Aktualności
Katarzyna Zyskowska-Ignaciak "Nie lubię kotów" (Nasza Księgarnia)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 19, sierpień 2014 15:40
Jeżeli spodziewacie się, że Nie lubię kotów to sympatyczna, przepełniona humorem i krzepiąca opowiastka o współczesnych trzydziestolatkach zagubionych w meandrach pędzącej na oślep rzeczywistości, będziecie rozczarowani. Jeżeli spodziewacie się historii z morałem i garści życiowych mądrości do wykorzystania „na potem”, będziecie rozczarowani. Jeżeli spodziewacie się happy endu, będziecie rozczarowani. Najnowsza książka Katarzyny Zyskowskiej-Ignaciak stanowi bowiem gorzką analizę współczesnego świata, który ukazuje bez żadnych upiększeń, bez korekty i retuszu. Uderza w pozorne wartości, zdziera maski i obnaża to, co tkwi pod nimi. A to „coś” nie zawsze jest tak urodziwe, jak byśmy chcieli.
Wojciech jest trybikiem wielkiej machiny. Pracuje dla ogromnej niemieckiej korporacji, zarabia nieprzyzwoite pieniądze, jada lancze w najlepszych hamburskich knajpach, a po posiłku, w luksusowej toalecie uprawia seks ze swoją koleżanką z pracy, Niemką Silke o blond włosach i wysportowanym ciele. Równolegle Wojciech prowadzi jeszcze drugie życie. W Warszawie czekają na niego żona z synkiem, których widuje w weekendy. I odstawia teatr. Kolacja przy świecach, kurtuazyjne uśmiechy, zakupy, powierzchowna uwaga poświęcona dziecku i płytkie rozmowy z zawsze miłą i uprzejmą Maliną. Wojciech od dawna wie, że to nie jest jego prawdziwy świat. Że jego prawdziwe życie toczy się gdzie indziej, w Hamburgu, gdzie czeka wielka, wsysająca ludzi niczym bagno korporacja i czeka ona... Silke, z którą z początku łączyła go tylko fizyczna więź. Czy Wojciech znajdzie w sobie siłę, by zerwać z pozorami? Czy będzie w stanie uświadomić sobie prawdę i zacząć żyć swoim autentycznym życiem?
Malina udaje idealną żonę, perfekcyjną matkę i spełnioną kobietę. Jej egzystencja rozciąga się między kursami do szkoły, do domu, do sklepu, na lekcje angielskiego i tenisa. Malina jest szoferką swojego syna, małżonką bogatego męża, właścicielką wymuskanego apartamentu i aktorką w teatrze świata zbudowanego na kłamstwach. Od dawna zdaje sobie sprawę z tego, że Wojciech już jej nie kocha, że spotyka się z kimś innym, a przy Malinie trzyma go jedynie obowiązek i rutyna. Mimo to Malina udaje. Udaje, by zatrzymać przy sobie męża, by zachować pozory idealnie ułożonego życia, by nie zburzyć wizerunku kobiety szczęśliwej i spełnionej. A jednak Malina nie jest szczęśliwa. Widzi, że na jej wizerunku rysuje się coraz więcej pęknięć i zadrapań, dusi się w domu, nie potrafi szczerze pokochać swojego syna i stopniowo traci nad wszystkim kontrolę. Aby odzyskać ją choć w części, zaczyna się głodzić. Bo nad apetytem łatwiej zapanować, niż nad życiem...
Karolina i Daniel. Rodzeństwo tak dalekie od siebie, jak to tylko możliwe. Ona jest redaktorką w wydawnictwie, kobietą inteligentną, wykształconą i oczytaną. A jednocześnie zagubioną, niedojrzałą, emocjonalnie rozchwianą i... od lat nieszczęśliwie zakochaną w swoim przyjacielu, Konradzie. Między jednym egzemplarzem redakcyjnym a drugim, między jednym fikcyjnym życiem a drugim, gdzieś między wykreowanymi przez literatów światami, przeżywa osobisty dramat związany z chorobą ojca. Wielkiego ojca. Pisarza i eseisty, działacza podziemia, legendy polskiej kultury. Ojca, którego Karolina zawsze idealizowała, który był jej bohaterem, ostoją, księciem na białym koniu. Karolina spędza przy łóżku mężczyzny każdą noc, każdą wolną chwilę. Mimo iż kona ze zmęczenia, przychodzi do szpitala codziennie. Bo dzięki temu myśli tylko o jednej stracie. O jednej śmierci. Nie myśli o dziecku, które się w niej rozwija, a na które Karolina już wydała wyrok. Bo ojciec dziecka nie dorósł do tej roli. Bo nie pokocha dziecka. Bo nie kocha Karoliny.
