Wiesław Michnikowski w rozmowie z Marcinem Michnikowskim "Tani drań" (Prószyński i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: sobota, 03, styczeń 2015 11:32
Wywiady-rzeki interesowały mnie do tej pory głównie z punktu widzenia prawa autorskiego - czy "autorem" książki jest dziennikarz, czy rozmówca? W przypadku "Taniego drania" sprawa jest jeszcze bardziej skomplikowana, ponieważ z legendarnym aktorem rozmawia jego syn, a żaden z nich nie zajmuje się profesjonalnie pisaniem. Pomijając jednak niezwiązaną z tematem dygresję (próbującą oddać styl rozmowy z Michnikowskim) muszę przyznać, że dawno nie czytałem tak nostalgicznego i optymistycznego jednocześnie tekstu.
W książkach tego typu, tj. w rozmowach z ludźmi u kresu życia, zawsze fascynowała mnie możliwość poznania realiów dawnych czasów. Nie licząc specjalistycznych pozycji historycznych, w których prezentuje się sprawy obyczajowe danej epoki, mało kto opowiada o tym, jak wyglądało życie zwykłych ludzi w niezwykłych czasach. Chociażby z tego tylko powodu warto zajrzeć do "Taniego drania" - plastyczne opisy czasów przedwojennych, samej Drugiej Wojny Światowej i okresu PRL, które serwuje nam Michnikowski, nie mają sobie równych. Co więcej, oprócz opisów wielkich wydarzeń, aktor prezentuje nam także wiele tak charakterystycznych dla jego kabaretowej twórczości anegdot, przy których trudno powstrzymać się od wybuchu serdecznego śmiechu.
Wywiad-rzeka jest opowieścią o człowieku, ale także o jego twórczości. Od pierwszych nieudolnych prób scenicznych, przez teatralny sukces, kabaretowe skecze i światową sławę, aż po ostatni etap życia, w którym Michnikowski przystopował i osunął się w cień własnej legendy. Dużo miejsca panowie poświęcają zwłaszcza najbardziej znanemu w twórczości aktora Kabaretowi Starszych Panów i niewiele mu ustępującemu Kabaretowi Dudek. Proces tworzenia literackiego dowcipu, sposób radzenia sobie z wymogami światowej trasy, wreszcie stosunek do żartów i samych siebie - opowieści zza kulis scen kabaretowych tamtych czasów potrafią rozśmieszyć nie gorzej niż same skecze.
Są jednak chwile, w których Michnikowski odchodzi od radosnej, choć nieco wymuszonej maniery gawędziarza i uchyla przed czytelnikiem fragmenty swoich życiowych tragedii. Śmierć bliskich mu osób, w tym członków rodziny, wojna, która zniszczyła większość jego ukochanej Warszawy, represje i zbrodnie dokonywane najpierw przez niemieckiego, a później radzieckiego okupanta. Aktor przeżył tyle, że spokojnie mógłby swoim życiorysem obdzielić całą rodzinę i, choć nie wskazuje na to jego prywatny i sceniczny charakter, często były to wydarzenia tragiczne.
Trudno napisać dobry wywiad-rzekę, tym bardziej, gdy rozmówcy znają się prywatnie. Zbyt często dialog taki zmienia się w pean na cześć przepytywanego lub podwórkowe wspominki starych, dobrych czasów. "Taniemu draniowi" udało się przed tym schemat uciec i zaprezentować historię Michnikowskiego w sposób przystępny i jasny, zjadliwy nawet dla pokolenia III RP. Tam gdzie trzeba, pojawiają się anegdoty, w innych miejscach - wiersze albo teksty piosenek. Całości natomiast dopełnia ogromna kolekcja starych zdjęć, które świadczą o tym, że Michnikowskiemu udało się uciec przed swoim największym koszmarem - nie dał się zaszufladkować.
"Poczytaj mi mamo. Księga piąta" (Nasza Księgarnia)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: piątek, 02, styczeń 2015 10:34
Już po raz piąty wydawnictwo Nasza Księgarnia zaprosiło dorosłych na sentymentalną podróż do czasów własnego dzieciństwa, a dzieci - na fantastyczną przygodę z różnorodną literaturą. Ukazała się bowiem piąta część kolekcji zawierająca utwory z niegdyś bardzo popularnej serii „Poczytaj mi, mamo”. Takie wznowienie to prawdziwy skarb!
