• Skocz do głównej treści strony
  • Skocz do menu nawigacyjnego i logowania

Nawigacja i wyszukiwanie

Nawigacja

  • Wywiady
  • Recenzje
  • Patronaty
  • O książkach, autorach i nie tylko...
  • Spotkania autorskie
  • Redakcja

Szukaj

Click for: Promotional Hats
Jesteś tutaj: Home

Filmowe CPA

Przeglądaj

  • Aktualności
  • Recenzje
  • Wywiady
  • Patronaty
  • O książkach, autorach i nie tylko...
  • Spotkania autorskie
  • Konkursy
  • Blog
  • Partnerzy
  • Pliki do pobrania
  • Redakcja
  • Wasza twórczość
  • Mapa strony
  • Polityka prywatności

Ostatnio komentowane

  • Patronat naszego portalu - "Wspomnienia w kolorze sepii" Anny J. Szepielak. Wydawnictwo Nasza Księgarnia. (15)
  • Wywiad z Karoliną Wilczyńską, autorką m.in. "Anielskiego kokonu" (46)
  • Wywiad z Marią Ulatowską, autorką m.in. "Kamienicy przy Kruczej" (48)

Odwiedza nas

Odwiedza nas 92 gości oraz 0 użytkowników.

Anna Grzyb "Życie z drugiej ręki" (Szara Godzina)

  • Drukuj
Szczegóły
Kategoria: Recenzje
Utworzono: niedziela, 04, październik 2015 11:41

Jeździmy używanymi samochodami, odgrzewamy w mikrofalówce gotowe dania ze sklepu, kupujemy ubrania w „ciucholandach”, dokonujemy recyklingu, słuchamy coverów, oglądamy programy oparte na zagranicznych formatach, a w internetowym świecie nagminnie używamy opcji „kopiuj wklej”. Tymczasem  życie… otóż: „Życie powinno być odręczne, autentyczne - żadną fotokopią cudzych marzeń” (cyt. M. Gretkowska „Namiętnik”). Rzeczywistość jednak brutalnie weryfikuje nasze pragnienia i zamiary. Nie zawsze możemy żyć po swojemu, jesteśmy wtłoczeni w pewne „ramki”, zależni od innych osób, od szeregu czynników zewnętrznych. Warto jednak próbować.

Bohaterkę „Życia z drugiej ręki” poznajemy tuż po wyjściu z kliniki. W jej odczuciu zawalił jej się świat, ale przecież jeszcze nic nie jest przesądzone… Trzydziestoletnia Anita dokonuje retrospekcji własnego życia, próbuje lepiej zrozumieć siebie i sytuację, w jakiej się znalazła: „Miała to być moja spowiedź. Wyznanie kobiety normalnej, zwyczajnej, bez górnolotnych słów i bez zbędnych przekłamań. Chciałam szczerze i otwarcie opowiedzieć o sobie, o tym, co myślałam, co mnie martwiło i smuciło. Czułam się tak, jakbym cofnęła się w czasie, jakbym oglądała film, w którym grałam główną rolę”. (s.9)

 Anita wiedzie monotonną egzystencję, wypełnioną domowymi obowiązkami i rodzinnymi sprawami, wychowuje dwie córki, pomaga w fundacji. Zawsze dla innych, nigdy dla siebie. Może z wyjątkiem chwil spędzanych nad książkami, które ukazując wyidealizowany świat przynoszą ukojenie, stanowią odskocznię od codziennego kieratu na wcale nie sielankowej prowincji. Bohaterka zdaje sobie sprawę, że sama często chowa głowę w piasek. Czasem wystarczy jeden impuls, by pójść w stronę zmian. Założenie wspólnie z koleżanką własnego biznesu to krok ku lepszemu. Pojawiają się nowe znajomości, nowe perspektywy i wyzwania. Czasem można jednak „przekombinować”, a wystarczyłaby szczera rozmowa i więcej empatii. Postawienie się w położeniu drugiej osoby, dostrzeżenie jej starań, porzucenie domysłów na rzecz prawdy. Docenienie tego, co się ma, bo tak naprawdę, niewiele potrzeba do szczęścia. A tak często sami nie wiemy, czego chcemy i nie dostrzegamy tego, co najważniejsze, tego, co mamy tuż przed oczami.

Niespełna 200 stron to za mało, aby zbudować wielowątkową powieść z pogłębionymi psychologicznie postaciami, plastycznymi opisami, toteż mamy tu tylko taki jakby „obrazek” ze zwyczajnego życia, prostą historię, opowiedzianą prostym językiem, ujętą w formie monologu bohaterki, wspominającej własne losy. Jest w tym wszystkim chaos, ale czyż nie tak płyną nasze myśli? Czy nie przypominamy sobie czegoś, by za chwilę zadumać się nad czymś zupełnie innym? Paradoksalnie, uporządkowanie tej opowieści oraz pozbawienie jej dygresji, refleksji, wniosków z obserwacji otoczenia nie byłoby dobrym pomysłem. Chaotyczność czy niespójność dla dyktowanego emocjami wyznania są typowe, toteż nie można z tego powodu czynić wymówek. 

