Barbara Wicher "Figa na wakacjach" (Wydawnictwo Skrzat)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 05, kwiecień 2016 10:37
Dzieci uwielbiają opowiadania o zwierzętach. Prym wiodą historie o psach i kotach. Jeśli są ciekawe, zabawne, mądre, napisane przystępnym dla dziecka językiem, to nie ma nic lepszego do czytania przed snem czy do codziennej lektury.
Tym razem na naszą półkę trafiła książeczka autorstwa Barbary Wicher o charakternej koteczce imieniem Figa, która robiła wszystko, aby utrudnić wakacyjny wyjazd. Zwierzątko miało zostać pod opieką pani Olgi, ale niestety, sąsiadka złamała nogę i tym samym pokrzyżowała plany rodzinie. Fidze było to na rękę, czy raczej na łapkę. Myślała, że wszyscy, to znaczy Marta, Bartek i ich rodzice zostaną w domu. Okazało się jednak, że kotkę podstępem załadowano do transportera i wakacyjny wyjazd doszedł do skutku. To był dla Figi początek wspaniałej przygody. Zaznała uroków życia na swobodzie, poznała wiejskie zwierzęta i świat przyrody. Początkowo niechętna opuszczeniu mieszkania, teraz nie chciała wracać.
Narratorką opowieści jest sama Figa. To kotka z charakterem, niepokorna, nieco złośliwa, lubiąca domowe zacisze, ale też ciekawa świata. Trudno nie darzyć jej sympatią. Takie postaci jak ona od razu podbijają serca małych odbiorców literatury.
Książeczka wydana w serii "Duże litery" przystosowana jest do samodzielnego czytania. Ma przejrzysty, dużą czcionką wydrukowany tekst. Barwne, duże i bardzo atrakcyjne w wyglądzie ilustracje, które wykonał Zbigniew Dobosz, stanowią dodatkowy atut publikacji. Na końcu zamieszczono "quiz" wiedzy o kotach. Zatem można połączyć przyjemne z pożytecznym.
Tekst Barbary Wicher jest prosty, łatwy do przeczytania i zrozumienia przez dziecko. Opowieść podzielona na rozdziały budzi ciekawość małego czytelnika, czy też słuchacza, co będzie dalej, jak poradzi sobie kotka, co nowego zobaczy.
"Figa na wakacjach" może być przyczynkiem do rozmów o traktowaniu domowych pupili, o konieczności zapewnienia im opieki na czas wyjazdu, o karygodnym porzucaniu zwierząt przed wakacjami, a także o różnicach w życiu miejskich i wiejskich kotów.
Serdecznie polecam tę sympatyczną książeczkę starszym przedszkolakom i uczniom młodszych klas szkoły podstawowej. Ciekawe, czy też zaprzyjaźnicie się z Figą.
Maria Szypowska "Jan Matejko wszystkim znany" (Zysk i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 04, kwiecień 2016 10:36
Kto nigdy nie słyszał o Janie Matejce? Kto nie zna choć jednego obrazu tego artysty? Już od wczesnych lat poznajemy twórczość Jana Matejki, to często jego obrazy podziwiamy w podręcznikach do języka polskiego, historii czy sztuki na prawie wszystkich etapach nauki szkolnej. Ale czy oprócz dzieł wielkiego mistrza znamy jego życie, które toczyło się już po tej drugiej stronie płótna i sztalug? „Jan Matejko wszystkim znany” to biografia znanego na całym świecie artysty, znajdującego się w panteonie największych twórców malarstwa historycznego. A jak wyglądało codzienne życie Jana Matejki?
Już na początku zaczynamy towarzyszyć Matejce od jego najmłodszych lat. I tak dowiadujemy się, że Wielki Artysta był chorowitym, delikatnym dzieckiem, cierpiącym na krótkowzroczność. Również przez wiele lat Jan Matejko spotykał się z krzywdzącym traktowaniem oraz uwagami, dotyczącymi jego talentu. Co ciekawe, często uważano, że mały Janek nie ma uzdolnień malarskich, więc nawet radzono jego ojcu, aby nie kształcił syna w artystycznym zawodzie. Choć przez pewien okres wątpiono w jego umiejętności, to jednak dzięki wewnętrznej sile, uporowi oraz zdolnościom, Jan Matejko bardzo szybko stał się sławnym malarzem. Ale mimo że odnosił duże sukcesy na polu artystycznym, to jednak jego życie nie zawsze było tak szczęśliwe.
