Aktualności
Izabela Monika Bill "Podróże poezją" ZAPOWIEDŹ
- Szczegóły
- Kategoria: O książkach, autorach i nie tylko
- Utworzono: środa, 14, maj 2014 16:53
„Podróże poezją” to 4 tomik wrocławskiej poetki Izabeli Moniki Bill (więcej info o autorce i jej twórczości na stronie www.kochankapoezji.jimdo.com ).
To tomik z fabułą, przedstawiający fragment życia/świata kobiety-poetki, która za pomocą podróży po Wrocławiu, Polsce i w głąb siebie - szuka wartości idealnych.
Bohaterka ma swoje ulubione trasy tramwajowo-autobusowe po Wrocławiu. Podczas przejażdżek snuje refleksje, pisze wiersze, obserwuje. Stąd komunikacja staje się drugim bohaterem tomiku. Ma też swoje ulubione miejsca na wrocławskim Rynku. Poznajemy też jej środowisko twórcze – pokój, blok, kota. Artystka przez cały czas szuka sposobu na ból istnienia i zagadki egzystencji poetyckiej. Raz w przyrodzie, raz w miłości, innym razem w pisaniu. Kiedy się „sparzy” ucieka pociągiem w Polskę.
„Podróże poezją” to poetycki oprowadzacz po Wrocławiu. Może nie prezentuje wszystkich zabytków jak przewodnik, ale pokazuje Wrocław oczami poetki, to, co być może interesuje, inspiruje niejednego miejskiego poetę. Mamy tu zarówno klasyczne zabytki jak i miejsca objęte intymnym sentymentem.
Czytelnicy znajdą liczne wątki biograficzne i powiązania z autorką. Wstęp odautorski odpowiada na wiele pytań, które smakosz poezji zada sobie podczas lektury.
Tomik uzupełniają fotografie miejsc. Posłowie napisał Tadeusz Lira-Śliwa, krytyk i poeta, który przedstawił męski punkt widzenia na tematykę tomiku.
Piotr Dutkiewicz "Legenda nieświętego Marcina" (Novae Res)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 14, maj 2014 11:08
„Legenda nieświętego Marcina” to debiutancka powieść Piotra Dutkiewicza, opublikowana przez wydawnictwo Novae Res. Autor zaprasza czytelnika w świat pradawnych Słowian i bóstw, gdzie dawne wierzenia przenikają codzienność, a bogowie i ludzie prowadzą niezwykle barwne życie. Piotr Dutkiewicz wykreował wizję słowiańskiej rzeczywistości opierając się na bogatym bestiariuszu bóstw i dziejów kształtującego się państwa. Głównym bohaterem jest Marcin Igła, tajemniczy przybysz z południa. Kim jest ta postać, która odgrywa tak ważną rolę w znaczących wydarzeniach? To bohater o wielu twarzach, doradca wodza, dowódca specjalnego oddziału, szpieg i handlarz. Jak to w powieściach fantastyczno-historycznych bywa, bohater nie jest człowiekiem o szczerozłotym sercu i czystym sumieniu. Marcin Igła oszukuje, rozkochuje, manipuluje i korzysta z nadarzających się okazji do napełnienia sakiewki.
Czasy, w których żyje bohater wyróżniają się ciągłymi walkami, rywalizacją o ziemie i wpływy. Kto nie jest dostatecznie sprytny i pomysłowy, ten najczęściej ginie lub traci. Marcin Igła odznacza się pożądanymi cechami, które bardzo często ratują go przed konsekwencjami jego uczynków. Jednak bohater skrywa tajemnicę, która za nim uparcie podąża aż do państwa Lecha. I tu, na północy, bohater być może spotka się z własnym przeznaczeniem. Autor operuje humorem kreując świat pierwszych Słowian, przedstawiając alternatywne wizje wydarzeń wyznaczających bieg historii. Na kartach powieści czytelnik spotka się z druidami i smokiem wawelskim, pozna sąsiadów państwa Lecha i będzie musiał rozstrzygnąć, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem. A może wróg stanie się przyjacielem?
Po zapoznaniu się z lekturą, odniosłam wrażenie, że książka przeznaczona jest dla osób, które nie przywiązują wagi do historycznych faktów, ale preferują tak zwane poplątanie z pomieszaniem fantastyki i prawdziwych wydarzeń. Postacie powieści nawiązują do bardzo odległej przyszłości, czasami gubią wątki i może to moje subiektywne odczucie, ale autor próbował zmieścić nadmiar treści w jednej książce. Uważam, że Piotr Dutkiewicz dalej szlifując swój warsztat pisarski, mógłby pokusić się o podzielenie powieści na dwie części i rozbudowanie niektórych wątków, które mogą ożywić przygody bohatera.
Jak już wcześniej wspomniałam, „Legenda nieświętego Marcina” to książka czytana z przymrużeniem oka i może warto spojrzeć na historię państwa Lecha z innej perspektywy, bez zbędnego patosu, ale z wyobraźnią oraz dawką humoru.
Wanda Szymanowska "Zielone kalosze" (Novae Res)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: sobota, 10, maj 2014 12:26
- Autor: Katarzyna Pessel
Wolność, taka zwykła, codzienna, w jakiej nie ogląda się za siebie z obawą. Jej smak nie zawsze jest słodki, bywa ostry, czasem gorzki, lecz to, co najważniejsze w nim - każdy jego odcień wybrany jest osobiście, z wszystkimi zaletami i wadami własnych decyzji. Klatka, nie zawsze złota, ale zbudowana z lęku, nakazów, zakazów, społecznych opinii i własnych przyzwyczajeń, ma równie mocne kraty jak jej stalowe odpowiedniki. Ucieczka z niej nie jest łatwa, chociaż z zewnątrz wydaje się prostym krokiem, lecz gdy w końcu następuje, świat zmienia się nie do poznania. Banalne, lecz prawdziwe.
