Konstanty Ildefons Gałczyński "Szarlatanów nikt nie kocha. Wiersze zebrane. Tom 1" (Wydawnictwo Prószyński i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: piątek, 23, styczeń 2015 10:22
Jan Lechoń w swoim „Dzienniku” pod datą 7 kwietnia 1950 r. zanotował: „Nie widzę nic Miłosza w jakiejś antologii za sto lat. A np. Serwus, Madonna Gałczyńskiego zawsze da się czytać”. Rzeczywiście, poezja K. I. Gałczyńskiego wciąż jest popularna, lubiana i czytana. Nadal wzrusza, zachwyca, bawi, intryguje, a aktualność niektórych utworów sprzed kilkudziesięciu lat wręcz zadziwia.
Fenomen. Trudno znaleźć lepsze określenie, by ująć jednym słowem niemieszczącą się w żadnych sztywnych ramach, bogatą i różnorodną twórczość poety oraz jego skomplikowaną osobowość. Nie czas i miejsce, by tu podawać szczegóły biografii Gałczyńskiego, czy opisywać jego drogę twórczą. Zainteresowanych odsyłam do odpowiedniej literatury, a teraz przechodzę do meritum niniejszego tekstu.
Oto bowiem w ręce czytelników trafiło grube, ponad 700 stronic liczące, tomisko wierszy „zielonego Konstantego”. Istna uczta poetycka, liryczno-satyryczna! Znajdziemy tu mnóstwo utworów z lat 1919-1946, ułożonych w porządku chronologicznym. Wśród nich zarówno te najsłynniejsze, najbardziej rozpoznawalne, jak też te mniej znane. Możemy więc dokonać naszych małych prywatnych odkryć, przeżyć nowe zachwyty. Jest w czym wybierać – są wiersze liryczne, refleksyjne, zabawne, satyryczne, zaangażowane i lekkie, poematy, teksty szlagierów Hanki Ordonówny oraz utwory napisane podczas pobytu artysty w stalagu Altengrabow. Skarbiec poezji. Naprawdę nie trzeba być znawcą literatury, by w różnorodnej twórczości Gałczyńskiego znaleźć coś dla siebie, coś, co do nas przemówi.
Ten poeta czerpał pełnymi garściami z tradycji, mitów, kultury śródziemnomorskiej i literatury światowej, jego horyzonty rozpościerały się od antyku po ekspresjonizm. Potrafił jednak przetransponować motywy, wątki i obrazy zgodnie z własną wiedzą i doświadczeniem, przenieść na prosty grunt codzienności. Szukał drogi w humorze, grotesce, swobodzie twórczej i prostocie środków wyrazu. Nadawał też swoim wierszom odrobinę magii, niezwykłości. Robił to w sposób tylko jemu znany.
W niniejszej edycji dzieł podstawą przedruku większości tekstów jest wydanie „Dzieł w pięciu tomach” K. I. Gałczyńskiego z 1979 r. Sięgnięto również do pierwodruków, poprawiono drobne pomyłki edytorskie. Ustalono w miarę możliwości brakujące dane o pierwodrukach. Odpowiednie informacje zamieszczono w przypisach.
„Szarlatanów nikt nie kocha...”, a Gałczyńskiego – szarlatana poezji? Zdaje się, że ma on swoje miejsce w sercach wielu miłośników poezji oraz zwykłych zjadaczy chleba. Przynajmniej niektórych.
Przemysław Słowiński "Sprawa Dreyfusa i inne głośne procesy" (Videograf)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: czwartek, 22, styczeń 2015 08:49
Sprawa Dreyfusa do dziś pozostaje jedną z najgłośniejszych polityczno-sądowych afer w historii nowożytnej Europy. Młody oficer pochodzenia żydowskiego, Alfred Dreyfus, padł ofiarą wewnętrznego spisku i został dwukrotnie skazany za zdradę francuskich tajemnic wojskowych. Choć proces od samego początku był grubymi nićmi szyty, a fałszywe dowody i kłamliwe zeznania mnożyły się na potęgę, mężczyzna i tak trafił na Wyspę Diabelską w Gujanie Francuskiej. Do końca swoich dni miał egzystować w zupełnej izolacji, narażony na wyniszczające działanie morderczego klimatu. Tymczasem we Francji wrzało... Właśnie o tym oraz o innych słynnych, niekiedy dwuznacznych, niekiedy jawnie niesprawiedliwych, a niekiedy i zbyt łagodnych procesach opowiada znakomita książka Przemysława Słowińskiego.
