Anna J. Szepielak "Wspomnienia w kolorze sepii" (Nasza Księgarnia)

Stare zdjęcia mają swój niezaprzeczalny urok, wspomnienia z nimi związane łączą to co było z tym, co obecnie ma miejsce. Przypominają się chwile kiedy utrwalono w kadrze ulotny fragment życia, czasem zapomniany, a czasem wciąż pamiętany z najdrobniejszymi szczegółami. Bywa i tak, że fotografie odsłaniają pewne sekrety lub są źródłem pytań, na które odpowiedzi ukryte są pośród duchów przeszłości.

Jak odkryć rodzinną tajemnicę? Wystarczy wygrzebać ze strychu z pudła ukrytego w szafie lub innego zakamarka stare zdjęcia. Potem należy im się dobrze przyjrzeć i sięgnąć pamięcią wstecz starając się dopasować ludzi do postaci na papierze. Co jednak, kiedy nie jest to takie proste i zamiast łatwych skojarzeń nasuwają się jedynie mgliste przypuszczenia? Joanna wśród nagromadzonych przez lata przedmiotów szuka fotografii i innych pamiątek, jakie upamiętniają członków jej rodziny. Podróż do przeszłości to nie tylko efekt przypływu sentymentalnych uczuć, ale przede wszystkim próba stworzenia drzewa genealogicznego. Przeszłość okazuje się być bardziej skomplikowana niż można by przypuszczać, a za kawałkami papieru w kolorze sepii kryje się zbiór niezwykłych historii. Kobieta zaczyna zbierać wycinki z życia wcześniejszych pokoleń, tu jakieś mgliste wspomnienie, tam metrykę, jeszcze gdzie indziej wyrwana kartka ze starego zeszytu. Niby nic, całkowicie oderwane od siebie fragmenty życiorysów, lecz kiedy zaczyna się im przyglądać z bliska, zaczynają tworzyć spójną całość. Jednak przeszłość to już zakończony rozdział, chociaż mający wiele tajemnic, natomiast Joanna musi zmierzyć się jeszcze z teraźniejszością i przyszłością. To jej czas i stawia mu czoła, chociaż nie jest to łatwe w otoczeniu gdzie każdy każdego zna, a dobre rady są udzielane czy się tego chce czy nie. Dramatyczne losy przodków nakładają się na obecne pokolenie, wydaje się, iż trudno porównać to, co było i co jest, lecz czy na pewno? 

Szukając odpowiedzi na pytania z przeszłości swej rodziny, Joasia odpowiada również na własne. Na swej drodze spotyka Filipa, nieznajomego, jednakże coś on jej przypomina, tylko co? Nie tylko rodzinna historia ma tajemnice, czasem trzeba odświeżyć również własną pamięć.

Dwutorowa fabuła w książce Anny Szepielak przenosi czytelników do opowieści, gdzie to, co było przenika się z tym, co jest. "Wspomnienia w kolorze sepii" splatają nitki czasów, jakie już przeminęły ze współczesnymi, a kanwą są losy rodziny na przestrzeni ponad stu lat. Wiek, w ciągu którego kilka pokoleń kobiet walczy o byt bliskich i swój, przeżywa chwile szczęścia i tragiczne momenty. W tle wielka historia, jedynie na pozór odległa, lecz kiedy z bliska przyjrzeć się i jej i bohaterkom "Wspomnień ..." okazuje się, że są nierozerwalnie ze sobą połączone. Dwie wojny światowe, prawdziwe uczucia, dzieci, śmierć ukochanych, zdrady i kobiety walczące o rodzinę, miłość, czasem o życie. Anna Szepielak odkrywa przed czytającymi przeszłość, jaka jest jednym ze źródeł teraźniejszości oraz bohaterki, w losach których nieraz można odkryć podobieństwo do własnych bliskich. 

Fotografie w kolorze sepii i te kolorowe są świadectwem chwili, lecz czasem kryją w sobie wielką tajemnicę, czekającą na właściwego odkrywcę.

 

Anna Fryczkowska "Kurort amnezja" (Prószyński i S-ka)

Premiera książki: 13 listopada 2014r.
 
