Mariusz Urbanek "Genialni. Lwowska szkoła matematyczna" (Wydawnictwo Iskry)

„Między duchem a materią pośredniczy matematyka”
(H. Steinhaus)

 

Zacznę od osobistej dygresji. Otóż, z własnej i nieprzymuszonej woli na egzaminie maturalnym zdawałam matematykę, która wówczas była jednym z przedmiotów do wyboru. Wychodziłam z założenia, że zawsze jakieś zadania rozwiążę, bo nigdy nie miałam serca do elaboratów z historii, o biologicznych testach nie wspominając. Nieskromnie przyznam, że w miarę sobie radziłam, z wyjątkiem geometrii analitycznej, z której to dziedziny chyba żadnego zadania nigdy nie  zrobiłam do końca. W studenckich czasach przez dwa lata mieszkałam ze studentką matematyki, stąd nieobce mi pojęcia „analiza matematyczna” , „algebra liniowa”  itp.. Wiem także, że „topologia” to wcale nie nauka o drzewach ;-) Obecnie nie sądzę, abym bez solidnej powtórki potrafiła cokolwiek rozwiązać, albowiem „czas zatarł i niepamięć”  te wszystkie wzory, dowody,  definicje i metody...

Tak czy inaczej, matematykę darzę ogromnym szacunkiem i sentymentem, wszak to „królowa nauk”. Powyższy wstęp stanowi niejako wyjaśnienie, skąd wzięło się u mnie zainteresowanie książką  o lwowskich matematykach.


Spieszę z informacją dla zaniepokojonych czytelników, że dzieło opublikowane przez zacne wydawnictwo ISKRY nie ma nic wspólnego z podręcznikiem do tego niezbyt lubianego przez niektórych przedmiotu. To genialna, moim zdaniem, biografia czwórki geniuszy będąca zarazem opowieścią także o innych znamienitych naukowcach oraz o czasach, kiedy rozwijały się uniwersyteckie ośrodki, matematyczne stowarzyszenia, a nad tym wszystkim kładło się okrutne widmo wojny i okupacji. Mariusz Urbanek, pisarz i dziennikarz, znany  już jako autor biografii m.in. W. Broniewskiego i J. Tuwima tym razem „wziął na warsztat” umysły ścisłe skupione wokół legendarnej kawiarni „Szkockiej” we Lwowie, gdzie przy stoliku, w gwarze rozmów, wśród filiżanek kawy, kieliszków z trunkami i zapewne w papierosowym dymie powstawały dowody ważnych twierdzeń, dokonywano matematycznych odkryć oraz rozwiązywano „problematy” zapisywane w słynnym zeszycie w marmurkowych okładkach, nazwanym później Księgą Szkocką. Niektóre z zanotowanych zadań nie doczekały się rozwikłania po dzień dzisiejszy.  

Głównymi bohaterami książki są: Stefan Banach – bodajże najsłynniejszy polski matematyk, twórca podstaw analizy funkcjonalnej, który był nieślubnym dzieckiem, ze studiowaniem nie bardzo było mu po drodze (został profesorem, choć zaliczył tylko 2 lata), ekscentryczny, za kołnierz nie wylewał, Hugo Steinhaus -  arystokratyczna dusza,  elegant, językowy purysta, znakomity aforysta, przykład dowodzący, że tzw. umysł ścisły może być jednocześnie humanistycznym; Stanisław Ulam – marzyciel, zaczytany w powieściach Verne'a,  uczestnik projektu konstruowania bomby atomowej w Los Alamos; Stanisław Mazur, ojciec słynnej tancerki Krystyny, wybitny matematyk, który jednak nie radził sobie z prostymi rachunkami za zakupy w kiosku, komunista z przekonania, niechętnie publikował swe odkrycia. 

