Bartłomiej Basiura "Waga" (Videograf)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: sobota, 13, luty 2016 10:10
„Waga” Bartłomieja Basiury to czwarta książka młodego autora. Idzie śmiało w kierunku kryminału i thrillera, gdzie wielowątkowość stanowi pułapkę na domysły czytelnika, zostawiając go na końcu z finałem, którego na pewno się nie spodziewał.
Wszystko rozpoczyna się od morderstwa. Typowe, jak to w kryminałach bywa. W jednym z krakowskich mieszkań zostają znalezione zwłoki trzech mężczyzn. Pewnie jakieś porachunki, może pseudokibiców, może kogoś innego… Potem okazuje się, że to dopiero początek swego rodzaju wysypu zwłok, którym w dodatku brakuje poszczególnych ogranów. Handel? Szajka medyczna? Nie wiadomo… Miłosz Goczałka, genialny technik kryminalistyki z Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego w Krakowie zaczyna badać ślady i to co odkrywa, zaczyna go przerażać. Jego przełożonego także, ale z całkiem innych powodów. Jednocześnie poznajemy młodego studenta, Szymona, spotykającego się z profesorem Drouberem, w celu napisania bografii upartego i mało przyjaznego staruszka. Nie wie nawet, że wejście do dziwnie pachnącego, żeby nie powiedzieć zasmrodzonego mieszkania, otworzy mityczną puszkę Pandory, a potwory zaczną wychodzić nie tylko z szafy. Jego działania w przyszłości połączą się z prowadzonym z ukrycia śledztwem Goczałki i niemałą rolę odegra tutaj także córka śledczego-Dagmara.
Mamy tutaj także drugi wątek, Edyty Kotarskiej, która pełni funkcje zastępcy dyrektora Aresztu Śledczego w Krakowie na Montelupich. W pracy nie jest szanowana, z mężem-pilotem nie układa się tak, jak powinno, jedynie w towarzystwie przyjaciela, Macieja, potrafi się wyluzować i być sobą. Czytając, cały czas zastanawiałam się, w którym momencie wątek Kotarskiej przetnie się z wątkiem głównym i powiem szczerze, że bardzo zaskoczyło mnie rozwiązanie fabularne, jakie zastosował autor. Cała książka Bartłomieja Basiury, to wątki, zagmatwane historie, mnogość bohaterów, zagadki, piętrzące się pytania i wiele niedopowiedzeń. Dopiero na końcu wyjaśnia się wszystko i czytelnik zaczyna wertować książkę, aby znaleźć sygnały, które być może pominął, a były one wskazówką takiego, a nie innego finału.
„Wagę” należy czytać uważnie, właśnie ze względu na ową mnogość wątków i występujących postaci. Ale bez problemu można wszystko ułożyć w głowie i iść tropem bohaterów.
A ten trop jest bardzo mylny, krąży, kluczy, myli ślady i na koniec zaskakuje czytelnika. Takie książki bardzo lubię.
Cieszę się, że to dopiero pierwszy tom trylogii o Goczałce, z chęcią przeczytam kolejne i mam nadzieję, że autor nie poprzestanie w swym fabularnym kluczeniu i zaskakiwaniu czytelnika, bo to sprawia, że książkę czyta się z narastającą przyjemnością i nieznośnym oczekiwaniem na finał. Polecam.
Marcin Grygier "Nie patrz w tamtą stronę" (Prószyński i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 09, luty 2016 09:03
Miłośników powieści kryminalnych Nowy Rok przywitał debiutancką powieścią Marcina Grygiera pod tytułem „Nie patrz w tamtą stronę”. Nowe, rodzime i kolejne w stajni Wydawnictwa Prószyński i spółka, zaraz obok Rudnickiej, Lemberga czy Puzyńskiej nazwisko, które warto, a nawet należy zapamiętać.
Marcin Grygier nie bał się stworzyć, sformułować, a następnie przedstawić czytelnikom niezwykle brutalną zbrodnię, i to już na samym początku powieści. W puszczy Kampinoskiej zostają odkryte zmasakrowane zwłoki nastolatki, która zamiast swojej głowy ma łeb konia. Śledztwo prowadzi czterdziestoletni nadkomisarz Roman Walter, główny bohater powieści. Jak na rasowy kryminał przystało Walter to gliniarz po przejściach, nie stroniący od alkoholu. Jakże by inaczej. Poznajemy go w niedzielne popołudnie, skacowanego po „resecie” poprzedniego dnia, z ciężką głową i jeszcze cięższymi myślami. Wraz z pierwszym otrzymanym od mordercy esemesem nawet nie śmie podejrzewać, w jak misternie utkaną zagadką i niebezpieczną grę zostanie wplątany.
