Magdalena Knedler "Nic oprócz strachu" (Wydawnictwo Czwarta Strona)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 25, kwiecień 2016 10:19
Magdalena Knedler potrafi zaskakiwać, oj tak. Jest jak diabeł wyskakujący z pudełka, nigdy nie wiemy co nas czeka podczas lektury jej powieści. Po udanym debiucie kryminalno-obyczajowym „Pan Darcy nie żyje”, czarowała nas psychologiczno-obyczajową „Windą”, gdzie jej erudycja przenikała się z uważną analizą otaczającego nas świata. A teraz… prawdziwa kryminalna, pełną gębą, bomba!
„Nic oprócz strachu” to pierwszy tom trylogii z polską komisarz w Ystad, Anną Lindholm. Stanowi połączenie rozbudowanej warstwy obyczajowej oraz wartkiego i zaskakującego kryminału. Anna jest żoną Szweda-Vidara, który po wypadku samochodowym traci władzę w nogach. Dzieje się to niebawem po ujęciu przez Annę seryjnego zabójcy kobiet, zwanego Narcyzem. Pani komisarz dostaje informację, że to właśnie psychopatyczny morderca jest za to odpowiedzialny. Lecz w jaki sposób tego dokonał, skoro siedzi zamknięty w celi? Ale nie tylko to zaprząta głowę policjantki. Wokół niej zaczynają się dziać bardzo podejrzane i niebezpieczne rzeczy-ktoś nadal czyha na jej życie. Kobieta jest w dodatku rozdarta pomiędzy miłością do męża, który wciąż oskarża ją o wypadek, a silnym uczuciem do swojego przełożonego, Ingvara Friska, który także odwzajemnia to uczucie. Lecz teraz Anna nie ma czasu, aby zastanawiać się nad tym, co robić dalej z własnym życiem, gdyż oprócz niepokojących wydarzeń wokół, ma jeszcze jedno zadanie do wykonania: wyjazd do rodzinnego Helu na ślub siostry, Lidii. A tym samym spotkanie po piętnastu latach z matką, która nigdy matką dla niej nie potrafiła być.
Na Hel udaje się z mężem, niesamowitą fińską gosposią Lempi i z głową pełną podejrzeń. W rodzinnej miejscowości, zwanej początkiem Polski, spotyka Leona-Lajona, swoją pierwszą wielką miłość, który jest uznanym fotografem, a teraz będzie pełnił funkcję fotografa na weselu jej siostry. Wesele. Wszyscy czują, że coś się tam wydarzy, to znaczy Anna na pewno, zresztą ostrzega przed tym najbliższych. Napięcie rośnie wraz z każdą przeczytaną stroną i powiem szczerze, że to co zafundowała autorka, należy do najbardziej zagmatwanych kryminalnych intryg, jakie zdarzyło mi się czytać.
Jestem raczej cierpliwym czytelnikiem, ale w tym przypadku wielokrotnie musiałam ze sobą walczyć, aby nie zajrzeć na koniec i nie dowiedzieć się, kto stoi za zagadkowymi zabójstwami, dokonanymi często w bardzo trudnych okolicznościach. Morderca-wirtuoz? Czy po prostu ryzykant? Anna, Ingvar i Lajon, oraz niezawodna, obdarzona ciętym językiem Lempe, powoli odkrywają kolejne karty i składają poszczególne elementy układanki w jedną, zaskakującą całość. Ystad, Hel, Wenecja-przemieszczamy się z bohaterami, oglądając ich oczami te miejsca, dzięki plastycznym opisom mamy wrażenie, że jesteśmy tam razem z nimi.
„Nic oprócz strachu” to wciągający kryminał z misternie utkaną intrygą, która otacza czytelnika jak pajęcza sieć i tak naprawdę do końca trzyma w olbrzymiej niepewności. Jest zazdrość, miłość, oddanie, nienawiść i najniższe ludzkie instynkty. Jest też sporo odniesień do literatury, w tym do twórczości Oscara Wilde’a. Mądra, inteligentna powieść, stanowiąca jednocześnie doskonałą rozrywkę. Polecam i czekam z niecierpliwością na drugi tom!
