Aktualności
Andrzej Borun "Okruchy wieczności" (Novae Res)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: piątek, 16, styczeń 2015 10:28
Aforyzmy, krótkie refleksje natury filozoficzno-egzystencjalnej, ujęte w formy zwięzłych notatek, zdają się mieć tylu zwolenników, ilu przeciwników. Są tacy, którzy traktują je jako swoiste drogowskazy, złote myśli, pomagające uporządkować wewnętrzny chaos i niestrudzenie poszukiwać sensu życia. Są również tacy, którzy uważają je za zwykłe bzdury, pseudo-intelektualne i pseudo-głębokie wywody ludzi uchodzących za autorytety. Ja sama niespecjalnie przepadam za aforyzmami i filozoficznymi przypowiastkami. A jednak coś mnie podkusiło, by sięgnąć po Okruchy wieczności Andrzeja Boruna. I nie żałuję.
Na książeczkę Okruchy wieczności, objętościowo bardzo skromną, albowiem liczącą sobie niewiele ponad sto stron, składają się krótkie notatki, luźne zapiski, pozbawione konkretnego schematu refleksje dotyczące świata, ludzkiej egzystencji, celu i sensu życia, wartości duchowych i materialnych, myślowego chaosu, w którym prędzej czy później pogrąża się każdy człowiek, a także poszukiwania wewnętrznego spokoju i... Boga. Największą zaletą tych filozoficznych szkiców jest fakt, iż Andrzej Borun nawet na chwilę nie wchodzi w moralizatorski ton, nie stara się niczego nam na siłę wszczepiać, nie zamienia się w kaznodzieję, który z wysokiej i chłodnej ambony wtłacza do głów swoich słuchaczy fundamentalne prawdy. To także człowiek poszukujący. Filozof, który sam jeszcze do końca nie wie, jaki kształt nadać własnym przemyśleniom, który szczerze przed czytelnikiem przyznaje, że bywa niezrozumiany i prosi o cierpliwość. A to świadczy o pokorze, nie zaś o przekonaniu co do swojej bezgranicznej mądrości i wyższości nad zwykłym śmiertelnikiem. Nawet kiedy pisze o Bogu, nie próbuje ewangelizować. Nie mówi o dogmatach, o zinstytucjonalizowanej religii, pełnej pustych formuł, lecz raczej zachęca do tego, by Absolutu poszukiwać w rzeczywistości i w nas samych. Można się z tym zgodzić lub nie. Można też wejść w dialog. Jak z interesującym interlokutorem, który w swoich racjach nigdy nie jest nachalny.
Okruchy wieczności to bardzo ciekawa i dość niecodzienna pozycja na rynku wydawniczym. Książeczka, która skłania do refleksji i zachęca do tego, by odrobinę zwolnić, przyjrzeć się świeżym okiem wszystkiemu, co znajduje się wokół nas. Książeczka, którą należy czytać niespiesznie i uważnie, przyswajając każde zdanie i słowo. Nigdy bowiem nie wiadomo, co nas może zainspirować, prawda? Polecam. Zanim ten rok na dobre się rozpędzi.
Martyna Kubacka "Bezczelna" (Novae Res)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: czwartek, 15, styczeń 2015 11:57
- Autor: Katarzyna Pessel
Czy obecnie Kopciuszek miałby szansę zabłysnąć czekając w kącie na swego Księcia? Skromność i usuwanie się w cień jakoś nie idą w parze z teraźniejszą rzeczywistością. Z drugiej strony niekiedy lepiej siedzieć cicho niż głośno wyrażać swoje zdanie. Co jednak, gdy komuś wersja a`la Cinderella w ogóle nie w głowie i woli działać niż patrzeć z boku oraz nie czekać, aż gwiazdka z nieba sama wpadnie w ręce?
