Czesław Janczarski "Jak Wojtek został strażakiem" (Nasza Księgarnia)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 23, luty 2016 10:45
Pamiętam jak w pierwszej klasie szkoły podstawowej, kiedy omawialiśmy lekturę „Jak Wojtek został strażakiem”, w ramach pracy domowej mieliśmy zadane narysować wóz strażacki. Ile ja się wtedy upłakałam! Za nic w świecie nie potrafiłam wykonać tej ilustracji, zupełnie mi ten pojazd nie wychodził. Na szczęście - mama pomogła. Do tej pory jednak wspominam to nieszczególnie miło. W taki oto sposób niewielka książeczka utkwiła mi mocno w pamięci.
Wydana po raz pierwszy w 1950 r. wierszowana opowieść Czesława Janczarskiego trzyma się mocno w kanonie lektur szkolnych dla najmłodszych uczniów. Czy słusznie – o tym można podyskutować. Do moich ulubionych, niestety, nie należy.
Tekst nie jest trudny, łatwo w nim dziecku wyodrębnić postaci, miejsce akcji, kolejne zdarzenia. Ocena postępowania głównego bohatera - chłopczyka, który marzył o tym, by zostać strażakiem i uratował niemowlę z płonącego domu - nie powinna nastręczyć trudności. Na pewno nie można odmówić utworowi bogactwa środków stylistycznych. Na przykładzie „Jak Wojtek został strażakiem” łatwo pokazać uczniom epitety, porównania, wykrzyknienia, onomatopeje. Można skupić się na gromadzeniu słownictwa związanego ze strażą pożarną, czy wymienianiu cech charakteru postaci. Dodatkowo to świetny materiał do ćwiczenia ortografii. Pomysłowy nauczyciel ma szerokie pole do popisu.
Nie sposób jednak nie zauważyć, zawartej w tekście tendencji. Oto jak autor przedstawił jednostkę OSP w Kozich Różkach: „mają sprzęt strażacki, bogaty, nie skąpy”, „strażacy tutaj – to sam kwiat młodzieży”, „nasza straż jest pierwsza – choćby szmat był drogi”, „nie lubi próżnować orkiestra strażacka” itp. Wszystko jest najlepsze, najszybsze, na wysoki połysk. Utwór Czesława Janczarskiego nieco trąci myszką, wymaga wyjaśnień niezbędnych dla współczesnego małego czytelnika. Chata kryta strzechą, łóżeczko z wikliny, zawód kowala, bicie w dzwon na alarm, żniwa przy udziale wszystkich rąk zdolnych do pracy, pozostawianie w domach dzieci samych – to realia dziś nam obce.
Pomijając już powyższe zastrzeżenia, mamy w sumie ponadczasową opowieść o spełnianiu marzeń, poświęceniu i odwadze. Który bowiem chłopiec, niezależnie o miejsca i czasu, choć przez chwilę nie chciał być strażakiem…
Nowe wydanie popularnej lektury uświetniają proste, jakby dziecięcą ręką narysowane, kolorowe ilustracje Marianny Sztymy. Mając taki wzór przed sobą, bez problemu, bez łez namalowałoby się wóz strażacki, czy bohatera w złotym hełmie w szkolnym zeszycie.
Duża czcionka, poręczny format, niska cena to cechy serii „Moje poczytajki”, w której przypominane są „stare” książeczki, lektury naszego dzieciństwa, po prostu klasyka. Do niej zalicza się właśnie „Jak Wojtek został strażakiem”. Warto zwrócić na to uwagę, kompletując dziecięcą biblioteczkę.
Alina i Czesław Centkiewiczowie "Zaczarowana zagroda" (Nasza Księgarnia)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: sobota, 20, luty 2016 11:20
Alina i Czesław Centkiewiczowie zapisali się w naszej pamięci jako autorzy książek przygodowo-podróżniczych. Wystarczy wspomnieć ich nazwisko, a od razu na myśl przychodzą „Anaruk, chłopiec z Grenlandii”, „Odarpi, syn Egigwy”, „Tumbo z Przylądka Dobrej Nadziei” oraz „Zaczarowana zagroda”. Życiorysy obojga małżonków same w sobie stanowią pasjonującą opowieść. Oboje wykształceni, pracowici, mieli wiele zainteresowań i pasji, realizowali się w różnych dziedzinach zawodowych. Ważną częścią ich życia były podróże, które zaowocowały szeregiem opowiadań, powieści, reportaży, listów. Twórczość literacka w dużej mierze była poświęcona Antarktydzie i Arktyce, ziemiom nieznanym, egzotycznym i nieosiągalnym dla ówczesnych polskich czytelników. Nic dziwnego, że książki małżeństwa zyskały sporą poczytność i są popularne po dzień dzisiejszy.