Dorota Schrammek "Na brzegu życia" (Szara Godzina)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 20, kwiecień 2016 11:31
Ostatnio z dużym dystansem podchodzę do powieści powszechnie chwalonych, zbierających niemal same pochlebne opinie. Często bowiem zdarza się, że są one na wyrost, przesadzone, wynoszące przeciętną książkę na piedestał. Sceptycyzm nie powstrzymuje mnie jednak od sięgania po twórczość autorów, których jeszcze nie miałam okazji czytać. Zawsze warto spróbować, by potem śmiało móc skonfrontować własne wrażenia z odczuciami innych czytelników.
W przypadku "Na brzegu życia" Doroty Schrammek nie rozczarowałam się. Wręcz przeciwnie, byłam pozytywnie zaskoczona, zachwycona dobrze napisaną opowieścią o zwyczajnym życiu, w którym jak w kalejdoskopie przeplatają się dobre i złe wydarzenia, jedni się rodzą, drudzy umierają, są rozstania i powroty, tajemnice i niespodzianki, śmiech i łzy. Przeczytałam tę książkę niemal jednym tchem, zauroczona jej klimatem, szczerością, swojskością. Skojarzyła mi się z powieścią radiową "W Jezioranach", uwielbianą przez słuchaczy od wielu lat. Od razu postawiłam też ogromnego plusa za... Melanię, nie zdradzę kim ona jest, ale zapewniam, że to postać z charakterem, wręcz można powiedzieć: z pazurem.
"Na brzegu życia" to druga część "pobierowskiej trylogii", jednak spokojnie można ją czytać bez znajomości tej pierwszej -"Horyzontów uczuć". Z tym, że nabiera się ochoty na jej przeczytanie. Pewne wcześniejsze wydarzenia zostały wspomniane, więc chciałoby się uzupełnić wątki. Podobnie jak poznać dalsze losy bohaterów w zapowiadanym, trzecim tomie "Wiatr wspomnień". Wróćmy jednak do powieści numer dwa.
Akcja toczy się na Pomorzu Zachodnim - w Pobierowie i okolicach. Zajrzymy także do Wrocławia i Berlina. Poznamy grono barwnych postaci. Niektóre z nich już znane czytelnikom z pierwszego tomu, pojawiają się też nowe. Są to bohaterowie z krwi i kości, zwyczajni i prawdziwi, tacy ludzie z sąsiedztwa. Matylda, dobra i mądra sołtyska Pobierowa, prowadzi pensjonat i troszczy się o męża. Władysław, który pełni funkcję wójta, pracuje z ogromnym zaangażowaniem, choć ktoś mu ciągle podkłada kłody po nogi. Niestety, przypłaci to zdrowiem. Zoja z Ryszardem kupują domek na odludziu, z tym sielskim miejscem związana jest jednak tajemnicza historia. Aurelia i Christian muszą przewartościować swój związek. Dorota i Piotr cieszą się córeczką i pomagają przyjaciołom, Aldonie i Michałowi, którym nie układa się zbyt dobrze. Natomiast Antoni Woźnica pisze skargę za skargą i "wojuje" ze sfinksem.
Właśnie o tej postaci chciałabym wspomnieć nieco więcej. Wydaje mi się, że niemal każda gmina, czy powiat ma swojego Antoniego Woźnicę, czepialskiego malkontenta, wiecznego oponenta władz, zajadłego wroga szukającego dziury w całym, zasypującego urzędy stosami nieuzasadnionych skarg i absurdalnych pism, na które odpisywanie paraliżuje pracę administracji. Ta postać jest znakomita, celowo karykaturalna, ale bardzo prawdziwa.
Błędem byłoby wyjawienie zbyt wielu kluczowych szczegółów fabuły. Powiem tylko, że dzieje się bardzo dużo, zarówno dobrego jak i złego. Dramatyczne i humorystyczne sceny są doskonale wyważone, podane w odpowiednich proporcjach. Mimo sporej ilości postaci i wątków, nie odczuwa się chaotyczności, sprawnie przechodzi się z kadru w kadr, śledząc perypetie bohaterów jak w serialu, na którego kolejny odcinek czeka się z niecierpliwością.
