Iwona Bińczycka-Kołacz "Znak ostrzegawczy" (Wydawnictwo Novae Res)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 29, kwiecień 2014 12:29
- Autor: Kamila Walendowska
Po kilku latach małżeństwa, kiedy w związek dwojga ludzi wkrada się rutyna, niejedna z pań, bo na nich się raczej skupię, zaczyna się zastanawiać czy wybrany przed laty małżonek był najlepszym życiowym wyborem? Czy gdy dałoby się cofnąć czas i znaleźć inne rozwiązanie z sytuacji, pójść inną drogą, czy byłaby ona lepsza? A skoro nie można cofać czasu to czy trwać w nudnym związku, czy też odważyć się i spróbować coś nowego? Tylko ,jakby się tak głębiej zastanowić, to przecież coś was kiedyś przecież łączyło. Coś sprawiało, że serce zaczynało szybciej bić, chciało się uśmiechać, a organizm tryskał energią. To wszystko odeszło w niepamięć? Są też sprawy, które nadal łączą i nie da się ich podzielić, bo ktoś zawsze będzie cierpiał. Może jest jeszcze jakaś nadzieja, światełko w tunelu, które pozwoli wierzyć, że wszystko można poskładać na nowo? Może stoi gdzieś znak ostrzegawczy, że to właśnie ten moment, który mówi nam: Walcz! Jeśli zadawałaś sobie kiedykolwiek takie pytania, książka Iwony Bińczyckiej – Kołacz „Znak ostrzegawczy” przypadnie ci do gustu.
Kamila i Jarek Michalscy, wraz z synkiem Jasiem, tworzą pozornie szczęśliwe małżeństwo. Żyją razem, a mimo to osobno. Na co dzień wszystko podporządkowane pod komendę wiecznie niezadowolonego Jarka, uważającego się za pępek świata. Mężczyzna jest do przesady nudny i przewidywalny. Dużo czasu spędza w pracy, a po powrocie do domu, w przerwach, kiedy nie krytykuje dosadnie żony, każdą wolną chwilę spędza przed telewizorem lub komputerem. Kamili doskwiera samotność, brak zrozumienia, czuje się niedoceniana. Żyje z dnia na dzień. Telemężulek nic nie rozumie lub rozumieć nie chce. Kamila pocieszenie odnajduje jedynie w opiece nad Jasiem i podczas ulubionego biegania. Przygotowuje się do udziału w maratonie. Życiem Kamili w przeszłości rządziły w głównej mierze przypadki, niejasności i niedopowiedzenia. Podczas weekendowego pobytu z synkiem w Krynicy, spotyka swoją dawną miłość Gerarda. Rozstali się w dość niejasnych okolicznościach podczas głupiej sprzeczki. Krótko po tym fakcie Kamila poznała Jarka i zaszła w ciążę. W Krynicy Gerard wyznaje Kamili prawdę, odnośnie swojego zachowania z przeszłości. Kamilę dopadają wątpliwości na temat ojcostwa Jasia.
Agata i Szymon Bralscy, małżeństwo pełne gorącego uczucia, starające się od paru lat o potomstwo, niestety bez rezultatów, co spędza Agacie sen z powiek. Kiedy w końcu zachodzi w ciążę, emocje sięgają zenitu. Niestety, radość nie trwa długo. Wydawać by się mogło, iż Boże Narodzenie to czas cudów, ale nie dla Bralskich. Jednak nie poddają się. Postanawiają walczyć dalej. Stają na ringu do nierównej walki. Po jednej stronie Agata z wielkim pragnieniem, po drugiej stronie wyczerpujące psychicznie i finansowo badania lekarskie, częste delegacje męża i kolejne próby zapłodnienia. Ile może wytrzymać kobieta? Ile może wytrzymać małżeństwo, gdzie seks nie jest już uprawiany dla przyjemności? Czy znalezione przez Kamilę zdjęcia, na których są… no właśnie, kto? przyczynią się do rozpadu obu małżeństw?
Poruszająca opowieść, którą należy przeczytać! Dająca wiele do myślenia. Zapewne każda czytelniczka zamykając ostatnią stronę powieści zastanowi się nad własnym życiem i rozejrzy się za jej indywidualnym znakiem ostrzegawczym. Polecam gorąco!!!
Iwona Bińczycka-Kołacz "Znak ostrzegawczy" (Novae Res)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: piątek, 25, kwiecień 2014 09:57
Iwona Bińczycka-Kołacz za sprawą powieści „Znak ostrzegawczy” została finalistką II edycji konkursu „Literacki Debiut Roku” organizowanego przez Wydawnictwo Novae Res. Książka to jej debiut, choć jak możemy dowiedzieć się ze skrzydełka okładki, autorka ma już na swoim koncie kilka publikacji naukowych.