Autorka biografii przedstawia życie Matejki bez pomijania trudnych chwil, które przeplatały się z momentami szczęścia. Żona, dzieci, problemy finansowe i zdrowotne, sukcesy i porażki – jednym słowem codzienne życie, które nieraz wymagało ogromnej siły ducha. Ale mimo ciężkich momentów, Jan Matejko nigdy nie zapomniał o Ojczyźnie. To on poświęcił życie na tworzenie obrazów, które uzyskały rangę ponadczasowych arcydzieł, wzbudzających nadzieję w sercach Polaków. To twórczość stworzona przez miłość do Polski wzniecała ogień patriotyzmu. Ale warto wspomnieć, że mimo swoich zasług artysta często spotykał się z niezrozumieniem, niedocenieniem lub poniżającym traktowaniem.
Maria Szypowska z wiernością odtworzyła historię życia Wielkiego Artysty ze wspomnień bliskich Matejce, zapisków sekretarza, dokumentów historycznych. I okazuje się, że za każdym wielkim dziełem Matejki stoją historie, anegdoty lub wydarzenia, które miały wpływ dalszą twórczość artysty. Co ważne, biografia jest także odzwierciedleniem życia minionej epoki i historii podzielonej Ojczyzny. Dlatego biografia „Jan Matejko wszystkim znany” jest doskonałą propozycją dla miłośników historii oraz sztuki, szczególnie tej związanej z dziejami Polski. Artysta wszystkim znany – to literacka gra słów, która zachęca i udowadnia czytelnikowi, że mimo wielu książek, poruszających tematykę życia i twórczości Matejki, to jego los wciąż inspiruje i zachęca do dalszych odkryć. Życie artysty było tak bogate, jak jego artystyczna twórczość. Dlatego warto prześledzić losy Matejki wraz z Marią Szypowską.
Monika Madejek "Wakacje Kajtka" (Zysk i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: niedziela, 03, kwiecień 2016 18:26
Kontynuacja „Zeszytu z aniołami” Moniki Madejek to wakacyjna opowieść o trójce przyjaciół. Opowieść, którą przyrównałabym do tej kultowej, z Francji, której nie trzeba przedstawiać. Mowa oczywiście o Mikołajku.
Jedenastoletni Kajtek, po uczciwie wykonanej pracy domowej (przypomnę, że było to pisanie dziennika) i otrzymaniu od sąsiadki nowego zeszytu, postanawia kontynuować swoją przygodę z pamiętnikiem. W taki oto sposób powstają „Wakacje Kajtka”. Kajtek, rezolutny narrator, Adaś artysta przez wielkie A i Beata zwana Sławkiem, która wciąż nie lubi wszystkiego co dziewczęce. Cała trójka nadal się przyjaźni. Wspólnie spędzają czas i na przykład w asyście taty głównego bohatera budują domek na krzewie. Tak, tak na krzewie, nie na drzewie, bo akurat drzewa w ogrodzie Kajtka nie urosły. Pomysł całkiem przedni, tylko gdy się ma dwie lewe ręce, mogą wyniknąć z tego tylko same problemy. Ale czego się nie robi, by zrealizować swoje dziecięce marzenia, a przy okazji marzenia swoich dzieci. Uwierzcie, ubaw po pachy! Nasi mali bohaterowie również podczas wakacji, po raz pierwszy w życiu wspólnie jadą na obóz przetrwania. Nie ma mowy o tym, aby dziennik został w domu. I chyba dobrze, bo jest o czym pisać. Na obozie… cóż, tego nie da się opisać. To trzeba przeczytać!
