Aktualności
Irena Matuszkiewicz "Zjazd rodzinny" (Prószyński i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 24, listopad 2015 09:59
Są takie powieści, w których zatapiamy się bez reszty, chłonąc jak gąbka losy bohaterów, a po przewróceniu ostatniej kartki czujemy rozczarowanie i niedosyt. Przykro nam opuszczać dopiero co poznane postaci, chcielibyśmy nadal śledzić ich dzieje, dowiedzieć się jak najszybciej, co było dalej. Do takich właśnie książek należy „Zjazd rodzinny” Ireny Matuszkiewicz i szczęśliwie na ostatniej stronie widnieje napis „Koniec części pierwszej”. Tylko kiedy ukaże się druga? Ci, którzy mają już za sobą pierwszy tom, nie mogą się doczekać.
Autorka ma w dorobku już kilkanaście powieści, w których doskonale portretuje polską współczesność, mądrze i ciekawie opowiada życiowe historie, czasem też wprowadza wątki kryminalne. Tym razem pokusiła się o sagę historyczno –obyczajową. Zaprosiła czytelników do wędrówki w dwóch planach czasowych - współczesnym (2014 r.) oraz przeszłym, obejmującym lata 1918- 1939. Pokazała różnorodne charaktery postaci, zmiany w mentalności ludzkiej na przestrzeni kilkudziesięciu lat, a także jak wyglądała sytuacja kobiet dawniej i dziś. Bez zbędnego moralizowania Irena Matuszkiewicz przedstawiła obraz rodziny na przestrzeni XX w. i początków XXI.
Ewa Parelska, z zawodu archiwistka, próbuje rozwikłać rodzinną historię. Dowiedziała się niedawno, że we Włoszech zmarła kobieta podająca się za siostrę jej babki. To nie zgadza się ze znanymi faktami. Córka podsuwa jej pomysł zorganizowania zjazdu wszystkich krewnych. Ewa nie wykazuje entuzjazmu, w końcu niektóre osoby widziała raz w życiu albo i wcale. Familia jest dość pokaźna, albowiem protoplaści rodu, Leontyna i Jan Korzeńscy mieli aż siedmioro dzieci. Koligacje i daty można prześledzić na zamieszczonym we wstępie drzewie genealogicznym.
Wątek współczesny stanowi tylko pretekst dla snucia opowieści o Korzeńskich, których życie rozgrywało się na tle ważnych wydarzeń historycznych i politycznych. Pochodzący z Kielc Jan, szczęśliwie wróciwszy z wojny, ożenił się z córką zamożnego kupca z Włocławka, przeprowadził tam wraz z matką Elwirą i założył sklep kolonialny. Na świat przychodziły kolejne dzieci, na imieninach u wuja Józefa toczyły się polityczne dysputy, w kuchni rządziła Busia, odbywały się sylwestry, dziecięce przedstawienia itp.… po prostu -toczyło się życie. Ot, takie międzywojenne „W Jezioranach” albo „Matysiakowie”.
Śledząc życie bohaterów, ich problemy i zwykłe sprawy, można przenieść się w czasie, poczuć, jak dawniej kształtowały się relacje rodzinne i społeczne, jakie wartości przyświecały bohaterom, jakie panowały realia. Można się nieraz wzruszyć, uśmiechnąć, czy oburzyć. Na uwagę zasługują sylwetki kobiet: postać babci Elwiry - poczciwej kobiety, która stanowiła dla synowej prawdziwą przyjaciółkę, nieocenioną pomoc i podporę; Leontyna – na której obrazie Matki-Polki jest jednak rysa; ciotka Kazia – kiepska kucharka, ale odważnie walcząca o swój byt i szczęście, czy Świetlicka – o wątpliwej reputacji.
W poszukiwaniu dobrej prozy obyczajowej warto sięgać po książki Ireny Matuszkiewicz. Pisarki, moim zdaniem, wciąż zbyt mało promowanej, a jednak poczytnej i lubianej. Autorka pisze dość zwięźle, konkretnie, z dużą dozą mądrości i ciepła, z klasą. „Zjazd rodzinny” to zgrabna opowieść zapowiadająca kolejną sagę, która ma szansę stać się jedną z ulubionych przez czytelników. To także zachęta do poznawania własnego drzewa genealogicznego i familijnych historii.
Marta Pycior "Gilgamesz" (Wydawnictwo Nowy Świat)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 23, listopad 2015 13:38
Choć sam często się przed tym wzbraniałem, po latach dochodzę do wniosku, że istnieją książki, które należy przeczytać. Oczywiście trwał będzie spór, co do nich zaliczyć, ale można chyba stworzyć zbiór obiektywnych kryteriów pozwalające ustalić kanon wartościowej literatury. W czołówce tego zestawienia znalazłaby się historia Gilgamesza - najstarsze literackie dzieło, jakie zostało odkryte. Od niedawna, dzięki Marcie Pycior, możemy się z nim zapoznać w nowym, zrekonstruowanym przekładzie.