Daniel jest królem życia, panem sytuacji i mistrzem pozorów. Jako syn sławnego ojca, dorastał trawiony przez kompleksy i poczucie niższości. Zwłaszcza, że ojciec wcale mu życia nie ułatwiał. Zawsze traktował go gorzej niż córkę, zawsze kochał go mniej... A Daniel robił wszystko, by udowodnić swoją wyższość. Udowodnić, że jest lepszy od innych, od całego świata. Dlatego z zakompleksionego chłopaka przeobraził się w bezwzględnego prawnika, który jest w stanie posunąć się do najgorszych świństw, byle tylko odnieść osobistą korzyść. Bo prawdziwe życie to stan konta, luksusowy apartament, nieprzyzwoicie drogi samochód i setki panienek na jedną noc. Prawdziwe życie to również poranne bieganie do utraty tchu, do wymiotów z wyczerpania, i owsianka z miodem konsumowana samotnie przy dużym stole, przy którym nigdy nie zasiądzie rodzina. Bo Daniel wybrał samotność. Bo lubi samotność. Bo wobec jedynej kobiety, dla której zerwałby z samotnością, zachował się jak ostatnia świnia. I dlatego też, że wie, ile warte są przysięgi dozgonnej miłości. W domu miał przecież idealny przykład. Idealny wzór mężczyzny, który nie potrafi i nie chce być wierny. Mężczyzny, przez którego po nocach płakała matka Daniela. I dlatego obraz umierającego ojca jemu przedstawia się inaczej niż Karolinie. Daniel nie czuje żalu. Wie, że od ojca raczej nigdy już nie usłyszy tego słowa, na które czekał przez całe życie.
Dagma to debiutująca pisarka z traumatyczną przeszłością. Zdradzona, wykorzystana, ze złamanym sercem. Miała na swoim koncie udany start w agencji reklamowej jako copywriter, po którym przyszłość zdawała się stać przed nią otworem, jednak przekręt związany ze sloganem reklamowym do jednego ze spotów spowodował, że opuściła branżę z wilczym biletem. W dużej mierze przyczynił się do tego Daniel, który w procesie reprezentował stronę przeciwną. Między Dagmą i Danielem zawiązała się specyficzna więź, niebezpiecznie przypominająca miłość. Dagma była gotowa przyjąć tę oczywistą prawdę, Daniel jednak wybrał inne wartości. Wybrał awans na wspólnika w kancelarii i pomnożone dochody. A Dagma... napisała książkę. Książkę, którą wydawca uznał za genialną, ale której postanowił nie publikować, bo to za ciężki kaliber. Bo ludzie są za głupi, bo nie zrozumieją... Ale Dagma potrafi przecież pisać. Może zatem napisać coś innego, lekkiego, z happy endem. Takie rzeczy się sprzedają i takie właśnie należy wydawać. A Dagma chce się wybić. Chce zaistnieć. A zatem napisze to, co wydawca sugeruje...
Konrad jest wiecznym niebieskim ptakiem. Synkiem bogatego tatusia-wydawcy, obowiązkowym pracownikiem, chłopakiem „do rany przyłóż”. A przy okazji bawi się w dorosłość, zwiedza świat, wikła się w nic nieznaczące romanse i szuka sensu życia. Bo jak na razie go nie widzi. Wszystko ma, a jednak nie ma nic. Bo jedyna kobieta, którą kocha, nigdy z nim nie będzie. Jedyna kobieta, którą wydaje mu się, że kocha... Łatwiej przecież wmówić sobie, że owo dziwne zawieszenie, wieczny podskórny smutek i łapczywe poszukiwanie sensu to wszystko wina nieszczęśliwej miłości, nie zaś emocjonalnej niedojrzałości i zwykłe życiowej niechlujności. Że biały proszek, który Konrad przyswaja codziennie przez nozdrza, to też przez nią...