Czasami boję się czytać książki, które mną poruszą, wstrząsną, nie dadzą się od siebie oderwać. Niedawno przeczytałam kryminał, będący trzecią częścią trylogii o popularnym i kontrowersyjnym prokuratorze. Powieść porwała mnie bez reszty i bałam się sięgać po kolejną książkę, aby nie odczuć gorzkiego smaku rozczarowania i pustki. Jakby mi czegoś brakowało. Jednak, gdy zaczęłam czytać najnowszą pozycję z dorobku Anny Fryczkowskiej, wiedziałam że żadne rozczarowanie nie będzie mieć miejsca. "Kurort amnezja" to książka, która od pierwszych stron wciąga czytelnika w swoje ponure i pełne bólu odmęty, urzeka fabułą, konstrukcją bohaterów i zaskakuje intrygą kryminalną.
 
Tytułowy kurort, wcale tak nim do końca nie jest, to miejsce w opuszczonej zimą nadmorskiej miejscowości, gdzie chroni się dziewczyna, która nic nie pamięta. Na tym polega gra słów oddająca to, czym staje się nadmorska mieścinka dla bohaterki. Marianna dowiaduje się o tym, że jest Marianną od swojego narzeczonego, Marka, którego też nie pamięta. Nie pamięta nawet tego, że można chodzić, myć się, patrzeć w lustro. Elementarnych zachowań uczy się od podstaw. Wszystko to nastąpiło po tragicznym w skutkach wypadku samochodowym, w którym jedna osoba zginęła, ale oczywiście dziewczyna nie ma pojęcia kto to był. Do tej samej miejscowości przybywa kobieta, która dla odmiany wie wszystko (przynajmniej tak jej się wydaje) i pragnęłaby o wszystkim zapomnieć. Ból fizyczny zdaje się być dla niej jedynym ukojeniem tego psychicznego, chociaż jest to złudne i działa tylko przez chwilę. Wanda zamęcza się wspomnieniami nieżyjącego męża, rozpamiętuje wszystko to co przeżyła z Pawłem, a zwłaszcza to, czego dowiedziała się po jego śmierci. Jak mogła być tak ślepa i głucha?! 
 
Dwie kobiety, dwie przeszłości, zupełnie inne, a jednak w jakiś sposób wspólne, obce, zimne, ponure nadmorskie miasteczko i ludzie. Cała plejada osobistości, których spotkać można chyba w każdym małym i eklektycznym nieco miasteczku w Polsce. Nieprzyjaźnie nastawieni do tego co inne, obce, odstające od normy. Marianna nie jest modelową dziewczyną, Wandzie też daleko od takiego wzorca. Wydawać by się mogło, że to powieść z dużą dozą psychologii, socjologiczna nawet, oczywiście taka jest, ale nagle pojawia się... trup. I tu rozpoczyna się wątek kryminalny, bardzo ciekawie poprowadzony i zaskakujący. 
 
"Kurort amnezja" to książka wciągająca, jest jak drzazga, która boli i denerwuje, ale ciągle i ciągle dotykamy zranionego miejsca. Z tą powieścią też tak jest, czasami irytuje, boli, przenika człowieka na wskroś, ale jednak nie można jej odłożyć, trzeba iść dalej, aż do końca. Na uwagę zasługują także wątki feministyczne, mówiące o tym jakie NIE powinny być kobiety.
Anna Fryczkowska w świetnej formie, zadziorna, gorzko refleksyjna, krytyczna i zaskakująca. Gorąco polecam, warto przeczytać!
A! I dziękuję za Psa :)

 

Michał Łuczyński "Johny Stargazer. Tajemnice Anturgii" (Novae Res)

Uczciwie muszę przyznać, że dopiero kilka lat temu przekonałem się do science-fiction. Z samego swojego założenia jest to gatunek trudny, w którym (oczywiście mocno generalizując) chociażby podstawowa znajomość nauk przyrodniczych jest w zasadzie niezbędna do zrozumienia przedstawionego świata i fabuły powieści. Czasem jednak zdarza się, że elementy naukowe wykorzystane w książce są nie tylko podane przystępnie, ale wręcz zachęcają do nauki fizyki, biologii czy chemii. Tak jawi mi się historia Johnego Stargazera.

Tytułowy bohater jest synem naukowca, który razem z dwustoma innymi osobami przemierza Kosmos na ogromnym statku zmierzając w stronę Anturgii - planety, zgodnie z posiadanymi przez kolonizatorów informacjami, zamieszkałej przez istoty żywe. Obok Johny'ego, Nefry i Erga (wokół tych nastolatków zbudowana jest fabuła) poznajemy także naukowców, żołnierzy, inżynierów i, co jest chyba niezbędnym elementem tego typu historii, zdrajców.