Autor powieści „Nie patrz w tamtą stronę” już od pierwszych jej stron sprawnie kieruje fabułą, powodując, że zapamiętujemy elementy, które podczas rozwiązania zagadki nabierają zupełnie nowego znaczenia. Wszystko pod szyldem „Lubisz patrzeć? Wiem, że lubisz.” i pewnego negatywnego w skutkach wydarzenia w szkolnej toalecie, które zostało zapamiętane w ten sposób: „Ale on stał, bezpieczny w tej kabinie, i patrzył, i patrzył, i patrzył…”. Mistrzostwo! Fenomenalne wręcz powiązanie poszczególnych elementów, zdarzeń i wątków, które na zakończenie eksplodują i łączą się w całość, dając pełny, jakże wyraźny obraz rozwiązania, które autor sprytnie przemycił w lekturze.
Fabuła została podzielona na dwa plany. Teraźniejszość, w której nadkomisarz Walter wraz ze swoim zespołem prowadzą śledztwo. Przeszłość, dzięki której poznajemy mroczną duszę czarnego charakteru oraz podłoże powstania wydarzeń. Pojawiają się również retrospekcje dotyczące traumatycznego przeżycia nadkomisarza. Dodatkowo, całość została podzielona krótkimi oraz bardzo krótkimi rozdziałami. Podobne metody zastosowała Joanna Opiat-Bojarska w „Koneserze” czy w serii o dziennikarce śledczej Annie Rogozińskiej, czy M. J. Arlidge w „Ene, due, śmierć”. Powyższe, plus właściwie skonstruowane sceny powodują, że od książki wręcz nie można się oderwać. Sprawia, że przyspieszamy tempa, biegniemy wspólnie z bohaterami i niemal czujemy oddech mordercy na szyi. Z każdym postawionym przez nas krokiem zastanawiamy się, czy na pewno patrzymy we właściwą stronę?
W powieści nie ma zbędnych opisów, zbędnych dialogów, czy zapełniania na siłę stron. Jest tyle ile potrzeba by zrozumieć. Zwięźle i na temat. Bardzo po męsku. Jednak, nie da się nie zauważyć drobnych wpadek autora, niespójności, czy braku logiki oraz konsekwencji w scenach. No bo jak inaczej wytłumaczyć zgaszone światło w łazience, wewnątrz której nadkomisarz Roman Walter odkrywa samobójstwo Marioli Becker? Mało tego, ten wybitny glina nawet się nie zdziwił. Otwiera drzwi i zapala światło, by dostrzec zwłoki w wannie. To normalne, prawda? Tylko czemu zapala światło? Kilka minut wcześniej zwłoki musiały same wstać, rozlać wodę w łazience i na zewnątrz, tak aby mogła być ona zauważona przez nadkomisarza, następnie zwłoki powinny zgasić światło, zamknąć się w ciemnej łazience i powrócić do wanny, a tam cierpliwie poczekać na znalezienie (strona 324-325)*. Prawda, że nie ma w tym nic nielogicznego? Podobnie z siostrą leśniczego: Gojnego, która panieńskie nazwisko nosi Szuszczyk (strona 162)**. Może i tak się zdarzyć, ale wypadało by wyjaśnić czytelnikom: czy to Gojny zmienił nazwisko, czy Szuszczyk to rodzeństwo cioteczne, stryjeczne, czy przyrodnie itp. Z przykrością stwierdzam, że tego i kilku innych niedoskonałości w fabule nie wyłapała również, a może przede wszystkim redakcja wydawnictwa Prószyński i s-ka. Nie zmienia to jednak faktu, że powieść jest napisana sprawnie, czyta się ją przyjemnie i co najważniejsze jest warta spędzenia z nią każdej minuty.