Nigdy nie przypuszczałam, że moje ulubione (a na pewno nie jestem odosobniona w tym odczuciu) książeczki z dzieciństwa zostaną zeskanowane strona po stronie, łącznie z okładkami i pięknie wydane - na kredowym papierze, w twardej oprawie. Wydawnictwo Nasza Księgarnia sprawiło czytelnikom nie lada niespodziankę. Odkąd ukazała się "Księga pierwsza" wiedziałam, że to strzał w dziesiątkę i obowiązkowa pozycja w kompletowanej dla dziecka biblioteczce. Po tę pierwszą oraz następne księgi sięgnęłam nie tylko z myślą o córce, ale i (może nawet bardziej) o sobie. Z radością i wzruszeniem odkrywałam zawartość kolejnych tomów, znajdując tam znane nieomal na pamięć teksty.
W „Księdze piątej” znalazły się m.in. moje ulubione „Kredki” oraz „Bijacz” M. Musierowicz, opowiadające o perypetiach zerówkowiczów, wierszowany „Pan Maluśkiewicz i wieloryb” J. Tuwima, pouczająca „Wielka przygoda małej Zosi” B. Lewandowskiej, urocze opowiadanie „Babcia na hulajnodze” E. Skarżyńskiej, czy „Malowany ul” A. Bahdaja. Ilustracje – dokładnie takie same jak w „starych” wydaniach – są autorstwa takich malarzy i grafików jak W. Orlińska, J. Krzemińska, M. Kwacz, Z. Byczek, Z. Witwicki. Jako dzieci na pewno nie zwracaliśmy uwagi na to, kto namalował te wszystkie obrazki, ale na pewno zapamiętaliśmy ich charakterystyczne kreski i wyraz ekspresji. Dziś już uważniej postrzegamy sferę graficzną, doceniamy jej twórców, choć zazwyczaj mało o nich się mówi. Dlatego warto podkreślić, że na końcu książki zamieszczono krótkie biogramy nie tylko „ludzi pióra” - literatów, ale i „ludzi ołówka i pędzla”.
Tym, co łączy wszystkie dziesięć utworów, jest dyskretny dydaktyzm i humor. Znajdziemy tu scenki z życia codziennego i elementy cudowności, świata fantastycznego. Szkolne, czy domowe problemy i sytuacje ze świata przyrody. Wszystko to, co bliskie odczuciom i wyobrażeniom dziecka. Oczywiście współczesnym maluchom czasem przyda się wyjaśnienie pewnych „archaizmów”, np. że dawniej w szkole nosiło się fartuszki, czy nawet co to jest ul.
Tzw. „poczytajki” bawią, uczą, wychowują. Otwierają bramę wspomnień, prezentują znane i lubiane, wartościowe utwory, zapraszają do świata wyobraźni. Kolejne tomy „Poczytaj mi, mamo” ukazują się w ramach kolekcji jubileuszowej z okazji 90-lecia NK, pod wspólnym hasłem”Z Biblioteki Wydawnictwa Nasza Księgarnia”. Warto gromadzić te wszystkie publikacje – to wspaniała wielopokoleniowa lektura.
Weronika Wierzchowska "Szukaj mnie" (Prószyński i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 31, grudzień 2014 10:17
- Autor: Katarzyna Pessel
Po przodkach dziedziczymy czasem materialne dobra, a czasem cechy charakteru lub wyglądu zewnętrznego. Niekiedy nie zdajemy sobie sprawy ani z jednych, ani z drugich, liczy się tu i teraz oraz ciągła, niekończąca się codzienna gonitwa. Zresztą, nawet gdy wiadomo, że jest się podobnym do kogoś z poprzednich pokoleń lub korzystamy z ich materialnego dziedzictwa to i tak pozostają odlegli i mało znani. Życie wcześniejszych generacji wydaje się odległe oraz całkowicie różne od teraźniejszości jak i sami antenaci - ludzie z zupełnie innych epok. Co może być w nich fascynującego i ciekawego?