Bohaterkami lektury są: Agata oraz Kamila. Relacje dziewczyn trudno nazwać przyjaźnią, są po prostu znajomymi. Obie mają rodziny i wiodą dość zwyczajne życie. Kamila jest matką i żoną. Jej małżeństwo, po wielu latach nie jest już tak ekscytujące jak kiedyś, a właściwie bohaterka zauważa, że od zawsze miało wiele do życzenia. Przypadkowo spotyka dawną miłość – Gerarda. Odżywają młodzieńcze uczucia i motyle w brzuchu Kamili. Ten wątek od początku budził moje największe wątpliwości, niestety ze względu na dobro fabuły więcej zdradzić nie mogę.
Agata natomiast, dla równowagi, jest szczęśliwą żoną. Wraz z mężem starają się o dziecko, niestety mają z tym pewien problem. Przeżywają to, każde na swój sposób i wcale nie ma się czemu dziwić. Historia Agaty przypadła mi zdecydowanie bardziej do gustu. W moim odczuciu jest wiarygodniejsza, choć miejscami byłam zdumiona postępowaniem bohaterki. Podejrzenie o zdradę jest zupełnie nie na miejscu, w tak wyjątkowym związku, jaki autorka stworzyła dla Agaty.
„Znak ostrzegawczy” możemy zaliczyć do gatunku powieści obyczajowej. Napisana przez kobietę, dla kobiet i tym polecam. Aczkolwiek, mam wiele obiekcji do zastosowanej puenty przez Iwonę Bińczycką – Kołacz. Odbieram ją jako pogrożenie palcem mężczyznom. Brakuje mi bezstronności, obiektywizmu, bo przecież wina rozpadu związku nie leży tylko i wyłącznie po stronie panów. Za to, co dzieje się w związku zawsze odpowiedzialne są obie strony o czym, mam wrażenie, autorka zapomniała.
Miałam przyjemność czytać powieść laureatki „Literackiego Debiutu Roku” czyli „Przebudzenie Doktora SØreno” i niestety laur pierwszeństwa bezwarunkowo należy do wspomnianej wyżej książki. Choć z drugiej strony, nie sposób porównywać tych dwóch powieści. „Znak ostrzegawczy” to swego rodzaju przewodnik po krętych, kobiecych ścieżkach, ich myślach i pragnieniach. Ewidentnie można dedykować ją mężczyznom i mam nadzieję, że także oni po nią sięgną. Tematyka poruszana w książce nie jest niczym niezwykłym. Powielane schematy, czy problemy rodzinne nie są oryginalne i wielokrotnie zostały już w literaturze opisane. Po zamknięciu książki warto zastanowić się nad naszą codziennością i pochylić się ku drugiej osobie, z którą dzielimy życie. Mam nadzieję, że znaki ostrzegawcze zastosowane przez Iwonę Bińczycką - Kołacz zostaną właściwie odebrane przez mężczyzn. Styl autorki jest lekki i nie sprawia najmniejszego problemu, stąd powieść czyta się lekko i przyjemnie. Ale, uwaga… największym plusem „Znaku ostrzegawczego” jest jego zaskakujące zakończenie. To wisienka na torcie, którą zostawiany na koniec i delektujemy się nią najdłużej.
Mały minus dla wydawnictwa – w moim egzemplarzu brakuje strony 115 i 116.
Irena Szafrańska-Nowakowa "Dociekanki małej Janki" (Novae Res)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: czwartek, 24, kwiecień 2014 10:44
- Autor: Kamila Walendowska
Pamiętacie czasy, kiedy to w telewizji była tylko dziennie jedna bajka dla dzieci? I to piętnastominutowa, tuż przed poważnym programem dla dorosłych Dziennikiem? W międzyczasie można było poczytać książeczki z logo na okładce „Poczytaj mi mamo, poczytaj mi tato”, które praktycznie znało się już na pamięć, a mimo to stale przewracało się tych parę stron. Dziś mam w telewizji 14 kanałów, w których bajki nadawane się dwadzieścia cztery godziny na dobę, a mimo to, kiedy do rąk chwytam kolorową książeczkę, moje dzieci jakby zapominały, że istnieje coś takiego jak telewizja. I BARDZO DOBRZE.
