Izabela Frączyk "Koniec świata" (Prószyński i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 07, kwiecień 2014 08:45
- Autor: Kamila Walendowska
Całkiem dawno Majowie straszyli nas widmem końca świata, który łaskawie nie nadszedł. Założę się jednak, że niejeden z nas zaczął się zastanawiać, co by było, gdyby przepowiednia faktycznie okazała się prawdziwa. Odważę się nawet stwierdzić, że sporo osób jednak w nią uwierzyło, choć się do tego nie przyznaje.
W książce pt. „Koniec świata” Izabelli Frączyk, poznajemy Marylkę. Kobieta ma 28 lat i nieudany związek za sobą. Porzucona zostaje przez narzeczonego, gdy ten dowiaduje się o bezpłodności dziewczyny. Na co dzień bohaterka pracuje w agencji reklamowej, jest zdolną copywriterką z widokami na oszałamiającą karierę. Atrakcyjna singielka, która twardo i odważnie stąpa po ziemi. Nie boi się posiadać własnego zdania, nie jest też osobą, którą można kupić!
Wyjeżdża z kolegą z pracy na służbowy wyjazd do Sopotu. Marcel ma opinię bawidamka i podrywacza, któremu bozia nie poskąpiła urody. Jednak podczas podróży okazuje się być miłym i kulturalnym mężczyzną. Na skutek zdradzieckiego działania Johnny Walkera para spędza upojną noc w swoim towarzystwie. Marylka zakochuje się! Nie wie jednak, że mężczyzna nie do końca jest z nią szczery, a strzała miłości, jaka wydawać by się mogło szczęśliwie połączy parę, nie była własnością Amora, lecz podstępną intrygą. Po powrocie do domu Marcel jedzie na kilkutygodniowe szkolenie do Madrytu, nie informując o tym fakcie Marylki. Dziewczyna pozostaje sama z nawałem pracy na głowie i upierdliwym, a zarazem najważniejszym klientem agencji Tadeuszem Gawłowiczem, dla znajomych zwanym Krzyśkiem. Jakby tego było mało, opiekuje się też bratankiem, który w przerwie, kiedy to przypala garnki lub topi się w wannie, przeżywa swoją pierwszą młodzieńczą miłość.
Marylka otrzymuje niespodziewanie zaproszenie na służbowy wyjazd do Szwajcarii. Ku zaskoczeniu dowiaduje się, że ma tam spędzić kilka dni w towarzystwie wspomnianego już upierdliwego klienta Krzyśka. Nie wie jednak, iż od dłuższego czasu wpadła w oko biznesmenowi, który o zgrozo jest niezwykle atrakcyjnym mężczyzną, a prawa natury nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa. Tylko tyle i aż tyle, a przecież jeszcze nie wspomniałam o najważniejszym, tzn. zbliżającej się zagładzie przepowiedzianej przez Majów.
Czy faktycznie będzie koniec? Czy może początek! Początek nowego życia. Tylko, z którym mężczyzną? A może pojawi się trzeci? Oj, tego nie zdradzę. Zachęcę za to was do przeczytania książki, bo naprawdę warto. Już sama okładka ma bardzo apetyczny wygląd i założę się, że będzie sporo osób, które nie przejdą obok niej obojętnie.
Kiedy zaczynałam czytać książkę, odkrywając, że główna bohaterka pracuje w agencji reklamowej pomyślałam sobie: rety, czy już nie ma innych atrakcyjnych zawodów dla kobiet w kobiecej literaturze? Czy pisarze nie mogą wybrać innego tematu jak pracoholiczki lub odwrotnie, rzucające właśnie pracę i wyjeżdżające na wieś, by odkryć siebie. Postanowiłam jednak dać szansę pisarce i grzecznie czytałam dalej. Założę się, że sporo osób zamykając ostatnią stronę książki stwierdzi coś w stylu: eee, wiedziałam/łem, że tak to się skończy! Ale!!! Na pewno te same osoby nie ominie pewna refleksja na temat ludzkich zachowań, ocena charakteru i ich tchórzostwo lub odwaga sprawią, że powiemy krótko: fajna książka!
„Koniec świata” Izabelli Frączyk to lekka i niezwykle wciągająca powieść w szczególności dla Pań. Ma bardzo ciekawy klimat, jest idealna do poczytania przy kawusi. Polecam gorąco. Kolejna powieść autorki „Jak u siebie” ukaże się już jesienią 2014 i na pewno ją kupię.
"Kokaina" Arkadiusz Siedlecki (2 piętro)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: niedziela, 06, kwiecień 2014 08:53
„Kokaina” to debiutancka powieść Arkadiusza Siedleckiego, który sam siebie nazywa „marzycielem i oderwanym od rzeczywistości nihilistą”. Jednakże jego powieść jest do cna prawdziwa, realna i ukazująca człowieka stojącego na skraju przepaści.
