Agnieszka Lingas-Łoniewska "Myśli moje swobodne" (Novae Res)

„Myśli moje swobodne” to nie lada gratka dla fanów Agnieszki Lingas-Łoniewskiej. Zbiorek bardzo nietypowy, któremu nie towarzyszy jedna główna myśl przewodnia. Dlatego bardzo trafny wydaje się tutaj tytuł. Na „Myśli” składają się bowiem opowiadania zróżnicowane pod względem tematycznym, wiersze, cytaty z powieści autorki, wyselekcjonowane przez czytelniczki, a także... epitafium dla kota Rudolfa. Jest jednak coś, co łączy wszystkie utwory. To charakterystyczny styl Agnieszki Lingas-Łoniewskiej i sposób, w jaki pisze o emocjach.

 

Jeśli lubicie poezję baroku, zbudowaną na kunsztownych konceptach i opakowaną w gęstą stylistykę, wiersze Agnieszki Lingas-Łoniewskiej... nie są dla was. Utwory zaproponowane przez autorkę w „Myślach” to poezja oszczędna i pod względem ozdobników bardzo surowa. Wiersze traktują o miłości, samotności, rozstaniach, zdradach i śmierci. Moje ulubione to „List” i „Babunia – proste w formie i przekazie, pod żadnym względem nieprzekombinowane i bardzo prawdziwe. Bo przecież każdy z nas ma/miał taką „babunię”, na której twarzy wypisały się ślady „ciągłych ucieczek, grzebania w ziemi, padniętych zwierząt./Radosnych poranków, nużących popołudni, zmęczonych wieczorów”. Lingas-Łoniewska udowadnia, że w poezji nie trzeba popisywać się kunsztowną metaforyką, by trafić w samo sedno.

 

Pod względem opowiadań „Myśli moje swobodne” to zbiorek bardzo hojny – każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. Dla tych, którzy poszukują łagodnej obyczajówki i słodkiego romansu, autorka przygotowała między innymi „Szukam swojej drogi” o Magdzie-cukierniczce i jej „bezwzględnym”, aczkolwiek przystojnym, konkurencie, i „To chyba miłość” – ciepłą opowieść o Agacie, usiłującej zaufać na nowo drugiemu człowiekowi po tym, jak została skrzywdzona przez niedoszłego męża. W nieco bardziej dramatycznych historiach – „Fotografiach” i „Marcysi” – Lingas-Łoniewska mówi o ratunku, który przychodzi w najmniej spodziewanym momencie i kieruje życie na właściwe tory. Jest też coś dla takich, jak ja – czyli czytelników rozmiłowanych w... zbrodni. Utwór „Czyste piękno” został nagrodzony w konkursie „Gazety Wrocławskiej” na opowiadanie kryminalne z Dolnym Śląskiem w tle. Jest to historia dwojga policjantów – Kaśki i Jacka – którzy pracują nad sprawą tajemniczego seryjnego mordercy zwanego „Rączką”. Ciekawy pomysł, wartka akcja i niespodziewany finał. Czego chcieć więcej? „Czyste piękno” było pierwszym tekstem Agnieszki Lingas-Łoniewskiej, jaki wpadł mi w ręce. A propos rączek...

 

Najbardziej poruszające i zaskakujące w „Myślach” wydały mi się dwa opowiadania. Po pierwsze – „Człowiek trzymający władzę”. No! Drodzy państwo, jeśli lubicie narrację prowadzoną z punktu widzenia oślizgłego świra, brutalnego i z gigantycznymi kompleksami, to jest to utwór dla was. Autor i narrator są tu świetnie zdystansowani, świat – okrutny, ludzie – słabi i upokarzani, ale końcówka – bardzo satysfakcjonująca. I po drugie, creme de la creme – „Wojownik”. Opowiadanie, którego bohaterem-narratorem jest... kot Rudolf. Z początku frywolna i lekka opowiastka o kocio-psiej przyjaźni, kociej miłości i rozstaniu, a także o traumatycznych i upokarzających wizytach u weterynarza, przeistacza się stopniowo w przypowieść o śmierci. Bardzo to osobisty tekst, bardzo wzruszający, szczery i dojrzały. Bezpośrednio łączy się z równie wzruszającym „Wojownikiem”-epitafium dla „prawdziwego” kota Rudolfa, który „miał psi charakter i ludzkie zachowania”.

