Agnieszka Lingas-Łoniewska "Skazani na ból" (Novae Res)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 29, wrzesień 2015 20:48
On i ona. Pochodzą z zupełnie innych światów i wszystko ich dzieli. Doświadczenia, przekonania, wartości, sytuacja rodzinna. Nawet plany na przyszłość. Łączy ich tylko miłość. Spotykają się przypadkiem. On staje w jej obronie. Ona jest mu wdzięczna. Brzmi banalnie? Już gdzieś to wcześniej grali? Sparafrazuję wypowiedź jednej z bohaterek sagi „Pieśń Lodu i Ognia”: „Nic nie wiesz, Drogi Czytelniku”... A jeśli trzymasz w dłoni „Skazanych na ból”, to jesteś skazany na tę książkę, dopóki nie przewrócisz ostatniej strony. I jeszcze później.
Aleks Pański ma dwadzieścia lat i jest skinheadem. Wierzy w czystość białej rasy i wyższość wyznawanej przez siebie ideologii nad innymi. Przyjaźni się z członkami swojego bractwa, w towarzystwie których lubi czasem zrobić porządek z „lewakami”, „brudasami”, „miękkimi kutasami” i „pomyłkami genetycznymi”. A jednak Aleks i jego kompania nie żyją od jednej rozróby do drugiej. Łączą ich silne więzi, są ze sobą blisko jak rodzina i zawsze mogą na siebie liczyć. Sam Aleks uważa, że innej rodziny nie ma. Matka chłopaka, która dawniej cierpiała na wieczną depresję, a jej nastroje zmieniały się jak w kalejdoskopie, zniszczyła mu dzieciństwo zimną obojętnością i brakiem miłości. Ojciec – odszedł, kiedy syn miał kilka lat, a teraz usiłuje nadrobić stracony czas. Aleks nigdy nie czuł się kochany i sam nie potrafi kochać. Jego codzienność rozciąga się między pracą w fabryce syropów, spotkaniami z przyjaciółmi z bractwa i sklejaniem modeli samolotów w starym garażu.
Amelia Ligacka ma osiemnaście lat i niebawem zdaje maturę. Marzy o studiach. Pochodzi z dobrego, zamożnego domu, i ma troskliwych rodziców. A jednak nie jest do końca szczęśliwa – kilka lat wcześniej przeżyła osobistą tragedię, za którą wciąż obwinia... siebie. Kiedy pewnego dnia zostaje zaatakowana przez grupkę cyganów i Aleks przychodzi jej z pomocą, Amelia odradza się na nowo. Od pierwszej chwili wie, że są sobie przeznaczeni. Jej postawa wyraża wszystko, co stanowi kwintesencję młodości: radość, spontaniczność i... odrobinę naiwną wiarę w to, że miłość może pokonać każdą barierę. I nieważna jest ideologia, wartości, poglądy, bractwa, a nawet... pochodzenie. Amelia ma bowiem pewien sekret, który skrzętnie przed Aleksem ukrywa. A on dzięki niej wreszcie uczy się kochać. W młodym chłopaku ze starą jak świat duszą budzi się życie. Tylko czy ta miłość ma szansę przetrwać?
Nie będę chyba oryginalna, jeśli powiem, że „Skazani na ból” to najlepsza powieść w dorobku Agnieszki Lingas-Łoniewskiej. Takie opinie już się pojawiły, a z pewnością będzie ich jeszcze więcej. Moja dotychczasowa ulubiona pozycja tej autorki – „Brudny świat” – już kilka razy spektakularnie spadła z półki, ale nic nie mogę na to poradzić – detronizacja stała się faktem. Powieść „Skazani na ból”, mimo iż klasyfikowana jako „new adult”, uderza dojrzałością na każdej twórczej płaszczyźnie. Jest przede wszystkim dopracowana pod względem stylistycznym i zindywidualizowana językowo. Warto zwrócić szczególną uwagę na sposób prowadzenia narracji z punktu widzenia Aleksa – na doskonale odwzorowany socjolekt subkultury, do której należy ta postać. Lingas-Łoniewska nie jest jednak w tym socjolekcie nachalna, nie popisuje się swoją wiedzą. Specyficzne słownictwo, nazwy i określenia brzmią w ustach Aleksa bardzo naturalnie i wyraźnie wskazują na wyznawaną przez niego ideologię. Język jest również w „Skazanych na ból” typowy dla ludzi młodych, potoczny (choć w dramatycznych momentach ustępujący miejsca opisom bardziej poetyckim) i świadczy o znakomitym słuchu autorki. Sprawia też, że ta powieść czyta się „sama”. I jest klasycznym page-turnerem.
Fabuła ogniskuje się wokół kilku wątków, ale skupia na dwójce bohaterów i ich relacji – trudnej, a jednocześnie pięknej. Widać, że Agnieszka Lingas-Łoniewska wykonała ogromną pracę, zbierając materiał do tej powieści i poznała temat od podszewki. Na tyle, by nabrać... dystansu i nie oceniać. Bo jeśli myślicie, że w „Skazanych na ból” znajdziecie tanią pedagogikę i ckliwy morał, jesteście w błędzie. Ja również byłam. Kiedy przeczytałam motto: „Czasami trzeba pokochać kogoś, kto na to nie zasługuje, aby potem trafić na tę właściwą osobę”, przyszło mi do głowy, że pewnie skin okaże się tym złym, a dziewczyna przejrzy na oczy i znajdzie sobie „normalnego” faceta. No! Jak ja lubię, kiedy autor udowadnia mi, że nic nie wiem! Najbardziej w tej powieści uderzyło mnie właśnie użycie słowa „normalny” w różnych kontekstach. Zawsze wydawało mi się, że „normalny” to pojęcie względne i punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. I autorka najwidoczniej podziela moje zdanie. W „Skazanych na ból” słowo „normalny” dla każdego oznacza coś zupełnie innego. Dla skinów i nie-skinów, dla tych, którzy grają na gitarze, chodzą do szkoły, zażywają narkotyki, chodzą na imprezy, piją i nie-piją, tańczą i nie-tańczą, słuchają Honoru i Konkwisty 88 albo Rihanny i Red Hot Chili Peppers. Kto jest „normalny”? Aleks-skin, Pasiak-cygan, Amelia, która ma pewien sekret? Czy w ogóle ktoś jest? A może chodzi o to, by znaleźć jakieś wyjście? Wypracować kompromis? Czy to możliwe? Nie znajdziemy w „Skazanych na ból” jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Choć dramatyczne zakończenie może sugerować, że szansę są niestety niewielkie...
Najważniejsze w „Skazanych na ból” są emocje. Sposób, w jaki przeżywają je bohaterowie – niby młodzi, ale już doświadczeni, już nadgryzieni zębem cynizmu. I bólem, na który są skazani. Przepiękna, wzruszająca, mądra książka. Przekazująca ważną treść i skłaniająca do myślenia. Mam cichą nadzieję, że przeczytają ją także ludzie młodzi, a nie tylko emeryci po trzydziestce, jak ja... Bardzo bym tego chciała. Warto również zaopatrzyć się w chusteczki. Ja oczywiście obiecałam sobie, że już będę twarda, profesjonalna i nie zapłaczę więcej nad żadną książką. Postawię na chłodny osąd i merytoryczną analizę. No cóż, przy „Skazanych na ból” poległam na całej linii. Ale przecież o to chyba chodzi w obcowaniu z literaturą. By coś przeżyć.