Można było tę historię napisać inaczej, lepiej, gorzej, krócej, dłużej. Ale nie o to tak naprawdę tu chodzi, bo ilu autorów tyle sposobów, a każdy odbiorca ma inne oczekiwania, inne wynosi wrażenia. Nie chodzi tu o schematy powieści obyczajowej nurtu „babskiej” literatury. „Życie z drugiej ręki” to opowieść prosta i zwyczajna, odbiegająca na przykład od tych, których bohaterki, supersingielki, pracują w agencjach reklamowych i bywają na salonach, czy budują dom nad malowniczym jeziorem. Pokazuje słono-gorzką egzystencję mieszkańców małych miasteczek, takich o których Andrzej Bursa pisał, że ma je wiecie gdzie… Niektóre czytelniczki znajdą w tej historii coś „swojego” a nawet i „siebie” w postaci Anity, Joanny, czy Moniki, znają „z własnego podwórka” wspomniane sytuacje, mają swoje lokalne plotkary Dominikowe, czy pomocne panie Basie, a także Tych Mężów, którzy często oceniani są  zbyt pochopnie i niesłusznie.

Na dobrą sprawę o perypetiach Anity można szybko zapomnieć, w sumie nie dzieje się tu nic szczególnego, ot, po prostu życie… Tylko nauczmy się wreszcie je doceniać! I siebie samych też. Nie bójmy się ze sobą rozmawiać, dbajmy o związki, o rodziny, szanujmy się wzajemnie. Taką lekcję przyjmijmy od Anny Grzyb, prowadzącej popularny blog z opiniami o książkach „Pisaninka”, debiutującej na książkowym poletku.

 

Dodaj komentarz

Agnieszka Lingas-Łoniewska "Skazani na ból" (Novae Res)

  • Drukuj
Szczegóły
Kategoria: Recenzje
Utworzono: wtorek, 29, wrzesień 2015 20:48

On i ona. Pochodzą z zupełnie innych światów i wszystko ich dzieli. Doświadczenia, przekonania, wartości, sytuacja rodzinna. Nawet plany na przyszłość. Łączy ich tylko miłość. Spotykają się przypadkiem. On staje w jej obronie. Ona jest mu wdzięczna. Brzmi banalnie? Już gdzieś to wcześniej grali? Sparafrazuję wypowiedź jednej z bohaterek sagi „Pieśń Lodu i Ognia”: „Nic nie wiesz, Drogi Czytelniku”... A jeśli trzymasz w dłoni „Skazanych na ból”, to jesteś skazany na tę książkę, dopóki nie przewrócisz ostatniej strony. I jeszcze później.

 

Aleks Pański ma dwadzieścia lat i jest skinheadem. Wierzy w czystość białej rasy i wyższość wyznawanej przez siebie ideologii nad innymi. Przyjaźni się z członkami swojego bractwa, w towarzystwie których lubi czasem zrobić porządek z „lewakami”, „brudasami”, „miękkimi kutasami” i „pomyłkami genetycznymi”. A jednak Aleks i jego kompania nie żyją od jednej rozróby do drugiej. Łączą ich silne więzi, są ze sobą blisko jak rodzina i zawsze mogą na siebie liczyć. Sam Aleks uważa, że innej rodziny nie ma. Matka chłopaka, która dawniej cierpiała na wieczną depresję, a jej nastroje zmieniały się jak w kalejdoskopie, zniszczyła mu dzieciństwo zimną obojętnością i brakiem miłości. Ojciec – odszedł, kiedy syn miał kilka lat, a teraz usiłuje nadrobić stracony czas.  Aleks nigdy nie czuł się kochany i sam nie potrafi kochać. Jego codzienność rozciąga się między pracą w fabryce syropów, spotkaniami z przyjaciółmi z bractwa i sklejaniem modeli samolotów w starym garażu.

Amelia Ligacka ma osiemnaście lat i niebawem zdaje maturę. Marzy o studiach. Pochodzi z dobrego, zamożnego domu, i ma troskliwych rodziców. A jednak nie jest do końca szczęśliwa – kilka lat wcześniej przeżyła osobistą tragedię, za którą wciąż obwinia... siebie. Kiedy pewnego dnia zostaje zaatakowana przez grupkę cyganów i Aleks przychodzi jej z pomocą, Amelia odradza się na nowo. Od pierwszej chwili wie, że są sobie przeznaczeni. Jej postawa wyraża wszystko, co stanowi kwintesencję młodości: radość, spontaniczność i... odrobinę naiwną wiarę w to, że miłość może pokonać każdą barierę. I nieważna jest ideologia, wartości, poglądy, bractwa, a nawet... pochodzenie. Amelia ma bowiem pewien sekret, który skrzętnie przed Aleksem ukrywa. A on dzięki niej wreszcie uczy się kochać. W młodym chłopaku ze starą jak świat duszą budzi się życie. Tylko czy ta miłość ma szansę przetrwać?

 

Nie będę chyba oryginalna, jeśli powiem, że „Skazani na ból” to najlepsza powieść w dorobku Agnieszki Lingas-Łoniewskiej. Takie opinie już się pojawiły, a z pewnością będzie ich jeszcze więcej. Moja dotychczasowa ulubiona pozycja tej autorki – „Brudny świat” – już kilka razy spektakularnie spadła z półki, ale nic nie mogę na to poradzić – detronizacja stała się faktem. Powieść „Skazani na ból”, mimo iż klasyfikowana jako „new adult”, uderza dojrzałością na każdej twórczej płaszczyźnie. Jest przede wszystkim dopracowana pod względem stylistycznym i zindywidualizowana językowo. Warto zwrócić szczególną uwagę na sposób prowadzenia narracji z punktu widzenia Aleksa – na doskonale odwzorowany socjolekt subkultury, do której należy ta postać. Lingas-Łoniewska nie jest jednak w tym socjolekcie nachalna, nie popisuje się swoją wiedzą. Specyficzne słownictwo, nazwy i określenia brzmią w ustach Aleksa bardzo naturalnie i wyraźnie wskazują na wyznawaną przez niego ideologię. Język jest również w „Skazanych na ból” typowy dla ludzi młodych, potoczny (choć w dramatycznych momentach ustępujący miejsca opisom bardziej poetyckim) i świadczy o znakomitym słuchu autorki. Sprawia też, że ta powieść czyta się „sama”. I jest klasycznym page-turnerem.