Ich losy przedstawia autor naprzemiennie, splatając ich dzieje w jedną wielką opowieść o geniuszach wywodzących się z lwowskiej szkoły matematycznej. Nie brakuje tu ciekawostek i anegdot. W książce Urbanka sławni matematycy pokazani są jako ludzie „z krwi i kości”, ze swoimi słabościami, przywarami i całą ich specyfiką. Zwykły zjadacz chleba tak naprawdę nie miał o nich zielonego pojęcia, a teraz wie, że nie święci garnki lepią, a  Polska ma się czym poszczycić, jeśli chodzi o wkład w rozwój matematyki. Tylko jeszcze rodzi się pytanie, o ile więcej polscy uczeni, a także ci pochodzenia żydowskiego, czy jakiegokolwiek innego, mogliby wnieść do  światowej nauki, gdyby nie wojenna zagłada.

Na uwagę i pochwałę zasługuje ogrom pracy, jaką biograf włożył w przygotowanie dzieła. Dokładnie zgłębił sylwetki czterech postaci, zaznaczył kilka pomniejszych, dał wyraźny historyczno-społeczny rys tamtych czasów. Opowiedział nie tylko o paru geniuszach, ale przybliżył fenomen na skalę światową, jaki stanowiła lwowska szkoła matematyczna wraz z jej czołowymi przedstawicielami. M. Urbanek zadbał o liczne materiały źródłowe i konkretną bibliografię. Publikację wzbogaca wywiad z profesorem Romanem Dudą, matematykiem i historykiem nauki pt. „Szkoci ze Lwowa” , spis według dat najważniejszych wydarzeń dotyczących lwowskiej szkoły matematycznej, a także obszerny indeks osób.  

 

Książkę „Genialni...” czyta się niczym powieść, jest to pasjonująca i inspirująca lektura.  Osobiście nabrałam ochoty na poszukiwanie publikacji pióra H. Steinhausa, z jego aforyzmami na czele. Naprawdę nie sądziłam, że moje zainteresowanie przerodzi się w fascynację, na tyle by uznać  „Genialnych...” za swoją faworytkę wśród lektur roku 2014. Wydawnictwo ISKRY słynie z tego, że proponuje czytelnikom książki niebanalne, profesjonalnie przygotowane, wartościowe. Tym razem tak samo okazało się niezawodne. Życzę, aby ta publikacja nie tylko zyskała uwagę odbiorców, ale zdobyła nagrody literackie. Moim zdaniem w pełni na to zasługuje!

 

Magdalena Witkiewicz "Pierwsza na liście" (Filia)

Magdalena Witkiewicz to specjalistka od szczęśliwych zakończeń. Przynajmniej tak było napisane na jej stronie internetowej. Jej wcześniejsze książki były utrzymane w raczej humorystyczno-romansowym tonie, ale ostatnio gdańska autorka ewoluuje w kierunku spraw ważnych, życiowych, zmieniających ludzkie losy. Nie inaczej dzieje się w jej najnowszej powieści „Pierwsza na liście”.
 
Kto jest główną bohaterką tej książki? Nie jest łatwo odpowiedzieć na to pytanie. Są nimi kobiety, które połączone zostały niewidzialną nicią miłości, zdrady i dominującej nad tymi uczuciami siłą prawdziwej przyjaźni.
 
Osiemnastoletnia Karolina wyrusza w podróż naznaczoną, a właściwie wyrysowaną przez chorą śmiertelnie matkę, która stworzyła swoją osobistą listę ludzi, którzy mogą pomóc jej córkom, gdy jej zabraknie. W swej podróży spotyka niespodziewanego pomocnika, starszego o dziesięć lat Filipa, nie przypuszczając nawet, że stanie się on jedną z najważniejszych osób w jej życiu. Dziewczyna szuka ojca, jednak czy ten wątek będzie miał swój happy end? Dawna przyjaciółka Patrycji, matki Karoliny, szuka sensu w swoim życiu, a może zacznie to dopiero robić, gdy spotka się z Karolą? Kim jest Grażyna, która sama przeszła ogromną tragedię, a teraz może odnajdzie sens w czymś, co sprawi, że gdzieś indziej ludzie uwierzą w dobro? I wreszcie, czy Patrycja nie za wcześnie zrobiła listę? I co by się stało, gdyby tego nie zrobiła? A raczej, co by się NIE stało?
 