"Na brzegu życia" urzeka swoją normalnością, jest takim wielowymiarowym obrazkiem z życia wziętym. To powieść ciepła, szczera, realistyczna, ujmująca swojskim klimatem, nadmorską scenerią. Barwne postaci, zwroty akcji, zabawne sytuacje i dialogi, momenty zaskoczenia i chwile wzruszeń to cała gama czytelniczych atrakcji, jakie Dorota Schrammek stosuje z powodzeniem w swojej twórczości.
Autorka wie, jak rozbawić czytelnika i jak go wzruszyć do łez. Potrafi zbudować ciekawą, wielowątkową historię, w której jak w lusterku odbija się życie zwykłych ludzi, ich problemy, uczucia, tajemnice i marzenia. Nie zawsze jest możliwy "happy end", ale zawsze jest miejsce na budzące się nadzieje... Czy się spełnią? Okaże się w trzeciej części. Tymczasem zatrzymajmy się z bohaterami pobierowskiej opowieści na brzegu...
Powieść "Na brzegu życia" polecam szczególnie osobom poszukującym dobrej, nieprzekombinowanej prozy obyczajowej, lubiącym powieści, nad którymi można się śmiać i płakać na przemian. Wszystkim czytelnikom zalecam nadmorski klimat, zatem - miejcie książki Doroty Schrammek na horyzoncie, na brzegu listy lektur na najbliższy czas.
Rafał Klimczak "Poznaję świat i kropka! Dlaczego kurzu przybywa i czemu parzy pokrzywa" (Wydawnictwo Skrzat)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 19, kwiecień 2016 09:11
Skąd się bierze kurz, dlaczego pokrzywa parzy i kto namalował na niebie tęczę to tylko niektóre pytania spędzające sen z powiek małym ciekawskim. Jak wyjaśnić dziecku te i inne zagadnienia dotyczące przyrody, czy techniki? Z pomocą przybywa Kropka, bohaterka nowej serii książek Rafała Klimczaka.
W drugim tomie przygód ciekawej świata, dociekliwej małej Kropeczki dowiemy się ważnych informacji na temat włosów, kurzu i roztoczy, przyjrzymy się obiegowi wody, poznamy właściwości niektórych ziół oraz historię wynalazku codziennego użytku, a mianowicie długopisu. Sowa Klara i świnka Pelagia okażą się cierpliwymi "nauczycielkami" objaśniającymi Kropce zjawiska przyrody i cechy przedmiotów. A ona ciągle chce się czegoś dowiedzieć. Zupełnie jak dziecko, prawda?
Podobnie jak w pierwszej części, mamy 3 rozdziały napisane w przystępny dla dziecka sposób, a na końcu - ciekawostki uzupełniające informacje, które pojawiły się w opowieściach. Czytając samodzielnie lub słuchając czytania rodzica dziecko szybko zostaje w wciągnięte w wir przygód i "bezboleśnie" przyswaja wiedzę. A przecież połączyć naukę i zabawę to najlepszy patent!
Ilustracje Ilony Brydak przykuwają uwagę - są bardzo kolorowe, wesołe, proste, bliskie dziecięcym wyobrażeniom. Oglądanie ich stanowi prawdziwą frajdę.
Z Kropką i jej towarzystwem nie sposób się nudzić. Jej ciekawość świata i dociekliwość są wręcz zaraźliwe. Książeczka Rafała Klimczaka to gratka dla małych odkrywców, spodoba się też rodzicom, ponieważ pomoże im objaśniać dziecku świat.
U mnie w domu Kropeczka zagościła na dobre, przeczytana od deski do deski, pewnie rychło doczeka się powtórki. Mam nadzieję, że u was będzie podobnie i razem będziemy wypatrywać kolejnego tomu pióra Rafała Klimczaka.
Rafał Klimczak "Poznaję świat i kropka! O żarówce, która świeci, lustrze i pajęczej sieci" (Wydawnictwo Skrzat)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 18, kwiecień 2016 10:39
Po serii lubianych przez dzieci opowiadań o Nudzimisiach i Leśnych Skrzatach przyszła pora na coś zupełnie nowego. Rafał Klimczak wymyślił Kropkę. Nie jest to jednak jakaś tam zwykła kropka, o nie. To jedyna i niepowtarzalna Kropeczka z książeczki. Skąd się wzięła?
