Aktualności
Małgorzata Rogala "Kiedyś cię odnajdę" (Replika)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 28, maj 2014 10:02
Zastanawiałam się ostatnio jak wiele jest w stanie znieść cierpienia człowiek. Małych nieszczęść, chwil zwątpienia, wielkich tragedii. Kilka dni później w moje ręce trafiła książka „Kiedyś cię odnajdę” autorstwa Małgorzaty Rogali. Opowiada historię Weroniki, kobiety, która w młodym wieku straciła matkę, brutalnie zgwałconą i uduszoną w ich mieszkaniu. Ta tragedia odsunęła ją na wiele lat od ojca, który sam nie potrafił pogodzić się z krzywdą jaka spadała na jego rodzinę, nie mówiąc już o zdolności wsparcia córki w tych trudnych chwilach. Na studiach pedagogicznych jednak zyskała przyjaciółkę Olgę. Uśmiechniętą, nieugiętą, śliczną dziewczynę. Siostrę. Jednak okrutny los ponownie postanowił o sobie przypomnieć. W pierwszy dzień wakacji, a właściwie pierwszej wakacyjnej nocy w podobny sposób ginie Olga. Jej ciało zbrukane gwałtem znajduje przypadkowy przechodzień na Polach Mokotowskich. Przy ofierze brakuje torebki i wisiora w kształcie skarabeusza. Dla Niki to cios, prosto w splot słoneczny. I znów pojawiają się pytania „Dlaczego?”, „Kto?”.
Sprawa wyjaśnienia morderstwa została przydzielona komisarzowi z wydziału zabójstw, Szymonowi Pawelcowi i jego partnerce. Przesłuchani zostają wszyscy znajomi Olgi, współpracownicy… „czy miała jakichś wrogów?”. W końcu była szkolnym pedagogiem i z niejedną rodziną zapewne mogła mieć problemy. Śledztwo prowadzone przez Policję tkwi w martwym punkcie. Dopóki nie pojawia się sprawa kolejnej zgwałconej i uduszonej kobiety. Przypadek? Szymon Pawelec nie wierzy w przypadki.
Weronika obiecała zarówno sobie, jak i rodzicom Olgi, że zrobi wszystko, aby sprawca tej makabrycznej zbrodni zostało dnaleziony. Wydzwania więc codziennie do komisarza. Kiedy jednak nie uzyskuje wyczekiwanej informacji „mamy go”, za namową sąsiadki Zuzanny, postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i przyjąć posadę dotychczas zajmowaną przez Olgę. Komisarz jednak nie jest zadowolony z takiego obrotu spraw. Gdzieś pomiędzy telefonami nękającymi go o choćby cień informacji o postępach w śledztwie, odkrył silną potrzebę opiekowania się Niką. Ale czy faktycznie zbrodniarz kryje się w murach szkoły? U kogo odnajdzie się Skarabeusz?
Po 30 stronie wydaje się, że już wiesz kto gwałci i zabija. Ale czy na ostatnich stronach sprawca jest osobą, którą podejrzewa się od początku?
Muszę przyznać, że pochłonęłam książkę za jednym posiedzeniem. Autorka wodzi za nos czytelnika z niesłychaną wprawą, do tego stopnia, że nie jest się w stanie odłożyć książki na dłużej niż pięć minut. Akcja trzyma w nieustającym napięciu, do ostatniej strony. Pozycja z pewnością nie zawiedzie czytelnika, oczekującego dreszczyku emocji.
Jacek Caban "Chabrowe pola" (Novae Res)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 27, maj 2014 09:43
- Autor: Kamila Walendowska
James Bond z Włocławka bohaterem utworu Jacka Cabana, pt. „Chabrowe pola”; pracownik Wojskowych Służb Informacyjnych – czyli agent kontrwywiadu. Uczestniczył w wielu akcjach – także poza granicami kraju. To człowiek wyjątkowo sprawny fizycznie i wybitnie inteligentny. Zna mnóstwo języków, w tym tak trudny jak węgierski. Poza tym w jego życiu ważną rolę odgrywają alkohole i wspaniałe samochody. Jemu też – jak Bondowi – kobiety nie potrafią się oprzeć. Czyli szpieg - stereotypowy.
