"Z jednej gliny" Liliana Fabisińska (Nasza Księgarnia)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 01, kwiecień 2014 11:57
Seria "Babie lato" okazała się niezawodna - oto ukazał się kolejny świetny tom, tym razem pióra Liliany Fabisińskiej - dziennikarki, redaktor dawnego czasopisma "Filipinka", autorki znanej dotychczas ze sztuk teatralnych oraz książek dla dzieci i młodzieży. Tym razem napisała coś dla starszych czytelników. W powieści "Z jednej gliny" zaczytałam się od pierwszego wejrzenia! Już fragment zamieszczony w materiałach promocyjnych przekonał mnie i rozbudził apetyt na dalszy ciąg, a całość mnie nie rozczarowała, pochłonęłam ją z przyjemnością.
Autorka oddała głos bohaterkom, które na przemian relacjonują to, co się dzieje. Dzięki temu poznajemy różne spojrzenia na pewne sprawy, czy też zbieramy różne kawałki tej samej historii. Zastosowanie takiej formy narracji jest ciekawym zabiegiem, rzadko chyba spotykanym w tzw. "babskiej" literaturze. Już poprzez pierwsze wypowiedzi kobiet na zapoznawczych zajęciach z ceramiki uwidaczniają się ich cechy. Lena wydaje się nieśmiałą, niepewną siebie szarą myszką. W trakcie rozwoju akcji poznamy jej przygody z kotem, kłopoty z facetami oraz... zupełnie inne, zawodowe oblicze. Jakie ma zadanie do wykonania? Gośka to roztrzepana, zwariowana gaduła, istny MacGyver w spódnicy, na wszystko ma pomysł i sposób, jej pomoc jest nieoceniona. Niby taka zaradna, twardo stąpająca po ziemi, a jednak żyje złudzeniami i buduje swą przyszłość u boku francuskiego ukochanego w idyllicznej winnicy. Czy przejrzy na oczy? Marta - na początku wzbudza niechęć: jest zasadnicza, chłodna, zdystansowana. Z czasem okazuje się, że dobra z niej przyjaciółka, owszem ma swoje dziwactwa, które śmieszą, ale tak naprawdę to jej sytuacja wcale nie jest wesoła. Na pewno wiele czytelniczek mogłoby się utożsamić z problemem Marty. Czy uda się jej spełnić marzenie o dziecku? Na koniec Nora - sprawczyni całego zamieszania z gliną - matka pięciorga rudowłosych dzieci, bliska depresji i bankructwa. Co się stało z jej mężem i czy piec do wypalania ceramiki kryje jakąś tajemnicę?
Odpowiedzi na te pytania oraz garść innych spraw znajdziemy w lekkiej, wciągającej, żywym językiem napisanej powieści, która ma duże szanse zdobyć wiele czytelniczych serc. Określiłabym ją mianem komedii obyczajowej, w której pod płaszczykiem zabawnych sytuacji i wręcz groteskowych, przejaskrawionych scen, mieszczą się poważne problemy, takie jak niemożność zajścia w ciążę, pogodzenie się z utratą bliskiej osoby, zaślepienie uczuciem i życie złudzeniami. Doprawdy trudno się nie śmiać obserwując przesadne zachowanie Marty (np. pozycję w taksówce czy "ubiór" chroniący przed toksoplazmozą), czy zachować powagę, czytając o pobycie Nory i Karolka na targach funeralnych. Pod warstwą komediowych pozorów, niczym pod szkliwem, znajduje się forma z solidnej gliny - porcja życiowych doświadczeń.
Trzeba przymrużyć nieco oko i dać się porwać biegowi wydarzeń, by wyłowić to, co najważniejsze. O skomplikowanych sprawach, problemach i życiowych zakrętach niekoniecznie trzeba pisać śmiertelnie poważnie. Nie powinno się też robić sobie z nich żartów. Liliana Fabisińska umiała to wypośrodkować. W dodatku obyczajową historię zabarwiła lekko nutą romantyczną oraz kryminalną.
Przyznam, że lektura wciągnęła mnie niesamowicie i wsiąkłam w jej świat. Chciałabym zapisać się na kurs ceramiki w pracowni powieściowej Nory, dowiedzieć się, jak potoczyły się dalsze losy Leny, Gośki i Marty. To właśnie jest wada tego typu książek - zbyt szybko się kończą, budzą ochotę na więcej, na następny odcinek perypetii osób, które się polubiło, na kolejne dialogi i zwroty akcji.
"Z jednej gliny" to przesympatyczna powieść o przyjaźni, kobiecej solidarności i typowych babskich kłopotach. Bohaterki, które zetknął ze sobą los, różnią się charakterami i stylem bycia. Są jak kubki i filiżanki z zupełnie innych kompletów, ale – po bliższej analizie - okazuje się, że są z jednej gliny i potrafią sobie pomagać, wspierać się i co też istotne, lubią ze sobą spędzać czas. Można powiedzieć, że książek i filmów o kilku przyjaciółkach było już na pęczki, ale nie widzę przeszkód, by powstawały kolejne, zwłaszcza takie w stylu serii "Babie lato". Takich właśnie opowieści nam potrzeba - życiowych, mądrych, pisanych z sercem i humorem, bo chyba o to chodzi w literaturze określanej mianem "kobieca".