Mała Asia siedziała w domu przeziębiona, nudziło jej się, więc sięgnęła po starą książkę od babci. Gdy skończyła czytać, powiedziała głośno "Koniec, kropka" i nie wiadomo dlaczego, poprawiła ostatnią kropkę niebieską kredką. Po chwili z odłożonej na półkę książki coś wypadło i trafiło prosto w objęcia pluszowego misia. To "coś" miało rączki, nóżki, oczka, buzię, potrafiło się zmniejszać i powiększać. To była właśnie Kropka!
Okazało się, że Kropka jest bardzo bystra, ciekawa świata i towarzyska. Szybko zaprzyjaźniła się z pluszowymi zabawkami, lalkami, sową Klara i świnkę Pelagią - skarbonką. Poznała także Asię, choć początkowo dziewczynka wzięła ją za... komara, a potem trochę nie chciała uwierzyć w jej istnienie. Dzięki nowym znajomym Kropka dowiedziała się wielu bardzo ciekawych rzeczy - co to jest szyba, z czego powstaje szkło, dlaczego wieje wiatr, dlaczego żarówka świeci, co jest prąd itp. Poznała pająka Trzęsia i komarzycę Gretę. Wyprawiła imieniny. Próbowała poznać i zrozumieć różne zjawiska w otaczającym ją świecie.
Dużo się działo, a wszystko to w czterech rozdziałach, napisanych prostym, przystępnym dla dzieci językiem. Śledząc perypetie ciekawskiej Kropki, czasem śmiejąc się z jej naiwności i niewiedzy, czasem wraz z nią "nastawiając uszu" na mądre słowa sowy, dziecko doskonale się bawi i uczy. Naukowe ciekawostki przemycone w przyjemnej opowieści o ożywionym znaku interpunkcyjnym oraz mieszkańcach półki z zabawkami to znakomity pomysł.
Barwne, wyraziste, proste Ilustracje Ilony Brydak dopełniają kształtu całości, czyniąc publikację atrakcyjną pod względem estetycznym. Zachęcają do bliższego zapoznania się z treścią. Dużo czcionka sprzyja samodzielnemu czytaniu przez dzieci. To także znakomita propozycja do rodzinnej lektury.
Książeczka bawi, uczy, inspiruje do zadawania pytań i odkrywania świata. Może pomóc rodzicom w wytłumaczeniu wybranych zjawisk i znalezieniu odpowiedzi na problemy naukowe dręczące małych ciekawskich. Warto poznawać świat z Kropką!
Agnieszka Tomczyszyn "Ezotero. Moje przeznaczenie" (Wydawnictwo MG)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: sobota, 16, kwiecień 2016 11:22
- Autor: Katarzyna Pessel
Skupianie się na własnej osobie i osobistym celu bywa bardzo absorbujące. W końcu trzeba poświęcić dużo czasu, by urzeczywistnić marzenia, czasem również dotyczy to ludzi, ale liczy się przecież efekt końcowy. Niekiedy ktoś zaczyna dostrzegać coś więcej poza sobą, zauważa, że świat to wiele możliwości jakim warto przyjrzeć się z bliska.