 

Fabuła ogniskuje się wokół kilku wątków, ale skupia na dwójce bohaterów i ich relacji – trudnej, a jednocześnie pięknej. Widać, że Agnieszka Lingas-Łoniewska wykonała ogromną pracę, zbierając materiał do tej powieści i poznała temat od podszewki. Na tyle, by nabrać... dystansu i nie oceniać. Bo jeśli myślicie, że w „Skazanych na ból” znajdziecie tanią pedagogikę i ckliwy morał, jesteście w błędzie. Ja również byłam. Kiedy przeczytałam motto: „Czasami trzeba pokochać kogoś, kto na to nie zasługuje, aby potem trafić na tę właściwą osobę”, przyszło mi do głowy, że pewnie skin okaże się tym złym, a dziewczyna przejrzy na oczy i znajdzie sobie „normalnego” faceta. No! Jak ja lubię, kiedy autor udowadnia mi, że nic nie wiem! Najbardziej w tej powieści uderzyło mnie właśnie użycie słowa „normalny” w różnych kontekstach. Zawsze wydawało mi się, że „normalny” to pojęcie względne i punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. I autorka najwidoczniej podziela moje zdanie. W „Skazanych na ból” słowo „normalny” dla każdego oznacza coś zupełnie innego. Dla skinów i nie-skinów, dla tych, którzy grają na gitarze, chodzą do szkoły, zażywają narkotyki, chodzą na imprezy, piją i nie-piją, tańczą i nie-tańczą, słuchają Honoru i Konkwisty 88 albo Rihanny i Red Hot Chili Peppers. Kto jest „normalny”? Aleks-skin, Pasiak-cygan, Amelia, która ma pewien sekret? Czy w ogóle ktoś jest? A może chodzi o to, by znaleźć jakieś wyjście? Wypracować kompromis? Czy to możliwe? Nie znajdziemy w „Skazanych na ból” jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Choć dramatyczne zakończenie może sugerować, że szansę są niestety niewielkie...

 

Najważniejsze w „Skazanych na ból” są emocje. Sposób, w jaki przeżywają je bohaterowie – niby młodzi, ale już doświadczeni, już nadgryzieni zębem cynizmu. I bólem, na który są skazani. Przepiękna, wzruszająca, mądra książka. Przekazująca ważną treść i skłaniająca do myślenia. Mam cichą nadzieję, że przeczytają ją także ludzie młodzi, a nie tylko emeryci po trzydziestce, jak ja... Bardzo bym tego chciała. Warto również zaopatrzyć się w chusteczki. Ja oczywiście obiecałam sobie, że już będę twarda, profesjonalna i nie zapłaczę więcej nad żadną książką. Postawię na chłodny osąd i merytoryczną analizę. No cóż, przy „Skazanych na ból” poległam na całej linii. Ale przecież o to chyba chodzi w obcowaniu z literaturą. By coś przeżyć.

 

   

 

 

Dodaj komentarz

Laila Shukri "Byłam służącą w arabskich pałacach" (Prószyński i S-ka)

  • Drukuj
Szczegóły
Kategoria: Recenzje
Utworzono: sobota, 26, wrzesień 2015 09:55

Arabski świat, dla nas, wychowanych w kulturze Zachodu jest fascynujący, przerażający i niezrozumiały. W literaturze na temat sytuacji kobiet żyjących na Bliskim Wschodzie zostało powiedziane już dużo, ale niewielu autorów odważyło się podjąć temat służących zatrudnianych przez bogatych mieszkańców tamtego regionu. Zagadnienia tak kontrowersyjnego, że autorka powieści „Byłam służącą w arabskich pałacach” nie zdecydowała się na wydanie jej pod własnym nazwiskiem, i nie przyznała się mężowi do jej napisania.

 

Laila Shukri to ukrywająca się pod pseudonim polska pisarka, mieszkająca i podróżująca po krajach arabskich. Od wielu lat interesująca się motywami skłaniającymi ludzi do porzucenia swojego kraju  i umiejąca dotrzeć do najgłębszych sekretów bliskowschodniego świata. Dlatego, kiedy w domu koleżanki mieszkającej w Zjednoczonych Emiratach poznała hinduską służącą, poprosiła ją o podzielenie się historią, która doprowadziła ją na Bliski Wschód. Ale wtedy nie wiedziała, że już pierwsze słowa opowieści będą wstrząsające.

Bibi w wieku dziesięciu lat została wepchnięta w machinę współczesnego niewolnictwa – trudna sytuacja w domu rodzinnym i choroba matki spowodowały, że została wysłana na służbę do Kuwejtu – „ziemi obiecanej” dla siły roboczej z Indii, Filipin, Sir Lanki, Egiptu, Palestyny czy Iranu. Musiała błyskawicznie dorosnąć i nauczyć się służyć tak, aby pracodawcy byli z niej zadowoleni. Z czasem odkrywa, że jest od nich całkowicie zależna, ale też przekonuje się, że powrót do rodzinnego domu wcale nie oznacza lepszego życia. Ale czy urodzona w latach osiemdziesiątych XX-wieku Hinduska, ma szansę na zmianę własnego przeznaczenia, którego kierunek wyznaczają bieda, kultura i powszechnie panujące obyczaje?