„Myśli moje swobodne” to świetny pomysł na świąteczny prezent. Wydaje mi się, że nie tylko fani Agnieszki Lingas-Łoniewskiej znajdą tu coś dla siebie. Poleciłabym „Myśli” wszystkim tym, którzy po prostu lubią krótką formę, zwięzłość stylistyczną i narracyjną, a także ukazywanie pewnych zjawisk przez literacką soczewkę. Nie ma tutaj wielkich, epickich fabuł. Są szkice, rzuty, migawki. Jak to w życiu.

 

Monika Abdelaziz, Ewa Zarychta "Księżyc zza nikabu. Polska muzułmanka w Egipcie" (Novae Res)

„Księżyc zza nikabu” to książka o współczesnym Egipcie widzianym oczami dwóch Polek tam mieszkających – Moniki Abdelaziz i jej matki, Ewy Zarychty.  W dużej mierze oparta jest na blogu prowadzonym przez nasze rodaczki – www.polskamuzulmanka.blog.pl

Pustynie, wielbłądy, piramidy, prażące słońce, islamiści i miasta przepełnione turystami– takie jest wyobrażenie o Egipcie większości Polaków. Żyjemy w XXI wieku, w dobie Internetu, a nasze wyobrażenia są tak mylne. Żyjąc w Polsce Egipt uważamy za kraj Trzeciego Świata, a tymczasem, kraj ten na niektórych płaszczyznach dorównuje, a i zdarza się, że wyprzedza Polskę. 

Panie Monika i Ewa w swojej książce bardzo prosto, ale barwnie opisują prawdziwy Egipt i życie w nim. Ukazują przepiękne krajobrazy, najróżniejsze zakamarki Egiptu, ale książka jest przede wszystkim nieocenioną skarbnicą wiedzy na temat tamtejszej kultury, religii, klimatu, zwyczajów i codzienności. Pani Monika w Egipcie założyła rodzinę-ma męża i synka, po którego narodzeniu postanowiła przejść na islam. W bardzo przystępny sposób wyjaśnia czytelnikowi na czym tak naprawdę islam się opiera i jak wygląda jego praktykowanie współcześnie.  Żyjąc w Egipcie Polki musiały się przystosować, zadomowić i chociaż nie zawsze jest łatwo, Egipt nie jest taki straszny, jak wielu z nas sobie wyobraża. Niestety, nie zawsze jest też kolorowo, o czym autorki niejednokrotnie się przekonały. Patrząc przed siebie widzimy zdumiewający, piękny kraj, o bogatej kulturze i tradycji, a kiedy się obejrzymy możemy się zderzyć z brutalnością Egiptu. 

Egipt zdecydowanie różni się od europejskich krajów, ale nie jest też taki jak większość krajów arabskich. Autorki łamią niejeden stereotyp, chociażby o prawach i traktowaniu tamtejszych kobiet. Czytając książkę mamy doskonały pogląd na rzeczywistość, na codzienność jaka otacza tamtejszą ludność. Z lektury wyniosłam, że ludzie tam są nieraz o wiele bardziej życzliwi niż Europejczycy, szczególnie w stosunku do dzieci, ale niestety też istnieje druga strona medalu – trzeba naprawdę uważać, komu się ufa, nawet jeśli zna się tę osobę kilka czy kilkanaście lat. 

Pani Monika Abdelaziz opisuje jak wygląda jej życie z mężem muzułmaninem, jak wygląda codzienność jej i ich dziecka. Codzienność w Egipcie diametralnie różni się od tej naszej. Największą różnicą, i taką która mnie osobiście najbardziej zaskoczyła jest ta dotycząca pór dnia. Otóż w Egipcie nie ma nic dziwnego w tym, że dzieci, nawet w wieku 4 lat o 1 w nocy bawią się w rówieśnikami na zewnątrz. Nie ma nic dziwnego w tym, że o 2 w nocy do męża Pani Moniki dzwoni kolega z propozycją wyjścia na miasto. Zakłady krawieckie w Egipcie czynne są nawet do 4 nad ranem  i tak, nie ma w tym nic dziwnego. Prawdziwe życie w Egipcie zaczyna się po 22. 

Życie w Egipcie, u boku muzułmanina być może nie zawsze jest łatwe, ale jak sama Pani Monika pisze, każdy związek wymaga starań z obu stron, a w związku ludzi innej narodowości czy z innych kręgów kulturowych jest to dodatkowo utrudnione.  Nie obejdzie się bez kompromisów, ale ważne jest to, by do nich dochodzić. 

„Prosta zasada – obie strony muszą wykonywać kroki. I to kroki o podobnej długości i w podobnym tempie. Jakiekolwiek braki w tej kwestii wcześniej czy później dadzą o sobie znać.”