Pola wie, iż jej przeznaczeniem są rzeczy wielkie, niczym przyziemnym nie powinna zaprzątać sobie głowy. Od lat przygotowuje się do swej przyszłej roli, od czasu do czasu buntuje się, lecz zawsze wraca na wyznaczoną ścieżką. Góra Brocken zaspokaja wszelkie jej potrzeby, ale gdzieś w zakamarkach umysłu tkwi tęsknota, by poznać prawdziwe życie i przede wszystkim ludzi. Magia jak do tej pory była najważniejsza dla młodej kobiety, stanowiła sens jej istnienia, Brocken to jedyne miejsce znane Poli. Co ją czeka tam na zewnątrz? Niespodziewana wiadomość burzy spokojną, wręcz monotonną, egzystencję dziewczyny, zmusza ją, by w końcu z bliska przyjrzała się temu co do tej pory dla niej nieznane. Pewna rodzinna tajemnica przy okazji zostaje również odkryta, rzuca ona całkiem inne światło na przeszłość i być może także na przyszłość. Jak przyjmie ją rzeczywisty świat i jak ona poradzi sobie w nim? Okazuje się, że "na zewnątrz" jest interesująco, a to co do niedawna tak zaprzątało uwagę jakby straciło ciut na swej atrakcyjności. Pola odkrywa ludzi, różnorodność łączących ich więzów oraz własną rodzinę, całkiem inną niż sobie do tej pory wyobrażała. Co dalej z celem, która dawno temu został jej wyznaczony do zdobycia i do jakiego tak uparcie dążyła? Czy da się pogodzić magię z "codziennością"? No i jak zareaguje świat na pomysły Poli? Pozostaje coś jeszcze - nie dającego jej spokoju sny, bardzo rzeczywiste i zmuszające ją do swoistego dochodzenia. Kim jest postać pojawiająca się w nich i czego chce od niej?
Góra Brocken kryje wiele sekretów, niektóre z nich ukryte są w czasie, a pewne można odnaleźć w zapisanych słowach. Jaki mają związek z tym miejscem i magią? Pola pragnie poznać tajemnice przeszłości, ale czy nie zaprzepaści swej przyszłości? Teraz widzi ją całkowicie inaczej, lecz by się urzeczywistniła, potrzeba czegoś więcej niż tylko zaklęć. Kiedyś udało się zmienić to co wydawało się nieodwracalne, czy i tym razem będzie to możliwe?
Odrobina baśni, duża dawka magii, sporo emocji i historia w jakiej rzeczywistość splata się z czymś zupełnie odwrotnym. "Ezotero. Moje przeznaczenie" to niezwykła i zaskakująca książka, w której jest miejsce na rzeczy do bólu realne i magiczne elementy, chociaż wydaje się to nieprawdopodobne - jedno z drugim współgra tworząc spójną całość. Agnieszka Tomczyszyn po raz kolejny odkrywa przed czytelnikiem świat w jakim wszystko jest jakby intensywniejsze, a to co mogłoby być tylko domeną bajek doskonale komponuje się ze zwykłą codziennością. Bohaterowie zabierają czytelników w egzotyczne miejsca, pokazują, iż o marzenia warto walczyć, a przede wszystkim co powinno być ważne dla człowieka. "Ezotero. Moje przeznaczenie" to również historia o buncie, dojrzewaniu oraz braniu odpowiedzialności za swoje czyny. Autorka splatając fantastyczne wątki z realnymi stworzyła fabułę wyróżniająca się nie tylko postaciami, ale i motywem oraz zaskakującym zakończeniem.
W bajkach wszystko jest możliwe, ale w rzeczywistym świecie również można odnaleźć magię, która pozwala zdobyć rzeczy nieosiągalne, a jest nią to co uważamy tak często za oczywiste – rodzina, przyjaźń oraz wiara w drugiego człowieka.
Iga Cembrzyńska, Magdalena Adaszewska "Mój intymny świat" (Prószyński i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 12, kwiecień 2016 11:17
"Chodź, pomaluj mój świat na żółto i na niebiesko..." - ta piosenka przyszła mi do głowy, gdy wyjęłam z szarej koperty pięknie wydaną książkę właśnie w tych kolorach. Zaczęłam czytać i wtedy, mówiąc znów słowami piosenki, "zamigotał świat tysiącem barw". Z kart wyłonił się bowiem kolorowy portret wszechstronnie utalentowanej artystki o prześlicznej urodzie i niepospolitej osobowości. Dzięki dziennikarce, Magdalenie Adaszewskiej, która przeprowadziła rozmowę, możemy zajrzeć do intymnego świata Igi Cembrzyńskiej, rewelacyjnej aktorki, piosenkarki, reżyserki, kompozytorki, producentki filmowej, jednym słowem fantastycznej postaci.
Każda kobieta ma wiele twarzy, bohaterka prezentowanej publikacji stanowi ucieleśnienie tego powiedzenia. I choć potrafi niczym kameleon przybierać różne role, to pozostaje wierna sobie, szczera, autentyczna, pełna pasji, niezmienna w swej oryginalności.