Książka wciąga nas w wieloletnią i wielowątkową opowieść o wielkich miłościach, o życiu, rodzinie, zagmatwanych ludzkich losach i wciąż o sile prawdziwej przyjaźni. Tak, o tym jest „Pierwsza na liście”. O mocy przyjaźni, która jest w stanie pokonać zadawnione winy, nieprzebaczone krzywdy, złe wybory i złamane serca. A potem okazuje się, że i także chorobę.
Powieść czyta się naprawdę w ekspresowym tempie, a niektóre wątki aż proszą się o kontynuację. Jako romantyczka i wielbicielka romansów bardzo chętnie przeczytałabym osobną historię o Karolinie i Filipie, gdyż ta para niezwykle przypadła mi do gustu.
Nie należy oczywiście zapomnieć o przesłaniu, jakie niesie książka i o ważnej misji zgłaszania się do Banku Dawców Szpiku. Przecież każdy z nas może sprawić, że czyjaś gwiazda nadal będzie świecić na niebie.
 
 
Witkiewicz refleksyjna, Witkiewicz poważna, Witkiewicz wzruszająca, ale wciąż wierna swojemu hasłu marketingowemu. Specjalistka od szczęśliwych zakończeń. I bardzo dobrze, bo po takiej dawce wzruszeń chyba bym nie dała rady czytać o kolejnej ludzkiej tragedii. Polecam, to naprawdę wartościowa książka.

Maria Czubaszek "Blog niecodzienny" (Prószyński i S-ka)

Maria Czubaszek znana z kontrowersyjnych wypowiedzi dziennikarka, felietonistka. pisarka, satyryczka, autorka tekstów piosenek i scenarzystka. Podbiła serca Polaków specyficznym poczuciem humoru, a jej proste i jednocześnie bardzo dosadne i szczere żarty często są niczym kubeł zimnej wody wylany na głowę. Mówi to, co myśli, a wyrażanie prawdy „prosto z mostu”  przysparza jej nie tylko rzesze wielbicieli, ale też zagorzałych krytyków. 

 

Blog niecodzienny powstał w 2006 roku na zlecenie Wirtualnej Polski i początkowo Panią Marię przerażał, gdyż jak sama twierdzi komputer służy jej do pisania, sprawdzania poczty i wchodzenia na Google'a w poszukiwaniu informacji. Blogów nie czytała, ale w związku z tym, że propozycja padła akurat wtedy, gdy straciła płynność finansową postanowiła podjąć wyzwanie, które realizowała przez osiem lat, bo aż do lutego 2014 roku. Na blogu autorka nie pisała o sobie, gdyż uznała swoje życie za mało interesujące, a skupiła się na komentowaniu bieżących wydarzeń, życia gwiazd i polemiką z córką sąsiadki.

Publikacja „Blog niecodzienny” to zbiór najbardziej trafnych i zabawnych wpisów z bloga autorki,  poruszających tematy związane z polityką, sportem, celebrytami i sprawami bliskimi każdemu człowiekowi. Na prawie ośmiuset stronach przewija się wiele znanych nazwisk ze świata show biznesu i polityki. Autorka dzieli się z czytelnikiem snami, w których odwiedza ją mężczyzna w trykotach, Rysiek z Klanu i Mariusz Pudzianowski w stringach. Pisze otwarcie m.in.: czego zazdrości Renacie Beger, czym zaskoczył ją Taniec z gwiazdami, jak ocenia aspiracje polityczne Natalii Siwiec i co chciałaby powiedzieć Januszowi Dzięciołowi.

Posty są krótkie, czasem przybierają formę dyskusji z fikcyjną córką sąsiadki, której iloraz inteligencji nie przekracza dwóch cyfr, co pozwala nie tylko uwypuklić podejmowany temat, ale też ułatwia pracę uwielbiającej pisać dialogi autorce. Nie brakuje w nich ironii, dwuznaczności, trafnych komentarzy i ciętych ripost. Maria Czubaszek niewątpliwie jest dobrym obserwatorem, któremu nie umknie najmniejszy szczegół. Wiele zjawisk i zachowań społecznych ją zaskakuje, czasem dziwi, ale to nie znaczy, że nie ma zdania na ich temat. Niektóre rozbiera na atomy, żeby jeszcze dosadniej podkreślić absurdy codzienności.