Anturgia to planeta posiadająca dwa słońca, których wzajemne oddziaływanie doprowadziło do niesamowicie agresywnego klimatu. Przykładem tego są superburze, przy których ziemskie tajfuny to zaledwie niezauważalna mżawka. Powierzchnia globu zasiedlona jest przez floryty - dziwne istoty będące stanem przejściowym pomiędzy zwierzętami i roślinami. To właśnie one są głównym powodem wysłania na Anturgię misji kosmicznej. Floryty staną się też główną osią fabularną, gdy porwą jednego z nastolatków i zaczną ingerować w jego biologiczne funkcje.

Motyw tajemniczej planety, na którą wyrusza misja rozpoznawcza/wojskowa/zasiedleniowa jest chyba tak leciwy jak leciwe jest science-fiction. W trakcie swojej przygody z tym gatunkiem spotkałem się z wszelkimi możliwymi odmianami tego tematu, co pewnie jest powodem nieco pobłażliwego podejścia do zaprezentowanej przez Łuczyńskiego historii. Nie zmienia to jednak faktu, że autor losy nastolatków na nieznanym globie opowiedział znakomicie, odpowiednio stopniując napięcie, wywody popularnonaukowe i rozterki młodzieńca rzuconego w sam środek niebezpiecznych wydarzeń. Jeśli chodzi o warsztat, autorowi nie można niczego zarzucić.

Boli mnie jednak niewykorzystany potencjał "Johnego Stargazera" jako zachęty do wgłębienia się w świat nauk przyrodniczych. Choć Łuczyński swoje lekcje odrobił, zrobił to chyba po łebkach i opisy nawiązujące do przedmiotów ścisłych rozłożone są w książce bardzo nierównomiernie, raz obejmując dwa akapity, a raz jedno zdanie. Od książek tego typu, zwłaszcza skierowanych dla młodszego czytelnika, spodziewam się większego nacisku na zachęcanie do samodzielnego zgłębiania kwestii fizycznych czy chemicznych, które pojawiają się w trakcie przedstawionej historii.

Z drugiej jednak strony, jak na powieść młodzieżową, "Johny Stargazer" podejmuje kwestie rzadko spotykane w powieściach tego typu. Autor stawia czytelnika w obliczu ważnych życiowych dylematów, w skład których wchodzi wierność (innym ludziom i własnym zasadom), determinacja w dążeniu do celu, zaufanie pozbawione faktycznych podstaw czy wreszcie jedna z najważniejszych rozterek - kogo uratować, gdy nie można ocalić wszystkich? To sympatyczna, mądra i dobrze napisana powieść, więcej nie można i nie należy po niej oczekiwać.

Joanna Jagiełło "Hotel dla twoich rzeczy" (Czarne)

Joanna Jagiełło to jedna z najlepszych obecnie polskich pisarek, tworzących literaturę dla dzieci i młodzieży. Jagiełło jest również prawdziwym człowiekiem renesansu. Pisze prozę i poezję, gra na gitarze i śpiewa, maluje, pracuje w korporacji... Kiedyś uczyła w szkole, realizowała się jako dziennikarka, zmieniała studia, wydała tomik wierszy, wciąż się przeprowadzała i szukała swojej twórczej drogi. Ma dwie córki z dwoma różnymi mężczyznami i zdaje się wieźć żywot daleki od wzorca strasznego mieszczanina. Jej powieści – Kawę z kardamonem i Czekoladę z chili – połknęłam w zastraszającym tempie, nie sądziłam jednak, że za finezyjnie skomponowanymi zdaniami i wciągającymi fabułami kryje się tak ciekawa osobowość. W Hotelu dla twoich rzeczy Joanna Jagiełło pisze o sobie. Książka ta stanowi kompromis między autobiografią i porywającą powieścią o kobiecie, która szuka własnej drogi i nieustannie się uśmiecha, mimo iż wiatr wieje jej w oczy.