W powieści „Byłam służącą w arabskich pałacach” autorka dotyka bardzo delikatnej materii – systemu zależności służąca – sponsor, niewolniczej pracy, często w warunkach urągających godności ludzkiej, a także przedmiotowego traktowania kobiet. Pokazuje blaski i cienie wyruszenia z rodzinnego domu za chlebem, a także motywy zmuszające matki, ojców do podejmowania jednych z najtrudniejszych decyzji. Nie zapomina również o tle przedstawionych wydarzeń i społeczno – kulturowym kontekście, który w większym lub mniejszym stopniu determinuje życie i los głównej bohaterki.

I choć w głównej mierze autorka skupia się na temacie współczesnego niewolnictwa i kreacji sylwetek służących oraz ich sponsorów, to pozwala też czytelnikowi zajrzeć za kulisy świata, w którym  granice bogactwa zostają w pewien sposób przekroczone, a seks stał się wyjątkowo chodliwym towarem. Mamy kobiety uwięzione w abajach i kobiety, które z radością zrzucają je nocą dla swoich kochanków, prostytutki i ofiary handlu ludźmi. Mężczyzn potrafiących wykorzystać swoją pozycję, wpływy czy siłę aby zaspokoić potrzeby seksualne czy zabawić się. Matki nie mające czasu dla własnych dzieci oraz rozwydrzone pociechy i młodzież, którym wydaje się, że świat leży u ich stóp.

Historia Bibi niewątpliwie jest przejmująca i wstrząsająca. Mnie najbardziej poruszył moment, w którym główna bohaterka stwierdza, że najszczęśliwszy okres w jej młodości był wtedy, kiedy przebywała w szpitalu wycieńczona śmiertelną chorobą. Ile trzeba więc doświadczyć, żeby mając naście lat dojść do takich wniosków? 

Autorka nie oszczędza czytelnika i pokazuje mu brutalną prawdę. Kreśli dylematy i zagrożenia, z jakimi muszą zmagać się ludzie nie mający zaplecza finansowego, niezbędnego do egzystencji. Przelała na papier prawdziwą historię, wywołującą skrajne odczucia, które dodatkowo potęguje świadomość jej autentyczności. Trochę szkoda, że nie zdecydowała się na bardziej emocjonalne podejście do tematu i skupiła się wyłącznie na przedstawieniu opowieści, a nie pokusiła się o wykorzystanie jej potencjału do mocniejszego uderzenia we wrażliwość odbiorcy.

 

„Byłam służącą w arabskich pałacach” nie należy do książek lekkich i przyjemnych, pozwalających miło i przyjemnie spędzić czas. To przerażający obraz wywołujący falę negatywnych emocji i pobudzający do refleksji oraz przemyśleń. Literatura faktu w ciekawym wydaniu dla każdego, kto ma odwagę zajrzeć za kulisy odległego i rządzącego się swoimi prawami świata, w którym nie wszystkie prawa człowieka są respektowane. Polecam.

Dodaj komentarz

Agnieszka Tyszka "Sekretnik Zosi z ulicy Kociej. Zrób to sam" (Nasza Księgarnia)

  • Drukuj
Szczegóły
Kategoria: Recenzje
Utworzono: sobota, 19, wrzesień 2015 10:17

Dla wszystkich sympatyków serii „Zosia z ulicy Kociej” świeżo wydany „Sekretnik…” to prawdziwy niezbędnik! Taki inspirujący „zeszyt ćwiczeń” pełen zabawnych zapisków, równie zabawnych rysunków Agaty Raczyńskiej, ciekawych zadań i zwariowanych, „keratywnych” pomysłów. Ołówki naostrzone? Kredki pod ręką? To zaczynamy zabawę!

Bohaterka wymyślona przez Agnieszkę Tyszkę lubi siedzieć na jabłoni i zapisywać kolejne zeszyty perypetiami swojej rodzinki, w której prym wiedzie jej młodsza siostra Mania, która ma istną manię przekręcania słów. Zawsze jest z nią sto pociech. Tym razem Zosia uzupełnia tylko poprzednie historyjki i sprawdza, ile z nich zapamiętali czytelnicy. Korzysta też z pomysłów cioci Maliny, „najtwórczejszej” artystki na świecie.
Zaczynamy od zaznaczenia najulubieńszych miejsc, na planie najbliższej okolicy, sporządzamy własne drzewo genealogiczne, wpisujemy plan lekcji – ten prawdziwy i taki wymarzony. Uwaga, żeby wam się potem nie pomyliły! Tak jak dawniej w zeszycie nazywanym „pele-mele” lub „złote myśli” wpisujecie co najbardziej lubicie, a za czym nie przepadacie, wasze ulubione piosenki, wykonawcy, tytuły filmów itp. Oprócz typowych pytań są i nietypowe np. jakich rzeczy na pewno nigdy nie zabralibyście ze sobą na bezludną wyspę, jakie było wasze najdziwniejsze usprawiedliwienie nieobecności w szkole. Jest miejsce na zaprojektowanie czapki i wymarzonego stroju na halloween, na wymyślenie przepisu na słodką mysz oraz konkurs na zupełnie nową, odlotową… kuwetę. Trzeba wymyślić „zakleństwo”, narysować komiks, ułożyć kolędę, przeprowadzić wywiad. Gdyby ktoś zastanawiał się, co można robić, by nie nudzić się podczas jazdy samochodem czy stania w korku, znajdzie tu też propozycje słownych zabaw. Na koniec może natomiast wymyślić okładkę do kolejnego tomiku przygód mieszkańców ulicy Kociej.

Zadań i pomysłów jest mnóstwo, a jeden ciekawszy od drugiego.  „Sekretnik…” przyjemnie się czyta, a jeszcze przyjemniej współtworzy. Wypełniając kolejne strony dziecko rozwija umiejętności manualne oraz ćwiczy wyobraźnię i kreatywność. Czas spędzony nad tą książką na pewno nie będzie stracony, dostarczy dużo radości i nie pozwoli się nudzić.