„Zaczarowana zagroda” omawiana jest jako lektura w II klasie szkoły podstawowej. Miejsce akcji opowiadania to stacja badawcza im. profesora Dobrowolskiego na wschodnich brzegach Antarktydy. Naukowcy obserwują życie pingwinów Adeli. Chcą im założyć aluminiowe obrączki z napisem, by dzięki pomocy innych polarników, marynarzy, śledzić trasę wędrówek ptaków i zbadać, czy wrócą w te same miejsca. W tym celu budują z brył lodu zagrodę i zaganiają tam pingwiny. Wśród nich jest Elegancik – z nietypową czarną łatką na śnieżnobiałym gorsie. Schwytane ptaki, choć przecież to nieloty, nocą w tajemniczy sposób opuszczają zagrodę. Sytuacja powtarza się kolejny raz. Jak one to robią? O tym, dowiemy się w trakcie lektury.
Czy warto wznawiać takie książeczki? Oczywiście, że tak. To klasyka wiecznie żywa. Centkiewiczowie ciekawie opowiadają o przyrodzie, uczą ją obserwować i szanować. Ich przekaz dostosowany jest do poziomu percepcji dziecka. „Zaczarowana zagroda” może być przyczynkiem do dyskusji, jak przez lata rozwinęła się technika i zmieniły się metody badawcze. Dziś naukowcy wszczepiliby zwierzętom czipy i śledzili je drogą radiową, w tamtych czasach wszystko wymagało o wiele więcej pracy i zaangażowania. I kto wie, czy jednak wtedy nie było ciekawiej…
Atrakcją nowego wydania są śliczne ilustracje wykonane przez Agnieszkę Żelewską metodą kolażu. Graficzka zastosowała różne faktury, wykorzystała papier, farby. Wycinając, wydzierając, naklejając i „machając” pędzlem stworzyła wesołe, przykuwające uwagę obrazki, znakomicie oddające antarktyczną scenerię. Walory książeczki to niewątpliwie także duża czcionka, ułatwiająca dziecku samodzielną lekturę, wygodny format - większy od zeszytu oraz, co nie jest bez znaczenia, przystępna cena.
Warto wybrać się z Centkiewiczami do krainy lodu i pingwinów. „Zaczarowana zagroda” to naprawdę sympatyczne, mądre, pełne ciekawostek opowiadanie. Dla starszego pokolenia będzie to podróż sentymentalna, do lektur z dzieciństwa, a dla najmłodszych – nowa, ciekawa przygoda.
Emilia Padoł "Piosenkarki PRL-u. Spotkanie I" (Prószyński i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: piątek, 19, luty 2016 10:38
Dobrze, że na tym ziemskim łez padole jest Emilia Padoł. Któż inny bowiem tak ciekawie, taktownie i przyjemnie opowiadałby nam o damach, dżentelmenach, gwiazdach sceny, estrady i ekranu z minionych lat… Któż tak zgrabnie i profesjonalnie wyłuskiwałby „perły z lamusa”, któż tak delikatnie odkurzałby zapomniane sylwetki, o których dziś dość rzadko się wspomina…
Tym razem dziennikarka postanowiła przypomnieć kilka piosenkarek, które święciły triumfy na estradzie i radiowej antenie w latach 50. i 60. XX w., śpiewały na światowym poziomie, dużo koncertowały, zdobywały serca tłumów. A choć ich kariery miały różne dzieje, to ich przeboje pozostały w większości znane i lubiane aż do dziś. Bohaterkami tej publikacji są artystki, które charakteryzowały się niesamowitym talentem, urokiem, także urodą i temperamentem.
Na kartach książki spotkamy bezkonkurencyjną Martę Mirską o anielskim głosie i niewyparzonym języku, pełną energii swingującą Marię Koterbską, niemal zupełnie dziś zapomnianą Reginę Bielską, roztańczoną Nataszę Zylską, tę od „Kasztanów”, która rychło zamieniła mikrofon na rzeźbiarskie dłuto. Poznamy kulisy „Podwieczorku przy mikrofonie” z popularną Reną Rolską, wywoływaną do tablicy, tragedię fenomenalnej Ludmiły Jakubczak, dramatyczne dzieje życia dobrze znającej język fiński Hanny Rek i na koniec przyjrzymy się Joannie Rawik- zafascynowanej Edith Piaf intelektualistce o rumuńskich korzeniach.