Bezczelna, z tupetem, odważna i mówiąca, nim pomyśli o sensie swoich słów... Co jeszcze można powiedzieć o Magdzie? Na pewno nie to, że nie umie walczyć o swoje, nie wie czego chce, a tak w ogóle jest, że miła, grzeczna i uprzejma. Po prostu Magda należy do dziewczyn jakie się zauważa. Do kobiet, które wyróżniają się w tłumie, chociaż czasami chciałyby cofnąć czas i czegoś nie "chlapnąć". Niestety ostry język nieraz bywa przyczyną jej kłopotów, a te wcale jej nie cieszą, no, ale jeżeli charakteru nie da się zmienić to trzeba jakoś sobie radzić. W tej dziedzinie Magda ma ogromne doświadczenie, gdyby można było wpisać w życiorys informacje jak zdobywać to, czego się chce, to pozycja ta byłaby dość obszerna w jej przypadku. Oczywiście nic nie przychodzi ot tak sobie i doskonale wie o tym właśnie ona. Zamiast narzekania dziewczyna woli konkretne działania, szybko przechodzi od pomysłu do czynu i nic nie jest w stanie ją zatrzymać - ani pogoda, ani sekretarka prezesa. Bezczelna? Pewnie w opinii większości tak, chociaż może za tym tupetem kryje się coś, o czym nie wie nikt? Jedyna przyjaciółka zna Magdę doskonale i wie co stoi za jej impertynencją i przebojowością. Na pewno nie to, czego można by się spodziewać, zresztą ocenianie dziewczyny i zakładanie czegokolwiek z góry w jej przypadku skazane jest na porażkę. Kogo jak kogo, lecz ją należy odpowiednio traktować, inaczej pokaże wszystkim co oznacza niedocenienie takiego temperamentu. Powiedzmy sobie szczerze, Kopciuszek z niej żaden, książę do szczęścia podobno niepotrzebny i przereklamowany, a zresztą jak miałaby znaleźć się na balu by go poznać? Być może pewien zarozumialec, osądzający ludzi zbyt szybko i gapiący się w to co nie trzeba, ma w tej sprawie coś do powiedzenia? Podobno czasem życie pisze lepsze scenariusze niż twórcy latynoskich telenoweli, lecz czy właśnie w taką historię wplątała się Magda? Przecież jej do szczęścia uczucia nie są potrzebna, sukni balowej do tej pory też nie miała okazji włożyć, a tenisówki są najlepszym obuwiem na świecie! Co więc w sytuacji, kiedy ktoś podważa podstawy jej światopoglądu, na dodatek zmusza do pewnych rozmyślań i jeszcze wydaje mu się, iż da się go lubić? Happy end...? Nie tak szybko, bo z Magdą nigdy wiadomo co wydarzy się za chwilę, zresztą drugi zainteresowany również ma coś do powiedzenia!
Komedia romantyczna? Tak jakby, ponieważ humoru bardzo wiele, dowcipnych ripost oraz sytuacji także dużo, no i uczucia wcale nie są sprawą drugoplanową. "Bezczelna" to książka, przy lekturze której dobra zabawa jest zagwarantowana, dzięki osobistej narracji głównej bohaterki czytelnik zostaje włączony w jej ciekawe perypetie. Kopciuszek Martyny Kubackiej nie pasuje do baśniowej postaci, nawet z przymrużeniem oka, jest zbyt pełen życia, wyszczekany i pewny siebie. "Bezczelna" pozwala zrelaksować się i na kilka chwil wejść w świat wygadanej Magdy, jaka wbrew pozorom skrywa kilka tajemnic.
Paweł Mirosław Szlachetko "Adwokat spraw ostatnich" (Prószyński i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 14, styczeń 2015 09:20
W przypadku kryminałów bardzo łatwo wpaść w utarte przez lata rozwoju gatunku schematy. Przewidywalna fabuła to największy wróg powieści detektywistycznych. Przewidywalna fabuła i przewidywalni, miałcy bohaterowie. Niektórzy (patrz: Jim Butcher) ratują się wprowadzaniem elementów fantastycznych, rzadko jednak wychodzi im to na dobre. W swojej najnowszej książce Paweł Szlachetko poszedł o krok dalej - integralną częścią "Adwokata spraw ostatnich" stał się najprawdziwszy realizm magiczny.
Powieść Szlachetki przedstawia śledztwo w sprawie rytualnego morderstwa w jednym z warszawskich kościołów. Postępowanie toczy się dwutorowo - oficjalnie kieruje nim powracająca do kraju Tamar, była miłość głównego bohatera, który ściga zabójcę na płaszczyźnie mniej formalnej. Oprócz wątku kryminalnego autor zaserwował nam także wątek medyczny, historyczny, technologiczny, rodzinny i miłosny. Strasznie dużo, zwłaszcza jak na rasowy kryminał.
Gdyby jednak było wam mało, integralną częścią "Adwokata spraw ostatnich" jest wspomniany już realizm magiczny. Objawia się on w tym, że bohater, Maksymilian Werben, potrafi rozmawiać z duchami. Dwoma konkretnymi duchami - zamordowaną kobietą oraz podstarzałym Francuzem, który dokonuje psychoanalizy zarówno ofiary, jak i śledczego. Werben dowiaduje się także, że jeśli nie rozwiąże sprawy w ciągu 23 dni, pozostające na Ziemi dusze nigdy nie zaznają spokoju, a on najzwyczajniej w świecie umrze. Nie pytajcie, sam nie do końca złapałem ten koncept autora.
Powieści można wiele zarzucić. Dłużyzny, pojawiające się zwłaszcza przy okazji spraw rodzinnych i sercowych, są najpoważniejszym z mankamentów powieści. Do tego dodajcie ogromną liczbę niekoniecznie powiązanych ze sobą wątków, chaotycznie prowadzoną fabułę oraz nie zawsze racjonalnie postępujących bohaterów, a otrzymacie dzieło, w którym zbyt łatwo się pogubić.