Monika Madejek lekkim piórem kreśli kolejne wakacyjne dni, a w nich przygody dzieciaków. Niejednokrotnie opisywane historię rozśmieszają: jak chociażby ta z domkiem na krzewie, druhem z obozu przetrwania, czy kotami ciotki Adasia. Wegetariańskimi kotami, oczywiście: Mandarynem, Mleczakiem, Meduzą, Mintajem, Mufinkiem, Melonem i tym ostatnim Mitkiem (od „meat” czyli mięso), najbardziej opornym na wegetarianizm kotem, który z lodówki sąsiadów wyżera kotlety.
„Wakacje Kajtka” przedstawiają świat z punktu widzenia dziecka. Świat przyjazny i serdeczny, w którym wszyscy sąsiedzi są mili i uczynni. Lektura uczy i pokazuje dzieciom, że życie poza własnym pokojem istnieje i wcale nie potrzeba do tego wiele. Wystarczą przyjaciele, a tych ma każdy, i dużo pomysłów. Książka aż kipi humorem. Przepełniona jest zwyczajnymi, ale dobrymi pomysłami, które w dzisiejszym cyfrowym świecie zaginęły.
Wykonanie powieści niewątpliwie zasługuje na uwagę. Jest bardzo porządne i przeżyje niejeden upadek, czy przypadkowy kataklizm. Ma sztywną okładkę, zaś kartki są szyte, nie klejone. Co najciekawsze, w książce dla dzieci brak jest ilustracji. Zastosowany ten zabieg początkowo dziwi, ale po dłuższym zastanowieniu może okazać się strzałem w dziesiątkę, choć niekoniecznie. Na pewno daje duże pole do popisu czytelnikowi, który przecież wyobraźnię ma, co więcej może samodzielnie wykonać i przesłać autorce ilustracje, do czego zachęcam. Podobnie jak w „Zeszycie z aniołami” tak i w „Wakacjach…” na końcu książki zamieszczone zostały przepisy. Wszak mama Kajtka prowadzi rubrykę kulinarną w lokalnej gazecie i wszystkie dania spod jej palców, czy kuchni, smakują wyśmienicie.
Zachęcam do wspólnego czytania z dziećmi tej rodzinnej lektury oraz brania przykładu z bohatera. Korzystajmy i zarażajmy śmiechem oraz pomysłami innych. Niewątpliwie książeczka „Wakacje Kajtka” dedykowana jest dzieciom w wieku szkolnym. Jednak polecam ją również dorosłym, wszak w każdym z nas nadal drzemie dziecko ☺
Małgorzata Karolina Piekarska "Tropiciele" (Nasza Księgarnia)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: sobota, 02, kwiecień 2016 18:22
Harcerstwo jest nadal trendy. Tę oczywistą oczywistość potwierdziła Małgorzata Karolina Piekarska publikując wspólnie z Wydawnictwem Nasza Księgarnia „Tropicieli”. Autorka udowodniła jednocześnie, że harcerstwo, jako sposób na życie, przetrwało wiele pokoleń i nadal ma się świetnie. Nie sposób pominąć wspaniałej pracy ilustratorki, Agnieszki Świętek, która wykonała równie fantastyczną pracę, co Piekarska. Każda strona książki ma czarno–biały dodatek w postaci wcale nie najmniejszych obrazków.
Kuba, warszawski gimnazjalista wraz z młodszą siostrą Olą oraz rodzicami przenosi się na Saską Kępę, do odziedziczonego w spadku domu dziadka, z którym niestety, nie miał zbyt najlepszych kontaktów. Niezbyt chętnie, przyparty do muru, zaczyna przygodę z nową szkołą. Przygodę, w której nie ma miejsca dla starych kumpli z podstawówki. Nowe miejsce, nowi znajomi, a do tego pałętająca się między nogami młodsza siostra, którą musi niańczyć. I właśnie dzięki niej pojawia się na zbiórce zuchów. W tym samym czasie odbywają się również zbiórki starszych miłośników mundurków, harcerzy. Początkowo sceptycznie nastawiony do całego harcerstwa Kuba za sprawą koleżanki Jagody, pomału wchodzi w świat, którego dotąd zupełnie nie znał. Jego zastęp otrzymuje nazwę Tropicieli. I w taki oto sposób rozpoczyna się jego przygoda nie tylko z harcerstwem, poszukiwaniem skarbu, czy odkrywaniem historii swojej rodziny, ale i z dziewczyną, jego pierwszą miłością. Dziewczyną, która całe swoje życie poświęciła właśnie harcerstwu, czyli wręcz odwrotnie niż Kuba.