Głównym bohaterem „Kokainy” jest trzydziestoletni Krzysiek, który tak jak duża grupa młodych Polaków postanowił poszukać szczęścia, a właściwie finansowej stabilizacji na wyspach brytyjskich. Obserwujemy jego życie, poznajemy jego żonę Jagodę, z którą ma syna, Mikołaja. Jednocześnie, dzięki licznym retrospekcjom, możemy uzyskać pełen obraz jego dzieciństwa i po części zrozumieć powody, które doprowadzają go do momentu, z którego nie ma odwrotu. Autor z realistyczną dokładnością ukazał sytuację przełomu lat osiemdziesiątych i walkę rodziców Krzysztofa o lepsze jutro dla syna. Wówczas rodziły się pierwsze biznesy, za które przyszło niektórym płacić olbrzymią cenę. Taką też cenę zapłacili rodzice bohatera, a także on sam. W czasach, kiedy większość nie miała nic, on miał zbyt dużo, aby sobie z tym poradzić. Pojawiają się pierwsze eksperymenty z narkotykami i to wszystko sprawia, że Krzysiek zostaje naznaczony na całe życie. Z pomocą rodziców wychodzi z nałogu, ale cholerny ćpun zamieszkuje w nim na zawsze, sprawiając, że życie staje się ulotne i niepewne, bo wprawdzie z nałogu można wyjść, ale narkomanem zostaje się już na zawsze.
Oprócz historii człowieka pozostającego w mackach nałogu, autor ukazuje także trudną sytuację Polaków na emigracji, ich okrutne i i czasami niesprawiedliwe postrzeganie przez Anglików, rasizm, represje, nietolerancja. To wszystko stanowi idealne tło prezentowanych wydarzeń. Bo bohater musi nie tylko uporać się z własnymi demonami przeszłości, ale także odnaleźć w obcym i z reguły wrogo, a co najmniej niechętnie nastawionym środowisku w obcym kraju. To wszystko sprawia, że Krzysiek zaczyna szukać drogi ucieczki i ta ścieżka prowadzi właśnie do, nomen omen, ścieżki białego proszku, dającego złudne uczucie wolności, swobody i niezależności.
Debiut Arkadiusza Siedleckiego to bardzo udana pozycja we współczesnej literaturze, opisująca studium człowieka wraz z jego szukaniem własnej drogi w życiu i z ukazaniem, jak łatwo z tej trasy zejść i po prostu, najzwyczajniej w świecie zabłądzić. To nie jest lektura lekka, łatwa i przyjemna, bohater raczy nas swoimi licznymi przemyśleniami, w książce jest mnóstwo powrotów do przeszłości, dlatego należy czytać ją uważnie i zwracać uwagę na każdy szczegół. Zdecydowanie lektura godna polecenia, jednak z góry należy nastawić się na trudny odbiór i nieco nawet destrukcyjny w swym końcowym ujęciu.
„A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy,
By mi zabełtać błękit w głowie,
To będę jasny i gotowy.
Spłyną przeze mnie dni na przestrzał,
Zgasną podłogi i powietrza,
Na wszystko jeszcze raz popatrzę,
I pójdę nie wiem gdzie-…”
"Tam, gdzie twój dom" Iwona Żytkowiak (Prószyński i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: sobota, 05, kwiecień 2014 08:54
- Autor: Kamila Walendowska
Bohaterki powieści Iwony Żytkowiak pt. „Tam, gdzie twój dom” to trzy kobiety – matka Ewa, córka Aniela i wnuczka Róża. Ich losy nie są przedstawione „po kolei”, ale przeplatają się. Wszystkie nie potrafią żyć szczęśliwie, ponieważ - „widać ich dom nie lubi mężczyzn”.
Kobiety te mieszkały w Mieście między Gorzowem Wielkopolskim a Szczecinem. Miejscowość ta nie ma jednostkowej nazwy, ale dałoby się ją zlokalizować, gdyż podane są nazwy sąsiednich miast (Choszczno, Myślibórz). Ale nie o to w tej powieści chodzi, lecz o pokazanie pewnych zjawisk ponadczasowych – miłości, cierpienia, wojny. Można rzec, iż Miasto to dom, mieszkanie, rodzina, życie. Miasto leży na terenach poniemieckich, przyznanych Polsce w 1945 roku. Jego pierwotni mieszkańcy musieli je opuścić, a w ich miejsce przybyli z różnych stron kraju Polacy. Być może dlatego, że są to tzw. ziemie odzyskane, czyli niezamieszkane w przeszłości przez Polaków, żadna z kobiet nie potrafi znaleźć swego miejsca na ziemi. Każda z nich ma bliskiego sobie mężczyznę, rodzi dziecko lub dzieci, ale ich związki okazują się nietrwałe. Matkę i córkę opuszczają ich mężowie, a wnuczka porzuca mężczyznę, który ją kocha.