Praca, dom, praca, dom, a raczej w przypadku Julii korporacja i mieszkanie, a w następnych dniach powtórka z "rozrywki". Od czasu do czasu spotkania z przyjaciółkami, jakaś impreza i znowu powrót do zwykłego kieratu. Może to nie egzystencja wymarzona, lecz całkiem znośna, a gdy bywa dokuczliwa, wino pozwali zapomnieć o problemach. Jest jeszcze wierny towarzysz - Gary, pewny siebie i rozpieszczony kocur, umiejący zawsze przypomnieć o swojej osobie w odpowiednim momencie. Wydaje się, że nic nowego w życiu Julii nic już się nie wydarzy, czarna wizja przyszłości coraz częściej staje jej przed oczami. Z drugiej strony życia jej przyjaciółek raczej nie ma co im zazdrościć. Jako zgrane trio wspierają się i niejeden problem już rozgryzły, co z tego, że przy napojach procentowych? Czasem trzeba również wypełnić rodzinny obowiązek, a od tego już tylko krok by... trafić na rodzinną tajemnicę i to w odcinkach! Ciotka, w ramach swojej spuścizny, pozostawiła swojej krewnej skomplikowaną łamigłówkę, intrygującą i kryjącą sekret z przeszłości. Kto jednak od razu wierzy w słowa kobiety, jaką się ledwie znało i raczej uważało za dziwaczkę? Jednak ciekawość, wspomagana przyjacielskimi namowami i winem, skłania do zajrzenia w pamiętnik dziewiętnastowiecznej antenatki - Józi. Czym może zaskoczyć singielkę, z dwudziestego pierwszego wieku, panienka z dobrego, może i zubożałego, ale przecież szlacheckiego domu? Panna Józefa okazuje się być całkiem interesującą osobą, podejmującą dość nieschematyczne decyzje, których skutki są naprawdę dalekosiężne. Zabawa w odkrywanie własnych korzeni ma drugie dno, jakiego Julia nigdy by nie podejrzewała. Józia i Julia mają o wiele więcej wspólnego niż ta druga początkowo chce przyznać. Dziedzictwo ciotki jest początkiem nie tylko familijnych poszukiwań, lecz przede wszystkim okazją, by całkowicie odmienić swój los. Ponad sto lat wcześniej Józefa rzuciła wyzwanie wszystkim i wszystkiemu co znała, czy jej praprawnuczka także wykaże się podobnym tupetem?
Kiedy Julia, z kieliszkiem wina sięgała do pudła po wypłowiałe zapiski Józefy Jasińskiej, robiła to, by zaspokoić ciekawość swych przyjaciółek. Jednak szybko przekonała się, że przeszłość wcale nie jest zamkniętym rozdziałem i prowadzi do całkiem niespodziewanej przyszłości.
"Szukaj mnie" to nie kolejna opowieść o nagłym spadku i odmianie życia na prowincji w zrujnowanym domu, chociaż jedno i drugie ma w niej swój udział. Co więc stanowi oś fabuły książki Weroniki Wierzchowskiej? Splecione dwa plany czasowe - teraźniejszy i dziewiętnastowieczny oraz perypetie bohaterek - Józi i Julii. Panna z dobrego domu oraz singielka z korporacji, połączone więzami pokrewieństwa i sekretem, jaki mógłby się wydawać dość melodramatyczny gdyby nie właśnie te dwie kobiety. Autorka nie daje czytelniczkom ckliwej opowiastki, lecz historię w jakiej jest humor, trochę sensacji, wielkie uczucie oraz rodzinna saga, odkrywana z niedowierzaniem i z zaskakującym zakończeniem. Weronika Wierzchowska zbudowała z często spotykanych elementów fabułę odbiegającą od typowego schematu, w końcu wielkie uczucie, spadek i atrakcyjni bohaterowie mogą mieć konkurencję w postaci dominującego kocura, misiowatej, acz sympatycznej postaci i pewnej korporacyjnej księżniczki, wcale nie biorącej udziału w wyścigu mało lubianych czworonogów!
