Nele Moost "Mały kruk Skarpetka" Recenzja gościnna (Skrzat)

Wyjątkowo ukazuje się u nas recenzja serii książeczek dla dzieci, napisanych przez niemiecką pisarkę Nele Moost. Książeczki są warte uwagi, dlatego też postanowiliśmy przedstawić tę serię, wydawaną przez Wydawnictwo Skrzat. Dla wszystkich rodziców pozycje godne uwagi :)

O tym, że dzieciom należy czytać wiemy wszyscy. Kampanie medialne przekonują, że czytanie rozwija, pobudza wyobraźnię i ma dobroczynny wpływ na nasze pociechy. W księgarniach półki uginają się pod ciężarem kolorowych książeczek. Niestety, nie wszystkie są wartościowe i godne polecenia.

Do serii opowiadań o małym kruku – Skarpetce,  napisanych przez niemiecką pisarkę Nele Moost podeszłam sceptycznie i zanim dałam je dzieciom, sama przejrzałam i przeczytałam kilka tomików cyklu. Już na pierwszy rzut oka dostrzec można staranność wydania i piękne ilustracje zrobione przez Annet Rudolph. Każda strona pełna jest kolorów i szczegółów, o których można porozmawiać z dziećmi. Zwierzątka – główni bohaterowie, wzbudzają zaufanie, ale nie brak im cech charakterystycznych. 

Lektura opowiada o przygodach małego kruka. Każdy tom to zamknięta całość. Nie trzeba czytać w określonej, narzuconej przez autora kolejności. Książeczka oczywiście uczy, natomiast ( i to spodobało mi się najbardziej) nie moralizuje. Mały kruk, to typowy kilkulatek, który nie zawsze słucha starszych, czasem jest niegrzeczny i uparty. W kolejnych tomach mały bohater  przeżywa najróżniejsze dylematy: Czy lepiej być zdrowym i niegrzecznym, czy chorym i grzecznym? Co to w ogóle znaczy być grzecznym?  Dlaczego nie należy zabierać bez pytania rzeczy należących do innych?  Czasem potrzeba wiele czasu i cierpliwości, aby kruczek nauczył się postępować właściwe. Książeczka napisana jest z dużym poczuciem humoru. Podczas wspólnego czytania nie tylko na buzi dziecka zagości uśmiech.  Opowiadania o małym kruczku przetłumaczone zostały na 31 języków i w wielu krajach nie schodzą z list bestsellerów. 

 Wydawnictwo Skrzat, w ofercie którego znalazła się książeczka, utworzyło stronę internetową poświęconą serii. Można tam bliżej poznać małego kruka i jego przyjaciół oraz pobrać fragmenty opowiadań.

Link do strony: http://malykruk.pl/o-serii/ 

Książeczki o małym kruku zostały już postawione w biblioteczce moich dzieci. Was również zachęcam do wspólnego czytania.

Agnieszka Lingas-Łoniewska "Przebudzenie" (Filia)

Mówiąc krótko i bez owijania w bawełnę „Przebudzenie” to książka, która najgorszego śpiocha wyprowadzi z rutyny i sprawi, że porzuci on swój senny nałóg na rzecz przeczytania książki kosztem zarwanej nocy. 

Agnieszka Lingas – Łoniewska, kończąc bestsellerową powieść „Łatwopalni”, pozostawia czytelnika z małą zagadką: kto jest ojcem dziecka Moniki? Dziewczyna pozostaje sama, zatrzaskując drzwi przed nosem Jarkowi Mincowi. Co daje do myślenia, że pewnie szczęśliwym tatusiem będzie Grzesiek.

W „Przebudzeniu” Czarniewski jest w trakcie rozwodu ze swoją żoną Roksaną, która utrudnia mu widzenia z synkiem. Grzesiek wykorzystuje nieobecność Minca i postanawia zawalczyć o Monikę i miłość, jaką ją darzy. 

Kiedy pojawiają się pierwsze krągłości na brzuszku, Monika decyduje się na rozmowę i spotkanie z Jarkiem. Ten nie mogąc się doczekać wyznaczonego terminu natychmiast przyjeżdża do ukochanej. Ciąża Moniki jest dla niego zaskoczeniem. Przypuszczam, że obaj panowie i Jarek, i Grzesiek byliby skłonni uznać dziecko za swoje, na rzecz spędzenia reszty życia z Moniką.