Cembrzyńska już od dziecka wiedziała, czego chce, miała pomysł na siebie. Ambitna, uparta, była taką "Marysią-Samosią" (imię Iga przybrała później). Jej dzieciństwo przypadło na trudny, wojenny czas, ale było mimo wszystko szczęśliwe, pełne miłości. Choć w głębi duszy marzyła o tym, by zostać aktorką, zdawała na dziennikarstwo, a w końcu wylądowała na filozofii. Ten kierunek ją zafascynował, ale przecież natura ciągnie wilka do lasu - zdobyła upragniony indeks warszawskiej PWST. Talent, zaangażowanie, pracowitość przyniosły owoce. Lata 60. to początek zawodowej kariery, zarówno aktorskiej jak i piosenkarskiej, w tym fantastyczny występ na Festiwalu w Opolu z utworem "Intymny świat". To chyba z tą piosenką oraz z "Mówiłam żartem" do słów A. Osieckiej najszybciej kojarzymy Igę Cembrzyńską. Spośród licznych, znakomitych, nietuzinkowych ról na pierwszy plany wysuwają się te w filmach "Krzyk", "Gwiezdny pył", "Mleczna droga" oraz "Hydrozagadka", w której aktorka zjawiskowo wykonuje czołówkę. Nie sposób tu przywołać całego bogatego życiorysu i dorobku twórczego artystki - po szczegóły odsyłam do książki.
Ta nieszablonowa gwiazda sceny i estrady - dziś już nieco zapomniana - zasługuje na podziw i największe uznanie. Inteligentna, piękna, pracowita, skromna, pełna pokory wobec życia, które jej nie rozpieszczało, musiała zmierzyć się niejednokrotnie z przeciwnościami losu. Potrafiła zakasać rękawy do roboty, umiała żyć w spartańskich warunkach - swoje miejsce na ziemi, swój azyl znalazła w wiejskim domku u boku-Andrzeja Kondratiuka, reżysera. Para, połączona wyjątkowo silnym uczuciem, własnym sumptem realizowała filmy - raczej poetyckie, artystyczne, niekomercyjne, doceniane jednak przez widzów.
O tym wszystkim przeczytamy w "Moim intymnym świecie", który powstawał etapami, z przerwami ze względu na sytuację osobistą i zdrowotną Igi Cembrzyńskiej. W małej kawiarence, przy herbacie aktorka snuła opowieści o swoim życiu prywatnym i zawodowym. Magdalena Adaszewska, autorka literackich portretów znanych osób ze środowiska artystycznego, w tym rozmowy z Tadeuszem Plucińskim "Na wieki wieków amant", perfekcyjnie i rzetelnie przygotowała się do tej rozmowy, wykazała się znajomością filmowych ról, a nawet cytowała filmowe kwestie, dokonała solidnego researchu. Nie da się nie zauważyć, że spotkania rozmówczyń były pełne ciepła, uśmiechu, wzruszeń, spontaniczności przy wydobywaniu wspomnień i budowaniu pięknej, szczerej, pasjonującej opowieści.
Tyle czasu, tyle pracy włożonej w książkę, a potem można przeczytać ją w jedną noc, pochłonąć niemal jednym tchem. Z przerwami na zachwyt nad kolejnymi fotografiami przepięknej kobiety, na poszukanie w sieci nagrań piosenek, czy fragmentów filmów. Osobiście - odkryłam na nowo Igę Cembrzyńską, tak niewiele o niej wiedziałam, nie doceniałam. Dziś wiem, że do filmów Kondratiuka, które kiedyś oglądałam, jeszcze wtedy nie dorosłam. Może teraz je odczytam inaczej, zrozumiem. Czuję się zainspirowana lekturą.
"Mój intymny świat" to urocze spotkanie z wartościowym człowiekiem, lekcja pokory i radości życia, opowieść o miłości, marzeniach, zyskach i stratach, sentymentalna podróż przez lata, fascynująca przygoda z mikrofonem i filmową kamerą w tle. Dla młodego pokolenia, które niekoniecznie zna dokonania Igi Cembrzyńskiej, będzie to dodatkowo zachęta do zapoznania się z jej piosenkami oraz filmami z jej udziałem.
