"Tylko jeden wieczór" Krystyna Mirek (Edipresse Książki)

Kiedy tylko wzięłam do ręki książkę Pani Krystyny Mirek, wiedziałam, że będzie to lektura lekka, piękna, wzruszająca , podejmująca tematykę i problemy z naszego życia. Czy wersja świąteczna również mnie oczarowała jak jej poprzedniczki? Zostańcie ze mną, a wszystkiego  się dowiecie.

Książka już na samym wstępie zachęca nas do jej „skosztowania”. Jej okładka jest matowa, a na niej błyszczą złote gwiazdki, co dla mnie było połączeniem iście świątecznym i ślicznym. Czcionka o przyzwoitym rozmiarze i kremowe strony ułatwiają szybkie czytanie. Rozdziały są numerowane, a brak spisu treści czy przypisów nie ujmuje temu wydaniu. Jeśli chodzi o wydanie daje jej 5.

Opowieść ta z początku bardzo przypominała mi inną słynną książkę ,, Diabeł ubiera się u Prady”. Mamy bowiem do czynienia z bardzo despotyczną bohaterką Sylwią, która osiągnęła ogromny sukces, a jej kariera stale rozkwita. Jako sławna aktorka żyje ciągle pod światłem fleszy. Jednak idealna egzystencja to pozory i gra. Ta kobieta sukcesu za sprawą małej dziewczynki, przypomni sobie o wszystkim tym, co zgubiła w drodze do swej sławy.

Jak zwykle byłam zachwycona historią,  jaką zaserwowała nam Pani Krystyna. Opowieść ta jest swoistym połączeniem świątecznej ,, Opowieści wigilijnej „ z ,, Diabłem ubiera się u Prady”.  Główna bohaterka zimna i bardzo surowa kobieta, zmienia się na naszych oczach i to za sprawą dziecka. Uwielbiam takie ,, ciepłe” historie, które uzmysławiają nam, ile rzeczy nam umyka w pogoni za pieniędzmi  i karierą zawodową. Święta to taki hamulec, gdzie na chwilę zatrzymujemy naszą karuzelę, by na nowo rozpocząć swoją przejażdżkę. Podczas tego krótkiego postoju zaczynamy  rozmyślać nad życiem.  Dawne idzie precz, a rodzina nagle zostaje doceniana. Właśnie o tym jest ta powieść o niedocenianiu tego co się ma, a gonieniu za mrzonkami. 

Podsumowując uważam, że ,, Jeden wieczór” to idealna propozycja na ten zimowo- świąteczny czas. Ciepłe kakao i ta pozycja rozgrzeje Wasze serduszka do czerwoności, sprawiając, iż docenicie w życiu to co macie. Bohaterowie są świetnie wykreowani. Zmagają się z rzeczywistymi problemami, nie są również konkretnie skategoryzowani na złych i dobrych. Każdy bowiem ich czynjest podyktowany jakąś racjonalną decyzją. Wciągająca, napisana bardzo lekkim piórem, powoduje, że pochłaniamy ją szybciej niż świąteczny sernik.  Jeśli szukacie książki z motywem świątecznym, życiową,  a przede wszystkim refleksyjną to jest to odpowiednia książka dla Was.

 

 

 

"Internat" Izabela Degórska (Novae Res)

Książka ,, Internat” już na samym początku kusiła mnie, ciekawiła i wywoływała pewne dreszcze ekscytacji, a nawet przerażenia.  Czy książka mnie pożarła, czy może ja ją ?  Czy warto po nią sięgnąć? O tym wszystkim zaraz Wam opowiem. No więc słuchajcie …

Zacznę od wizualnej strony. Książka niby nie gruba, a w dłoni troszkę mi ciążyła. Do tego grzbiet wygiął się w literkę U nie złamał na szczęście, jednak nie wiem czego to wina? Pierwszy raz tak mi się zdarzyło w tym wydawnictwie ... może trafił mi się lichy egzemplarz. No dobra troszkę pomarudziłam, teraz przejdźmy dalej. Okładka jest miękka, ze skrzydełkami, bardzo podoba mi się  klimatyczna okładka, która jest utrzymana w sepii, co już na początku u mnie wywołuje dreszczyk emocji. Kartki są beżowe, czcionka nie męczy oczu, rozdziały są ponumerowane. Nie ma spisu treści, żadnych przypisów, czy ozdobników.