„Tropiciele” to lektura napisana łatwym, przystępnym i zrozumiałym językiem. Akcja toczy się szybko i z każdą stroną nabiera tempa. Zostajemy wciągnięci w wir życia naszego młodego bohatera, w jego małe codzienne dramaty, wzloty i upadki. To bardzo ciepła powieść, do której autorka wplotła historię Saskiej Kępy oraz swojej rodziny, bowiem Wacław Chodkowski, polski malarz, istniał naprawdę. Mieszkał w Warszawie, właśnie na Saskiej Kępie, dokładnie przy ulicy Walecznych, czyli tam, gdzie nasz fikcyjny bohater, Kuba. W powieści pojawiają się również namalowane przez wspomnianego powyżej malarza akwarelowe pocztówki, które zgrabnie zostały wplecione w fabułę przez autorkę.
Małgorzata Karolina Piekarska „Tropicieli” dedykuje głównie młodzieży gimnazjalnej, do której dostęp jest niezwykle utrudniony ze względu na tak zwany „okres buntu”. Motywuje ich, pokazując jak aktywnie można spędzać czas. Z dużym powodzeniem po „Tropicieli” mogą również sięgnąć wielbiciele powieści przygodowo – detektywistycznych. Polecam gorąco, tym bardziej, że nadal istnieją hufce, zastępy zuchów, harcerzy, wciąż odbywają się obozy z udziałem harcerzy w różnym wieku i mam nadzieję, że wszyscy oni nadal będą istnieć.
Wioletta Leśków-Cyrulik "Sezon zamkniętych serc" (Zysk i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: piątek, 01, kwiecień 2016 09:46
- Autor: Katarzyna Pessel
Odciąć się od przeszłości, pozostawić ją daleko za sobą i to dosłownie, rozpocząć całkiem nowy rozdział w życiu. Skorzystanie z szansy jaka pojawia się na horyzoncie, wydaje się łatwym wyborem, lecz pozostają jeszcze wspomnienia, wciąż raniące i przypominające o tym, co tak silnie człowiek chce zapomnieć. Czy można uciec od przeszłości, jeżeli nadal prawie każdy dzień jest nią wypełniony?
Łatwo jest podjąć decyzję, o wiele trudniej jest zmagać się z jej konsekwencjami. Agnieszka ma nadzieję, że wyjazd z Polski pozwoli otworzyć nowy rozdział w życiu, ale wciąż czuje lęk, czasem wprost obezwładniający i nie pozwalający zrobić kroku naprzód. Darek zawsze służy pomocą, nawet więcej, chroni ją przed światem, daje siłę, której dziewczynie brakuje, ale jak długo to jeszcze potrwa? Może zmiany pozwolą ułożyć ich wzajemne relacje tak, by były satysfakcjonujące dla obydwojga? Jak długo człowiek jest w stanie tylko dawać lub tylko brać? Powinna być równowaga, ale o nią tak trudno w związku, a w szczególności tych dwojga. Jedno ma marzenia, drugie boi się marzyć, czy już zawsze będą uwięzieni w klatce stworzonej ze wspomnień, lęku i poczucia obowiązku? Egzystencja w islandzkim, małym, miasteczku wymaga od Agnieszki więcej niż się spodziewała, czy sprosta rzeczywistości która miała być całkowicie inna? Zewsząd otacza dziewczynę obcość, relacje z Darkiem również stają się bardziej skomplikowane. Jak poradzi sobie ze zmianami w obcym otoczeniu? Przecież ostatnie lata uciekała, teraz też jest taka możliwość, lecz dostała szansę. Tak długo unikała konfrontacji ze światem, nie jest gotowa na rewolucję w swoim życiu, ale czy musi być? Strach nie znika, nadal czai się, Agnieszka nie zapomina o nim, jest częścią niej, lecz zaczyna coś całkowicie nowego, czego w ogóle nie planowała.