Czy Janina Borowska, wyemancypowana studentka medycyny z galicyjskiego Krakowa, zastrzeliła swojego adwokata i kochanka, Włodzimierza Lewickiego? Jak to się stało, że ją uniewinniono, skoro policja miała do czynienia z typową zagadką zamkniętego pokoju, w którym poza denatem i oskarżoną nie znajdował się nikt inny? Czy Erik Jan Hanussen, późniejszy „osobisty jasnowidz” Hitlera, rzeczywiście miał zdolność przepowiadania przyszłości? W jaki sposób dowiódł tego przed sądem, unikając odpowiedzialności za „nietrafione” przepowiednie i oszustwa finansowe? Czy nie-słynna Rita Gorgonowa rzeczywiście zamordowała z zimną krwią Lusię, córkę swojego kochanka? Co poprzedziło wydarzenia, które nazwano później „najsłynniejszą zbrodnią II RP”? Czy Bruno Richard Hauptmann naprawdę był winny porwania i śmierci synka Charlesa Augustusa Lindbergha, cenionego amerykańskiego lotnika i narodowego bohatera USA? Na jakich motywach działali „mordercy w togach”, którzy wykonali wyrok śmierci na słynnym generale Auguście Emilu Fieldorfie, pseudonim „Nil”? W czyje ręce trafił prawie dwadzieścia lat po zakończeniu wojny nazistowski zbrodniarz, Adolf Eichmann? Jaki spotkał go koniec? Czy Zdzisław Marchwicki, odrobinę nierozgarnięty dewiant, rzeczywiście był przerażającym „Wampirem” z Zagłębia? Co wywalczyła Ulrike Meinhof, niemiecka terrorystka i działaczka Frakcji Czerwonej Armii, która w imię ideologii zrezygnowała z rodziny, przyjaciół i znakomitej pozycji społecznej? Jak przebiegał proces Romana Polańskiego, oskarżonego o gwałt na nieletniej, które to oskarżenie – i ucieczka Polańskiego przed wymiarem sprawiedliwości – spowodowały, iż reżyser do tej pory ścigany jest przez władze USA listem gończym? Czy O.J. Simpsona dosięgła ręka sprawiedliwości za zamordowanie swojej byłej żony i jej partnera? Jak doszło do ujęcia i skazania Janusza Treli „Krakowiaka”, słynnego gangstera z Zagłębia? I wreszcie... co wiemy o sprawie Katarzyny Waśniewskiej – zwanej również „mamą Madzi” – oskarżonej o zamordowanie swojej półrocznej córki?
Przemysław Słowiński przygląda się każdemu procesowi uważnie i wnikliwie. Drobiazgowo nakreśla czynniki poprzedzające dramatyczne wydarzenia, stara się analizować okoliczności i bierze pod lupę głównych aktorów słynnych tragedii. Nie sili się na obiektywizm. Stać go na autorski komentarz – niekiedy bardziej, niekiedy mniej wyraźny. Nigdy nie operuje suchymi faktami. Oskarżeni, mordercy, prawnicy, oskarżyciele są u niego ludźmi z krwi i kości, hołdującymi własnym słabościom, padającymi ofiarami spisków, bezsilnymi, okrutnymi, zaszczutymi, bezkompromisowymi, niewinnymi, zastraszonymi, bezczelnymi, ogarniętymi obsesją, a nawet... uprzejmymi. Słowiński znakomicie fabularyzuje wydarzenia, tworzy genialne, detaliczne opisy, świetnie stopniuje napięcie i umiejętnie gra na emocjach odbiorcy. Wspaniale też wykorzystuje powieściowe schematy. Wykorzystuje w sposób bardzo wszechstronny! Jego książkę czyta się jak dobry kryminał, psychologiczny thriller, romans grozy, powieść egzystencjalną, powieść gangsterską i dobrą prozę obyczajową. Dzięki podobnym zabiegom możemy z różnych perspektyw oglądać przedstawione zjawiska, a także uciec od sztampy i psychologii tłumu. Słowiński nie kieruje się w swoich narracjach żadnymi kliszami, nie poddaje się uspołecznionym emocjom. Korzysta z rozmaitych materiałów źródłowych, ale każdą informację przepuszcza przez indywidualny filtr. Przez swoją świadomość, wrażliwość, przez swoje rozumienie sprawiedliwości.
