Lucyna Olejniczak "Kobiety z ulicy Grodzkiej. Hanka" (Prószyński i S-ka)

Proszę sobie zarezerwować wolny wieczór, zaparzyć wielki kubek melisy, zasiąść wygodnie w fotelu, opcjonalnie otulić kocem i dopiero wtedy można otworzyć najnowszą książkę Lucyny Olejniczak, autorki kilku powieści, w tym nagrodzonej na Festiwalu Literatury Kobiecej w Siedlcach w 2014 roku: „Opiekunka, czyli Ameryka widziana z fotela”.
Pierwszy tom sagi o kobietach z ulicy Grodzkiej pochłania się łapczywie, a towarzyszą temu ogromne emocje i nerwy. Są tu bowiem opisane mroczne tajemnice i okrutne sceny, które lepiej niech nam się nawet nie przyśnią…

Autorka zabiera czytelników do Krakowa, w którym wszak sama mieszka od urodzenia, i przenosi w czasie do schyłku XIX wieku i początków XX. Obserwujemy jak wówczas wyglądało życie w mieście, między salonami bogatych a suterenami biednych. I może przypomną się nam pozytywistyczne nowele. Poznajemy aptekarza Bernata, który jest niczym Doktor Jekyll i Mister Hyde – za maską zacnego farmaceuty kryje się okrutne oblicze zwyrodnialca.  Przeżywamy naznaczone klątwą dzieje jego rodziny. Tytułowa Hanka odrywa w fabule bardzo istotną rolę, choć sama postać pojawia się epizodycznie. Z nią związany jest watek paranormalny, ale raczej w takim wydaniu ludowym, jakby baśniowym.
Na pierwszy plan wysuwa się Wiktoria, która jako noworodek została podstępem i cudem ocalona, a jako już dorosła kobieta, była jedną z pierwszych studentek farmacji na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jej imię oznacza „Zwycięstwo”, ale w jej przypadku wszystkie mniejsze i większe życiowe sukcesy były ciężko okupione. Dźwigała ogromny ciężar swojego pochodzenia, piętno klątwy i przerażającą wiedzę o ojcu. I nawet nadzieja na szczęśliwy związek została zgaszona przez pewną informację na temat ukochanego Filipa.

Powołując się na notę z okładki, mogę potwierdzić, że to „powieść o klątwie, trudnych relacjach rodzinnych, o konieczności wybaczania”, dodam jeszcze, że to także opowieść o tragicznych sytuacjach, o emancypacji kobiet, o niezwykłej determinacji bohaterki, która była jak jasny promyk w mrocznym, brutalnym świecie, o uczuciu, któremu nie dane było spokojnie rozwinąć skrzydeł… Czyta się tę książkę niemal jednym tchem, wzruszając i wzdrygając się na przemian, roniąc gdzieniegdzie łzę i zaciskając pięści. Konstatując z goryczą, że w pewnych aspektach nic się nie zmieniło się od stu lat, tylko metody nieco inne. Na ostatniej stronie „budzimy się” ze zdziwieniem, że to koniec i czym prędzej rozglądamy się za kolejną częścią. W II tomie będziemy śledzić losy Wiktorii, prawdopodobnie w Paryżu.

Czytelniczki uwielbiają sagi, tak chyba mogę powiedzieć, wnioskując z zaobserwowanej popularności tego gatunku i ostatnio wręcz jego wysypu na rynku wydawniczym. Skoro jest zapotrzebowanie, to autorzy powinni kuć żelazo póki gorące. Pierwsza część cyklu „Kobiety z ulicy Grodzkiej”, przywołująca ducha dziewiętnastowiecznych sag we współczesnym wydaniu, okazała się świetną lekturą, pochłaniającą i pełną wrażeń. Oby jak najszybciej pojawiła się kolejna część. Na zapas przygotuję melisy.

 

Barbara Spychalska-Granica "Niespodzianka na 6 liter" (Zysk i S-ka)

Niespodzianki są nieodzownym elementem naszego życia i choć z reguły wywołują pozytywne emocje, to większości z nas zdarzyło się otrzymać prezent, który nie tylko był nieoczekiwany, ale również niechciany. Przyjmując niespodziankę zawsze ponosimy mniejsze lub większe ryzyko, lecz  kiedy postanawia zaskoczyć nas los, nie zawsze jesteśmy przygotowani na jego dary. Paulo Coelho w  jednym z utworów stwierdził, że „Zawsze trzeba podejmować ryzyko. Tylko wtedy uda nam się pojąć, jak wielkim cudem jest życie, gdy będziemy gotowi przyjąć niespodzianki, jakie niesie nam los.” Sięgając po książkę Barbary Spychalskiej – Granicy o intrygującym tytule „Niespodzianka na 6 liter” byłam ciekawa, w jakie niespodziewane perypetie zostaną uwikłane wykreowane przez nią postacie.