Żałuję, że książka nie wyjaśnia jak autorki znalazły się w Egipcie, zaspokoiłoby to ciekawość niejednego dociekliwego czytelnika. Szkoda też, że nie ma rozróżnienia, która z Pań pisze dany rozdział – zdarzało mi się czytać coś z przekonaniem, że wydarzenia opisuje Pani Monika, a po pewnym czasie okazywało się, że jest to historia z perspektywy Pani Ewy. Ale nie jest to aż tak istotne i w większości przypadków bez problemu można rozróżnić, która z Pań przedstawia wydarzenia. 

„Księżyc zza nikabu” otworzył mi oczy i rozjaśnił wiele sprawy dotyczących Egiptu. Dzięki tej lekturze czytelnik dowiaduje się, że kraj ten ma niejedno oblicze. Autorki ukazują prawdę taką jaka jest, bez zbędnych ozdobników i przekłamań. Ukazują piękno Egiptu, ale nie ukrywają, że potrafi być równie brutalny. Książka ta zmieniła moje poglądy nie tylko na temat samego Egiptu, ale również na temat ludzi tam żyjących. Polecam wszystkim miłośnikom państwa nad Nilem, ale również tym, którzy chcą się czegoś dowiedzieć o tym egzotycznym kraju i nastawiają się na prawdę, a nie podkolorowaną historię. „Księżyc zza nikabu” to idealna lektura dla osób, które chcą się wybrać do Egiptu czy to w celach czysto turystycznych czy innych. Myślę, że mogę zaryzykować stwierdzenie, że po tej lekturze zdecydowanie zmienicie swoje podejście do Egiptu. 

 

Irena Matuszkiewicz "Zjazd rodzinny" (Prószyński i S-ka)

Są takie powieści, w których zatapiamy się bez reszty, chłonąc jak gąbka losy bohaterów, a po przewróceniu ostatniej kartki czujemy rozczarowanie i niedosyt. Przykro nam opuszczać dopiero co poznane postaci, chcielibyśmy nadal śledzić ich dzieje, dowiedzieć się jak najszybciej, co było dalej. Do takich właśnie książek należy „Zjazd rodzinny” Ireny Matuszkiewicz i szczęśliwie na ostatniej stronie widnieje napis „Koniec części pierwszej”. Tylko kiedy ukaże się druga? Ci, którzy mają już za sobą pierwszy tom, nie mogą się doczekać.

Autorka ma w dorobku już kilkanaście powieści, w których doskonale portretuje polską współczesność, mądrze i ciekawie opowiada życiowe historie, czasem też wprowadza wątki kryminalne. Tym razem pokusiła się o sagę historyczno –obyczajową. Zaprosiła czytelników do wędrówki w dwóch planach czasowych - współczesnym (2014 r.) oraz przeszłym, obejmującym lata 1918- 1939. Pokazała różnorodne charaktery postaci, zmiany w mentalności ludzkiej na przestrzeni kilkudziesięciu lat, a także jak wyglądała sytuacja kobiet dawniej i dziś. Bez zbędnego moralizowania Irena Matuszkiewicz przedstawiła obraz rodziny na przestrzeni XX w. i początków XXI.

Ewa Parelska, z zawodu archiwistka, próbuje rozwikłać rodzinną historię. Dowiedziała się niedawno, że we Włoszech zmarła kobieta podająca się za siostrę jej babki. To nie zgadza się ze znanymi faktami. Córka podsuwa jej pomysł zorganizowania zjazdu wszystkich krewnych. Ewa nie wykazuje entuzjazmu, w końcu niektóre osoby widziała raz w życiu albo i wcale. Familia jest dość pokaźna, albowiem protoplaści rodu, Leontyna i Jan Korzeńscy mieli aż siedmioro dzieci. Koligacje i daty można prześledzić na zamieszczonym we wstępie drzewie genealogicznym.

Wątek współczesny stanowi tylko pretekst dla snucia opowieści o Korzeńskich, których życie rozgrywało się na tle ważnych wydarzeń historycznych i politycznych. Pochodzący z Kielc Jan, szczęśliwie wróciwszy z wojny, ożenił się z córką zamożnego kupca z Włocławka, przeprowadził tam wraz z matką Elwirą i założył sklep kolonialny. Na świat przychodziły kolejne dzieci, na imieninach u wuja Józefa toczyły się polityczne dysputy, w kuchni rządziła Busia, odbywały się sylwestry, dziecięce przedstawienia itp.…  po prostu -toczyło się życie. Ot, takie międzywojenne „W Jezioranach” albo „Matysiakowie”.