 

1 komentarz

Beata Chomątowska "Pałac. Biografia intymna" (Wydawnictwo Znak)

  • Drukuj
Szczegóły
Kategoria: Recenzje
Utworzono: środa, 16, wrzesień 2015 09:42

Tak jak  trudno sobie wyobrazić Paryż bez wieży Eiffla, tak podobnie z Warszawą nierozerwalnie związany jest Pałac Kultury i Nauki. Ten wszystkim znany budynek obchodzi w tym roku jubileusz: 60–lecie swojego powstania i choć proweniencję ma niezbyt pochlebną, to nie można mu odmówić ogromnego znaczenia. Ten najwyższy „drapacz chmur” w Polsce, liczący 42 piętra, jest siedzibą wielu podmiotów instytucji użyteczności publicznej, np. teatrów, tu mieści się słynna Sala Kongresowa, gdzie grywali najwięksi muzycy. Długo by wymieniać wszystko, co działo się i nadal się dzieje w jego murach. Wpisany na listę zabytków, ma swoich przeciwników optujących za zburzeniem gmachu. Stanowi symbol pewnej epoki w polskiej historii. 

Nieczęsto dzieło architektury staje się bohaterem książki. Beata Chomątowska, dziennikarka, znana czytelnikom, np. z „Prawdziwych przyjaciół poznaje się w Bredzie” pochyliła się nad Pałacem Kultury i Nauki z zainteresowaniem, wnikliwością, sympatią. Poświęciła mu „biografię intymną”, zgłębiła jego tajemnice, kroniki, zakamarki. Przybliżyła czytelnikom kawałek historii Warszawy, z tytułową budowlą na czele. Opowiedziała w kilku rozdziałach, w takich jakby reportażach - artykułach, o genezie projektu, o architektach tamtych czasów (Rudiew, Karawajew, bracia Sigalin,)  o radzieckich i polskich budowniczych, o relacjach między nimi, o sukcesach i dramatach związanych z budową, o właścicielach wysiedlonych z gruntów pod Pałac nieruchomości, o rozmaitych listach adresowanych właśnie tutaj. Uwagę poświęciła pałacowym kotom, muzeum komunizmu, kolekcjonerom pocztówek z widokiem PKiN. Uwieczniła w biografii kronikarkę – Hannę Szczubełek, nieocenioną pomoc w pracach nad książką.

„Pałac. Biografia intymna” to lektura, która pozwala spojrzeć na słynny gmach z innej perspektywy. To przecież nie tylko niebosiężny budynek z betonu i stali, ale efekt tytanicznej pracy, dzieło nie tylko kielni i młotków, ale ludzkich serc, potu i łez. Dowiadujemy się tego, o czym nie wspominają przewodniki. Czyta się tę książkę niczym wciągającą powieść, tu i ówdzie zerkając na fotografie, śledząc kalendarium. Znajdziemy tu wiele ciekawostek, odkryjemy Pałac na nowo. Autorka wykonała solidną pracę zbierając materiały i udało jej się nie tylko uhonorować budowlę z okazji rocznicy, ale zapewnić czytelnikom rzetelną, bogatą merytorycznie lekturę. Warto po nią sięgnąć, niezależnie od tego, czy wybieramy się do stolicy.

 

1 komentarz

Jolanta Kosowska "Nie ma nieba" (Novae Res)

  • Drukuj
Szczegóły
Kategoria: Recenzje
Utworzono: sobota, 12, wrzesień 2015 10:20

Gdy po przeczytaniu danej powieści nabieramy ochoty na inne, sygnowane tym samym nazwiskiem, to niewątpliwie znak, że „złapaliśmy bakcyla” i odtąd będziemy pilnie śledzić wydawnicze zapowiedzi, szperać w księgarniach i bibliotekach, tudzież rozglądać się po półkach naszych znajomych, by poznać całą twórczość danego autora. Tak rozpoczynają się wspaniałe czytelnicze przygody, tak dokonujemy własnych literackich odkryć. W moim przypadku tak się stało z „Nie ma nieba” Jolanty Kosowskiej. To już czwarta powieść w literackim dorobku lekarki o trzech specjalnościach, pracującej w Dreźnie, w praktyce przyjaznej cudzoziemcom, z zamiłowania – podróżniczki, która uwielbia odwiedzać  m.in. Wenecję i Chorwację.

Moim zdaniem, autorka znakomicie zaczęła wypełniać pewną niszę na rynku wydawniczym, bo o ile seriale o tematyce medycznej cieszą się dużą popularnością, to wątków lekarskich w literaturze mamy jak na lekarstwo, nie licząc thrillerów medycznych Robina Cooka, czy Tess Gerittsen. W polskiej prozie obyczajowej natomiast wieje pustką, jeśli chodzi o tę właśnie tematykę.  Z góry jednak chciałabym zapewnić, że nie znajdziemy tu natłoku medycznego nazewnictwa i szczegółowych studium przypadku, co mogłoby odstraszać potencjalnych czytelników.  To powieść o lekarzach, ale przede wszystkim – o ludziach. 

 „Nie ma nieba” zaskakuje pozytywnie na wielu poziomach. Jolanta Kosowska świetnie opowiada oddając głos bohaterom, buduje napięcie, serwuje niespodziewane zwroty akcji, wywołuje emocje. Powoli odkrywa kolejne puzzle, pokazuje, że zawsze jest ta druga strona medalu, a czytelnik musi rewidować swoje osądy wobec postaci i zastanawiać się, jak sam postąpiłby w danej sytuacji. Czasem są to nie lada dylematy. Autorka posługuje się pięknym, literackim językiem,  zaś tam, gdzie  jest to konieczne -potocznym, „soczystym”, dostosowanym do postaci, sytuacji, emocji.