"Gilgamesz" Pycior jest, w przeciwieństwie do wierszowanego pierwowzoru, klasyczną prozą. Choć na pierwszy rzut oka tego nie widać, właśnie zamiana wersów na akapity stanowi jedną z największych zalet książki - dzięki temu historię pochłania się szybko i sprawnie, a forma nie odwraca uwagi od treści, co często ma miejsce w poezji.
Tytułowy bohater jest niepokonanym królem miasta Uruk, którym włada twardą, choć sprawiedliwą ręką. Z uwagi na swoje boskie pochodzenie, Gilgamesz dysponuje niesamowitą siłą i nic nie jest w stanie go powstrzymać - przynajmniej do czasu, gdy nieprzychylni królowi bogowie stworzą Enkidu. Ten ostatni, mający stanowić lustrzane odbicie bohatera, stanie się jego przyjacielem i wspólnie radzić będą sobie z przeciwnościami losu i złośliwością boskich mieszkańców Ziemi.
Marta Pycior znakomicie poradziła sobie z trudnym zadaniem zachowania równowagi pomiędzy koniecznością doboru odpowiednich fragmentów eposu, a spójnością i objętością całości. Dzięki temu otrzymaliśmy książkę stosunkowo krótką (na jeden, maksymalnie dwa wieczory), która w przystępny sposób utrwala i prezentuje historię Gilgamesza. Choć widać istotną różnicę między sposobem prowadzenia narracji na początku i końcu książki (zwalnia tempo, pojawia się więcej elementów egzystencjalnych), nie wpływa to na szczęście na odbiór całości.
"Gilgamesz" to nie tylko najstarszy poemat heroiczny, ale także historia zmagań człowieka z życiem, śmiercią i przeznaczeniem. Pod przykrywką dosyć standardowej historii przygodowej (bohaterowie walczący z potworami i przeciwnościami losu), książka porusza szereg ważnych tematów, do dzisiaj nie rozstrzygniętych przed historię, filozofię i socjologię. Dzieło Marty Pycior ustami Gilgamesza zadaje szereg trudnych pytań, na które co prawda nie udzieli ostatecznej odpowiedzi, ale przynajmniej podpowie, w którym kierunku powinniśmy pójść.
To fascynująca, choć bardzo smutna opowieść. Plastyczny język autorki, interesujące zabiegi konstrukcyjne (raz przypominające biblijną przypowieść, innym razem starożytny mit) oraz jasny przebieg fabuły (co w przypadku rekonstruowania historii króla Uruk nie jest przecież oczywiste) sprawiają, że "Gilgamesz" jest pozycją obowiązkową dla każdego miłośnika literatury, który nie miał z nim jeszcze do czynienia.
Kasia Pisarska "Wiedziałam, że tak będzie" (Muza SA)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: sobota, 21, listopad 2015 09:14
Czasami człowiek musi, inaczej się udusi. W tym wypadku, nie śpiewać, o nie, mam wiele zrozumienia i poszanowania dla uszu najbliższych. Na myśli mam tu raczej oderwanie się od rzeczywistości, odreagowanie, odpoczynek, ale nie bezmyślny, raczej inspirujący i pobudzający. Taki efekt daje przeczytanie pełnej włoskich smaków i aromatów powieści Kasi Pisarskiej, pod tytułem „Wiedziałam, że tak będzie”.
W książce tej Italia wypływa z każdej strony i dla mnie, znającej opisywane miejsca, stanowi cudowną przejażdżkę wzdłuż Jeziora Garda, do Werony, Wenecji. Jest to podróż do przeszłości i plan na kolejne wyjazdy, bo po tym, jak autorka zaprezentowała Włochy, wiem że muszę wrócić tam jeszcze raz.
Ale nie myślcie, że to tylko opowieść o wycieczce krajoznawczej. Nie, osią fabuły jest siedemnaście milionów czterysta osiemdziesiat trzy tysiące dwieście dwadzieścia cztery… euro. Tyle właśnie wygrała we włoskim odpowiedniku naszego Lotto jedna z głównych bohaterek, Weronika. Kobieta jest na poważnym życiowym zakręcie, jej mąż, zwany Rudym, zdradził ją (nie powiem z kim, bo nerwy mnie biorą), teściowa to wredny okaz, dzieci brak, czułości i miłości chyba nigdy nie było. Gdy przyjeżdża do Laury, przyjaciółki (będącej narratorką powieści) i wyjawia jej swój plan, związany z wygraniem tak ogromnej fortuny, ta zbyt długo się nie zastanawia. Sama ma też nieciekawą sytuację osobistą. Czterdziestka zbliża się całkiem rześkim krokiem, faceta ani widu, ani słychu, za to w pracy chamski szef i wszechobecny wyścig szczurów nieszczególnie usposabiają ją radośnie do aktualnego trybu życia. Dlatego też Weronika i Laura wsiadają do wysłużonej „saabinki” i jadą na południe zrealizować kupon. Jednak los czasami bierze sprawy we własne ręce i dziewczyny trafiają do uroczego, acz opuszczonego miasteczka San Rocco. Tam spotykają wielu przyjaznych Włochów, między innymi przystojnego Alessandro. Laura nie wie co się dzieje, Weronika za to dobrze się we wszystkim orientuje. No, ale teraz nie czas na romanse, bo trzeba przecież odebrać wygraną. Na drodze dziewczyn co rusz piętrzą się problemy i jednocześnie pojawiają się ludzie, którzy potem staną się częścią ich szalonego planu.