Nie lubię kotów to książka, która do głębi mną wstrząsnęła. Katarzyna Zyskowska-Ignaciak napisała fascynujące, na wskroś współczesne Targowisko próżności. I zrobiła to równie dobrze i wnikliwie, jak dwa wieki temu William Makepeace Thackeray, który stworzył brutalny i pozbawiony retuszu portret dziewiętnastowiecznej londyńskiej socjety. Zyskowska-Ignaciak dokonała nawet więcej, nie upięła bowiem treści w wielką sagę, nie rozpisała jej na dekady, ale wybrała krótką formę. Wybrała sześć historii i sześciu bohaterów, których losy są jednocześnie różne i podobne, których charaktery są jednocześnie diametralnie odmienne i dziwnie zbliżone. Sześć krótkich, treściwych opowieści, sześć niedoskonałych życiorysów, sześć psychologicznych portretów upadłych kobiet i upadłych mężczyzn. Trudno tu bowiem o jakikolwiek optymizm, o jakąkolwiek nadzieję na przyszłość, o jakikolwiek morał. Zyskowska-Ignaciak ucieka od gotowych przepisów, nie wręcza recept na szczęście, nie szafuje banałem, ucieka od sztucznej i nudnej pedagogiki, nie poucza, nie głaszcze czytelnika po głowie. Zamiast tego kreuje bohaterów, którzy pod powłoką ciężkostrawnego lukru i przywdziewanych codziennie rano masek są bezbronni, zakompleksieni, narcystyczni, nadęci, zakłamani, słabi, zagubieni i pozbawieni solidnych fundamentów. Bohaterów, którzy pławią się w substytutach prawdziwego życia, szukają ucieczki w alkoholu i narkotykach, w przygodnym seksie, w pozach, w pieniądzach, w kolejnych przepustkach do coraz to nowszych, lepszych światów. Wszyscy zdają sobie sprawę z tej cukierkowej ułudy, wszyscy wiedzą, że za tą piękną barokową fasadą nie ma różowego pałacu, kryształowych nadziei i rycerzy na białych rumakach. Że kryje się tam tylko cuchnąca, ciemna i wilgotna piwnica, w której co noc zamykają swoje skołatane, chaotyczne myśli, w której spoczywają ich wymęczone umysły, zszargane nerwy, wybujałe emocje. Czy istnieje ucieczka od tej pułapki? Czy istnieje ucieczka od ciemnej piwnicy własnych słabości i ograniczeń? Czy istnieje ucieczka od pozorów, od masek, od wielkiego karnawału i chocholego tańca? Czy dla Daniela, Karoliny, Konrada, Maliny, Wojtka i Dagmy istnieje jeszcze nadzieja na inne, lepsze, na wskroś prawdziwe życie?
Nie lubię kotów to znakomicie napisana, doskonale skonstruowana i mądra powieść. Powieść niezwykle gorzka w swej wymowie, poruszająca tematy niewygodne, ukazująca dalekich od ideału bohaterów, pozbawionych jakiegokolwiek retuszu. Powieść brutalnie punktująca rzeczywistość, analizująca postawy, wyciągająca na światło dzienne to, co nieładne, mroczne, pogrążone w chaosie. Powieść, która niczego nie upiększa. Zyskowska-Ignaciak operuje piórem ostrym jak brzytwa, rysuje portrety grubą kreską i nie zmiękcza kanciastych kształtów, nie wygładza rys i zadrapań, nie cieniuje konturów. Wszystko jest tutaj surowe, nieoszlifowane, a przy tym wszystkim bezbronne, obnażone, wystawione na światło dziennie. Autorka sprawnie kieruje strumieniami świadomości bohaterów, posługuje się krótką, nerwową, soczysto-krwistą frazą, a ciągi zdań zakończone skontrowaną puentą to prawdziwy majstersztyk. Nie lubię kotów jest naprawdę wybitną powieścią. Współczesnym Targowiskiem próżności, ze znakomicie zreinterpretowanym motywem „teatru świata”. Thackeray byłby dumny. Szekspir również.