Śledząc życie bohaterów, ich problemy i zwykłe sprawy, można przenieść się w czasie, poczuć, jak dawniej kształtowały się relacje rodzinne i społeczne, jakie wartości przyświecały bohaterom, jakie panowały realia. Można się nieraz wzruszyć, uśmiechnąć, czy oburzyć. Na uwagę zasługują sylwetki kobiet: postać babci Elwiry - poczciwej kobiety, która stanowiła dla synowej prawdziwą przyjaciółkę, nieocenioną pomoc i podporę; Leontyna – na której obrazie Matki-Polki jest jednak rysa; ciotka Kazia – kiepska kucharka, ale odważnie walcząca o swój byt i szczęście, czy Świetlicka – o wątpliwej reputacji.

W poszukiwaniu dobrej prozy obyczajowej warto sięgać po książki Ireny Matuszkiewicz. Pisarki, moim zdaniem, wciąż zbyt mało promowanej, a jednak poczytnej i lubianej. Autorka pisze dość zwięźle, konkretnie, z dużą dozą mądrości i ciepła, z klasą. „Zjazd rodzinny” to zgrabna opowieść zapowiadająca kolejną sagę, która ma szansę stać się jedną z ulubionych przez czytelników. To także zachęta do poznawania własnego drzewa genealogicznego i familijnych historii. 

 

Marta Pycior "Gilgamesz" (Wydawnictwo Nowy Świat)

Choć sam często się przed tym wzbraniałem, po latach dochodzę do wniosku, że istnieją książki, które należy przeczytać. Oczywiście trwał będzie spór, co do nich zaliczyć, ale można chyba stworzyć zbiór obiektywnych kryteriów pozwalające ustalić kanon wartościowej literatury. W czołówce tego zestawienia znalazłaby się historia Gilgamesza - najstarsze literackie dzieło, jakie zostało odkryte. Od niedawna, dzięki Marcie Pycior, możemy się z nim zapoznać w nowym, zrekonstruowanym przekładzie.

"Gilgamesz" Pycior jest, w przeciwieństwie do wierszowanego pierwowzoru, klasyczną prozą. Choć na pierwszy rzut oka tego nie widać, właśnie zamiana wersów na akapity stanowi jedną z największych zalet książki - dzięki temu historię pochłania się szybko i sprawnie, a forma nie odwraca uwagi od treści, co często ma miejsce w poezji.

Tytułowy bohater jest niepokonanym królem miasta Uruk, którym włada twardą, choć sprawiedliwą ręką. Z uwagi na swoje boskie pochodzenie, Gilgamesz dysponuje niesamowitą siłą i nic nie jest w stanie go powstrzymać - przynajmniej do czasu, gdy nieprzychylni królowi bogowie stworzą Enkidu. Ten ostatni, mający stanowić lustrzane odbicie bohatera, stanie się jego przyjacielem i wspólnie radzić będą sobie z przeciwnościami losu i złośliwością boskich mieszkańców Ziemi.

Marta Pycior znakomicie poradziła sobie z trudnym zadaniem zachowania równowagi pomiędzy koniecznością doboru odpowiednich fragmentów eposu, a spójnością i objętością całości. Dzięki temu otrzymaliśmy książkę stosunkowo krótką (na jeden, maksymalnie dwa wieczory), która w przystępny sposób utrwala i prezentuje historię Gilgamesza. Choć widać istotną różnicę między sposobem prowadzenia narracji na początku i końcu książki (zwalnia tempo, pojawia się więcej elementów egzystencjalnych), nie wpływa to na szczęście na odbiór całości.

"Gilgamesz" to nie tylko najstarszy poemat heroiczny, ale także historia zmagań człowieka z życiem, śmiercią i przeznaczeniem. Pod przykrywką dosyć standardowej historii przygodowej (bohaterowie walczący z potworami i przeciwnościami losu), książka porusza szereg ważnych tematów, do dzisiaj nie rozstrzygniętych przed historię, filozofię i socjologię. Dzieło Marty Pycior ustami Gilgamesza zadaje szereg trudnych pytań, na które co prawda nie udzieli ostatecznej odpowiedzi, ale przynajmniej podpowie, w którym kierunku powinniśmy pójść.

To fascynująca, choć bardzo smutna opowieść. Plastyczny język autorki, interesujące zabiegi konstrukcyjne (raz przypominające biblijną przypowieść, innym razem starożytny mit) oraz jasny przebieg fabuły (co w przypadku rekonstruowania historii króla Uruk nie jest przecież oczywiste) sprawiają, że "Gilgamesz" jest pozycją obowiązkową dla każdego miłośnika literatury, który nie miał z nim jeszcze do czynienia.