"Delectorzy" Olga Rzepa (Novae Res)

Kiedy przeczytałam opis książki i dodatkowo zobaczyłam tę piękną okładkę to wiedziałam, że musze jak najszybciej zapoznać się z tą historią. Jednak czy piękny wygląd i ciekawy opis sprostają wymaganiom na świetną powieść fantasy?  Zaraz się przekonacie co ja sądzę o tej historii. Nie przedłużając, zaczynajmy. Książka jest standardowego wymiaru A5. Miękka okładka ze skrzydełkami, matowa, na szczęście nie zostawia się na niej odcisków palców. Przepiękna nostalgiczna okładka, utrzymana w odcieniach czarnego, szarego i niebieskości, kusi czytelnika do szybkiego przeczytania. Samotne drzewo, pola, mgła, brudna zapłakana dziewczyna pobudzają naszą wyobraźnie. Beżowe strony i przyjemna czcionka na pewno ułatwią szybkie czytanie. Rozdziały są ponumerowane, a sama książka nie jest gruba, więc można zabierać ją ze sobą. Całość wydania oceniam na:5

Bohaterką jest Alison Kallervelt, która od samego początku przedstawia się czytelnikowi jako osoba odbiegająca od innych nastolatków. Czym się wyróżnia? Tym, że potrafi  czytać w myślach i posługuje się telepatią, chociaż jest to rok 2538 i nikogo nie powinny dziwić takie rzeczy (cywilizacja powinna być  już bardzo rozwinięta) to okazuje się, iż tak w zasadzie to niczym nie różni się ten świat od naszego. Alison chodzi do szkoły, ale jest wyobcowana i nie ma przyjaciół. Kiedy dostaje tajemniczy list, w jakim dowiaduje się, że jest jednym z pięciu Delectorów, jej świat przyspiesza, lecz czy aby na pewno? No właśnie takim sposobem dostaje się do ,, klubu” wraz ze swoim bratem. Wydawać by się mogło, iż znalazła się wśród swoich, jednak nie, tutaj również jest ,, odmieńcem”. Nie będę zdradzać dlaczego,  to musicie już doczytać. Mamy jeszcze cztery osoby, będące Delectorami. Jednak  jest tak  mało o nich informacji, że nawet krótki opis zdradziłby fabułę, więc lepiej zapoznać się z tym wątkiem osobiście.

Roy Kallervelt, brat Alison, od dawna wie kim ona jest, jednak dla jej dobra musi milczeć. Połączenie z siostrą sprawia, iż jest Wtajemniczonym, czyli opiekunem, ochroniarzem, przewodnikiem dziewczyny.  Roy to bardzo inteligentny chłopak, uwielbiający medycynę, sam wymyśla różnorodne leki, jest też najlepszym przyjacielem naszej bohaterki.

No dobra, ale kim są ci Delectorzy?  To grupa osób, której celem  jest zaprzestanie rozlewu krwi na ulicach, za wszelką cenę muszą utrzymać ład i porządek, a przede wszystkim pokój  na świecie.  Każdy z nich ma swoje umiejętności nadprzyrodzone, mające im pomóc w walce z Reubaltaches. To obóz przeciwny, walczący z naszym klubem, wrogowie, jakim zależy na ciągłych konfliktach, wojnach i kłótniach.  Bardzo mnie zaciekawili bowiem byli twórcami i kreatorami różnych, mitologicznych, stworzeń, które budzili do życia, by te polowały na Delectorów. Niestety niezbyt wiele jest w książce o nich wiadomości, a szkoda, gdyż są bardzo interesującymi osobami.

 Fabuła lub raczej pomysł na nią był genialny. Wojna bogów i biedni ludzie, którzy są wmieszani w cały konflikt, przypomina nam świetne opowieści mitologiczne, chociaż samo wykonanie dla mnie kulało. Bowiem co akcja nabierała tempa, zostawała przerywana, bo bohaterka mdleje albo doznaje jakiegoś urazu i dowiaduje się od innych co dalej się działo. To powodowało, że cała historia niczym auto gdy przyspiesza to zapala się czerwone światło i znowu musiało ruszać oraz rozpędzać się i tak bezustannie. Powodowało to monotonność książki była monotonna, a bohaterowie nie wywoływali u mnie jakichkolwiek emocji. Ot byli i już.