W fabule nadchodzi też pora, aby zainteresować czytelników bohaterami z dalszego planu. Sylwia, przyjaciółka Moniki, ma dość życia z mężem alkoholikiem, występuje o separację. W rutynie dnia codziennego decyduje się przeprowadzić remont w domu. Jarek Minc poleca jej ekipę remontową pod dyrekcją jego przyjaciela, Berniego Korczaka. Między motocyklistą a fryzjerką niespodziewanie zaczyna iskrzyć. Czas na gorące uczucie w życiu Sylwii nie jest najlepszy. Berni wzbrania się jak może, ale jak wiadomo, krew nie woda. Mistrzyni scen erotycznych Lingas – Łoniewska znów rozpieści swoich czytelników. Drobniutka Sylwia i ogromny Berni z wielkim… sercem. 

Mogłoby już tak pozostać, miło, sielsko i romantycznie, ale jak to u autorki w zwyczaju musi być jakiś gwóźdź tasakiem wbijany. Nie należy ignorować porzuconej kobiety. Jej gniew mógłby być obliczany w skali Richtera. Roksana winą za swoje nieudane małżeństwo obarcza Monikę.

„Dlatego teraz nie miała żadnych skrupułów, żadnych wyrzutów, wszystko postawiła na jedna kartę. Kartę zemsty.”

To nie jedyny gwóźdź w tej całej historii. Ciśnienie podniesie jeszcze powrót pewnej osoby zza morza i … jeszcze nie powiedziałam, kto jest ojcem dziecka Moniki! Ale jeśli myślicie, że wam to zdradzę tu i teraz to… jesteście naiwni ;) 

Drodzy czytelnicy, fani Lingas – Łoniewskiej, co miałam powiedzieć, to już powiedziałam na samym początku, powtarzać się nie ma co. Bestseller, (bo na pewno nim będzie) pt.: „Przebudzenie” po prostu musicie przeczytać. Wielkim wstydem będzie przyznanie się, że ktoś tego nie czytał!!! Polecam gorąco. 

 

 

Joanna Marat "Monogram" (Prószyński i S-ka)

Laureatka konkursu na opowiadanie kryminalne Międzynarodowego Festiwalu Kryminałów (2010r), oraz autorka powieści obyczajowej „Grzechy Joanny” (2011r), tym razem prezentuje nam kryminał pod tytułem „Monogram”.

Bohaterowie książki Joanny Marat to Komisarz Ernest Malinowski oraz Nadkomisarz Marek Kos. Swoją ksywkę – Koszmarek – zyskał nie tylko w połączeniu imienia z nazwiskiem, ale również, a może przede wszystkim, to zasługa wyglądu pana Nadkomisarza. Niechlujne włosy, śmierdzący alkoholem oddech, marmurkowa katana, pamiętająca jeszcze czasy Pewexu. Jego przeciwieństwem jest Malinowski, młody, wykształcony, schludny czterdziestolatek. Zabieg zastosowany przez autorkę jest czytelnikom znany nie od dziś. Oglądamy to w serialach, filmach, czytamy w wielu innych kryminałach. Schemat dobry glina – zły glina niewątpliwie się sprawdza. Pozostali bohaterowie „Monogramu” również nie są bezbarwnymi postaciami, o czym mogę zapewnić. Tłusta pani prokurator nadużywająca słowa „jo”, ambitna postać policjantki w czerwonych szpilkach, pani patolog bez stanika, z biustem po pas itd. Wróćmy jednak do wątku głównego, czyli zagadki śmierci Marzeny Kroczek (tak, KROCZEK!) gdyż nie przez przypadek „Monogram” został zakwalifikowany przez wydawnictwo jako powieść kryminalna. Wspólnie z bohaterami ścigamy mordercę makabrycznej zbrodni. Nie przypadkowy również jest czas, w którym dzieje się akcja. Polacy dowiadują się o katastrofie prezydenckiego samolotu w Smoleńsku. Mamy kilka smacznych scen z udziałem zapłakanych, pogrążonych w żałobie,  przeżywających i węszących spisek obywateli.

Okładka „Monogramu” przyciąga hasłem „bardziej komedia czy kryminał?”, co zaintrygowało mnie, gdyż lubię takie połączenia. Sprawdziłam. Dziś już mogę potwierdzić, początkowo po każdej scenie umieszczonej w powieści moja twarz przybierała postać promiennego słońca. Jednak idąc dalej, słońce gasło. Schematy zastosowane na początku lektury powielały się w dalszej części, a charakterystyczny styl autorki osłuchał mi się na tyle, że przestał mnie śmieszyć. Dalej więc pozostało skupić się na wątku kryminalnym, co też z wielką radością zrobiłam.