Zapraszam - zajrzyjcie do świata Igi Cembrzyńskiej. Magda Adaszewska delikatnie uchyliła nam drzwi... Na pożegnanie kilka wersów z tytułowej piosenki:
(...)
A ja mam swój intymny mały świat
Hen za morzem smutków, za górami marzeń tam.
Wiedzie doń zagubionych ścieżek ślad
Senne półksiężyce mogą wskazać drogę wam,
Idę więc z mojego świata do was tu
Niosę wam z mojego świata barwę kwiatów
Bo ja mam swój intymny mały świat
Senne półksiężyce mogą wskazać drogę wam.
(...)
Igor Buszkowski "100 całkiem magicznych zabaw plastycznych" (Wydawnictwo Skrzat)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: piątek, 08, kwiecień 2016 11:42
Do wspaniałej zabawy i wykonania atrakcyjnych prac plastycznych wcale nie trzeba mieć drogich, specjalnych narzędzi, wyszukanych przyborów i super materiałów artystycznych ze sklepu dla plastyków. Wystarczą najzwyklejsze kartki papieru, nożyczki, klej, plastelina, bibuła, a do tego plastikowe butelki, jednorazowe talerze z tektury, guziki, patyczki, zakrętki, waciki, druciki, czy "dary przyrody" takie jak liście, kasztany, piórka, piasek. Tylko tyle potrzeba, aby wyczarować rakietę kosmiczną, dinozaura, bociana, jamnika, ośmiornicę, zamek, bukiet kwiatów, karuzelę, ważkę, plaster arbuza, kaktusa, zegarek oraz całą masę innych ciekawych projektów.
Nie wierzycie? To zajrzyjcie do książki "100 całkiem magicznych zabaw plastycznych". Jej autor, Igor Buszkowski pokazuje jak w prosty sposób, przy użyciu niewielkich nakładów finansowych oraz nieskomplikowanych materiałów, za to z wykorzystaniem wyobraźni można zaczarować rzeczywistość i spędzać twórczo czas, świetnie się przy tym bawiąc.
Publikacja stanowi znakomitą pomoc dla rodziców, opiekunów oraz nauczycieli poszukujących nowych pomysłów, inspiracji do prac plastycznych z dziećmi. Znajdziemy w niej zgrupowane w 10 rozdziałach zabawy z wykorzystaniem: plastikowych butelek po napojach, drucików kreatywnych, płatków kosmetycznych, waty i patyczków higienicznych, patyczków po lodach, guzików, balonów, nakrętek od butelek, papieru, słoików, elementów przyrody. Każdy projekt mieści się na jednej stronie i jest bardzo przejrzyście przedstawiony.
U góry w kółkach znajdują się zdjęcia materiałów niezbędnych do wykonania danej pracy. Fotografia już gotowego dzieła zajmuje centralne miejsce, jest na tyle duża, że bez problemu można zorientować się w szczegółach i sposobie wykonania. Na dole w punktach podano przystępnie sformułowaną instrukcję zadania. Tak naprawdę jednak, to przeważnie opis można sobie darować - na zdjęciu widać bowiem doskonale co i jak.
W książce znajdują się propozycje zabaw plastycznych o różnym stopniu trudności. Przy niektórych projektach konieczna jest pomoc dorosłego, ale większość z nich nie powinna sprawić problemu małym "artystom". Zadania dają dużo możliwości indywidualnego działania, to taka "baza" do wymyślania własnych pomysłów i tworzenia "magicznych" przedmiotów.
Generalnie publikację przeznaczono dla grupy wiekowej powyżej 5 lat, ale myślę, że spokojnie młodsze dzieci dadzą sobie radę z tymi pracami plastycznymi. Oczywiście pod opieką i nadzorem kogoś starszego.
Mając na półce "100 całkiem magicznych zabaw plastycznych" Igora Buszkowskiego szybko przegonimy nudę, zapewnimy dzieciom atrakcyjnie i twórczo spędzony czas, a także popracujemy nad rozwijaniem wyobraźni i sprawności manualnych. Zatem poszukajmy butelek, zakrętek, drucików, guzików, patyczków, kleju, kolorowego papieru, flamastrów i... Do dzieła!