Miłość jest jednocześnie prostą i bardzo skomplikowaną sprawą, wystarczy chwila by zniszczyć ją bezpowrotnie lub by zaistniała nagle i bez przyczyny. Towarzyszy jej cały szereg emocji od euforii i szczęścia nie do opisania, aż do poczucia, że świat się właśnie rozpada na milion części, których nie da się poskładać już nigdy w całość. Bywa na całe życie, trwała i niezachwiana pomimo burz, ale zdarza się krucha, wymagająca delikatności. Każda z nich jest jedyna w swoim rodzaju, każdy odczuwa ją inaczej. "Sezon zamkniętych serc" to historia w jakiej odgrywa ona główną rolę, pokazuje się z różnej perspektywy i odkrywa przed czytelnikami swą różnorodność. Autorka pisząc o miłości odkrywa jej różne oblicza: nieszablonowe, mroczniejsze, bolesne, towarzyszy jej niepewność i przede wszystkim lęk. Wioletta Leśków-Cyrulik nie pisze o łatwych uczuciach, bohaterowie zmagają się ze wspomnieniami, z otwarciem się na drugiego człowieka, zaufaniem innym, ale i sobie samemu. Tłem jest surowa, ale i piękna Islandia, krajobraz małego, nadmorskiego, miasteczka, wystawionego na mocne wiatry, chłód i krótki okres lata, współgra z emocjami postaci, stając się niemym świadkiem zmagań z przeszłością i odzyskiwania wiary w przyszłość. "Sezon zamkniętych serc" to książka w jakiej nie ma prostych pytań i odpowiedzi, jest za to opowieść o prawdziwej miłości i tej, która wydaje się nią, o złudzeniach i sile strachu oraz o wyzwaniu jakim jest wybór całkiem nowej drogi w życiu.
Maciejka Mazan "Pina, zrób coś!" (Nasza Księgarnia)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: czwartek, 31, marzec 2016 10:18
Wiosnę powitałam w tym roku lekturą najnowszej powieści z serii "Babie lato". Jej autorka, Maciejka Mazan do tej pory pozostawała nieco w cieniu, nawet założę się, że większość czytelników nie ma pojęcia, kto zacz. Nie ukrywajmy, nazwiska tłumaczy przeważnie nie są powszechnie znane, a szkoda, bo to od nich w dużej mierze zależy jakość dzieła przekładanego z obcego języka. Maciejka Mazan jest tłumaczką książek, musicali i piosenek, reżyserką, autorką dwóch książek dla dzieci oraz musicalu "CASTING", a w swoim translatorskim dorobku ma m.in. słynny "Shantaram" G.D. Robertsa.
"Pina, zrób coś!" to jej powieściowy debiut.
Co takiego zrobiła Pina? Na to pytanie nie odpowiem, ale z przyjemnością przybliżę tę uroczą komediową opowieść. Jej bohaterami są przyjaciele, którzy realizują swoje pasje w amatorskim teatrze. Gdy dowiadują się o problemie w rodzinie koleżanki, postanawiają nie siedzieć z założonymi rękami, tylko działać. Krótko mówiąc, potrzebna jest spora kwota pieniędzy na operację i leczenie. Aby pomóc w jej zebraniu, młodzi artyści starają się pozyskać środki wygrywając rozmaite konkursy, wykonując "chałtury" oraz próbują nagłośnić akcję w mediach. Ciągle jednak przytrafiają im się jakieś przygody. Czy uda im się zrealizować cel i zdobyć fundusze? Co ich spotka? O tym przeczytajcie sami.
Zapewniam, że będzie wesoło i nieprzeciętnie. Nie zabraknie absurdalnego humoru, słownego i sytuacyjnego, a postaci są takie, że "człek by je łyżkami jadł"! Gwiazdorzący Jacuś, zarzucająca śląskimi tekstami Weronika i wykazujący się olimpijskim spokojem i znajomością przebojów disco-polo Adrian to tylko niektórzy z tej zwariowanej paczki. Jeszcze są Helena, Monia, Pina, pojawia się "nie nasz Adrian" oraz... niesamowicie charakterna kotka, która nieźle da popalić. Ten kot oraz utalentowana wokalnie Walka to czarne konie całego przedsięwzięcia!