Główna bohaterka Wiktoria jest typową dziewczyna, którą mijasz codziennie w drodze do pracy czy szkoły.  Inteligentna, zawzięta, odważna to cechy ją określające. Nie boi się głośno powiedzieć NIE.  Dziewczyna zauważa, że społeczeństwo ostatnio dostało bzika na punkcie pewnej książki, niczym ludzie, jacy przed świętami szaleją,  wręcz biją się o karpia.  Wszyscy w kółko gadają o ,, Internacie”, młode dziewczyny zaczynają tworzyć swoją subkulturę, ubierając się na wzór bohaterek z powieści. Wiktoria niczym detektyw postanawia sprawdzić o co tyle szumu, przy okazji wykorzystując materiały do swojej pracy magisterskiej. Kiedy zdobywa pierwsze wydanie tej powieści, nie wie, że zaraz spotka ją przygoda wyjęta z najgorszego koszmaru. Książka ,, wsysa ją” i wdrukowuje w postać jednej z kluczowych bohaterek dla powieści - Anny Wolf, sprawiając przy tym, iż jej ciało ,, przyjmuje” hmm jakby kwintesencję postaci z książki. Ależ metamorfoza czyż nie ? Troszkę przypomina te różnego rodzaju filmy typu dziecko zamienia się ciałem z rodzice, psem, itd. Aczkolwiek przeobrażenie się  w bohatera powieści była dla mnie czymś  nowym i świeżym. Tak zaczynamy poznawać wraz z Wiktorią / Anną  fabułę od środka. Najgorsze jest to, że im dziewczyna bardziej kombinuje jak wydostać się z tej matni, tym bardziej sobie szkodzi. Bowiem źle zagrana rola powoduje skasowanie postaci. Natomiast przerażające jest to, że trzeba grać pod dyktando powieści, nie mogąc zmienić dialogów, sytuacji itp. Oczywiście nasza postać  próbuje z całych sił jednak inne osoby skutecznie utrudniają jej wyjście poza ,,ramę”.

W życiu rzeczywistym partner Wiktorii, Adam, zaczyna zauważać dziwną zmianę w zachowaniu swej ukochanej. Nie myje się, dziwi się kiedy jest głodna lub musi iść do toalety. Nie jest spontaniczna tak jak kiedyś, ubiera się wyzywająco i wykorzystuje innych do swoich celów.  Po prostu inna osoba. Mężczyzna  szuka pomocy u wróżki, i innych osób zajmujących się paranormalnymi zjawiskami.  Wie, iż to nie jest jego ukochana, a całkiem obca osoba, oderwana od rzeczywistości.

Fabuła idzie dwoma torami. Obserwujemy walkę Wiktorii by wyrwać się z  zaplątanego świata  książki, w którym jest marionetką w rękach autora, oraz walkę Adama o swoją ukochaną.  Autorka w fenomenalny sposób ukazuje braki postaci, nagle zmuszonej żyć w naszym świecie i odwrotnie.  Sam Internat, w jakim przebywa Wiktoria w ciele Anny, jest mroczne, tajemnicze i nie raz wywołało u mnie ciarki. Chociaż motyw ,, wessania w historię” nie jest czymś nowym, to już wykonanie jak najbardziej. Muszę Wam powiedzieć, że ta książka jest przerażająca, gdyż ukazuje prawdę o nas samych czyli jak często egzystujemy w świecie wyimaginowanym, wirtualnym, zatracając własne ja, a przy tym zapominając o tym jak to jest ,, prawdziwie żyć”.

PODSUMOWUJĄC: książka ,, Internat” to moje kolejne odkrycie tego roku. Genialna książka, która wciąga nas niczym świąteczne pierniczki.  Bohaterowie wspaniale wykreowani, autorka ukazuje ich wady i rysy na nieskazitelnym szkle, odzierając z idealizmu i bycia nierealnym. Bardzo polubiłam Wiktorię, dziewczynę mogącą być Twoją znajomą i opowiadającą  Ci o swej niezwykłej przygodzie. Co do języka jest on  potoczny, dzięki czemu szybciej jesteśmy w stanie zrozumieć rzeczy, które mi teraz ciężko opowiedzieć by nie zdradzić niczego za wiele. Klimat powieści to kolejny plus tej historii, powiedziałabym, że to taki delikatny horror lub bardziej thriller niż młodzieżówka. Choć mamy do czynienia z młodymi bohaterami 16-22 lat, to jak wspomniałam nie odczujecie tej różnicy, bowiem inteligencja jest tutaj na każdym polu wykorzystywana. Fabuła jest kolejnym dla mnie wartym wspomnienia elementem. Zamiana miejscami z bohaterem książki i zajęcie jego miejsca w świecie gdzie się jest tylko postacią, było dla mnie fenomenalne. Wiesz zapętlony czas, wszystko z góry zaplanowane i brak możliwości bycia inteligentnym, spontanicznym , a przede wszystkim zamkniętym w ramach czasowych i miejscu jest czymś przerażającym. Książkowe  pustaki czyli bohaterowie, którzy mają jedną kwestię lub po prostu występują w danej scenie jako tłum to wspaniałe odzwierciedlenie osób,  nie mający baranów własnego zdania i ślepo idą za innymi niczym stado. Kiedy zabraknie dowódcy nie wiedzą co mają robić, bo nigdy niczego sami nie zrobili.  To tylko jeden problem psychologiczny, a uwierzcie jest tu ich o wiele więcej.  Dlaczego warto „schrupać”  tę książkę? Sam motyw ,, porwania przez książkę”  może nie jest nowatorski, jednak właśnie te niuanse sprawiają, że czytelnik czuje się zafascynowany całą historią I NIE MOŻESZ SIĘ OD NIEJ ODERWAĆ.  Książka w całości mnie „pożarła”, nie zostawiając ani jednej kosteczki. Z niecierpliwością będę wyczekiwać na kolejne książki Pani Izabeli, a Wam z całego serca polecam tę znakomitą, inną i wyjątkową powieść.