Na uwagę zasługuje również język Sprawy Dreyfusa. Książka jest stylistycznie dopracowana – pod względem językowym wręcz perfekcyjna – i daleka od emocjonalnie obojętnych akt sądowych. Słowiński nie boi się grać mocniejszymi środkami wyrazu. Tworzy świetny nastrój, a niektóre z jego opisów to już literatura piękna bardzo wysokich lotów. Zwłaszcza chciałam tutaj przywołać rozdziały poświęcone Janinie Borowskiej i Ricie Gorgonowej. Są nie tylko znakomicie przedstawione, ale i przypominają dwie słynne sprawy z dawnej polskiej kryminalistyki, które dotąd nie zostały wyjaśnione. Słowiński ukazuje niezwykły potencjał literacki tych historii. Żałuję, że nie pokusił się o napisanie na ich podstawie powieści kryminalnych. Ostatecznie kryminał retro jest w Polsce wciąż bardzo na topie... No cóż, może ktoś to jeszcze kiedyś zrobi. Porządnie. A tymczasem zachęcam do lektury Sprawy Dreyfusa. Naprawdę warto.
- - -
Małe sprostowanie:
Przemysław Słowiński pisze, że pierwszą żoną Romana Polańskiego była Sharon Tate. Otóż nie. Pierwszą żoną Polańskiego nie była Sharon Tate, lecz Barbara Kwiatkowska-Lass, polska aktorka filmowa, swego czasu szerzej znana w Europie, a także działaczka – współpracowała z Rozgłośnią Polską Radia Wolna Europa i działała w niepodległościowym Klubie Niezależnej Myśli Politycznej imienia Juliusza Mieroszewskiego. Była wiceprzewodniczącą i jednym z założycieli Stowarzyszenia na Rzecz Porozumienia Niemiecko-Polskiego. Między innymi to jej zasługą było wprowadzenie do monachijskiej telewizji kablowej Telewizji Polonia. Zmarła w roku 1995, została pochowana w Alei Zasłużonych na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie.
Aniela Mencel "Powiedz tylko słowo" (Novae Res)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 21, styczeń 2015 04:35
Wiele osób w dzisiejszych czasach żyje jakby jutro miało nie nadejść, a teraźniejszość nigdy się nie skończyć. Główna bohaterka powieści Powiedz tylko słowo niewiele różni się od tego grona. Anna żyje głównie pracą, zakupami i pracą. Nie ma czasu dla swoich bliskich, nie ma zbyt wielkiego kręgu przyjaciół, a jedynym substytutem związku jest praca. Poznajemy ją bowiem na takim etapie jej życia, kiedy nie udało jej się zbudować trwałej relacji z drugim człowiekiem. Swoją egzystencję uważa za w miarę udaną - dobrze zarabia, spełnia każdą zachciankę, czuje się spełniona w pracy, jednak w życiu każdego z nas przychodzi taki moment, kiedy najnowszej generacji gadżet już nie wystarcza. Z Anną jest podobnie. Pewnego dnia uzmysławia sobie, iż pomimo zasobności portfela, nie osiągnęła tego co najważniejsze - nie kocha i nie jest kochana. Dlatego też w porywie chwili rejestruje się na znanym portalu randkowym. Dodatkowo, po namowach przyjaciółki zawierza swój los Stwórcy, w nadziei na znak, dzięki któremu jej przyszłość się odmieni.
Będąc szczerą, muszę przyznać, że postać Anny nie przypadła mi do gustu. Rozwydrzona, kapryśna pannica, która nie do końca sama wie, do czego dąży, oprócz oczywiście sukcesów zawodowych. Jej wahania nastrojów zawstydziłyby niejedną kobietę w ciąży z rozhulanymi hormonami. Czym szczerze mówiąc zraża czytelnika do siebie. W dodatku przemiana jaka w niej zachodzi poddaje w wątpliwość dopisek informujący o oparciu się na autentycznych wydarzeniach. Namnożenie postaci przewijających się na stronach powieści wnosi chaos i powoduje, że po chwili już się nie pamięta poprzedniego rozdziału, a przede wszystkich osób w nim występujących, co w pewnym momencie staje się męczące.