Narratorką jest tytułowa Pina i to właśnie ona, lekko i "z jajem" opowiada o całym zamieszaniu. Dowiemy się kogo i dlaczego wbijano na pal, zajrzymy na imprezę u nowobogackich w zamku Barbie, a także na stypę. Poznamy historię imienia Waltrauty, zagramy w "siedzące zwierzęta" oraz w "Co zrobimy Pinie, jak to wszystko się skończy". Prześledzimy 'piekło' występów w przedszkolach, zajrzymy na próbę generalną konkursowego spektaklu oraz za kulisy talent show.
"Pina, zrób coś!" to przezabawna komedia, która umili czas i zapewni słoneczny uśmiech nawet w pochmurny dzień. To także opowieść o pasji, przyjaźni, determinacji, bezinteresownym pomaganiu, a także o tym, że nie warto oceniać ludzi po pozorach. Niestety, książka ma też swoje wady. Mianowicie: jest za krótka i nie nadaje się do czytania w miejscach publicznych, ze względu na powodowanie niekontrolowanych wybuchów śmiechu.
Przyznam, że z początku miałam wątpliwości, czy ta powieść nie będzie należała do słabszych pozycji serii "Babie lato", z każdą kolejną stroną bawiłam się jednak coraz lepiej i nie odłożyłam tej książki, dopóki jej nie skończyłam. Na koniec, przepraszam za poufałość, ale nawiązując do tytułu tej zabawnej, ciepłej, zwariowanej powieści, nie pozostaje mi nic innego niż poprosić: "Maciejka, pisz coś!".
Karolina Korwin Piotrowska "Krótka książka o miłości" (Prószyński i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 29, marzec 2016 10:04
Ani krótka, ani o miłości. Ta pokaźnych rozmiarów limonkowozielona książka, wręcz "cegła", nie jest romansem, ani powieścią obyczajową, jak na pierwszy rzut oka mogli sądzić niektórzy. To zbiór bardzo subiektywnych tekstów poświęconych filmom, opowieść o emocjach, jakie wzbudziły, o kinowych fascynacjach. Po prostu - o pasji.
Karolina Korwin Piotrowska - dziennikarka, felietonistka, z wykształcenia historyk sztuki, miłośniczka kina, z niejednego redakcyjnego pieca chleb jadła, prowadziła m.in. słynne "Filmidło", a obecnie jest gospodynią "Magla towarzyskiego" i w cięty sposób komentuje świat "szołbizu". Można za nią nie przepadać, ale trzeba sprawiedliwie przyznać, że zna się na tym, co robi, nie daje sobie dmuchać w kaszę i obejrzała naprawdę mnóstwo filmów. Teraz postanowiła podzielić się swoimi filmowymi fascynacjami i stworzyć coś w rodzaju przewodnika po tym, co warto obejrzeć na dużym i małym ekranie.
Znajdziemy tu teksty o 90 różnorodnych gatunkowo filmach, także tych nowszych, z ostatnich lat. Każdy z nich poprzedza swoista "metryczka", zawierająca datę, charakterystyczny cytat z filmu, nazwisko reżysera, główną obsadę, spis nagród. Nie ma tu żadnego polskiego filmu, ale wcale nie dlatego, że są gorsze, po prostu im będzie poświecona osobna publikacja. Tak na marginesie, jestem jej bardzo ciekawa.
Autorka dzieli się wspomnieniami związanymi z oglądaniem filmów ( Np. pierwsza samodzielna wyprawa do kina na "Gwiezdne wojny"), swoimi odczuciami (np. przełamanie "alergii" na "Amelię"), omawia wybrane wątki, sceny, postaci. Czasem czyni to bardzo szczegółowo. Na niektóre filmy "robi apetyt", do innych - niestety - zniechęca, wyjawiając coś kluczowego, czy po prostu - wyjawiając zbyt wiele.