 

 

Podsumowując ,, Delectorzy” to książka, która na samym początku wydawała się być czymś świeżym i przede wszystkim świetnym. Niestety mnie nie zachwyciła. Uwielbiam fantastykę, dlatego bardzo się ucieszyłam kiedy wzięłam do ręki tę powieść. Niestety im dalej tym bardziej mój zachwyt i entuzjazm opadały, niczym ciasto wyjęte prosto z pieca. Co tu nie zagrało? Przede wszystkim bohaterowie, choć bardzo się starałam to nie mogłam nawiązać nici porozumienia czy sympatii z jakimkolwiek bohaterem. Byli dla mnie bardzo papierowi, płascy i bez wyrazu. Może to kwestia wieku ? Z drugiej strony nie jedna młodzieżówka spowodowała, iż zakochałam się w postaciach, również mających po szesnaście czy piętnaście lat.  Kolejną kwestią jest akcja, która w najlepszym momencie zostaje przerwana. Pomijanie lub nierozwinięcie danego wątku, powodowało, iż zamiast czerpać radość z czytania, normalnie męczyłam się, brnąc przez tą powieść. Plusem dla mnie był język,  utrzymany w stylistyce młodzieżowej i lekkiej. Hybrydy, mitologiczne stworzenia oraz bogowie zachwycili mnie, ale trochę to za mało bym mogła powiedzieć nie jest źle. Pomysł był świetny, jednak wiele niedociągnięć powoduje, że książka traci na tym wiele. Jak dla mnie wielka szkoda, bo widać potencjał i historia ta mogłaby być moim kolejnym odkryciem roku, a tak jest rozczarowaniem. Widać czasem okładka to nie wszystko….

 

 

 

"Off - off" Ewa Skunart (Novae Res)

  Niewielkich rozmiarów książeczka, w przyciągającej oko barwnej okładce,  okazała się może nie tyle literacką petardą, ile dynamicznym przebojem. To coś nowego, innego, opowieść idąca pod prąd, odchodząca od konwencji, niezależna, indywidualna. Po prostu off , a nawet off-off! 

"To będzie historia pewnego rodzaju wariactwa, bycia zakręconą, z odrobinę za dużym ładunkiem życiowych spraw na karku. (...) Historia pewnego przemęczenia, bycia szaloną-wypaloną" ( s. 39).”

Zaczyna się niby zwyczajnie. Ot, kobieta czeka w kawiarni na spotkanie z przyjaciółką z dzieciństwa, obecnie gwiazdą filmową,  której nie widziała od wielu lat. Zaczyna wspominać, spisywać historię dzieciństwa i swój późniejszy życiorys - może powstanie z tego scenariusz kina offowego? Opisuje wcale nie urocze życie mieszkańców ulicy Uroczej, rodzinę, potem perypetie z pracą (jako redaktorka, długo pozostająca bezrobotna), epizody z codzienności (np. spacer z synkiem, Sebastianem), komentuje rzeczywistość, relacjonuje sny, opowiada o warsztatach, własnym rozwoju duchowym ...  Koleżanka nadal nie nadchodzi, a opowieść skręca w różnych kierunkach ( w tym - do metafikcji), zahacza o różne tematy, w tym ostro i celnie punktuje pokutujące od lat stereotypy oraz naszą polską rzeczywistość. Bohaterka wraz z transseksualną Aurelią, przybierającą różne osobowości, podejmuje feministyczne działania, protestując przeciwko obecnie funkcjonującemu systemowi. "Naprawdę, trzeba mieć olbrzymiego pecha, żeby urodzić się kobietą" ( s. 160) - co skłoniło bohatera do takiego wniosku? Czy przyjaciółki z dzieciństwa spotkają się i powstanie offowy film? Odpowiedź znajdziecie w książce, którą polecam. Zakończenie na pewno was zaskoczy.