Opuszczenie Miasta przez Niemców przedstawione zostało bardzo pobieżnie. Z licznych prac historycznych wiadomo, że z chwilą wkroczenia wojsk radzieckich na tereny Rzeszy Niemieckiej rozpoczęła się seria gwałtów i grabieży. W książce nie ma o tym mowy. A byłoby to wskazane dla zobrazowania całokształtu ówczesnych wydarzeń.
Ciekawi są bohaterowie drugoplanowi. Jednym z nich jest Gustaw Kanenberg – pozostawione przez matkę niemieckie dziecko, którym zaopiekowała się Polka. Wychowała chłopca, nauczyła go polskiego języka, a jej córka wyszła za niego za mąż. Z tego związku urodziły się bliźnięta – Róża i Stefania. Dziewczynki były jednak krańcowo odmienne - jedna soliła tę samą potrawę, druga słodziła. Gustaw odbył służbę w polskim wojsku, ale ostatecznie porzucił rodzinę i wyjechał do Niemiec, gdzie koniec swego życia spędził w przytułku. Na poszukiwanie ojca w RFN wyruszyła Stefania. Odnalazła go, ale zamieszkała oddzielnie.
Autorka dba o tło i realia historyczne. Dlatego często odwołuje się do nazw zespołów muzycznych czy audycji telewizyjnych z lat siedemdziesiątych XX wieku. Bohaterowie słuchają na magnetofonach kasetowych zespołów Smokie, ABBA Led Zeppelin. Oglądają programy telewizyjne – np. „Studio Gama” - za pomocą odbiornika „Beryl.” Ta dbałość o realizm warta jest podkreślenia.
Pojawiające się dość często słownictwo typu „zza winkla” (zza rogu domu), „story” (zasłony okienne), „tip-top” (odmierzanie odległości za pomocą stóp)„jeny!” (o rany!) „guła” (łamaga) jest dowodem, że osoba mówiąca wywodzi się z Wielkopolski, bo są to regionalizmy typowe dla tej dzielnicy
W powieści I. Żytkowiak zbyt często pojawiają się schematy i stereotypy. Tak, więc ginekolog dokonujący aborcji musi być niedobrym człowiekiem, bo dokonuje złych czynów. Gabinet tego lekarza też musi wyglądać fatalnie – podobnie zresztą jak jego żona. Innym przykładem schematyzmu jest informacja, że bohaterka dowiadywała w kościele o złu komunizmu. Owszem, część Kościoła poparła demokratyczną opozycję, ale stało się to dopiero w latach osiemdziesiątych. Stereotypem jest też przekonanie, że w latach siedemdziesiątych dostatek dziewczyna mogła sobie zapewnić tylko poprzez wejście świat, w którym „nikt się nie szanuje”. Banalne jest przeciwstawienie tego świata pragnieniu posiadania męża, dzieci, domu. Tego typu opozycja jest zbyt prosta i zbyt łatwa. Oczekiwania kobiet były i są dużo bardziej zróżnicowane.
Ponadto wydaje się, że bohaterowie powieści patrzą na tamte czasy z dzisiejszej perspektywy. W latach 70. czy 80. nie mogli mieć takiej świadomości. Przewidywanie, że w związku z wyborem Karola Wojtyły na papieża komunizm upadnie, jest ahistoryczne. W 1978 roku nic na to nie wskazywało. Katolicyzm polski pokazał swą siłę dopiero w czasie pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do ojczyzny w czerwcu 1979 roku, a nie jesienią 1978 r. Mało prawdopodobne jest także wyrażenie zgody przez wykładowcę na odwołanie zajęć, żeby studenci mogli pójść do katedry pomodlić się za nowego papieża. Podobnie jest z niektórymi zdarzeniami. W latach 80 nie było rozwydrzonych uczniów, których baliby się nauczyciele. To w XXI wieku obserwowaliśmy wkładanie nauczycielowi kosza na głowę. Tak więc Róża, rozpoczynając pracę w liceum, nie mogła się obawiać tego typu zachowań, bo ich wtedy nie było. A na pewno nie w liceach.
W utworze niewiele jest dialogów. Bo rzecz się dzieje głównie w psychice bohaterek, więc mówi o niej narrator. Często są to myśli kobiet (mowa pozornie zależna). Narrator posługuje się krótkimi zdaniami, co nadaje opowieści dynamikę i sprawia jednak, że tekst dobrze się czyta.
Książkę polecam wytrwałym czytelnikom, niemalże koneserom. Dlaczego? Temat książki i losy bohaterek są bardzo ciekawe, jednak nadmierne opisy miejsc, w jakich toczy się akcja, sprawia, że czytelnik może się lekko nudzić. Nie znam drugiego współczesnego pisarza, który posługiwałby się takim językiem. Moim zdaniem, w dobie nowoczesnej techniki takiej jak telewizja czy Internet, które zasypują nas obrazami, nie trzeba aż tak nadwyrężać wyobraźni czytelnikowi.
"Prawie siostry" Maria Ulatowska (Prószyński i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: piątek, 04, kwiecień 2014 10:01