Antonina i Stenia, niepodobne do siebie w ogóle, różne jak dzień i noc. Ich spotkanie jest czysto przypadkowe, lecz jak to bywa właśnie wtedy, kiedy człowiek się niczego nie spodziewa zaczyna się coś ważnego. Pierwsza z nich pokonuje kolejny życiowy zakręt - po trzydziestu latach zdecydowała się na rozstanie z mężem i właśnie odkrywa uroki nowego życia. Druga wydaje się zwyczajną sprzedawczynią z prowincjonalnego sklepiku. Jednak coś łączy nową mieszkankę Ruczaja Dolnego z jej stałą obywatelką, ale to okaże się ciut później. Wcześniej jest odkrywanie przez Antoninę otoczenia tak różnego od wielkomiejskiego życia, gdzie była kimś zupełnie innym niż chciała. Ruczaj Dolny, mały punkt na mapie jest dla niej miejscem gdzie wreszcie może być sobą, robić dokładnie to, co chce, kiedy chce i z kim chce. Mała chatka przy błotnistej drodze okazuje się czymś więcej niż tylko tymczasowym schronieniem przed przeszłością. Po pierwsze wymaga stawienia czoła rzeczywistości, tak różnej od tej, do której była przyzwyczajona Tosia. Od teraz musi liczyć tylko na siebie i jak się okazuje szybko, inni zaczynają również liczyć na nią. Ruczaj Dolny to nie bajka, zaginiona oaza spokoju, szczególnie gdy mija się budkę z piwem lub spotyka sołtysa. Jednak paradoksalnie dzięki nim Tosia odkrywa na co stać ją i mieszkańców. No i jest jeszcze Stenia, nie dobry duch, lecz prawdziwy człowiek, pomagający rozgościć się w niewielkiej chatce, miastowej. Przychodząca z pomocą w odpowiednim momencie i nie oczekująca podziękowań. Obie łączy podobne doświadczenie życiowe, jedna z nich dokonała rozrachunku, a druga? Co może zrobić kiedy wiadomo, że przecież taki już jej los, a tak w ogóle nie ona pierwsza i nie ostatnia znalazła się w takiej sytuacji? Ale gdzieś tam, w głębi serca jest jeszcze dawne wspomnienie i szansa kiedyś odrzucona. Może i ona mogłaby, chociaż co ludzie powiedzą?
Zielone kalosze zamiast markowych balerin, błotnista droga w miejsce wybrukowanego chodnika i zaniedbana chatka mająca zastąpić wypielęgnowane mieszkanie oraz Antonina i Ruczaj Dolny. Taka składanka nie powinna do siebie pasować, a okazuje się, po wzajemnym dotarciu, barwną i harmonijną mozaiką. Czasem pewne elementy są aż nazbyt kontrastowe, lecz dzięki tym różnicom opowieść ma swój klimat. Wanda Szymanowska opowiedziała w swojej książce o dwóch kobietach, całkowicie różnych, tak samo jak środowiska z jakich pochodzą. Jednak to jedynie pozory, pod nimi kryje się ciepła historia w jakiej są gorzkie tony i słodki smak. Nie ma w niej uogólnień, schematów, podziału na lepszych i gorszych, za to są bohaterowie, a raczej bohaterki - bo to opowieść o nich. Banalnie jest powiedzieć, że są z krwi i kości, lecz taka jest prawda, czasem bywają symboliczne, czasem im się kibicuje, a niekiedy chce się powiedzieć, że przecież to było wiadome. Ale właśnie w tym wszystkim tkwi urok "Zielonych kaloszy", opowieści mogącej wydawać się przewidywalną, bo przecież jest kobieta uciekająca od dotychczasowej egzystencji w roli głównej, do tego prowincja jako tło. Jednak z wydających się znanych składników da się wyczarować ciekawą historię, gdzie jest miejsce i na humor i na rzeczywistość nieupiększoną. Szczególnie ta ostatnia skłania do refleksji, Tosie i Stenie wcale nie są rzadkością, ale te pierwsze doszły do perfekcji w kamuflowaniu prawdy, a te drugie trafiają na mur milczącej zgody, bo przecież tak musi być. Obie łączą te same doświadczenia - przemoc, alkohol i lata zaciskania zębów, czasem któraś powie w końcu NIE i DOSYĆ TEGO oraz wyciągnie pomocną dłoń do innej, znajdującej się w tej samej sytuacji.
"Wyobraź to sobie" (wydawnictwo Skrzat)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: piątek, 09, maj 2014 09:32
- Autor: Kamila Walendowska
„Wyobraź to sobie” to książeczka, która pomaga rozwijać kreatywność u dzieci. Jest swego rodzaju kolorowanką, ale nie ma w niej gotowych obrazków do kolorowania. Znajdujemy w niej tylko fragment obrazka. Drugą część należy dorysować samemu. Sprawa nie jest od razu taka jasna. Dziecko często musi wymyślić dużą część rysunku, która wcale nie musi być z góry oczywista.
W książeczce znajduje się zestaw dwóch takich samych rysunków, które można wykorzystać na dwa sposoby. Na jednym można spróbować odtworzyć to, co prezentuje kolorowa naklejka. Na drugim zestawie można wymyślić coś własnego. Bo przecież nikt nie powiedział, że fragment, który przypomina sukienkę aniołka musi nią faktycznie być, można z tego np. zrobić dzwoneczek lub inną ciekawą kompozycję.
Książeczka pobudza wyobraźnię u dzieci i daje wiele pomysłów rodzicom na ciekawe wspólne zabawy. Polecam.
(zdjęcia pochodzą z archiwum autorki recenzji)