W tym szaleństwie jest metoda - chciałoby się zawołać po szekspirowsku.
Nieczęsto zdarza się, żeby opis na okładce  tak dobrze oddawał charakter książki, a tym razem jest w punkt: owszem, ta opowieść jest przewrotna, groteskowa, zabawna. Ponadto niebanalna, zaskakująca, krytyczna, gorzka, ale jakże prawdziwa. Oparta na wnikliwych obserwacjach i doświadczeniach, stanowi ważny głos w dyskusji o osobach wykluczonych, innych, o statusie i prawach kobiet.

Ewa Skunart sprytnie i sprawnie porusza się między realizmem a absurdem, pisze z ironią, humorem, inteligentnie, soczyście i smacznie. Potrafi "rzeźbić" w słowie i przykuć uwagę czytelnika do danej historii, nawet jeśli pozornie panuje w niej chaos.
Nie jest tak do końca debiutantką, bowiem ma na swoim koncie już powieści młodzieżowe oraz książkę o poezji Aleksandra Wata. Zawodowo zajmuje się humanistyką, jest wykładowcą uniwersyteckim,  pisarką, redaktorką, recenzentką literacką. Dodatkowo jako instruktorka hatha jogi, buddystka zen z wieloletnią praktyką w zakresie różnorodnych technik medytacyjnych i relaksacyjnych, prowadzi warsztaty medytacyjne i jogi. Jest także członkinią Stowarzyszenia WAGA działającego na rzecz równości kobiet i mężczyzn.

Za narracją "Off -offu" nieraz trudno nadążyć, ale w tym też tkwi specyfika tej powieści. Nie każdemu przypadnie jednak to do gustu.  Czytelnikom przyzwyczajonym do prostych, linearnych opowieści, lubującym się w ciepłych, pokrzepiających obyczajówkach,  słodkich romansach i przyjemnych komediach zdecydowanie odradzam. Polecam zaś tym, którzy lubią nietuzinkową, przebojową, mądrą, płynącą pod prąd literaturę.

 

 

 

"Obudź mnie zanim umrę" Aleksandra Jonasz (Novae Res)

Kiedy wzięłam do ręki książkę ,, Obudź mnie zanim umrę” pomyślałam ,, Jaka ona cienka, pewnie zanim się rozkręci to się skończy”  Czy właśnie tak było? A może się myliłam? Tego dowiecie się za chwilkę. Zacznę od jej wizualnej oceny. Książka jest standartowych wymiarów, miękka, ze skrzydełkami, matowa, utrzymana w kolorystyce czerwieni. W tle widać miasto, ulicę. Zastosowano dwie czcionki, tak aby rozróżnić sny bohaterki od rzeczywistości, co bardzo pomaga czytelnikowi. Mamy ponumerowane rozdziały, ale brak  spisu treści. Całość oceniam na: 5

Co znajdziemy w środku? Fabuła przedstawia się następująco:

Znaleziono martwą nastolatkę w alei przy magazynie restauracji Steak Hause Jacks. Ciało jest nienaturalnie ułożone  i nosi liczne ślady ran ciętych. Jakby tego było mało pośrodku czoła widnieje ogromna dziura po oddanym strzale. Po przeprowadzonej sekcji zwłok okazuje się, że ktoś upuścił dziewczynie całą krew.  Dalczego? Czy to dopiero początek, krwawy precedens? Sprawę prowadzi młoda detektyw Rosalie Evans, której codziennością są antydepresanty i wódka.  Kiedy kobieta zdaje sobie sprawę, iż krwawe wizje jakie miewa nie mają nic wspólnego z chorobą psychiczną i na dodatek stają się rzeczywistością, wtedy zaczyna się zabawa.