 

Narratorką, a zarazem główną bohaterką powieści jest trzydziestoparoletnia rozwódka Magda. Samotna kobieta po przejściach, której życie koncentruje się wokół bokserki Luizy i pracy. Jerzy był jej wielką miłością, ale małżeństwo z nim ze szczęściem niewiele miało wspólnego. Dziś kobieta twardo stąpa po ziemi, ale nie przestała marzyć o uczuciu, które zagościłoby w jej sercu, choć pomocy znajomych, którzy chętnie zabawiliby się w swatkę nie przyjmuje. I pewnie życie Magdy nie uległoby zmianie, gdyby pewnego jesiennego dnia nie podzieliła się bochenkiem chleba z nieznajomym. Ben szybko okazuje się wspaniałym facetem, ale czy kobieta jest gotowa na nowy związek? Sytuację dodatkowo komplikuje zachowanie szefa, który nie ukrywa, że chętnie  otworzyłby  dawno zamknięte rozdziały z przeszłości.

Życie Magdy wkracza na nowe tory, los daje jej szansę na zmiany, a przy tym płata figla stwarzając nie jedną, a kilka możliwości. Gdyby kobieta miała więcej charakteru, a asertywność nie była jej obca, to pewnie nie zabrnęłaby w ślepą uliczkę. Miłość zamiast przynieść jej szczęście, tylko  wprowadziła chaos i skomplikowała jej poukładane życie. A kiedy rozum i serce kierują się odmiennymi argumentami, podjęcie decyzji nie jest wcale łatwe i niesie za sobą konsekwencje. 

Fabuła powieści nie jest skomplikowana, a rozwój wypadków łatwy do przewidzenia. Jednak perypetie głównej bohaterki przykuwają uwagę czytelnika i dostarczają mu wrażeń na wielu płaszczyznach. Pisarka wykreowała sympatyczną dziewczynę i obarczyła ją bagażem doświadczeń, a przy tym nie pozbawiła jej marzeń i tej młodzieńczej naiwności, która sprawia, że popełnia błędy, ulega wpływom i pakuje się w kłopoty oraz skomplikowane układy interpersonalne.

Autorka  posługuje się lekkim i łatwym w odbiorze stylem. Nie koncentruje się wyłącznie na relacjach damsko – męskich, ale też pozwala zgłębić psychikę kobiety. Nie zapomina o dobrym humorze i postaciach drugoplanowych – przyjaciołach, współpracownikach i bliskich, którzy  stanowią ważny element egzystencji bohaterki. Bieżące wydarzenia wzbogacone są o retrospekcje, które uzupełniają przedstawioną historię tworząc spójną całość. 

„Niespodzianka na 6 liter” to godne uwagi babskie czytadło podejmujące temat miłości, przyjaźni, kobiecych rozterek i duchów przeszłości. Pozwalające na relaks i odpoczynek po ciężkim dniu. Odrywające od rzeczywistości i dostarczające miłych wrażeń oraz niosące ładunek pozytywnej energii. Czas spędzony z Magdą płynie szybko i przyjemnie. Polecam.

 

Katarzyna Rygiel "Wielki chłód" (Zysk i S-ka)

Powieść Wielki chłód jest niejako kolejną odsłoną serii kryminalnej o rudowłosej antropolog Ewie Zakrzewskiej. „Niejako”, ponieważ samej Ewy bardzo tu mało, a i klimat najnowszej książki Rygiel wydaje się zupełnie inny. W Ekspedycji Kolitz, Grze w czerwone i Śmiertelnym zleceniu mogliśmy poczytać o tajemniczych zbrodniach, które w jakiś sposób zawsze wiązały się z antropologią, historią i sztuką. Miejsca akcji – jak choćby cysterski klasztor w Kolitz czy Biskupin – były tam bardzo ważne, wyraziste, ściśle związane z wydarzeniami. Miejsce akcji Wielkiego chłodu nie wydaje się już tak istotne i przedstawione w powieści wypadki można by równie dobrze przenieść z Warszawy do innego polskiego miasta. Antropolog Ewa Zakrzewska pojawia się tutaj zaledwie w kilku fragmentach i zupełnie nie bierze udziału w śledztwie. Ustępuje pola swojemu partnerowi – nadkomisarzowi Krzysztofowi Sobolewskiemu, a także pewnemu pisarzowi, który zaczyna mylić fikcję z życiem... Czy wielbiciele cyklu o rudowłosej pani antropolog mogą poczuć się rozczarowani Wielkim chłodem? Odrobinkę tak. Z drugiej jednak strony Wielki chłód to całkiem niezły kryminał. Niezły, choć, szczerze mówiąc, liczyłam na więcej...