 

 

 

 

 

 

"Ogród świateł" Anna Klejzerowicz (Edipresse Książki)

 Przeszłość i teraźniejszość wydają się często odrębnymi światami, które nie mają ze sobą nic wspólnego. Jednak nie ma nic bardziej mylnego, nawet kiedy wydaje się, że drzwi jednej do drugiej zostały dobrze zamknięte i tak nie można mieć pewności, iż nie otworzą się gdy uderzy w nie echo tego, co było. Wystarczy moment by wróciło to o czym starano się zapomnieć i pogrzebano w najdalszych zakamarkach pamięci.

 

Obok morderstwa trudno przejść obojętnie, zwłaszcza kiedy jest się Felicją Stefańską. Kryszewo raczej nie jest metropolią, ale zbrodnie jakoś lubią to miejsce, najnowsze wydarzenia jedynie to potwierdzają. Spokojną okolicą wstrząsa zabójstwo rodziny, brutalne i całkowicie zaskakujące. Początkowy pogląd na sprawę szybko zostaje zweryfikowany, a Stefańska rozpoczyna prywatne dochodzenie, nie żeby nie dowierzała policji, lecz pewne nawyki trudno wykorzenić. Wydawałoby się, iż małe miasteczka to źródło wszelkiej informacji o wszystkim i wszystkich, jednakże w tym wypadku nie do końca ta zasada sprawdza się. Wyraźnie da się odczuć, że wielu nie chce wracać do przeszłości, gdyż właśnie w niej zdaje się być ukryty klucz do tego obecnego dramatu. Doświadczenie Stefanii przydaje się, podobnie jak upór oraz umiejętność kojarzenia z sobą mało istotnych informacji dla innych. Czy tym razem jednak nie przekroczy granicy, za którą będzie musiała stawić czoła bezpośredniemu zagrożeniu? Turystyczna oaza może kryć demony o jakich wielu starało się zapomnieć, a odgrzebywanie tego, co pokryła umyślna niepamięć nie jest zbyt bezpiecznym zadaniem. Jednak odpowiedź na pytania kto i dlaczego nie pozwalają zboczyć z obranej drogi Felicji, nawet jeśli cena dla innych byłaby zbyt wysoka.

 

Nieduże, nadmorskie, miasteczko i zbrodnia, do tego jeszcze taka pisana z dużej litery oraz dociekliwa detektyw, nie do końca amatorka. Pierwsze strony wciągają czytelnika w historię, w jakiej nic nie jest oczywiste, a to dopiero początek, gdyż kolejne kartki przynoszą nowe znaki zapytania. Pierwszoplanowa zagadka kryminalna ma również swój cień, równie mroczny jak i ona sama, kryjący w sobie dramat sprzed lat. Pisarka wirtuozersko prowadzi czytelnika po meandrach kryminalnego dochodzenia pełnego sekretów, reminiscencji z przeszłości, ale także doskonale odzwierciedlonego drugiego planu. Mam na swoim czytelniczym koncie kilka książek Anny Klejzerowicz i pewność, że każda nowa powieść nie zostanie odłożona dopóki nie zostanie przeczytana. Nie inaczej było z Ogrodem świateł”, który pochłonął mnie na kilka godzin i nie pozwolił wyjść ze swego zbrodniczego kręgu aż ostatnie zdanie nie zostało przeczytane. Ta konkretna historia ma w sobie najlepsze cechy kryminały czyli suspens, intrygujących bohaterów, morderczą łamigłówkę oraz śledztwo, które nie toczy się utartymi ścieżkami. Podczas czytania można odczuć jak dobrze skomponowana jest fabuła, skrywająca ciemniejszą stronę pod warstwą małomiasteczkowej, leniwej atmosfery oraz postaci, które jedynie na pierwszy rzut oka mogą wydawać się amatorami. „Ogród świateł” jest opowieścią przemyślaną, nawet najdrobniejsze detale mają swoje miejsce i doskonale budują całość, natomiast przeplatająca się narracja dodatkowo buduje napięcie i podsuwa . 