Użycie Boga jako katalizatora działań, w przypadku osoby, która na samym początku określa się jako „wierząca, niepraktykująca”, również wydaje się przerysowane. Zdaję sobie sprawę, iż autorka próbowała w ten sposób pokazać, że Bóg jest dla wielu osób ważnym i cennym elementem życia i powodem podejmowanych prób wpłynięcia na swoje losy, jednak jakoś tu mnie to irytowało. Sposób kreacji Stwórcy, pobudek do umocnienia wiary nie porywa. Nie wzbudza w czytelniku chęci do zweryfikowania swojego postępowania pod względem zgodności z Dekalogiem.
I tak oto Aniela Mencel zaserwowała nam powieść o dziewczynie, którą wykreowała na irytującą dwudziestoparolatkę, która z braku lepszego pomysłu kieruje swoje prośby do Boga. Bo jak trwoga to do Boga. Wydaje mi się, że książka miała być inspiracja dla czytelnika, może więc ktoś w niej tę inspirację odnajdzie.
Grzegorz Kasdepke "Kocha, lubi, szanuje, czyli jeszcze o uczuciach" (Nasza Księgarnia)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 20, styczeń 2015 09:01
Niełatwo jest rozmawiać o uczuciach, podobnie trudno sobie z nimi radzić. Zwłaszcza, gdy ma się kilka lat i dopiero wchodzi się w skomplikowany świat emocji i uczy na nie właściwie reagować.
Z pomocą najmłodszym, a także ich rodzicom oraz opiekunom przychodzi niewielka książeczka Grzegorza Kasdepke, będąca niejako kontynuacją „Tylko bez całowania”. Tym razem autor popularnych opowiadań dla dzieci (np. serii o detektywie Pozytywce) wziął na warsztat uczucia, takie jak: miłość, nienawiść, pogarda, strach, smutek, poczucie winy, szczęście. Wokół nich zbudował historyjki, których bohaterami są rezolutne przedszkolaki Rozalka, Zosia, Bodzio, Grześ, Rafałek, ich wychowawczyni pani Miłka, pani dyrektor i pajacyk. Pojawia się także pewien gitarzysta, prywatnie narzeczony Miłki oraz grupa rodziców.
Każde opowiadanko zakończone jest opisem danej emocji oraz praktycznymi wskazówkami dla dzieci i dorosłych. Autor podpowiada jak się zachować w danej sytuacji, jak odpowiedzieć, komu zgłosić problem, proponuje różne zadania (np. stworzenie odznaki „Pogromcy Strachów”, narysowanie „Rodzinnej Pajęczyny Miłości”, zorganizowanie „Czarnego Punkciku” - miejsca, w którym można wyładować emocje), ale przede wszystkim zachęca do rozmawiania z dzieckiem o uczuciach, podsuwa pytania i zagadnienia.
Kasdepke zbiorem „Kocha, lubi, szanuje...” pomaga dzieciom zrozumieć i oswoić uczucia, a dorosłym podpowiada, jak wspierać maluchy w radzeniu sobie z emocjami. Książeczka ta uczy i wychowuje poruszając ważne tematy, ale także bawi, bo poczucia humoru panu Grzegorzowi nie brakuje. Już on dobrze wie, w jaki sposób najlepiej dotrzeć do małych odbiorców. Jego teksty są krótkie, proste i zabawne.
Gwoli ścisłości, informuję, iż nie jest to nowość, aczkolwiek ja zetknęłam się z tym tytułem po raz pierwszy. Nowe wydania książek Grzegorza Kasdepke, jakie zaoferowała czytelnikom Nasza Księgarnia, cieszą oko kolorową szatą graficzną i solidną oprawą. Ilustracje do tego tomiku wykonał Marcin Piwowarski.
„Kocha, lubi, szanuje...” może być znakomitym pomysłem na walentynkowy upominek dla dziecka. Życzę miłej, rodzinnej lektury!