„Wiedziałam, że tak będzie” to wciągająca, napisana dynamicznym językiem, pełna zwrotów akcji i szalonych pomysłów powieść, gdzie nie tylko „okoliczności przyrody” stanowią o atrakcji tej historii. Także bohaterowie, pełnokrwiści, życiowi, ze wszystkimi ich wadami, rozterkami, obawami, tak bliscy i ludzcy są osią, po której mknie fabuła, łącząc się wraz z nimi w doskonale dopasowaną konstrukcję.
Powieść czyta się lekko, z radością, z ciekawością, opisy poruszają wyobraźnię, a inteligentny humor w dialogach sprawia, że co rusz czytelnikowi usta rozciągają się w uśmiechu. Nie można także pominąć „zwierzęcego” aspektu tej książki. Autorka od lat działa na rzecz zwierząt, zajmuje się adopcjami, prowadzi programy telewizyjne poświęcone tym kwestiom. W powieści nie brakuje tych akcentów, a psy Dolar i Killer są tego najlepszym przykładem.
Polecam, to doskonała recepta na odstresowanie i nie trzeba tego konsultować z lekarzem, ani farmaceutą. Ewentualnie można po lekturze spojrzeć na siebie, na swoje życie i zadać sobie pytanie: co ostatnio zrobiłem/zrobiłam, żeby poczuć się szczęśliwym/szczęśliwą. Jeśli nie wiecie jak o to zapytać, przeczytajcie tę książkę.
Elżbieta Cherezińska "Turniej cieni" (Zysk i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: piątek, 20, listopad 2015 09:00
„Turniej Cieni” to kolejna powieść znanej pisarki Elżbiety Cherezińskiej. I choć jej wcześniejsze książki podbijały listy bestsellerów, to jednak powieść „Turniej Cieni” znacząco różni się od dotychczasowej twórczości autorki. Jest inna, ale czy lepsza, a może gorsza od swoich poprzedniczek? Elżbieta Cherezińska lubi zaskakiwać czytelników swoją twórczością – jeszcze tak niedawno jej cykl o „Koronie” przybliżał czasy średniowiecza, „Legion” kolejna wielka pozycja, poruszała historię Brygady Świętokrzyskiej, a dziś poznajemy losy Europy, a szczególnie Polski w latach 30. XIX wieku.
„Turniej Cieni” to powieść napisana z dużym rozmachem – przemierzamy Europę, Azję, uczestniczymy w wielkich wydarzeniach, które decydowały o historii świata i poznajemy losy polskich bohaterów. To książka, która odznacza się bogatą fabułą, wielowątkową akcją oraz tym czymś, co wyróżnia dobrą literaturę od reszty wydawanych pozycji. Na kartach tej powieści nie znajdziemy rutyny, wymuszonej historii lub mdłych bohaterów – wręcz przeciwnie, gra wyobraźni, fantazja, znajomość historii oraz postacie o złożonej osobowości gwarantują, że „Turniej Cieni” czyta się jednym tchem. To nie jest powieść na jeden wieczór, lecz książka, która towarzyszy czytelnikowi przez dłuższy czas. Dobra powieść nie jest łatwa, ale zajmuje umysł i porusza emocje czytelnika. I od pierwszych stron „Turniej Cieni” sprawia, że całym sercem przenosimy się w niespokojny okres historii XIX wieku. Po której stronie staniemy? Kto wzbudzi w nas sympatię lub stanie się naszym „literackim” wrogiem? Jak potoczą się losy powstającej Polski i całej Europy? Kto będzie panował nad Azją?
„Turniej Cieni” należy czytać z uwagą, ponieważ liczba wątków może sprawić, że czytelnik szybko się zagubi w akcji powieści. Autorka zwodzi czytelnika, nie podsuwa historii, które niczym nie zaskakują lub szybko giną w pamięci, lecz każda akcja i postać mają znaczenie, często decydując o dalszym losie bohaterów. To w tej książce pojawiają się Jan Witkiewicz, Rufin Piotrowski, Adam Gurowski czy Charles Dickens i Sherlock Holmes. Brzmi ciekawie? Elżbieta Cherezińska zaprasza do „Turnieju Cieni” – to czas na wielkie rozgrywki między mocarstwami o władzę, wpływy i bogactwa. A w cieniu tych walk marzenia o Polsce zaczynają wykraczać poza granice wyobraźni. Ale czy zwycięzca może być tylko jeden?