Powieść dla kobiet nie musi być kalką. "Rude" Ewa Gogolewska-Domagała
- Szczegóły
- Kategoria: O książkach, autorach i nie tylko
- Utworzono: środa, 13, sierpień 2014 14:26
Powieści obyczajowe dla kobiet często niewiele się od siebie różnią. Prowansja bywa zastępowana Toskanią, Toskania – Mazurami. Uciekające z miasta bohaterki zmieniają korporacje na wiejskie gospodarstwa. Na tym tle najnowsza powieść Ewy Gogolewskiej-Domagały mocno się wyróżnia. Nie jest nawet pewne, czy można ją zaliczyć do kręgu „literatury kobiecej”.
Ewa Gogolewska-Domagała nieco się złości, kiedy ktoś wrzuca jej powieści – Rude lub Blondies – do worka z napisem „powieść kobieca”, szczególnie, gdy zrobi to jeszcze przed przeczytaniem.
- Osoby tworzące literaturę piszą mądrze lub piszą głupio. Dobrze lub źle. Literatury nie dzieli się według płci autora! – podkreśla i przekonuje, że wśród czytelników jej książek są zarówno kobiety, jak i mężczyźni.
Lekkie, ale z drugim dnem
Choć właśnie czytelniczek jest więcej, nie wynika to stąd, że w „Rudych” znajdują to samo, co w innych powieściach obyczajowych. Po książkę sięgają osoby poszukujące odmiany, które od powieści oczekują zarówno lekkości, jak również tego, by wykraczała poza wyświechtane schematy i intrygowała zawartym w sobie drugim dnem.
Zamiast Prowansji czy Toskanii, w powieściach Ewy Gogolewskiej-Domagały znajdziemy Tunezję, Belgię, Norwegię i Polskę. Bohaterowie przemieszczają się, ale to nie zamożna mieszkanka metropolii ucieka na wieś, ale żyjąca skromnie pracownica tunezyjskiego hotelu przeprowadza się do belgijskiego miasta. Problemy bohaterów dotyczą nie tylko sfery uczuć, ale i asymilowania się (lub nie) w krajach o całkowicie odmiennych obyczajach, a także zabawnych niezręczności wynikających z różnic kulturowych pomiędzy Europą a Afryką (tą arabską), czy między Polską, Francją i Niemcami.
- Jeżeli powieść dla mężczyzn musi być pełna przemocy, tortur, krwi, strzelania i szpiegostwa, to tego u mnie rzeczywiście nie ma. Ale nie ma też typowego dla „literatury kobiecej” epatowania seksem i pieczołowitego opisywania figur erotycznych, wykonywanych przez bohaterów. U mnie bohaterowie wykonują figury retoryczne. Też śmiesznie – zapewnia autorka. – A gdyby ktoś mnie spytał, co wyróżnia „Rude” – in plus – z milionów wydawanych równocześnie książek, odrzekłabym: treść (niesamowicie ciekawa), bohaterowie (przeciekawi), dialogi (prześmieszne) i osoba autorki (niepoważna i nietypowa) – dodaje.
Z życia wzięte
Ewa Gogolewska-Domagała zapewnia, że pisze o tym, na czym się zna. Zanim zaczęła pisać, przez wiele lat była piosenkarką koncertującą na prawie wszystkich kontynentach. Większość miejsc opisywanych w swoich książkach odwiedziła, a z wieloma opisywanymi problemami spotkała się bądź osobiście, bądź wyłowiła je z opowiadań znajomych. Dzięki temu, tła wydarzeń w Blondies oraz Rudych nie są jedynie wytworem fantazji autorki, ale mają mocne ugruntowanie w rzeczywistości.