Z drugiej jednak strony, wykorzystanie realizmu magicznego i galopująca akcja książki (kiedy akurat autor nie pochyla się nad ww. tematami) sprawiają, że "Adwokat spraw ostatnich" jest pewnym powiewem świeżości w polskim kryminale. Solidne przygotowanie merytoryczne autora, zwłaszcza w kwestii nowych (i bardzo nowych) technologii będzie zaletą zwłaszcza dla osób fascynujących się rzeczywistością wirtualną i związanych z nią możliwościami. Wiele przy Szlachetce mogą nauczyć się także pasjonaci medycyny i historii polskiego wampiryzmu.
Ostatecznie "Adwokata" czyta się dobrze i szybko. Mimo chaotycznej i rozbuchanej historii oraz niepotrzebnych dygresji autor w przekonujący sposób przedstawił możliwość prowadzenia śledztwa z pomocą wsparcia z zaświatów. Absolutnie nieprzewidywalna końcówka jest natomiast tym, co miłośnicy kryminałów lubią najbardziej - z tego chociażby powodu warto dać Pawłowi Szlachetce szansę.
Katarzyna i Jarosław Klejnoccy "Próba miłości. Jak pokochać cudze dziecko" (Wydawnictwo Czarne)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 13, styczeń 2015 10:40
Bycie rodzicem to ogromna odpowiedzialność, bycie rodzicem zastępczym – odpowiedzialność ogromna podwójnie. Nie tylko wobec „aparatu urzędowego”, który po skomplikowanych procedurach powierzył komuś pieczę nad dzieckiem, ale wobec samego dziecka – by go nie zawieść, by pomimo trudnych przejść dać mu szansę na normalne funkcjonowanie w rodzinie.
Autorów książki „Próba miłości...” znamy skądinąd: Katarzyna Klejnocka jest redaktorką pisma „Newsweek Polska”, pisze recenzje książkowe, publikowała w „Gazecie Wyborczej”, „Wysokich Obcasach”, jej mąż Jarosław to pisarz, poeta, krytyk literacki, przez szereg lat nauczyciel języka polskiego, ma tytuł naukowy doktora, obecnie pełni funkcję dyrektora Muzeum Literatury. Tymczasem państwo Klejnoccy podzielili się z czytelnikami nie artykułem, powieścią, czy esejem, ale bardzo osobistą historią o tym, jak zostali rodzicami zastępczymi. Zrobili to wcale nie dlatego, żeby się pochwalić, jacy to oni są szlachetni, ani po to, by zachęcać do takiej drogi życiowej, czy też ją odradzać. Po prostu-dają świadectwo na własnym przykładzie.
Książka została opublikowana w serii „Bez fikcji” i nie jest to poradnik ani przewodnik. Stanowi szczere, takie „kawa na ławę”, wyznanie na dwa głosy: „Kasia” i „Jarek” opowiadają na przemian dzieląc się swoimi wspomnieniami, spostrzeżeniami, uwagami, punktem widzenia różnych spraw. Opisują swoją drogę, jaką przeszli – zarówno pod względem formalnym jak i emocjonalnym - zanim w ich domu pojawiła się „najstarsza córka”, czyli nastoletnia Asia. Unikają dawania rad i wygłaszania jednoznacznych opinii. Mówią o swoich obserwacjach, wątpliwościach, błędach, ale i sukcesach. Zwracają uwagę na ważne problemy.
Utworzenie rodziny zastępczej okazało się trudniejsze niż można to sobie wyobrazić. Ich podopieczna nie zintegrowała się w pełni z nimi, nie przyjęła do końca tego, co jej ofiarowali, nie przyswoiła wartości, jakie przyświecały tej familii. Nie odwzajemniła zaangażowania emocjonalnego, empatii, a może nie umiała... Według pana Jarosława – epizod z Asią był ich umiarkowaną klęską, ma poczucie rozczarowania i „niedokończonej roboty”, 'niedopełnionego obowiązku”. Natomiast pani Katarzyna mówi o „sukcesiku”, bo w dużej mierze udało się pomóc dziewczynie wyrwać z placówki opiekuńczej, pobyć w prawdziwej rodzinie, dać jej szansę na edukację i stabilizację życiową.
„Próba miłości...” nie jest łatwą lekturą, stanowi ważny i mądry przekaz. Sporo spraw uświadamiają nam tu autorzy, dają do myślenia. Czasem warto odłożyć na bok powieści i przekonać się, jakie scenariusze pisze życie, bez fikcji. Polecam. A państwu Klejnockim należą się brawa za wielkie serca, odwagę i szczerość.