Bożena Gałczyńska-Szurek "Wieczność bez ciebie" (Wydawnictwo Szara Godzina)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 30, grudzień 2014 10:13
Nie mam zielonego pojęcia dlaczego, ale zawsze miałam dystans do polskiej literatury. Znalazły się nieliczne tytuły, których umiejscowienie w polskich realiach mnie nie odstraszało (chociażby Jeżycjada Musierowicz, w której zaczytywałam się jako nastolatka), zazwyczaj jednak nie mogłam przekonać się do akcji toczącej się w Warszawie, Krakowie czy jakiejś innej, mniejszej polskiej mieścinie. Dostawałam ciarek na samą myśl. Swoją drogą długo nie mogłam się też przekonać do muzyki w języku polskim. Nie pytajcie dlaczego, nie wiem. Poza tym są jeszcze te nieszczęsne aferki z udziałem polskich autorów, które jeszcze bardziej pogłębiły moją niechęć do rodzimej literatury. Ale z uprzedzeniami trzeba walczyć, dlatego właśnie postanowiłam dołączyć do akcji Czytajmy polskich autorów. Dziękować niebiosom, że trafiają się też takie książki, jak ta Bożeny Gałczyńskiej-Szurek.
Może to trochę nie moja bajka, bo znów akcja toczy się w polskim mieście, Zamościu, a przecież tego nie lubię. Może trochę bardziej nie moja bajka, bo postacie należą do elity, arystokratycznych rodzin, które wzbudzają we mnie pewne obawy i strach, że zarażę się ich snobizmem i społecznym nadęciem. Owszem, znów miałam wątpliwości, czy nie przejadę się na tej historii, jak na kilku innych, którym postanowiłam dać szansę. Ale wiecie, co jest fajne w tym fachu recenzenta blogowego? Że czasem sięga się po tytuły, po które nigdy by się nie sięgnęło, a które później okazują się być strzałem w dziesiątkę. Okej, Wieczność bez ciebie w sam środeczek tarczy nie trafia, ale wiecie, jest dobrze.
Tak jak już wspominałam, akcja rozgrywa się w malowniczym Zamościu, który zauroczył mnie swoim klimatem - nie na darmo nazywa się to miasto perłą renesansu. W okolicy szykuje się wielkie weselisko członków arystokratycznej rodziny, hrabiego Adama i jego pięknej wybranki, adwokat Kamili. Niestety, nadchodzące wydarzenie zostaje nieco zakłócone dziwnymi incydentami, w tym tajemniczym morderstwem w hotelu, które okazuje się być powiązane z przyszłymi małżonkami. Do akcji wkracza więc policja z naszą główną bohaterką na czele, agentką Interpolu Klarą, próbując rozwikłać wielką rodzinną tajemnicę, która swój początek ma już w dalekiej przeszłości.
Szczerze przyznam, że nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Czytając notkę wydawcy, miałam wrażenie, że będzie nudno. No bo arystokratyczna rodzina i jej wielka tajemnica sprzed lat? Cóż tu może być ciekawego? Na szczęście okazało się, że autorka zgotowała nam niemałą intrygę, która była ogromnym zaskoczeniem. Choć z drugiej strony jestem trochę rozczarowana tym, jak Klara ją rozwiązała - brak konkretnych dowodów, opieranie się na intuicji, przeczuciach i snach do mnie nie przemówiło. Czułam się trochę, jakby nasza główna agentka była odrobinę jak wróżka śniąca o przyszłości. Jasne, można mieć przeczucia, ale bez przesady. Swoją drogą, jeśli już przy Klarze jesteśmy, to nie mogłam się powstrzymać od skojarzeń z agentką Maggie O'Dell znaną z serii kryminalnej Alex Kavy. Szczególnie, że to nie jest pierwsza książka, której główną bohaterką jest właśnie Klara. Podoba mi się to, że Klara z charakteru jest silna i potrafi postawić na swoim. Za to plus, bo przecież nie lubimy tych heroin, co się na chłopach wieszają i krzyczą ratunku!
No i cóż, sami widzicie, że lektura zaskoczyła mnie pozytywnie. Mimo moich uprzedzeń do polskiej literatury, jestem jak najbardziej zadowolona z tej historii i tego, jak rozwiązana została ta kryminalna zagadka. Jedno wciąż nie daje mi spokoju - skąd ta okładka? Owszem, jest przepiękna, ale ni w ząb nie potrafię znaleźć odniesienia do treści. Ktoś ma jakiś pomysł? Może to ta biel i Kamila jako przyszła panna młoda? Nie wiem. Tak czy inaczej, książkę polecam, bo posiada ciekawych bohaterów, dynamiczną akcję i zaskakujące zakończenie.