" maszynopisów, brudnopisów, sięganie do prywatnych zapisków, dzienników, listów itp.? Czy czytelnik naprawdę "musi" znać wszystko? To kwestie na niejedną dyskusję.
"Neponset" to gratka dla miłośników twórczości poetki i jej osobowości. Lektura raczej dla konesera niż przypadkowego czytelnika.
Beata Krupska "Opowieść o Agatce" (Prószyński i S-ka"
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 22, czerwiec 2016 11:39
Nic nie przebije kultowych "Scen z życia smoków", ale niesprawiedliwe byłoby powiedzieć o Beacie Krupskiej, że jest autorką jednej książki. Te mniej popularne utwory powoli zaczynają wychodzić z cienia, dzięki wznowieniom, bez których ciężko było zdobyć dany tytuł. Jakiś czas temu do rąk mniejszych i większych czytelników trafiły "Przygody Euzebiusza", a niedawno "Opowieść o Agatce".
Tej książki nie miałam okazji poznać w dzieciństwie, tym bardziej z ciekawością po nią sięgnęłam. Urocza lektura! Wraz z tytułową Agatką, jej mamą, babcią, psami - Bietką, Papajem i Piesiami, kotami, pluszową myszą Melaniną oraz tajemniczym stworkiem Tarsjuszem wyruszamy w fantastyczną literacką podróż na skrzydłach wyobraźni. Z humorem, szczyptą absurdu, nutką filozofii, ogromem miłości do zwierząt i szerokim polem do rozwijania fantazji.
Już pierwszy rozdział, w którym poznajemy Pierwszego Kota Uwielbiającego Gotowane Jarzyny zachęca, by zaczytać się po uszy. Potem pojawia Tarsjusz. Myślicie, że to taka małpiatka drzewna? Akurat! Nie w tej bajce! Tarsjusz jest niesamowity, pochodzi "Stamtąd", lata Odlotem, kiedy się pojawia- zawsze wtedy jest siódma, opowiada smutne i wesołe bajki, dziwnie trochę gada, ale od czego nasza wyobraźnia! Spróbujemy pomyśleć na niebiesko? Ha, to trudna sztuka! Wiecie, ile to nieskończoność? Dlaczego pluszaki się nie opalają? Wraz z Agatką nie sposób się nudzić, towarzysząc jej w zabawach, rozmyślaniach i rozmowach z bajkowymi, zabawkowymi przyjaciółmi.
Nie do końca jednak jest tak wesoło, jakby się mogło wydawać. Tych kilkanaście opowieści przesyconych jest melancholią, gdzieś na dnie kryje się smutek. Agata wychowuje się w przyjaznym otoczeniu, tylko z mamą i babcią. Nie ma pełnej rodziny, choć marzy o tym, by z obojgiem rodziców np. siedzieć przy stole. pamięta jednak, że , gdy mieszkali razem, to nie było dobrze. Dziecko jest w sumie szczęśliwe, choć na pewno czuje się nieco samotne, nudzi się. Z pomocą przychodzi wyobraźnia, ożywają zabawki, psy gadają ludzkim głosem, a fantastyczne stworzenie, czyli Tarsjusz, oswaja dziewczynkę z nowymi słowami, pojęciami, uczuciami.
"Opowieść o Agatce" to książka jedyna w swoim rodzaju, specyficzna, nietypowa na tle innych propozycji literackich dla najmłodszych. Urocza, mądra, z nutką filozoficzną, zachęcająca do myślenia i używania wyobraźni. Bardzo emocjonalna lektura. Moja pięcioletnia córka, zwabiona motywem Kota Uwielbiającego Jarzyny, wsiąkła w opowieść po uszy, co wieczór życząc sobie kolejny rozdział "Agatki". Dla nieco starszych czytelników, lektura będzie jeszcze bardziej atrakcyjna, bo więcej z niej zrozumieją, głębiej ją przeżyją.
Zapraszam do sięgania po twórczość Beaty Krupskiej, a sama oddalam się w pośpiechu, bo przybył do mnie Tarsjusz. Przecież jest siódma!