Olga Rudnicka "Były sobie świnki trzy" (Prószyński i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 06, kwiecień 2016 10:32
Powieści Olgi Rudnickiej nie trzeba nikomu specjalnie przedstawiać. Ktokolwiek, kto sięgnął po jedną z jej książek, zdecydowanie zetknie się z kolejnymi, bowiem pisarka uzależnia od swojej literatury i powoduje nieodpartą chęć jej posiadania oraz czytania. „Były sobie świnki trzy” jest na to świetnym dowodem. To następna, obowiązkowa pozycja dla wielbicieli serii o Nataliach.
Martusia, Jola i Kamila, trzy przyjaciółki z bogatymi mężami na stanie wiodą na pozór sielskie życie, a najgorsze co może je spotkać to wyjście do SPA. Ale wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma, gdyż przyszłe wdowy beztroskie życie prowadzą tylko na pozór. Ich mężowie oprócz dobrze prosperujących interesów posiadają również ciemne strony, a co gorsze podpisali ze swoimi żonami intercyzy. I tu pojawia się główny problem naszych bohaterek. Jak stać się wolną, nie tracąc zdobytej pozycji bogatej żony. O ile żoną nie koniecznie chcą już być, o tyle bogatą owszem. Nie pozostaje więc nic innego, jak zostać wdową, majętną. Plan genialny, prawda? Jednak gdy przychodzi do jego realizacji jest już gorzej. Dużo gorzej. Martusia, Jola i Kamila wspólnie knują zabójstwa mężów, wszakże co trzy głowy, to nie jedna. I tak oto wszystkie przyjaciółki zaczynają maraton z przeszkodami. Nie należy zapominać o świetnie wykreowanej postaci kobiety wyzwolonej i nowoczesnej. Kobiety, która wyznaczyła sobie cel i dąży do niego po trupach. Sandra, bo o niej mowa, jest przeciwieństwem głównych bohaterek. Mimo, że nie jest ideałem i ma za sobą niezbyt ciekawą przeszłość, wzbudza sympatię czytelnika.
Trzeba przyznać, że Olga Rudnicka trzyma w ryzach fabułę i ujawnia tylko to, co chce. Tylko tak, jak chce i tylko wtedy, kiedy chce. Mam wrażenie, że pisarka puszcza do czytelników oczko, gdyż nawet bohaterki korzystają ze zdrobnień, jak chociażby: Martusia, nie Marta. Każda z przyszłych wdów ma inny temperament, inteligencję czy doświadczenie życiowe. Łączy ich to, że posiadają bogatych mężów, duże domy, dobre samochody, są pyskate, mniej więcej w tym samym wieku, nie do końca inteligentne i choćby nie wiem jak się starały, zawsze pakują się w problemy.
Pisarka fenomenalnie wręcz prowadzi czytelnika po krętych ścieżkach bohaterek. Wszystko zostało okraszone ciętymi dialogami, czarnym humorem i ironią. „Były sobie świnki trzy” to również, a może przede wszystkim świetna karykatura i groteska. Wykorzystany został stereotyp bogatej blond paniusi, która dla przykładu ma prawo jazdy, a nie potrafi zmienić pasa jezdni, czy zjechać z ronda.
Każdy kto ceni sobie dobrą, pokręconą fabułę, humor, nietuzinkowych bohaterów powinien bez zastanowienia sięgnąć po „Były sobie świnki trzy”. Każdy kto do tej pory nie zetknął się z twórczością Olgi Rudnickiej musi natychmiast to zrobić. Najlepiej od początku, bowiem autorka z każdą kolejną pozycją podnosi poziom. „Były sobie świnki trzy” to powieść dla lubiących dobrą zabawę, komedię pomyłek, czarny humor, cięte dialogi oraz pomysłowych bohaterów, którzy poradzą sobie nawet ze zwłokami w dywanie. Komedie kryminalne stworzone przez Olgę Rudnicką są niewątpliwie świetną zabawą i na długo pozostają w pamięci.