Z niecierpliwością należy wyczekiwać kolejnych powieści Marcina Grygiera. Fanom kryminałów polecam zaopatrzyć się w miejsce w domowej biblioteczce. „Nie patrz w tamtą stronę” do przeczytania w jeden wieczór. Aż strach spojrzeć w inną stronę!
*Strona 311, Grygier Marcin, Nie patrz w tamtą stronę
**Strona 246, Grygier Marcin, Nie patrz w tamtą stronę
Jolanta Guse "Opowiem o niej" (Prószyński i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: piątek, 05, luty 2016 10:54
- Autor: Agata Piątek
Opowiem o niej to przepiękna opowieść o trzech kobietach – Róży, Helenie i Glorii. Matce, córce, wnuczce. Tłem powieści są wydarzenia jakie miały miejsce w powojennej Polsce – od roku 1946 aż do roku 2009. Sprawia to, że książka ma niesamowity, niepowtarzalny klimat.
Róża straciła na wojnie męża, została na świecie sama, z córką Heleną. Nie było im łatwo, ale obydwie kobiety robiły co mogły, aby zapewnić sobie godziwy byt. Helena, młoda kobieta z głową pełną marzeń widziała swoją przyszłość inaczej, jak jej matka. Całym jej życiem był bowiem teatr. I kiedy dowiaduje się, że jest w ciąży, cały jej świat wywraca się do góry nogami. Kiedy na świat przychodzi jej córeczka, maleńka Gloria, Helena nie potrafi przelać swojej miłości na dziecko. Chociaż pragnęła dla Glorii prawdziwego, ciepłego domu, nie potrafiła być matką. Dla Glorii to babcia Róża była najważniejszą osobą w jej życiu, to ona stała się jej matką, przyjaciółką, powierniczką. Czy jednak babcia potrafi zastąpić dziewczynce matkę?
Na nieco ponad trzystu stronach książki autorka zawarła przepiękną, wzruszającą, czasami bolesną historię. Historię dziewczynki odtrąconej przez matkę, dla której największą miłością był teatr. Opowieść zaczyna się jeszcze przed narodzeniem Glorii, następnie karty powieści ukazuję dziewczynkę jako dziecko w wieku szkolnym, potem jako studentkę, a na końcu jako dorosłą już kobietę. Czytelnik towarzyszy Glorii przez całe jej życie, widzi jak dziecko staje się nastolatką, później dojrzałą kobietą.
Róża i Helena diametralnie się od siebie różnią. Dla każdej z nich szczęście ma inny wymiar, co innego jest dla nich ważne, inaczej postrzegają świat. Gloria jest bardziej podobna do swojej babci, niż matki i być może dlatego to z babcią czuje się lepiej. Poznając historię Glorii nie potrafiłam zrozumieć postępowania jej matki, Heleny. Z jednej strony wydawało mi się, że jej poczynania są racjonalne, ale z drugiej strony ciężko było powstrzymać mi się od osądzania. To, co spotkało małą, niczemu niewinną dziewczynkę jest smutne i bolesne. Jak czuje się ktoś, kto jest odrzucony przez własną matkę? Jak taka osoba, dziecko, ma sobie w życiu poradzić, odnaleźć siebie i uwierzyć w swoją wartość?
Losy kobiet – trzech pokoleń, wplatają się w historię Polski. Autorka przepięknie łączy ze sobą te dwa wątki – ukazuje jak wyglądało życie prostych ludzi po wojnie, a potem w czasie stanu wojennego. Pokazuje, jaki wpływ na psychikę człowieka mają wydarzenia z przeszłości i jak trudno jest zostawić za sobą właśnie ową przeszłość. Oprócz głównego problemu – porzucenia przez matkę, książka porusza też inne kwestie, chociażby alkoholizmu, nietolerancji czy homoseksualizmu. Wydawać by się mogło, że tematyka książki jest ciężka, ale autorka operuje językiem i słowami w taki sposób, że historia przekazana jest lekko, nie męczy czytelnika, absorbuje tak, że trudno jest przestać czytać.