- Śpiewanie zakończyłam sporo lat przed rozpoczęciem pobierania „świadczenia emerytalnego”. Fakt; nastąpiła całkowita zmiana w moim życiu – z zawodu niepewnego, niewdzięcznego, wędrownego, przeszłam do zawodu niepewnego, niewdzięcznego, ale chałupniczego – śmieje się autorka.
Do napisania „Rudych” zachęciły ją pozytywne opinie i recenzje czytelników po lekturze jej debiutanckiej powieści „Blondies”. Choć „Rude” trafiły do sprzedaży dopiero w lipcu tego roku, autorka już pracuje nad kolejną książką. „Sycylijka i Mafia Chrzanowska” to powieść, w której ponownie prawda miesza się z fikcją, a prawdziwe wydarzenie generuje milion wymyślonych następstw.
- Akcja zaczyna się od prawdziwego zdarzenia zawalenia się schodów w kamienicy przy ulicy, przy której przez wiele lat mieszkałam. Obok „zasadziłam” całkiem wymyśloną kamieniczkę zamieszkaną przez moich nowych bohaterów – opowiada pani Ewa. – Ale wracając do już wydanych powieści, niektórym czytelnikom tak miesza się prawda z fikcją, że nawet moją błękitnooką córkę podejrzewają o arabskie pochodzenie, a mnie o szwindel z przywiezieniem dziecka…
Prywatnie autorka „Rudych” nie zaczytuje się w książkach uchodzących za „literaturę kobiecą”, chyba że za takową uznać kryminały Agaty Christie. Wzorem doskonale napisanej książki obyczajowej jest dla niej „Raj” Patricka Dennisa. Autorka lubi też sięgać po thrillery medyczne oraz książki na temat medycyny sądowej. Do jej ulubionych pisarzy należą Robin Cook i Jurgen Thorwald.Może więc i te sądowo-medyczne zainteresowania znajdą swoje ujście w kolejnej książce autorki?
Izabela Januszkiewicz "Oczekiwanie. A życie szło swoim torem" (Novae Res)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 12, sierpień 2014 10:14
- Autor: Katarzyna Pessel
Czas biegnie szybko, chociaż niekiedy zdaje się, że stoi w miejscu. Szczęście liczone jest w chwilach, natomiast smutek wiekami. Kiedy człowiek jest młody wydaje się, że życie to nieskończoność, ale każdy upływający rok odcina kawałeczek z tej pewności wiecznego trwania. Zanim się człowiek obejrzy przemija to, co najważniejsze. Niektórym pozostaje zadowolenie ze swoich czynów, inni odczuwają gorycz, są i ci, umiejący powiedzieć stop i rozpocząć wszystko od nowa. Życie jest zbyt krótkie by czekać na to, aż ktoś inny odmieni nasz los.
Obietnica, słowa, jakie zobowiązują nas do określonego działania. Nie zawsze jest łatwo dotrzymać przyrzeczenia, szczególnie gdy okazuje się, że okoliczności w jakich zostało złożone, całkowicie uległy zmianie. Marysia inaczej wyobrażała sobie swoją przyszłość, zresztą całe jej pokolenie miało inne plany, lecz trzeba było je zmienić, skorygować lub odłożyć na później. Przyczyna była jedna - wojna. To, co jeszcze przed chwilą było ważne, musiało zejść na dalszy plan. Liczyło się tu i teraz, przetrwanie kolejnego dnia, tygodnia, nikt nie spodziewał się, że także kolejnych lat. Słowa wypowiedziane w wojennej zawierusze okazują się mieć inne znaczenie niż ktokolwiek by przypuszczał. Życie Marii miało mieć całkowicie odmienny scenariusz, na pewno nie było w nim strachu najpierw przed wojną, potem przez radzieckim "porządkiem" w ukochanym Wilnie i w końcu przed niewiadomą, czekającą ją na Ziemiach Odzyskanych. Jak w tak trudnych warunkach ma sobie poradzić panna z dobrego domu, która do tej pory wiodła egzystencję daleką od tej teraźniejszej? Co z jej bliskimi i światem jaki znała? Przeminął bezpowrotnie czy też jest szansa, że wszystko wróci na dawne tory? Z daleka od tego, co było znane trzeba wszystko rozpocząć od nowa, od zera, ale jest ktoś kto potrzebuje opieki, kto nie ma nikogo poza nią i wciąż przecież obowiązuje dawno dana obietnica. Tylko gdzie w tym wszystkim miejsce dla wrażliwej młodej kobiety? Co z nią, jej pragnieniami i uczuciami? Codzienność, w jakiej wydaje się, iż nie ma miejsca na zbędne sentymenty, dziecko, jakie przecież i tak zostało już doświadczone przez los oraz otoczenie, nie sprzyjają osobistemu szczęściu. Zresztą kto by o nim myślał kiedy wydaje się, iż to, co najlepsze nawet nie przeminęło, lecz w ogóle nie miało szansy by rozkwitnąć? Może jednak uda się odmienić jeszcze życie? Ono mija bardzo szybko, zbyt szybko czasem.