Jednak najważniejsza jest dla niego walka z obcym wywiadem – bułgarskim. W latach komunizmu były to służby „sojusznicze”, ale cudzysłów mówi o tym, że ów sojusz był pozorny. Bułgaria pojawia się w powieści Cabana nieprzypadkowo. Nazwa tego kraju kojarzy się z tzw. „bułgarskim śladem”, czyli przypuszczeniem, że za zamachem na Jana Pawła II, dokonanym 13 maja 1981 roku, stał wywiad tego kraju. Że tak było, przekonany jest główny bohater utworu. Śledząc przemyt złota, odkrywa przygotowania do tego zamachu. Stara się nawet powiadomić o tym Watykan, ale jego rewelacji nie przyjmuje do wiadomości „szef wywiadu” – arcybiskup Luigi Poggi.
Nawiasem mówiąc - Poggi to postać historyczna i autor książki za wspomniane „rewelacje” może spodziewać się procesu, który z pewnością przegra. Nie wiem czy warto do fikcyjnej historii wplatać prawdziwych ludzi, bo można słono za to zapłacić…
Agent Marcel nie potrafi powstrzymać Ali Agcy i do zamachu dochodzi. Doceniając jego działanie, papież przyjmuje go w klinice Gemelli i każe mu się wyspowiadać. Co też ten - niezłomny i nieustraszony człowiek - czyni potulnie, pokornie i posłusznie.
Tekst stara się pokazywać aktualne, „modne” problemy. Widzimy, więc polskich lekarzy emigrujących do Anglii, życie dwojga młodych ludzi bez ślubu pod jednym dachem („teraz młodzi muszą się wypróbować, zanim się pobiorą”), pedofilię, przemoc wobec kobiet, homoseksualizm, łapownictwo, przestępczość, narkomanię, podkulturę więzienną, prostytucję.
Każdy rozdział powieści zaczyna się od wiersza. Właściwie - nie wiadomo, po co. Bo ani to motto, ani dobra poezja. Rymy częstochowskie i banalne „poetyzmy” nie przyczyniają się do uatrakcyjnienia utworu. Wręcz przeciwnie – przeszkadzają czytelnikowi zainteresowanemu sensacyjną intrygą.
Sporo w tekście błędów językowych. Nie są to wypowiedzi bohaterów, posługujących się językiem kryminalistów, tzw. grypserą, ale wypowiedzi narratora, mówiącego językiem ogólnopolskim. „Druga szabla do sukcesji” oznaczać ma drugą osobę w kolejce do tronu cygańskiego. Tyle tylko, że „szabla” oznacza szeregowego żołnierza, a nie pretendenta do królewskiej godności. Nieprawidłowo używane jest słowo „przysłowiowe”. Otóż - nie istnieje „przysłowiowy system naczyń połączonych” jest tylko „system naczyń połączonych”. Sformułowanie to nosi nazwę frazeologizmu, a nie – przysłowia. Podobnie potraktować należy zwrot „spaliła na przysłowiowej panewce”. Usterki ortograficzne też się przytrafiają.
Niemniej jednak książkę dobrze się czyta – ze względu na wartką akcję i nietypową fabułę (połączenie świata przestępców i świata tajnych służb). Zachęcam do jej przeczytania.
Izabela Pietrzyk "Histerie rodzinne" (Prószyński i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 26, maj 2014 08:48
Rodziny się nie wybiera. Rodzinę, bez względu na stopień szaleństwa poszczególnych członków trzeba zaakceptować… albo się odciąć. Wiktoria od swojej rodziny się odcięła na 8 lat, jednak nie był to jej wybór, a Pawła- jej życiowego partnera. Pawłowi, w oczach postronnego obserwatora do ideału mężczyzny nic nie brakowało. Jednak, kiedy za przyjaciółmi, znajomymi czy zwykłymi gośćmi zamykały się drzwi, w bardzo niemęski sposób pokazywał Wiktorii, że popełniła jakiś błąd. Każdy z tych „błędów” najpierw pojawiał się na jej ciele w postaci siniaka, a następnie zmieniał się kolejną „przeprosinową” błyskotkę wartością nierzadko oscylującą w granicach dobrej klasy Mercedesa.
Główną bohaterkę poznajemy w momencie, kiedy postanawia zmienić swoje życie, a mianowicie pakuje jedną czerwoną walizeczkę i odchodzi od brutalnego Pawła. Dokąd odchodzi? Wraca na łono rodziny, od której mężczyzna ją odsunął. Do rodzinnego domu, którego jest współwłaścicielką, a w którym mieszka jej siostra Amelia ze swoimi praktycznie dorosłymi już dziećmi i wracającym co kilka miesięcy z morza mężem Sławkiem. Wiktorii wydawało się, że wraca do kochającej się, idealnej, wręcz kipiącej miłością rodzinki. To co zastaje, do obrazka ideału ma jednak daleko. Wiecznie kłócące się dzieci siostry- Mirek i Emilka. Amelia rozmawiająca z Bogiem i martwiąca się o wszystko i wszystkich. Do tej gromadki należy dodać rodziców mieszkających w tym samym mieście - matkę Janinę próbującą ułożyć jej na nowo życie, najlepiej z synem sąsiadki, który jako lekarz otwiera drzwi do specjalistów wszelkiej maści, oraz ojca Bernardyna, z którym od dziecka nie potrafiła się dogadać, może dlatego, że nie była w stanie przekrzyczeć komentatora sportowego. Wydawałoby się, że już nic ją w życiu nie zaskoczy. Nie ma co, sielanka. Ale najgorsze jeszcze przed Wiktorią - powrót nielubianego i despotycznego szwagra z morza. Powód do kilku nieprzespanych i kilku przepłakanych nocy.