Bohaterów mamy niewielu, to już na wstępie powiem. Rosalie Evans to nasza główna postać,  młoda pani detektyw, mająca problemy z nazwijmy to sobie ,, koszmarami sennymi”. Dlatego bierze tabletki i często sięga po alkohol. Sprawa, do której zostaje przydzielona, wydaje się na pozór łatwa. Jednak jej dolegliwość okazują się być proroczymi wizjami. Sprawa nastolatki przybiera całkiem inny obrót niż początkowo sądzono. Sama nasza bohaterka jest ,,dziwna”, trudno ją polubić od razu. Momentami wręcz przeszkadza w całym śledztwie, ale przez tę inność jest bardzo oryginalną postacią, sprawiła ona, że chciałam jak najwięcej się o niej dowiedzieć.  Everly Harris jest typową osiemnastolatką. Brutalnie, zamordowana dziewczyna, ma swoją tajemnicę, która wychodzi na jaw podczas śledztwa. Czy to właśnie przez nią została zabita? Dlaczego ktoś upuścił całą krew z jej ciała. Może należała do jakieś sekty i brała udział w rytuale jaki wymknął się spod kontroli ?  Tego dowiesz się już z powieści.

Fabuła jest bardzo wciągająca, co prawda na samym początku pomyślałam, że zanim książka się rozkręci to będzie już koniec, ale na szczęście tak nie stało. Autorka w znakomity sposób nakreśliła obraz ,, choroby psychicznej” czy lepiej by tu pasowało ,, pourazowej”.  Widzimy jak główna bohaterka zmaga się z problemem, starając się normalnie funkcjonować, badając przy tym trudne sprawy jakie mogą odbić się na psychice.  Kolejnym plusem jest sama procedura zbierania danych - bardzo realistyczna, co tylko pobudza wyobraźnię i sprawia, iż zaczynasz wierzyć, że ta sprawa miała miejsce w naszej rzeczywistości.

Podsumowując książka ,, Obudź mnie zanim umrę” to pierwsza część serii, zapowiadającej się wspaniale. Jestem pod wrażeniem, tego jak historia tak krótka potrafiła wciągnąć mnie i zaciekawić. Zakończenie tak brutalnie przerwanie spowodowało, iż nabrałam ochoty na więcej. To tak jakby autorka dała Ci mini babeczkę na skosztowanie, a ty po dwóch kęsach zauważasz zjedzenie jej całej i stwierdzasz, że jest tak pyszna i chcesz więcej, niestety nie zostało już nic. Główna bohaterka króluje, właśnie ona jest powodem trudności oderwania się  od lektury. Sama sprawa seryjnego mordercy potrafi także wciągnąć. Co do stylu pisarskiego jest on lekki i ułatwia to lekturę Elementy psychologii są bardzo udane, a przede wszystkim przemyślane i nieoklepane. Oczywiście to moja opinia, z którą nie musisz się zgadzać. Nie spotkałam się jeszcze z motywem ,, proroczych, krwawych snów” w kryminale, dlatego tak bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie ta pozycja. Ubolewam nad tym, że książka jest urwana jakby w połowie, to znaczy już wiem kto, a kolejne morderstwo popełnione przez tą osobę jest w toku śledztwa. Taki zwrot w fabule sprawia, iż czytelnik pragnie już kolejnego tom by dowiedzieć się co dalej. Powiem Wam, że nie umiem się doczekać na kontynuację i mam nadzieję na równie emocjonującą. Polecam wszystkim fanom kryminałów i thrillerów psychologicznych. Oj jest w co się wgryźć. Zaufajcie mi.

 

 

 

"Pęknięta korona" Grzegorz Wielgus (Initium)

Niekiedy wydaje się, że tajemnice na zawsze pozostaną nimi i nigdy nie zostanie odkryta prawda. Jednak nie wszystko może potoczyć się zgodnie z planem, zdanie się na wiarę w zbrodnię doskonałą i naturę przynosi nieoczekiwane skutki. Jeśli do tego wszystkiego przypadkowo zostanie wplątany ktoś kto lubi wiedzieć co dzieje się wokół niego rozpoczyna się dochodzenie, które nie zostanie zakończone dopóki karty nie zostaną odkryte.