Opowiem o niej wciąga od samego początku. Rozdziały podzielone na okresy w historii Polski opowiadają historię trzech kobiet z jednej rodziny –Róży, Heleny, Glorii. To właśnie Glorii towarzyszymy przez całe życie, poznajemy jej historię od narodzenia aż do momentu, kiedy jest kobietą w podeszłym wieku. Historia Glorii jest do bólu realna, bolesna i czytelnikowi towarzyszy szereg emocji – wzruszenie, ból, smutek, czasami złość. Książka zmusza do refleksji i przemyśleń, a zarazem jest lekka i piękna. Porusza do głębi, porywa czytelnika prostotą i szczerością, a jednocześnie emanuje z niej ciepło. Po tę powieść powinna sięgnąć każda kobieta, bez względu na wiek czy upodobania czytelnicze.
Artur Urbanowicz "Gałęziste" (Novae Res)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: czwartek, 04, luty 2016 13:26
Mitologia dawno temu zakorzeniła się w popkulturze i od tego czasu została przemielona na wszystkie możliwe sposoby. Wierzenia greckie, egipskie, słowiańskie czy - zwłaszcza ostatnio - nordyckie nie tylko przestały dziwić, ale wyczuwalne jest wręcz pewne znużenie spowodowane ich ciągły pojawianiem się w artystycznej przestrzeni. Są na szczęście jeszcze systemy religijne mniej zmaltretowane przez twórców - jeden z nich, w sposób niesłychanie wciągający, wykorzystał Artur Urbanowicz w swojej powieści "Gałęziste".
Fabuła koncentruje się wokół wakacyjnego wyjazdu dwójki studentów - Karoliny i Tomka - na Suwalszczyznę. W wyniku pewnego nieporozumienia, po dojechaniu na miejsce zostają zakwaterowani w małej wiosce gdzieś pośród lasów, co już nasuwa czytelnikowi kierunek, w którym będzie zmierzać historia. Tarcia między partnerami, seria nieprzewidywalnych wypadków, pozorowanych zbiegów okoliczności i sieć kontaktów przypominająca mafijną są energią napędzającą scenariusz, rozkręcający się bardzo powoli, ale posiadający zabójczą końcówkę.
Od samego początku autor nastawił mnie negatywnie do swojej powieści tłumacząc, że wszelkie rozbieżności z klasycznym językiem literackim są w książce umieszczone celowo i mają stanowić jeden z poetyckich środków wyrazu. Poczułem się trochę jak widz, któremu komik tłumaczy żart, zanim go opowie, żeby ten pierwszy na pewno zrozumiał. Ten lekki pretensjonalizm unosi się zresztą nad całą historią, co słusznie odstręczało część czytelników. Stąd pewnie bardzo mieszane opinie pojawiające się wśród recenzentów.
Ocena "Gałęzistego" jedynie przez ten pryzmat byłaby jednak bardzo niesprawiedliwa. Artur Urbanowicz stworzył całą plejadę interesujących postaci, z początku miałkich i nieciekawych, z każdą stroną nabierających jednak kolorów i życia. Należy także oddać autorowi to, że mniej więcej od połowy książki fabuła bardzo przyspiesza i ostatnie dwieście stron pochłania się tracąc poczucie czasu. Mam wrażenie, że powieść jest dokładną kopią drogi, jaką przeszedł autor od początkującego, raczej kiepskiego literata po sprawnego pisarza świadomie wykorzystującego dostępne narzędzia.
Atutem opowiedzianej historii jest także łatwość, z jaką autor miesza wątki fantastyczne z rzeczywistymi, gładko przechodząc między tymi światami. Aż do ostatnich stron nie wiemy, czy nienaturalne "przygody" bohaterów są skutkiem działania sił nieczystych, ingerencją istot spoza naszej rzeczywistości, wymysłem studentów lub niezrozumiałą projekcją ich świadomości. Jeśli dodać do tego absolutnie niespodziewaną końcówkę, otrzymamy, niepozbawiony wad, ale trzymający w napięciu, atrakcyjny thriller.
"Gałęziste" pełne jest niedoróbek, uproszczeń oraz ścieżek na skróty, przede wszystkim na poziomie języka. Początkowe problemy z nawiązaniem akcji i toporne przedstawienie bohaterów znikają jednak wraz z rozwojem historii Artura Urbanowicza. Gdyby od początku prezentował poziom ostatnich rozdziałów swojej książki, "Gałęziste" z miejsca stałoby się hitem. A tak jest solidnym przeciętniakiem, wartym jednak każdej wydanej złotówki z uwagi na wprawiające w osłupienie zakończenie.