Asia jest jedynaczką i mieszka tylko z matką. Matką-artystką, która nie lubi sprzątać, ale za to dobrze gotuje i wciąż podsuwa córce jakieś książki. Są jeszcze dziadkowie, ich działka, kotlety smażone przez babcię i ziemniaki ubijane z masłem. Nie ma za to zbyt wiele pieniędzy i materialnej stabilizacji. Ale miłość, akceptacja i poczucie bezpieczeństwa – zawsze. Ze swojego dzieciństwa Asia pamięta skrawki, pojedyncze wydarzenia, epizody. Przed swoimi oczami wyświetla film z przeszłości – niektóre sceny porażają wnikliwym obrazowaniem, detalem, zbliżeniem, inne zaś spowija mgła, przykrywa gąszcz metafor, elips i metonimii. Asia pamięta komunistyczne blokowiska, pożydowskie kamienice, Pałac Kultury i plakaty rockowych wokalistów na ścianach. Pamięta, że wiecznie była głodna i nie miała gdzie kupić słodyczy. Pisze o swojej fascynacji pojawiającymi się w przydrożnych budkach zapiekankami z ciągnącym się serem, o pierwszych Macdonaldach i harcerstwie. Pisze o koleżankach i szkolnych zauroczeniach. O lekturach, sztuce i muzyce. Szuka tego, co ją ukształtowało. Dorosła Joanna stara się znaleźć odpowiednią formę dla swoich wspomnień, przyjąć właściwą perspektywę narracyjną, spojrzeć na swoje życie z rożnych perspektyw i nadać opowieści sensowny kształt. A jednak jej historia wciąż przypomina "eintopf" - niemiecką potrawę jednogarnkową. Autorka mówi o tym wprost. Ta książka jest o miłości, pisaniu, macierzyństwie, samotności... O wszystkim na raz. Tak samo, jak w życiu zazwyczaj docierają do nas bodźce z rożnych stron. Przyswajamy jednocześnie komizm i tragizm, łączymy sacrum z profanum. A ile w Hotelu dla twoich rzeczy jest prawdziwej Joanny Jagiełło? Tego nie wie zapewne nikt poza samą autorką. A może nawet i ona nie wie tego na sto procent...?

Hotel dla twoich rzeczy to interesujący kompromis między autobiografią a powieścią obyczajową. Autorka posługuje się barwnym językiem, bywa bardzo emocjonalna, ale i tryska niebanalnym poczuciem humoru, zaraża optymizmem. Nie mam pojęcia, czy jest ze sobą szczera i czy pisze prawdę o własnym życiu. I w ogóle mnie to nie interesuje. Każda autobiografia zawiera przecież elementy konfabulacji, pisana jest z czysto subiektywnego punktu widzenia i bazuje na jednostronnej interpretacji wydarzeń. Jagiełło świetnie o tym wie i próbuje niekiedy uciec poza ten subiektywizm, przywdziać maskę, skryć się za trzecioosobową narracją. Wchodzi w rolę swojego męża, matki, córek, oddala się od samej siebie. A jednocześnie zdaje sobie sprawę z tego, że jest to próba niedoskonała. Że człowiek nigdy tak naprawdę nie pozna do końca drugiego człowieka i nie przeniknie jego najgłębszych myśli. Bo jednostka ludzka zbyt jest złożona, by można było obnażyć wszystkie jej tajemnice. Dlatego Asia/Joanna zawsze korzysta z okazji, by budować relacje. A kiedy relacje rdzewieją, skrzypią i toną niczym dziurawe łódki, stara się pamiętać to, co dobre. I takie same zasady stara się wpoić swoim córkom. Wie też, że ludzie dziwią się jej optymizmowi – chwilami odnosiłam wrażenie, że dziwi mu się sama Asia/Joanna. Lektura Hotelu... stała się dla mnie cenną lekcją. Lekcją pokory, tolerancji, zdrowej determinacji i samokrytyki, ale i niezachwianej wiary w swoje możliwości. I jeszcze tego, że nie czyjąś śmierć należy pamiętać, lecz życie.

Hotel dla twoich rzeczy zawiera również garść cennych refleksji na temat pisania. Na temat silnej potrzeby tworzenia, zamykania świata w słowach i zdaniach, bawienia się w demiurga i powoływania do życia wciąż nowych istnień. Jagiełło w bardzo piękny sposób opowiada o swoim artystycznym dojrzewaniu, o momencie, w którym zrozumiała, że chce pisać, a także o tym, jak trudno jej było wydać pierwszą książkę. To obfitujący w charakterystyczne detale obraz frustracji połączonej z satysfakcją i radością, płynącą z aktu tworzenia. I dlatego po Hotel... powinni sięgnąć również wszyscy początkujący pisarze i krytycy literaccy. Powstało już wiele świetnych książek o tworzeniu literatury. A Hotel dla twoich rzeczy z pewnością jest jedną z nich. Warto zatrzymać się tutaj na dłużej.