Historia Macieja, który zrezygnował w praktyki lekarskiej oraz jego ukochanej Małgorzaty, szczególnie mocno zaangażowanej w przypadek jednego z pacjentów, ukazana została w ciekawy sposób.  Autorka podzieliła ją na trzy części.
Oto niby przypadkiem były szef Maćka, który zatrzymał się u niego na noc, będąc przejazdem w drodze na konferencję, zostawił mu branżowe pismo, z którego wypadło zdjęcie trzyletniego chłopca. Wkrótce dostał wiadomość, aby pilnie skontaktował się z Karoliną, córką profesora.  Jest wobec tego sceptyczny. Wciąż rozpamiętuje swój związek z Gośką sprzed paru lat, wspólne wyjazdy w góry, wspólne noce. Wraca do bolesnego wspomnienia o ślubie. Ślubie z innym, trzeba dodać. Pozornie to wszystko zupełnie się nie klei, wygląda  jak układanka, w której jeszcze wielu elementów brakuje. Spokojnie jednak ją uzupełniamy w trakcie lektury. Środkowa, najobszerniejsza część zatytułowana „Ależ byłem idiotą… Czyli czego dowiedziałem się od Karoliny” przenosi czytelnika jak w filmie do zdarzeń związanych z Małgorzatą. I tu z zapartym tchem śledzimy historię młodej ambitnej lekarki oraz Roberta, którego szanse na wyzdrowienie zmierzają ku wartościom zerowym. Nie obędzie się bez dramatycznych dylematów, wzruszeń, rozterek i bólu. Losy bohaterów zaprowadzą aż do włoskich Dolomitów. To, co tam się wydarzyło przeszło do legendy, a Małgorzata – cóż, musiała zamknąć pewien rozdział. Czytelnik wraz z bohaterami dociera w końcu do „tu i teraz”, gdy Maciek musi stanąć na wysokości zadania. Przekonuje się, że unosząc się honorem i pochopnie postępując zmarnował trzy lata, zamiast walczyć o miłość, o rodzinę, o szczęście. W trzeciej części dowiadujemy się co spowodowało, że bohater zmienił zawód, poznajemy przypadki, których nie udźwignął, które go przytłoczyły odpowiedzialnością i sprawiły, ze odwiesił fartuch i stetoskop na kołek i zabrał się za sprzedawanie zagranicznych wycieczek. Finał tej dramatycznej i skomplikowanej historii jest jednak optymistyczny. Czytelnikom naprawdę należało się szczęśliwe zakończenie po tym emocjonalnym rollercosterze. 

Spodziewałam się, że będzie to powieść obyczajowa/romans, gdzie akcja będzie toczyć się w środowisku lekarskim. Tymczasem dostałam kawał dobrej, gęstej, psychologicznej prozy, która stawia przed czytelnikiem wiele pytań, problemów do zastanowienia się, po prostu – daje do myślenia. Zmusza do pochylenia się nad kwestiami, dotyczącymi życia i śmierci, poświęcenia, miłości, empatii, odpowiedzialności, wyborów dokonywanych przez człowieka w ekstremalnej sytuacji. 

Powieść pokazuje jak cienka i krucha bywa granica między relacjami „lekarz- pacjent” a „człowiek- człowiek”, jak łatwo poprzez pochopne sądy i decyzje zaprzepaścić uczucie i wykreślić kawałek z życiorysu, jak zbyt nadmierne zaangażowanie w sprawy innych osób  bywa destrukcyjne. To też opowieść o zwątpieniu, o odzieraniu rzeczywistości z ideałów, o dojrzewaniu wewnętrznym i zawodowym bohaterów, o miłości. 

„Love story współczesnych czasów” ? To określenie to za mało! „Nie ma nieba”? Ale jest ziemia, scena wielkich uczuć, trudnych wyborów, ciężkich decyzji. Być może najnowsza powieść Jolanty Kosowskiej pomoże nam choć troszeczkę zrozumieć pewne sprawy, a przynajmniej pozwoli spojrzeć na nie inaczej. Zdecydowanie jedna z najlepszych powieści, jakie miałam okazję czytać w tym roku. Bardzo polecam. 

1 komentarz

Magdalena Knedler "Pan Darcy nie żyje" (Wydawnictwo IV Strona)

  • Drukuj
Szczegóły
Kategoria: Recenzje
Utworzono: piątek, 11, wrzesień 2015 09:23

Nie wiem jak wy, ale uwielbiam „Dumę i uprzedzenie” Jane Austen, a także jej telewizyjną i kinową adaptację. Dobór aktora do roli głównego bohatera jest niezwykle ważny i zarówno Colin Firth, jak i Matthew McFadyen idealnie się w rolę Darcy’ego wpasowali. Ale czy odbiór takiej adaptacji byłby pełen entuzjazmu, gdyby w rolę ponurego i dumnego arystokraty wcielił się aktor zupełnie do tej postaci nie pasujący? Czy to w ogóle jest możliwe? Okazuje się, że jak najbardziej. Magdalena Knedler w swoim spektakularnym debiucie o przekornym tytule „Pan Darcy nie żyje” pokazuje właśnie tragiczny w skutkach wybór niewłaściwego aktora do głównej roli w nowej adaptacji „Dumy i uprzedzenia”. Peter Murphy, blondyn z lokiem na czole, nie nadaje się do odtworzenia postaci Darcy’ego, wiedzą o tym wszyscy, tylko nie producent. A także sam bohater dramatu jest przekonany o tym, że ta rola mu się należy i za żadną cenę nie pozwoli jej sobie odebrać. Nawet za cenę istotnych informacji i małych szantaży, bo przecież zawsze ktoś coś ma na sumieniu. A już zwłaszcza ludzie szołbizu. To właśnie o tym jest ta książka. O ludziach, rzuconych gdzieś na angielską prowincję, pracujących na planie nowej adaptacji kultowej powieści Austin. O ludziach, których na pozór nic nie łączy, którzy wiedzą o sobie tylko to, co pokazują okładki tabloidów. I nagle poznajemy ich niejako z drugiej strony, okazuje się, że gra aktorska nauczyła ich odgrywać swoje role także w życiu. A przecież kiedyś w końcu trzeba być sobą. I bohaterom się to w końcu udaje. 