Przy takiej książce trzeba też wziąć pod uwagę własne doświadczenia jako widza. Inaczej czyta się o filmach, które już znamy. Wtedy potakująco kiwamy głową, dziwimy się, krzywimy, zgadzamy bądź nie z daną kwestią. Możemy porównać swoje odczucia, interpretacje. Czasem okazuje się, że nasze odczytanie filmu jest zupełnie odmienne. Gdybym nie oglądała już kiedyś np. "Co się wydarzyło w Madison County", po tekście Karoliny Piotrowskiej raczej bym nie sięgnęła po ten film. Są też takie, o których istnieniu dopiero teraz się dowiedziałam, co więcej, chciałabym je obejrzeć. Myślę tu na przykład o "Zapachu zielonej papai".
Autorka próbuje oswoić czytelnika zapewniając go, że to nie jest książka dla znawców, filmowych krytyków, pisana trudnym językiem. To przystępna opowieść o miłości do kina, zaproszenie do obejrzenia najważniejszych dla niej filmów z własnej kolekcji na regale. I owszem, z przyswojeniem tej lekkim piórem napisanej publikacji nikt nie powinien mieć problemu, choć w pewnych momentach nie sposób nie zgrzytać zębami. Polecanie, inspirowanie zmienia się czasem w narzucanie, w głoszenie "jedynej słusznej opinii", a wiadomo - racja jest jak d..., każdy ma swoją.
Skoro według Piotrowskiej "to nie jest lista filmów które "musisz obejrzeć, zanim umrzesz". Bo po pierwsze, nic nie musisz (...)", to jak potem przejść do porządku dziennego nad słowami "Nieznajomość tego filmu to dowód na daleko posunięty analfabetyzm i nieuleczalną głupotę" ( s. 392) oraz "to pozycja obowiązkowa na liście każdego, kto mieni się homo sapiens"( s. 392)? Dokonam tu "coming outu" - tak, jestem "radosną idiotką", która nie oglądała "Ojca chrzestnego". Nie ujmując temu dziełu niczego, nie czuję się przez tę nieznajomość ani głupsza, ani gorsza. I zapewne nie jestem w tym odczuciu odosobniona. Może kiedyś obejrzę to dzieło Copolli, nie zapieram się, ale przecież - nic nie muszę...
Jak czytamy we wstępie "to nie jest lista arcydzieł, bo słowo to w dzisiejszych czasach jest jak ścierka, którą już każdy się wytarł". W książce znajdziemy jednak wiele filmów opisanych w samych superlatywach, wynoszonych przez autorkę na piedestał. Słusznie, czy nie- to bardzo subiektywna sprawa. Każdy ma w końcu własną listę "the best". Przy okazji - na końcu książki jest miejsce na wpisanie tytułów. swoich ulubionych dzieł ekranu.
Mam wobec tej publikacji mieszane uczucia. Zawsze jednak doceniam ludzi z pasją, którzy próbują się nią dzielić, zarażać innych. Biorę więc poprawkę na niektóre zdania i opinie Karoliny Korwin Piotrowskiej, przymykam oko na kontrowersyjne sądy i nawet wybaczam dokładne opisy scen. Odbyłam podróż po jej świecie filmów, ale czas wracać na własną półkę. Nie zawsze było nam po drodze, ale sprawiedliwie trzeba przyznać, że można w tej książce znaleźć coś dla siebie. Na pewno po tej lekturze nasza lista filmów do obejrzenia znacznie się wydłuży, bo coś nas w tekstach zafrapowało, oburzyło, zaciekawiło, zainspirowało... Może zechcemy coś sobie przypomnieć, czy obejrzeć dla porównania opinii.
Sięgając po "Krótką książkę o miłości" trzeba być otwartym na emocje i subiektywne poglądy, a pod ręką dobrze mieć przygotowany odtwarzacz dvd. Kto wie, czy nie rzucimy się w wir filmowych propozycji...
Hanna Dikta "We troje" (Zysk i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 16, marzec 2016 09:48