"Oczekiwanie. A życie szło swoim torem" to opowieść o kobiecie, którą czytelnik poznaje jako młodą dziewczynę, pełną marzeń, u progu dorosłego życia, nieświadomą tego, co ją czeka w przyszłości. Wojenne i późniejsze losy jej i bliskich są pełne zawirowań, nie brak w nich dramatów i rozczarowań. Główna bohaterka zostaje skonfrontowana z rzeczywistością całkiem odbiegającą od tej do jakiej była przygotowana, ale wbrew przeciwnościom wciąż wierna jest swoim zasadom, chociaż nie jest jej łatwo. Życie Marii to swoista kronika egzystencji trzech pokoleń Polek i Polaków z ostatnich kilkudziesięciu lat. Autorka - Izabela Januszkiewicz plastycznie oddała losy, wydające się niezwykłe, lecz będące udziałem setek tysięcy ludzi. Jednakże w tej opowieści najważniejsza jest Maria i jej doświadczenia. Nieprzeciętna kobieta, z siłą jakiej ona sama po sobie się nie spodziewała, walcząca o siebie i najbliższych, bez słowa skargi, wypełniająca daną obietnicę bez względu na cenę, dla której na pierwszym miejscu byli inni. "Oczekiwanie. A życie szło swoim torem" to historia jaką warto poznać i zapamiętać, za główną postacią stoi wiele podobnych jej osób, bezimiennych, jakich losy są znane jedynie nielicznym.
Patronat naszego portalu - "Smok w powidłach" Joanna Papuzińska. Wydawnictwo Literatura.
- Szczegóły
- Kategoria: O książkach, autorach i nie tylko
- Utworzono: niedziela, 10, sierpień 2014 09:33
Na śniadanie serwujemy powidła śliwkowe od druhny ciotuni i inne przysmaki z dzieciństwa. Do tego króciutkie zabawne wierszyki. I harce z Wronką do południa! W porze obiadu mądre opowiadanie, a na deser Placek Zgody i Pogody. Po południu – grzybobranie zakończone odwiedzinami u liska Maciusia, posiadacza najpiękniejszego ogona na świecie! Na kolację opowieść o zgubionej piątej klepce… Kotek kończy już swoje mleczko, a wy posłuchajcie Kołysanki smoków i Piosenki śpiocha. Smacznego czytania!
Zbiór tekstów Joanny Papuzińskiej – od lat chętnie czytanej przez kolejne pokolenia dzieciaków. Autorki ciepłej, pogodnej, ale jednocześnie energicznej i pełnej fantazji, znającej doskonale prosty dziecięcy świat marzeń i emocji.
PREMIERA KSIĄŻKI: 30 WRZEŚNIA 2014r.
Więcej artykułów…
- Patronat naszego portalu - "Pan Tadeusz" Adam Mickiewicz. Wydawnictwo MG.
- Patronat naszego portalu - "Zła dziewczyna" Beata Ostrowicka. Wydawnictwo Literatura.
- Patronat naszego portalu - "Wspomnienia w kolorze sepii" Anny J. Szepielak. Wydawnictwo Nasza Księgarnia.
- Leszek Bugajski "Kupa kultury" (Prószyński i S-ka)