Autorka stworzyła opowieść pełną znakomitych smaczków, dynamicznych zwrotów akcji, z pełnokrwistymi i wyrazistymi bohaterami. Tu nie ma sztuczności (może oprócz tej na potrzeby filmu czy pozy przed innymi). Postaci ukazują się nam w pełnej krasie i poznajemy ich tajemnice, głęboko skrywane słabości i pragnienia. Bo przecież nawet gwiazdy kina chcą normalnego życia i ukochanej osoby tuż obok. Jedno ich łączy… niechęć do odtwórcy roli Pana Darcy’ego. I tutaj nasuwa się pytanie: czy ktoś z ekipy aktorów i filmowców nienawidził go tak bardzo, że postanowił pozbawić go życia? No bo przecież… Pan Darcy nie żyje!

Uwierzcie, fabuła będzie mocno zaskakująca, historie poszczególnych bohaterów bardzo wciągające i z rozmysłem przez autorkę uknute. Tak abyśmy do końca zadawali sobie pytanie: kto? I dlaczego?

„Pan Darcy nie żyje” to oryginalna i błyskotliwa opowieść, która wciąga czytelnika już od pierwszej strony. A właściwie już od tytułu. No bo jak to? Ktoś zabił ulubieńca wielbicieli prozy Austen? A może odpowiedź jest całkiem inna? Aby ją poznać, niezwłocznie sięgnijcie po debiutancką książkę Magdaleny Knedler. To uczta dla zmysłów, napisana pięknym literackim językiem, a także niezwykle realistycznym i adekwatnym do przedstawianych sytuacji. Gorąco polecam.

Dodaj komentarz

Małgorzata Strękowska-Zaremba "Bery, gangster i góra kłopotów" (Nasza Księgarnia)

  • Drukuj
Szczegóły
Kategoria: Recenzje
Utworzono: czwartek, 10, wrzesień 2015 09:48

Już sam tytuł sprawia, że mali i nieco więksi miłośnicy przygód strzygą uszami. Gangster? Kłopoty? To musi być ciekawe. Ale, ale… „bery”? W pierwszej chwili to słowo skojarzyło mi się ze śląskimi dowcipami, anegdotami. Przyszła mi też na myśl odmiana gruszek. Pudło! W drugim rozdziale tej uroczej książeczki, okazało się, że Bery to brzydal, ale za to najlepszy i najwierniejszy, mądry przyjaciel – pies. Co on robi w historii z gangsterem? Przekonajcie się sami, sięgając po powieść Małgorzaty Strękowskiej –Zaremby --pisarki, dziennikarki, recenzentki, współautorki podręczników, członkini Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, która swoją przygodę z pisaniem dla dzieci zaczynała w „Misiu”.

Bohaterem i zarazem narratorem jest Kuba, uczeń drugiej klasy, z którym mało kto chce się kolegować, ponieważ wolno biega i psuje wszystkie zabawy, jest gruby i często go przezywają. Jego kumplem jest Wojtek, chłopiec ze złotymi loczkami i wszędobylską siostrą bliźniaczką. Chłopcy mają niesamowite pomysły, wynajdują płyn do podlewania dzieci, aby rosły, próbują uciec z domu przechodząc przez mur na dworcu - niczym Harry Potter, wpadają na trop gangstera i spotykają „straszydło”. Zmagają się z wielkimi problemami małych ludzi - uwagami w szkole, bójkami z kolegą, brakiem zrozumienia, skarżeniem do nauczycielki, omyłkowym posądzeniem o kradzież. Muszą zmierzyć się ze smutną wiadomością o śmierci sąsiada dziadka, niepokojem o bliskich. Dzieci zupełnie inaczej patrzą na otaczającą je rzeczywistość, inaczej oceniają sytuację, przeżywają wszystko na swój sposób. Autorce udało się poruszyć wiele ważnych tematów , „przemycić” je w fabule. Pokazała bohaterów zwyczajnych, z wadami, problemami. Mały czytelnik łatwo się z nimi może utożsamić. Bo któż nie miał podobnych doświadczeń jak Kuba i Wojtek…

 „Bery, gangster i góra kłopotów” tomądra i zabawna opowieść o przyjaźni, o marzeniach i rozczarowaniach, o tym, że nie powinno się oceniać ludzi ( i psów) po wyglądzie, także o potrzebie wzajemnej pomocy i tolerancji. Czuć w niej klimat książek dla dzieci Adama Bahdaja, Edmunda Niziurskiego. Książka plasuje się w przedziale wiekowym 6- 10 lat. Zdobią ją ilustracje w wykonaniu Moniki Pollak, absolwentki Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku, która ilustruje książki dla dzieci oraz podręczniki szkolne. Zajmuje się również grafiką użytkową. Jej rysunki przypominają nieco w moim odczuciu kreskę Bohdana Butenki, są proste i wyraziste. W dobrym stylu, przyjemne w odbiorze, pasują do treści. 