W to wszystko autorce jednak udało się wpasować niezwykłe poczucie humoru. Czasami ma się wrażenie, jakby było się obserwatorem zza krzywego zwierciadła. Jest to niewątpliwie najśmieszniejsza z książek, jaką udało mi się przeczytać w ostatnim czasie. I muszę przyznać, że jest też to bardzo kształcąca historia! Nareszcie zrozumiałam często słyszane określenia, powiedzenia i zwroty używane przez aktualną młodzież ☺ za co serdecznie Izabeli Pietrzyk - autorce książki - dziękuję!
Anna Klejzerowicz "Sąd ostateczny" (Replika)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: czwartek, 22, maj 2014 10:36
- Autor: Kamila Walendowska
Natchnienie. Próżno go szukać, gdy żołądek pusty. W kieszeni ostatnie kilkadziesiąt złotych, a nałóg tytoniowo – alkoholowy ssie do reszty. Emil Żądło, gdańszczanin, niegdyś policjant, dziś dziennikarz, „wolny strzelec” w fazie wielkiego kryzysu - to główny bohater powieści „Sąd ostateczny” pióra Anny Klejzerowicz. Brak weny na atrakcyjny artykuł nie jest jedynym problemem mężczyzny. Ex żona dopomina się o zaległe alimenty.
Po niekorzystnej rozmowie z redaktorem naczelnym, Emil udaje się do pubu, gdzie spotyka swoją dawną sąsiadkę Dorotę z narzeczonym Damianem. Para rozkręca właśnie własny mały biznes gazetowy. Po kilku piwach dobijają targu i postanawiają współpracować, po czym rozchodzą się do domów. Następnego dnia, kiedy Emil próbuję się skontaktować z Damianem dowiaduje się, że para została w nocy zamordowana.
Żądło przez wzgląd na Dorotę, czuję się zobowiązany i oferuje policji swą pomoc w odszukaniu sprawcy. Wyjątkowa spostrzegawczość Emila sprzyja odnalezieniu pierwszego tropu. Dziennikarz odkrywa, iż ciała zamordowanych zostały celowo ułożone przez sprawcę w identyczny sposób jak postaci na obrazie Hansa Memlinga „Sąd ostateczny”, który jest chlubą i wizytówką Gdańska od setek lat. Morderca, jak na psychopatę przystało, zbiera kolejne żniwo. Ofiary, poza charakterystycznym ułożeniu ciał po śmierci, nic ze sobą nie łączy. Trudno przewidzieć, w jaki sposób zwyrodnialec wybiera swoje cele. Żołnierz Chrystusa, bo tak mówi o sobie przestępca, staje się coraz bardziej zuchwały. Jedyne pocieszenie to to, że na swój cel nie bierze dzieci, ale i ten fakt nie do końca jest pewny, gdyż właśnie przez syna Emila morderca przekazuje wiadomość dziennikarzowi.
Książka nie jest rasowym kryminałem, gdyż została okraszona przez autorkę licznymi wątkami romantycznymi, co sprawia, że w pewnym momencie zatraca się lekko dreszczyk emocji. Trudno uwierzyć by taki zbiorowy happy and bohaterów drugiego planu miał możliwość bytu. Jednak jest to tak mało istotny detal, na który można bez wahania przymknąć oko.
Anna Klejzerowicz w bardzo ciekawy sposób przedstawia faktyczną historię samego płótna Memlinga. Opisy postaci z tryptyku są tak bogate, iż bez problemu można sobie wyobrazić sposób działania perfidnego mordercy. Intrygująco wykreowana przez pisarkę sylwetka Emila Żądło sprawia, że z miłą chęcią zapoznam się z kolejnymi przygodami charyzmatycznego dziennikarza, jak i innymi publikacjami pani Klejzerowicz. Zachęcam gorąco do zapoznania się z lekturą.