 

Kiedy rzeka wyrzuca na brzeg ciało tuż obok kasztelu Jaksy Gryfity nie pozostaje mu nic innego jak zwrócić się o pomoc do brata Gotfryda, zakonnika i doświadczonego inkwizytora. Trup nie jest niczym dziwnym dla tego rycerza, ale wprawne oko dostrzega znamiona zbrodni, a to zastanawia i każe zasięgnąć porady. Lambert z Myślenic przez przypadek dołącza do śledczej kompanii i jak się okazuje jego pomoc przydaje się w nieoficjalnym dochodzeniu. Ofiara miała dość niejasne powiązania, lecz sięgające w niebezpieczne rejony, podążając po jej domniemanych śladach Gotfryd wraz z towarzyszami odkrywa niepokojące fakty, kolejna śmierć zdaje się rzucać nowe światło na wcześniejsze wydarzenia. Jednak łatwo można podążyć złą ścieżką, prowadzącą na manowce, ale zakonnik już nieraz musiał zmagać się z sprytnym przeciwnikiem i tym razem także rozważnie planuje kolejne kroki. Jaksa i Lambert zaprawieni w rycerskim rzemiośle wykorzystują swoją wiedzę by wspomóc Gotfryda, lecz to co odkrywają komplikuje śledztwo. Wydaje się, że coś nieczystego wmieszało się w ziemskie sprawy,  czy nie jest to jakaś sztuczka, mająca zmylić tropiące trio? Sprytna rozgrywka zaczyna zataczać coraz szersze kręgi, a jej wynik zaskoczy wszystkich …

 

Awanturnicza opowieść osadzona w średniowiecznej Polsce? Czy taka opowieść jest ciekawa? Kim są jej pierwszoplanowe postacie? Jeszcze zanim czytelnik rozpocznie czytanie „Pękniętej korony” już kilka pytań nasuwa się i bardzo szybko okazuje, że jak najbardziej takie literackie przedsięwzięcie ma szansę powiedzenia, a im bardziej zagłębiamy się lekturę tym więcej intrygujących szczegółów nas zaskakuje i wciąga. Grzegorz Wielgus dołożył wszelkich starań by oddać trzynastowieczny klimat nie tylko krakowskich uliczek i jego okolic, ale i rycerskich siedzib oraz rozpościerających się, na małopolskiej ziemi, wiejskich osad. Czytający wraz z pierwszą stroną wchodzą do świata, który istnieje już jedynie na pożółkłych pergaminach, tak od strony opisów jak i języka. Jednak najważniejsza jest sama historia w jakiej nie brakuje intryg, spisków, zbrodni, a zwłaszcza wyrazistych postaci, czasem skrywających swoje prawdziwe oblicze za zręcznymi maskami lub wprost przeciwnie nie mający nic do ukrycia przed otoczeniem. Cień sekretów towarzyszy wszystkim cały czas podobnie jak starodawne zabobony i wierzenia, wciąż jeszcze obecne oraz wydające się czaić nie tylko w ciemnościach. W takich okolicznościach zbrodnia zaczyna nabierać całkiem innego znaczenia, tajemnice zakamuflowane w śladach mogą kryć coś więcej niż to co jest dostrzegane na pierwszy rzut oka. Trzeba przyznać autorowi, iż zręcznie poprowadził fabułę tak by czytelnicy w napięciu przemierzali małopolskie trakty, kamienne ruiny i ciemne katakumby w poszukiwaniu rozwiązania morderczej zagadki. Niecodzienni „detektywi” są równie interesujący co i fabuła oraz stanowią jej integralną część. „Pęknięta korona”  jest mistrzowskim połączeniem faktów historycznych z fikcją oraz kryminalnym motywem w średniowiecznym klimacie, będącym nie ozdobnikiem, lecz dopełnieniem wątków i jednocześnie wspaniałym tłem.