Joanna Marat zastosowała ciekawy zabieg w swojej drugiej powieści. Nazwiska bohaterów, ich pseudonimy, tło wszystkich scen, zostały przedstawione groteskowo, z sarkazmem, czy może nawet karykaturalnie. Marat zrobiła parodię, której może pozazdrościć niejeden kabaret. Ale żeby nie było tak słodko, momentami, zarówno postacie jak i świat, w którym autorka ich umiejscowiła jest przerysowany, a nawet chwilami denerwujący. Jednak śmiem twierdzić, że „Monogram” jest na tyle oryginalną powieścią, że zdecydowanie obroni się w oczach krytyków literackich.

„Monogram” przypomina kultowe filmy z serii „Naga broń” parodiujące kasowe hity światowego kina. Autorka wyśmiewa polską rzeczywistość, jej podwójną moralność, krętactwo i zakłamanie. Jeżeli ktoś liczy na komedię, to niech kupi inną książkę, jednak niewątpliwie fanów kryminału nie zawiedzie, gdyż wątek kryminalny wiedzie prym.

Waldemar Szwoch "Leśnego zwierza morskie opowieści" (Novae Res)

Kiedy rum zaszumi w głowie,
Cały świat nabiera treści,
Wtedy chętniej słucha człowiek
Morskich opowieści

Zanim wzniesiemy kielichy i zanucimy popularną szantę, sięgnijmy po niepozorną, aczkolwiek interesującą książeczkę, sygnowaną nazwiskiem kapitana Waldemara Szwocha. Inicjatorem jej powstania był Marek Szymański (pseud. „Gargamel”), redaktor internetowej gazetki dla marynarzy, w której publikował teksty nadsyłane przez „Leśnego Zwierza”. Namówił autora do poszukania wydawcy i oto mamy przed sobą zbiorek opowieści, anegdot, wspomnień spisywanych latami przez  „wilka morskiego”. Dzięki niemu posmakujemy prawdziwego życia na morzu!

Kto chce, ten niechaj słucha,
Kto nie chce, niech nie słucha,
Jak balsam są dla ucha
Morskie opowieści.


Waldemar Szwoch przedstawił różne oblicza pracy na okręcie i funkcjonowania marynarskiej społeczności. Opisał  zarówno trudy i znoje, jak też przyjemne chwile, hece i przygody. Przybliżył sytuacje, w których uczestniczył oraz te zasłyszane, poważne i wesołe. Teksty zostały pogrupowane chronologicznie – od rejsów szkoleniowych na „Darze Pomorza”, poprzez pływanie na swoim pierwszym po Szkole Morskiej statku 'Stefan Batory”, następnie na okrętach Polskich Linii Oceanicznych, wreszcie jako kapitan pod różnymi banderami. Nie trzeba wcale mieć marynistycznej pasji, by z zainteresowaniem, a często i uśmiechem, poczytać, m.in. co to jest gulgulator, kiedy podaje się owoce południowe, gdzie trafia poczta równikowa, jak przewozi się zwłoki, co się stało drzewku Cyrankiewicza i jak obcokrajowcy szybko uczą się języka polskiego...

„Pływał raz marynarz, który
żywił się wyłącznie pieprzem.
Sypał pieprz do konfitury
i do zupy mlecznej. „

 Wszystkie anegdoty i historyjki są autentyczne, soczyste, surowe i szczere. Nie ma tu miejsca na przesłodzenie, czy uwznioślenie  życia i pracy marynarzy, nie ma cienia patosu i apoteozowania. Szwoch jest literackim „naturszczykiem”, pisze prosto, żywo, dosadnie,  nie owija w bawełnę. 

 Przy tym nie można mu odmówić zmysłu gawędziarskiego i umiejętności stawiania puent. 

 

 

„Może ktoś się będzie zżymał

Mówiąc, że to zdrożne wieści,

Ale to jest właśnie klimat

Morskich opowieści.”

Literatura marynistyczna współcześnie nie cieszy się dużą popularnością. Młode pokolenie przeważnie już nie ma pojęcia co znaczył „Znaczy Kapitan” K. O. Borchardta.  Literatura faktu, reportaże, wspomnienia, anegdoty i zapiski z podróży bywają jednak czytane dość chętnie, toteż istnieje nadzieja, że dzięki takim książkom jak omawiana, rozwinie się choć w małym zakresie zainteresowanie marynistyką.  Bez względu na branżę, o jakiej opowiadają teksty, zbiorek stanowi miłą odmianę wśród literackich propozycji i zapewnia porcję dobrego humoru. „Leśnego Zwierza morskie opowieści” polecam wszystkim ”szczurom lądowym”!