Autorka bardzo rzetelnie przygotowała się do napisania tej książki. Nie tylko zebrała dostępne w archiwach materiały, ale skontaktowała się i spotkała z żyjącymi paniami, a trzeba odnotować, że są one już dobrze po osiemdziesiątce. Dzięki osobistym wrażeniom Emilii Padoł te szkice o piosenkarkach nie są zbiorem suchych faktów, ale zamieniają się w pasjonującą opowieść, pełną emocji i zwykłych, ludzkich spraw.
Dziennikarka zagląda za kulisy sławy dawnych gwiazd, przybliża historię ich przebojów, sytuację na ówczesnym „rynku muzycznym”, gdy nad wszystkim czuwał PAGART, nie do końca pilnujący interesów artystów. Znajdziemy tu wiele anegdot, informacji o twórcach piosenek, orkiestrach, programach. Na przykład dowiemy się, że słynne „ Gdy mi ciebie zabraknie” przypisywane przez większość z nas Ludmile Jakubczak, ta piosenkarka owszem, nagrała na płytę, ale pierwotnie jest to utwór z repertuaru Hanny Rek.
O ile dla starszego pokolenia ta książka to taka podróż sentymentalna, przypominająca okres wczesnego PRL –u wraz z ówczesną muzyką, to dla młodych będzie to inspirująca przygoda, zachęcająca do posłuchania dawnych melodii. Albowiem mijają lata, piosenki zostają….
Szkoda, że do tej publikacji nie dołączono płyty CD z największymi albo tymi mniej dziś znanymi przebojami w wykonaniu opisanych artystek. Na szczęście możemy sobie „wygrzebać” niektóre z nich w otchłani Internetu, a szczęściarze mogą znaleźć nagrania na winylowych płytach w zbiorach dziadków.
Dzięki takim książkom jak „Piosenkarki PRL-u” czytelnicy mogą poczuć klimat retro i wspomnień czar, poszerzyć swą wiedzę dotyczącą historii polskiej muzyki rozrywkowej, poznać fascynujące osobowości. Z ciekawością czekam już na kolejne spotkania z gwiazdami tamtych lat…
Mariusz Niemycki "Oddech smoka" (Wydawnictwo Skrzat)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: czwartek, 18, luty 2016 09:48
Zmienić się w smoka to nic przyjemnego. Te zębiska w paszczy, łuski na grzbiecie, wielkie szpony u łap… Brrr! A może jeszcze siedem zionących ogniem głów? O nie, dziękuję za takie atrakcje! Dzieciom wizja przemiany w straszliwego potwora też chyba nie przypadnie do gustu. Taka przygoda jednak spotkała pewnego chłopca. Okazało się potem, że przyczyna takiego „smoczego” stanu jest całkiem prozaiczna… Jeśli chcecie ją poznać - zapraszam do sięgnięcia po krótką, ale jakże pożyteczną opowiastkę Mariusza Niemyckiego.
„Oddech smoka” należy do cyklu „Pierwsze czytanki” proponowanego przez wydawnictwo Skrzat jako pomoc w nauce samodzielnego czytania. Książeczka ta zalicza się do poziomu drugiego, w którym dziecko samo czyta proste i krótkie zdania, a dorosły - dłuższe partie tekstowe. Tekst umieszczony w kolorowych dymkach to zazwyczaj 2-3 wyrazy, bez dwuznaków, bez zmiękczeń, często są to onomatopeje np. „fru-fru” „ha, ha” ,„psy-puff”. Dodatkowo te krótkie słowa podzielone zostały na sylaby. Moim zdaniem to ułatwienie niekoniecznie będzie dla każdego pomocne. Jeśli dziecko uczy się czytać globalnie, jeśli zna podstawowe litery, to nie powinno mieć już problemu z opanowaniem całego prostego wyrazu. Wolałabym też raczej, by na drodze do płynnego czytania, uczeń obcował z normalnym zapisem. Co innego, gdy mamy w jakimś elementarzu ten sam wyraz zapisany w całości oraz podzielony na sylaby, czy z wyróżnionymi poszczególnymi głoskami. Jak wiadomo jednak metod nauki czytania jest wiele. Najważniejsze, by dobrać odpowiednią do etapu rozwoju i możliwości percepcyjnych danego dziecka.
„Oddech smoka” niezależnie już od tego, że przeznaczono go jako materiał do nauki czytania w ramach specjalnej, kilkuetapowej serii, stanowi bardzo przyjemną w odbiorze, zabawną historyjkę. Autor w sprytny sposób przypomina o tym, jak ważne jest przestrzeganie higieny i codzienna toaleta. Po przeczytaniu tej książeczki, już żadne dziecko chyba nie zapomni o użyciu przyborów higienicznych w łazience.