Maria Czubaszek jest osobą, która nie patrzy na świat przez różowe okulary, nie popada w samouwielbienie, ale ma duży dystans do siebie i nie boi się szczerości i ostrej krytyki. I choć czasem dokopuje odbiorcy, robi to w tak zabawny i inteligentny sposób, że nie tylko nie czuje się do niej żalu, ale też wyciąga wnioski i pobudza szare komórki do przemyśleń. 

 

„Blog niecodzienny” to festiwal dobrego humoru pozwalający spojrzeć na wydarzenia, których byliśmy świadkami na przestrzeni ostatnich ośmiu lat przez pryzmat krzywego zwierciadła.  Pozwalający na oderwanie od rzeczywistości i odpoczynek po ciężkim dniu, a jednocześnie pobudzający do refleksji i przemyśleń. Ta publikacja to idealnie antidotum na stres, który można dozować pojedynczo, jak tabletkę, bądź połknąć w całości. Polecam.

 

 

Ahsan Ridha Hassan "Wieża" (Novae Res)

Coś się stało z tą polską fantastyką, że coraz więcej wydaje się tasiemców (przykładowo, większość tego co do mnie dociera z Fabryki Słów to kontynuacje starych serii), a coraz mniej książek, które kontynuowane nigdy nie będą. I o ile nie mam nic przeciwko wielotomowym historiom, brakuje mi krótszych, skondensowanych dzieł. Takich zostawiających czytelnika w stanie egzystencjalnej niepewności połączonej z bezwarunkowym podziwem dla warsztatu autora. Ostatnio dorwałem jedną z nich - to "Wieża" Ahsana Ridha Hassana.

 

Książka jest zbiorem pięciu opowiadań, które nie są powiązane fabularnie. W części z nich nie występują nawet elementy fantastyki, co trudno oczywiście uznać za wadę. Generalnie, twórczość A.R.H. można sklasyfikować jako opowiadania grozy łamane na niepokój społeczno-egzystencjalny. Autor kreśląc swoje historie zawsze skupia się na mrocznych stronach ludzkiej psychiki, pozwalając ewoluować zaburzeniom wraz z rozwojem fabuły. Muszę przyznać, że dawno nie czytałem tak pobudzającej intelekt beletrystyki.

Najjaśniejszym punktem zbioru jest otwierające go opowiadanie tytułowe. W "Wieży" dostajemy nie tylko początkującego literata i jego materializujące się lęki, ale także próbę wielokrotnego łamania bariery między pisarzem, książką i czytelnikiem. "Pożerany 4.0", drugi w kolejności, jest jednocześnie najsłabszym ogniwem zestawu. Historia licealisty pomagającego starszym kolegom w kradzieży z przeklętego domu wydaje się ciekawa z punktu widzenia psychologicznego (bardzo dobre zakończenie), ale prowadzona jest ociężale i bez żadnych praktycznie intelektualnych uniesień.

"Robaczywy Księżyc" z kolei nawiązuje do wielowiekowej tradycji organizowania się mężczyzn w kluby (najczęściej mieszczące się w pubach). Czuć tutaj najlepsze klimaty dziewiętnastowiecznej dekadencji, co w połączeniu z próbą zmierzenia się ze znanym fantastycznym motywem (nie będę spoilerował) wypada znakomicie. W samych superlatywach można się też wypowiedzieć o niepokojącej historii sobowtóra Romana Polańskiego ("Doppelgänger") oraz polskiej odpowiedzi na "Proces" Kafki - przewidywalnym, ale solidnym "Sądnym dniu".

 

Choć autorowi jeszcze wiele brakuje do porównywanego z nim na okładce Neila Gaimana, "Wieża" jest jednym z najmocniejszym debiutów fantastycznych ostatnich lat. Głębia, charakterystyczny styl oraz wszechobecny, choć nienachalny morał sprawiają, że każde z zamieszczonych w zbiorze opowiadań jest wyjątkowe i głęboko zapada w pamięć. Jeśli szukacie niebanalnej, zaskakującej fantastyki, Ahsan Ridha Hassan jest właśnie dla was. A gdyby taka rekomendacja nie wystarczyła - "Wieża" bardzo przypomina mi pierwsze dokonania Jonathana Carrolla.