„Dociekanki małej Janki” to prześliczna książeczka przygotowana przez wydawnictwo Novae Res dla dzieci powyżej 5 roku życia. Zabawna historyjka małej dziewczynki, którą mamy okazję poznać już w brzuszku mamusi. Janeczka jest bardzo ciekawą, wrażliwą i niezwykle barwną postacią. Kiedy zaczyna chodzić do przedszkola, jej przygody stają się bardzo ciekawe. W krótkich opowieściach o życiu dziewczynki jest zawarte wiele wartościowych treści. Niejeden opis sytuacji, w jakiej się Janeczka znalazła, można wykorzystać do rozmów z własnymi dziećmi.
Pozycja napisana jest prostym językiem, zatem nie sprawi trudności czytanie jej na głos dzieciom. Rodzic bez problemu może skupić się na intonacji, a dziecko nie dopytuje, co znaczy jakieś trudne słowo.
Książeczka ma 83 strony, wydrukowane na kredowym papierze. Ilustrowana pięknymi rysunkami, twarda oprawa podnosi jej wartość estetyczną. Moim dzieciom przypadła bardzo do gustu i niejednokrotnie do niej wracamy. Polecam.
Radek Rak "Kocham cię Lilith" (Prószyński i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 23, kwiecień 2014 09:48
- Autor: Kamila Walendowska
Chyba jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się po przeczytaniu książki, aby mieć tysiące pytań do autora, których nie potrafiłabym zadać. Nie dlatego, że nie wypada, po prostu głoski nie potrafią się połączyć w wyrazy, by wypowiedzieć to, co niezrozumiałe. To może zacznę od rzeczy zrozumiałych.
Robert Z. przyjeżdża do sanatorium „Iwona” w Beskidzie Niskim na dwutygodniowy turnus rehabilitacyjny. W ośrodku nie ma zbyt wielu kuracjuszy, gdyż sezon nie rozpoczął się jeszcze w najlepsze. Obecni pacjenci są dużo starsi od Roberta. Mężczyzna nie znajduje dla siebie towarzystwa, jedyną atrakcyjną rozmówczynią okazuje się pani doktor Małgorzata. W wolnych chwilach bohater czyta książkę pt.: „Nim nadejdzie świt”, której tematem są przygody lwowskiego detektywa Immanuela Jesipowicza. Lektura pochłania go tak bardzo, iż Jesipowicz staje się wiernym towarzyszem i doradcą w życiu codziennym. Traktuje go jak materialnego człowieka, a nie fikcyjną postać.
Podczas spaceru Robert spotyka intrygującą malarkę Iwonę. Mężczyzna, choć nie jest ekspertem w dziedzinie malarstwa, interesuje się tworzonym przez nią obrazem. Artystka parokrotnie pojawia się i kokietuje Roberta. Zaprasza go do swojego pokoju nr 8, gdzie spędzają upojną noc. Następnego ranka znika. Zaskakujący jest też fakt, iż pokoju numer osiem w ogóle nie ma w uzdrowisku, pod wspomnianą cyfrą znajduje się kotłownia, a kuracjuszki o imieniu Iwona nikt nie widział, ani o niej nie słyszał.
Tak kończy się pierwsza część, jak dotąd, wydawałoby się przygodowej powieści. W drugiej części autor zmienia charakter dzieła sięgając po mitologiczną Lilith. Jak wiadomo była ona pierwszą kobietą Adama, kiedy go porzuciła, Bóg stworzył dla niego Ewę. Lilith, jako jedyna uwiodła Boga, Diabła i Adama. „Lilith wciągającej w siebie mężczyzn jak wir w rzece: zanurzyć się, dać się porwać i pochłonąć – tego pragniemy.”
Robert postanawia odnaleźć ukochaną, niestety nie jest to łatwe. Wiele rzeczy zaczyna się gmatwać. Poznaje innych mężczyzn, którzy zostali omotani przez kobietę.
Druga drugiej części to już istna zagadka z tysiącem pytań:
Czy malarka Iwona to mitologiczna Lilith?
Czy w panią doktor Małgorzatę również wcieliła się Lilith?
Czy Jesipowicz jest prawdziwy czy tylko postacią z książki?
Uzdrowisko „Iwona” czy „Małgorzata”?
Czy Robert zamiast na serce nie powinien się czasem leczyć psychiatrycznie?
W pewnym momencie czytelnik sam już nie wie, co jest prawdziwe, co jest fikcją. Książka przez swoje idealne zagmatwanie trzyma przy sobie do samego końca. „Kocham cię Lilith” to znakomity debiut literacki autorstwa Radka Raka. Choć dziś już mogę uznać tę książkę za przeczytaną, na pewno za jakiś czas do niej wrócę, by znów choć spróbować odgadnąć, co jednak było prawdziwe. Polecam tę powieść! Warto.