 

 

 

"Kastor" Wojtek Miłoszewski (wyd. W.A.B)

Prawda rzadko kiedy jest prosta, czasem jej nieznajomość chroni człowieka przed tym czego nie jest w stanie stawić czoła. Jednak ludzka ciekawość nie znosi pustki i dąży by poznać to co pozostaje tajemnicą. Pytanie czy warto było ją odkryć bywa niekiedy gorzkim podsumowaniem momentu utraty złudzeń.

 

Morderstwa zdarzają się częściej niż się społeczeństwu wydaje, a Kastor Grudziński ma z nimi do czynienia od lat. Komisarz policji widział już wiele i nauczył się, że ze złem niekiedy trzeba walczyć na własnych zasadach. Nowa sprawa tylko na początku wydawał się rutynowa, lecz kolejne wydarzenia nie pozostawiają złudzeń śledczym – trzeba będzie się zmierzyć z kimś kto działa z rozmysłem i krok po kroku realizuje swój plan. Jaki? Tego właśnie musi dowiedzieć się Grudziński, a w nowej rzeczywistości trzeba jeszcze bardziej uważać. Śledztwo zatacza coraz szersze kręgi, lecz czy policjanci są bliżej odkrycia tożsamości zabójcy? „Góra” chce wyników, natomiast Kastor zamierza poznać prawdę, cena nie liczy się, ale czy jest gotowy na rachunek? Dochodzeniowa praca przynosi efekty, lecz także i straty. Tym razem komisarz może nie być gotowym na to co odkryje, tak w życiu zawodowym jak i osobistym. Krakowskie mury kryją w sobie wiele sekretów, tak samo jak i pamięć ludzka, niektóre z nich  otworzą stare rany, inne być może pozwolą na wymierzenie sprawiedliwości, chociaż nie będzie to proste. Pewne sprawy sięgają głęboko, ich korzenie splatają się z tym co wydawało się mieć zupełnie inną twarz.

 

Kryminały bardzo lubię, czy w wersji papierowej czy też kinowo-telewizyjnej, towarzyszą mi od lat, nic więc dziwnego, że zaciekawił mnie „Kastor”, najnowsza książka Wojtka Miłoszewskiego. Okazało się, że przeniosłam się do świata jednocześnie znanego i odkrywającego przede mną oblicze całkiem nowe. Lata dziewięćdziesiąte minęły jakiś czas temu, ich początek pamiętam przez pryzmat oczu dziecka, ale czym innym jest spojrzenie
z punktu widzenia policjanta. Trzeba przyznać, że autor stawia na niespodziewane zwroty i już po przeczytaniu prologu mamy przedsmak tego co czeka nas podczas lektury, a czeka - mówiąc w skrócie - bardzo dużo. Wiele obiecywałam sobie po tej lekturze i nie zawiodłam się, kryminalna atmosfera, czasem mniej lub bardziej w klimacie noir, no i przede wszystkim konsekwentnie utrzymane tło pierwszych lat ostatniej dekady dwudziestego wieku stanowią idealny drugi plan dla opowiadanej historii. „Kastor” ma w swej fabule pełnokrwisty kryminał z równie wyrazistymi bohaterami, mającymi za sobą przeszłość, która odcisnęła na nich głębokie blizny, mniej lub bardziej widoczne. Połączenie wątków śledczych z osobistymi ma w sobie pełną naturalność, jedne bez drugich byłyby wybrakowane i nie miałyby odpowiedniej siły wyrazu. Wojtek Miłoszewski nie upodabnia postaci do tych kojarzonych
z policyjnym fachem, nie są w żadnym razie czarno-biali, ale od samego początku wszyscy mają swoje cechy charakterystyczne, a wraz z rozwojem wydarzeń poznajemy ich coraz lepiej. Wpisana w „Kastora” niejednoznaczność daje o sobie znać raz za razem, bowiem jak przystało na sam początek lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, wiele spraw zmieniało swoje oblicze znienacka, to co wydawało się niezmienne okazywało się nagle kończyć. Sam motyw kryminalny ma również kilka twarzy i ewoluuje od mogłoby się wydawać oczywistości w stronę zupełnego zaskoczenia. Intrygujący, nie pozwalający na szybką ocenę i przede wszystkim w każdym aspekcie kryminał jak spod pióra mistrzów gatunku, taki właśnie jest „Kastor”.