 

Janusz Krzyżanowski, autor powieści kryminalnych cieszących się umiarkowanym zainteresowaniem, pracuje nad nową książką. Wokół niego zaczynają się jednak dziać rzeczy dziwne. Krzyżanowski co rusz znajduje w swoim mieszkaniu osobliwe upominki. Zapalniczki, na przykład. Drogi koniak. Papierośnicę wykonaną z kości. A wszystkie te rekwizyty pojawiają się w jego nowej książce... Tylko jak to możliwe, że ktoś ten tekst przeczytał, skoro autor nikomu nie pokazał nawet jednego akapitu? Sytuacja staje się niebezpieczna zwłaszcza wtedy, gdy była żona Janusza znika w niewyjaśnionych okolicznościach. Zupełnie tak, jak w jego powieści znika jedna z bohaterek... Na tym jednak nie kończą się podobieństwa. Prześladowca Janusza zdaje się wiedzieć o pisarzu wszystko i robi, co może, by przyciąć rzeczywistość do świata powieściowego. Po pewnym czasie Krzyżanowski nie wie już, kto kogo prowokuje. On – słowami, czy prześladowca – czynami. Zresztą Krzyżanowski ma też inne, osobiste problemy. Odkąd zaginęła jego była żona, musiał się zająć dziesięcioletnim synem, z ojca weekendowego przeistoczyć w tatusia na pełen etat. Tyle tylko, że Janusz bardzo ceni sobie własną niezależność. Poza tym na horyzoncie pojawia się kobieta, którą utracił przed dziesięcioma laty, ale której nigdy nie przestał kochać. Czy pisarz może skupić się na życiu prywatnym, kiedy sam nie wie już, co jest fikcją, a co prawdą?

 

Katarzyna Rygiel pisze bardzo dobrze, sprawnie posługuje się językiem i konstruuje ciekawe fabuły, co udowodniła już w niejednej swojej powieści. Wielki chłód to również książka świetnie napisana i skonstruowana z zegarmistrzowską precyzją. Rygiel nieźle łączy wątki kryminalne z obyczajowymi i ciekawie rozbija narrację, przetykając akcję główną fragmentami kryminału pisanego przez Krzyżanowskiego i opowieścią bezimiennego bohatera, który mówi o tym, jak dopuścił się pewnej zbrodni... Autorka używa do tego celu trzech różnych czcionek, dzięki czemu czytelnik ani przez chwilę nie czuje się zagubiony. Zwłaszcza opowieść bezimiennego bohatera wydała mi się interesująca, przede wszystkim z psychologicznego punktu widzenia. To znakomita analiza zaburzonego umysłu, genialny portret człowieka, który tak bardzo nie zdaje sobie sprawy z własnego szaleństwa, że wychodzi poza swoje „ja”, patrzy na siebie z zewnątrz. I choć w połowie zaczęłam się już orientować, kto może snuć tę opowieść i jakich wydarzeń dotyczy, wciąż śledziłam narrację z zainteresowaniem. Podobne odczucia miałam wobec fragmentów powieści Krzyżanowskiego. W Wielkim chłodzie mówi się o tym, że Krzyżanowski stara się naśladować mistrza Chandlera, ale robi to dość nieudolnie, co zdaje się wyraźne zwłaszcza wtedy, gdy czyta się jednego po drugim. Fragmenty powieści pisanej przez bohatera właśnie takie są. Chandlerowskie, ale jakby niedorobione, pozbawione polotu i specyficznej aury kryminału noir, która u mistrza z LA była aż gęsta. I ta nieudolna stylizacja wyszła Rygiel znakomicie. Chwilami warszawskie knajpki, ciemne zaułki i przebogate konstancińskie wille sprawiają wrażenie, jak gdyby przeniesiono je z LA Chandlera. A jednak coś zgrzyta, coś wciąż jest nie takie, zbyt oczywiste, zbyt „przaśne”... Udało się też Rygiel stworzyć pewien retro-klimat. Wnętrza lokali siwe od papierosowego dymu, elegancka femme fatale w zielonej sukni... Znakomita jest także sama powieść w powieści. Chętnie przeczytałabym ją w wersji rozbudowanej.