Ta publikacja nie jest nowością, ale znakomicie, że ją przypomniano. Została wyróżniona w 2006 r. w konkursie Polskiej Sekcji IBBY, zdobyła w 2007 - Mały Dong nagrodę dziecięcego jury, była nominowana do Nagrody im. Kornela Makuszyńskiego. Nic dziwnego, bo to naprawdę wartościowa lektura!

 

Dodaj komentarz

Więcej artykułów…

  1. Danuta Pytlak "Medalion szczęścia" (Zysk i S-ka)
  2. Agnieszka Tomczyszyn "Ezotero. Córka wiatru" (Wyd. MG)
  3. Emilia Padoł "Dżentelmeni PRL-u" (Wyd. Prószyński i S-ka)
  4. Mila Rudnik "Miłość przychodzi z deszczem" (Prószyński i S-ka)

Strona 56 z 129

  • Start
  • poprz.
  • 51
  • 52
  • 53
  • 54
  • 55
  • 56
  • 57
  • 58
  • 59
  • 60
  • nast.
  • Zakończenie

Copyright © 2012 Polscy autorzy. Wszelkie prawa zastrzeżone.

biuro rachunkowe opole - tłumacz przysięgły włoskiego Wrocław - masaz Walbrzych - kontenery Strzegom - Płyty polerowane granitowe Strzegom

profesjonalny dobry hosting

Ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
ZAMKNIJ
Polityka Plików Cookies

Serwis nie zbiera w sposób automatyczny żadnych informacji, z wyjątkiem informacji zawartych w plikach cookies.
Pliki cookies (tzw. "ciasteczka") stanowią dane informatyczne, w szczególności pliki tekstowe, które przechowywane są w urządzeniu końcowym Użytkownika Serwisu i przeznaczone są do korzystania ze stron internetowych Serwisu. Cookies zazwyczaj zawierają nazwę strony internetowej, z której pochodzą, czas przechowywania ich na urządzeniu końcowym oraz unikalny numer.

Pliki cookies wykorzystywane są w celu:
  1. dostosowania zawartości stron internetowych Serwisu do preferencji Użytkownika oraz optymalizacji korzystania ze stron internetowych; w szczególności pliki te pozwalają rozpoznać urządzenie Użytkownika Serwisu i odpowiednio wyświetlić stronę internetową, dostosowaną do jego indywidualnych potrzeb;
  2. tworzenia statystyk, które pomagają zrozumieć, w jaki sposób Użytkownicy Serwisu korzystają ze stron internetowych, co umożliwia ulepszanie ich struktury i zawartości;
  3. utrzymanie sesji Użytkownika Serwisu (po zalogowaniu), dzięki której Użytkownik nie musi na każdej podstronie Serwisu ponownie wpisywać loginu i hasła;
W ramach Serwisu stosowane są dwa zasadnicze rodzaje plików cookies: "sesyjne" (session cookies) oraz "stałe" (persistent cookies). Cookies "sesyjne" są plikami tymczasowymi, które przechowywane są w urządzeniu końcowym Użytkownika do czasu wylogowania, opuszczenia strony internetowej lub wyłączenia oprogramowania (przeglądarki internetowej). "Stałe" pliki cookies przechowywane są w urządzeniu końcowym Użytkownika przez czas określony w parametrach plików cookies lub do czasu ich usunięcia przez Użytkownika.

W ramach Serwisu stosowane są następujące rodzaje plików cookies:
  1. "niezbędne" pliki cookies, umożliwiające korzystanie z usług dostępnych w ramach Serwisu, np. uwierzytelniające pliki cookies wykorzystywane do usług wymagających uwierzytelniania w ramach Serwisu;
  2. pliki cookies służące do zapewnienia bezpieczeństwa, np. wykorzystywane do wykrywania nadużyć w zakresie uwierzytelniania w ramach Serwisu;
  3. "wydajnościowe" pliki cookies, umożliwiające zbieranie informacji o sposobie korzystania ze stron internetowych Serwisu;
  4. "funkcjonalne" pliki cookies, umożliwiające "zapamiętanie" wybranych przez Użytkownika ustawień i personalizację interfejsu Użytkownika, np. w zakresie wybranego języka lub regionu, z którego pochodzi Użytkownik, rozmiaru czcionki, wyglądu strony internetowej itp.;
  5. "reklamowe" pliki cookies, umożliwiające dostarczanie Użytkownikom treści reklamowych bardziej dostosowanych do ich zainteresowań.
W wielu przypadkach oprogramowanie służące do przeglądania stron internetowych (przeglądarka internetowa) domyślnie dopuszcza przechowywanie plików cookies w urządzeniu końcowym Użytkownika. Użytkownicy Serwisu mogą dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących plików cookies. Ustawienia te mogą zostać zmienione w szczególności w taki sposób, aby blokować automatyczną obsługę plików cookies w ustawieniach przeglądarki internetowej bądź informować o ich każdorazowym zamieszczeniu w urządzeniu Użytkownika Serwisu. Szczegółowe informacje o możliwości i sposobach obsługi plików cookies dostępne są w ustawieniach oprogramowania (przeglądarki internetowej).
Operator Serwisu informuje, że ograniczenia stosowania plików cookies mogą wpłynąć na niektóre funkcjonalności dostępne na stronach internetowych Serwisu.
Pliki cookies zamieszczane w urządzeniu końcowym Użytkownika Serwisu i wykorzystywane mogą być również przez współpracujących z operatorem Serwisu reklamodawców oraz partnerów.