Elżbieta Kowecka "W salonie i w kuchni. Opowieści o kulturze materialnej pałaców i dworów polskich w XIX w." (Zysk i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 20, czerwiec 2016 20:57
„W salonie i w kuchni…” autorstwa Elżbiety Koweckiej to literacka podróż w czasy XIX wieku. I choć wydaje się, że XIX wiek nie ma przed nami żadnych tajemnic, to jednak ta książka w niezwykły sposób przenosi czytelnika do czasów naszych przodków. Dzieło zostało opublikowane przez wydawnictwo Zysk S-ka, znane z wysokiej jakości literatury historycznej. I tym razem do rąk czytelnika trafia nowe wydanie książki, z piękną okładką oraz wzbogaconą dodatkowymi ilustracjami.
A o czym jest dzieło Elżbiety Koweckiej? Jak sam tytuł sugeruje, jest to historyczna opowieść o świecie naszych pradziadków, zwłaszcza o kulturze materialnej pałaców i dworów polskich. Zapomniane obrzędy, zwyczaje, konwenanse społeczne, a także niepisane prawa, regulujące codzienne chwile stanowiły nieodzowną część życia przodków. A jak wyglądała codzienność w XIX wiecznym majątku? Autorka zaprasza czytelnika do sieni typowego dworu lub pałacu. To w tym miejscu zaczyna się fascynująca podróż nie tylko do wnętrza domu, ale także grona rodzinnego. Czytelnik staje się gościem i niczym obserwator uczestniczy w poszczególnych posiłkach oraz rozrywkach wyznaczonych przez rytm dnia. Niemal czuje zapach igliwia świerkowego lub tataraku, unoszącego się w ciemnej sieni. Przemierza poszczególne pokoje i poznaje ich wystrój oraz tajemnice, często wręcz intymne, jak to ma miejsce w sypialni pani domu czy biura pana domu. Ogrzeje się przy kaflowym piecu i posłucha rozmów domowników skupionych przy cieple ognia. Spróbuje wyjątkowych potraw z poszczególnych stołów i weźmie udział w teatrze zorganizowanym na cześć ważnej osobistości. Szelest sukienek, plotki i ploteczki wymieniane po kryjomu między dorastającymi pannami czy poważne dyskusje w gronie mężczyzn są drobnymi, ale ważnymi elementami codziennego życia w XIX- wiecznym majątku ziemskim.
Życie nie jest jedynie zabawą, ale także ciężką pracą, szczególnie ponad 100 lat temu. Na kartach książki oprócz wesołych chwil, znajdziemy przykłady nielekkiego, a wręcz pełnego kłopotów życia. I choć dzisiaj pewne kwestie nie stanowią większego problemu, jak na przykład elektryczność, to w czasach przodków stawały się wielkim wyzwaniem dnia codziennego. Bo iloma świecami można wystarczająco oświetlić niewielki pokój lub wielką salę balową przed przyjęciem? Dziś wystarczy kilka żarówek, ale dawniej, to świece stanowiły jedyne oświetlenie dworu czy pałacu. A dlaczego przy posiłkach stawiano kilka stołów i czy również na nich obowiązywała hierarchia dań? Kto otrzymywał najlepsze potrawy, a kto musiał zadowolić się podrzędnym posiłkiem? I wreszcie, ile osób tak naprawdę mieszkało w dawnym majątku ziemskim? Odpowiedzi na te pytania i nie tylko, czytelnik znajdzie, przemierzając poszczególnie pomieszczenia na kartach książki. I okazuje się, że wiele dawnych problemów, choć w lekko zmienionej formie jest wciąż aktualnych, na przykład rachunki, wydatki, które na nieszczęście nigdy nie są proporcjonalne do posiadanego budżetu.
„W salonie i w kuchni…” to wspaniała książka, która pozwala na odkrycie i zrozumienie pewnych zasad oraz już zapomnianych zwyczajów. A co ważne, pomaga w lepszym poznaniu samego siebie, bo przecież dawne dziedzictwo naszych przodków pozwoliło ukształtować dzisiejszą kulturę, nie tylko tę materialną.
Więcej artykułów…
- Krystyna Janda w rozmowie z Katarzyną Montgomery "Pani zyskuje przy bliższym poznaniu".
- Łukasz D. Kaczmarek "Pozytywne interwencje psychologiczne. Dobrostan a zachowania intencjonalne" (Zysk i S-ka)
- Jagoda Miłoszewicz "Chata Magoda. Ucieczka na wieś" (Nasza Księgarnia)
- Agnieszka Lingas-Łoniewska "Piętno Midasa" (Novae Res)