 

Co mnie w książce Rygiel nie urzekło, to, hm..., wielki chłód właśnie. Tytuł powieści wydał mi się tutaj bardzo adekwatny do treści. Wielki chłód jest nieznośnie chłodny. Wszystko jest tu chłodne. Bohaterowie, relacje między nimi, zbrodnie popełnia się na chłodno, na chłodno analizuje sytuacje, na chłodno myśli, na chłodno nawet kocha. Krwi mi tutaj zabrakło chyba. Ciepłego oddechu, wrażeń. Wielki chłód to niezła książka, którą czytałam z przyjemnością, ale która mną za bardzo nie wstrząsnęła. I ta przyjemność z lektury też była właśnie taka chłodna. Zabrakło mi również odrobiny poczucia humoru, na które Rygiel pozwala sobie tylko we wstawkach Chandlerowskich, a i to czyni bardzo subtelnie. A przecież Chandler był zabawny, bardzo zabawny! Skąd więc ta powściągliwość? Podczas lektury Wielkiego chłodu nie uśmiechnęłam się ani razu i momentami czułam się już zmęczona nieco przyciężkim klimatem. Zwłaszcza że zakończenie (którego się niestety domyśliłam) jest naprawdę bardzo przygnębiające. To taki pesymizm w wersji „full wypas”. Szkoda mi co niektórych bohaterów, dobrze zresztą wykreowanych, i mam wrażenie, że autorka postąpiła wobec nich naprawdę okrutnie. Ale wbrew wyuczonym schematom, to pewne. A jednak no... Żeby tak całkiem do końca wszystko na smutno? Może o to właśnie Rygiel chodziło, a ja nie załapałam konwencji? Takie jest jednak moje czysto subiektywne odczucie. Czytelnicy o innej wrażliwości i odmiennych upodobaniach wrażenia z lektury będą mieli również odmienne i pewnie to, co dla mnie jest wadą, uznają za zaletę. Dlatego też nie chciałabym nikogo do Wielkiego chłodu zniechęcać, wiem bowiem, że ta książka naprawdę może się podobać. Podobać nawet bardzo. Jestem przekonana, że znajdą się też tacy czytelnicy, którzy się nią bez reszty zachwycą. A zatem, mimo wielkiego chłodu, polecam. 

 

Elżbieta Cherezińska "Legion" (Zysk i S-ka)

Elżbieta Cherezińska znana jest głównie z poświeci fantastycznych, osadzonych w czasach średniowiecznej Polski. Sławna już  „Korona śniegu i krwi” zdobyła nie tylko serca rzeczy fanów, ale również liczne nagrody literackie. Jednak Elżbieta Cherezińska nie ograniczyła swojej twórczości do fantastyki, lecz wydaje się, że choć to literackie szaleństwo, to stworzyła powieść historyczną, która porusza bardzo trudny temat, szczególnie dla polskiego społeczeństwa.

„Legion” to fascynująca powieść o Żołnierzach Wyklętych i ich niezwykłej historii. Autorka wskrzesza bohaterów i sprawia, że czytelnik towarzyszy żołnierzom od pierwszych stron powieści. Jak już wspomniałam, Elżbieta Cherezińska poruszyła bardzo trudny temat w historii Polski, szczególnie, że jeszcze niedawne władze próbowały przekłamać, zatuszować i całkowicie wymazać z pamięci narodu historię Żołnierzy Wyklętych. Dziś, to Oni są prawdziwymi bohaterami, a ich poświęcenie i życie stały się symbolami głębokiego patriotyzmu. Również w „Legonie” został ukazany los, codzienna walka i niezwykle trudne decyzje Żołnierzy, dla których dobro Ojczyzny było najważniejszą wartością. 

Elżbieta Cherezińska stworzyła historię, która porusza serce czytelnika i budzi, często uśpione patriotyczne uczucia. Czym jest dzisiejszy patriotyzm? Na szczęście nie musimy stawać do walki z bronią w ręku i nie modlimy się o przeżycie kolejnego dnia. Ale jeszcze tak niedawno, tysiące osób, często bezimiennych i zapomnianych oddało swoje życie, za to, że dziś możemy żyć w wolnej Ojczyźnie. 

Autorka napisała wyjątkową powieść, która  już weszła do kanonu literatury polskiej, zwłaszcza powieści historycznej i dokumentalnej. Tu nie ma miejsca na fikcję i wyidealizowany obraz bohaterów. Elżbieta Cherezińska stworzyła historie prawdziwych osób z ich zaletami, słabościami, lękami oraz niezwykłą odwagą. Nieraz cierpieli, umierali i poświęcali wszystko, w imię walki o dobro wolnej Ojczyzny. Nawet, gdy zostali sami bez pomocy zachodnich „przyjaciół”. Dlatego zawsze należy pamiętać o gorzkiej przeszłości, często tak krwawej i okrutnej oraz o  bohaterach, dla który miłość do Polski stała się najważniejszą wartością.