- Szczegóły
-
Kategoria: Pozostałe
-
Utworzono: środa, 15, kwiecień 2020 19:40
-
Autor: Agnieszka Kaniuk
Dziś porozmawiamy o tym, jak bardzo złudne bywa poczucie szeroko pojętej pewności w małżeństwie, która wzrasta współmiernie z przybywającymi latami stażu małżeńskiego. Często bowiem wiele lat przeżytych u boku naszego współmałżonka w połączeniu ze stabilizacją życiową, którą udało nam się wspólnie osiągnąć, sprawia, że taki stan, rzeczy przyjmujemy za swego rodzaju pewnik. Żyjemy w przeświadczeniu, że tak będzie już zawsze, a nasz/a żona/mąż będzie trwał/a u naszego boku do końca naszych dni.
Tymczasem, jak się za chwilę za sprawą najnowszej książki Magdaleny Krauze „Zdradzona”, o której chcę Wam dziś opowiedzieć, przekonacie, takowe myślenie bywa bardzo zwodnicze i niestety może sprawić, że pewnego dnia obudzimy się w zupełnie nowej dla nas rzeczywistości, w której naszego ukochanego już przy nas nie będzie, a nasz misternie przez lata budowany wspólnie z nim świat legnie w gruzach.
Zanim jednak przejdę do samej książki, chcę podzielić się z Wami wspaniałą dla mnie informacją, otóż blog Kocie czytanie ma ogromną przyjemność, już po raz kolejny otoczyć najnowsze dziecko autorki swoją troskliwą opieką podejmując się patronowania mu.
Przejdźmy zatem do książki, Poznajcie Joannę, kobietę po czterdziestce, której życia mogłoby pozazdrościć wiele kobiet. Joanna jest szczęśliwą żoną i matką dwójki dzieci. Maturzysty Bartka i niespełna jedenastoletniej Oli. W pracy również odnosi sukcesy, czego dowodem są perspektywy awansu zawodowego. Robert przez dziewiętnaście lat małżeństwa z Asią był dla swojej żony takim mężem, jakiego jestem przekonana, chciałaby mieć każda z nas. A to dlatego, że był mężem nie tylko z nazwy, ale nasza bohaterka zawsze czuła w jego osobie prawdziwego partnera, na którego wsparcie niezmiennie mogła liczyć. Nie bez powodu używam czasu przeszłego, pisząc o osobie Roberta, ponieważ od pewnego czasu bardzo się zmienił i w momencie, kiedy my czytelnicy zaczynamy obserwować życie tej rodziny na kartach powieści, niestety nie możemy już powiedzieć o nim tego samego.
Sama Joasia zauważa te zmiany i choć czuje się z nimi bardzo źle, to jednak stara się znaleźć usprawiedliwienie dla jego postępowania. Ciągłe wyjazdy służbowe męża scedowały na kobietę wszystkie obowiązki związane z prowadzeniem domu i opieką nad dziećmi. Nikt nawet przez moment nie pomyśli o jej potrzebach i obowiązkach służbowych, którym ona musi sprostać.
„Poczułam się jak służąca, której zadaniem jest tylko gotować, prać, sprzątać, prasować i myć obszczany kibel, ale sama nie może mieć żadnych ambicji, ani tym bardziej stawiać jakichkolwiek wymagań”.
I zapewne tkwiłaby w takim położeniu jeszcze bardzo długo, gdyby nie pewna sytuacja z Olą, w której Robert pokazał, że nawet dzieci, które dotychczas były dla niego najważniejsze, teraz zeszły na dalszy plan. Jak wiadomo pod latarnią zawsze najciemniej i to zazwyczaj osoby trzecie, które potrafią spojrzeć na nasze życie z boku, najczęściej dostrzegają w nim to, czego my sami nie potrafimy, a może nie chcemy dostrzec. Tak też stało się i tym razem. Na szczęście Asia ma blisko siebie wspaniałą sąsiadkę, dzięki której postanawia przestać zadręczać się niezrozumiałymi dla niej zmianami w zachowaniu Roberta i pozbyć się targającym nią poczuciem niepewności. To właśnie rozmowa z Panią Anią dodaje jej odwagi, by przejrzeć telefon męża, z którym ten ostatnio nie rozstaje się ani na chwilę i sprawdzić, czy podejrzenia, które wysnuła sąsiadka, są słuszne. Jak już z samego tytułu książki możecie się domyślać, fakty niestety są takie, że Joanna została zdradzona.
Fundament, na którym opierało się całe życie rodziny, rozpadł się na kawałki, a ona będzie musiała znaleźć w sobie siłę, by zbudować je na nowo dla siebie i dzieci, ale jak wiadomo, powiedzieć jest łatwo, ale znaleźć siłę, aby stawić czoła tak trudnym przeżyciom, to już zupełnie odwrotna strona medalu. Czy Joannie się to uda, a może jest jeszcze szansa na wybaczenie i uratowanie tego małżeństwa? Jeśli jesteście ciekawi, jak potoczą się losy Joanny i jej rodziny musicie oczywiście sięgnąć po książkę, bo ode mnie niczego więcej na ten temat się nie dowiecie.
„W sercu rozpacz, ból i tęsknota, a życie toczyło się dalej, nie pytało, czy człowiek ma siłę zwlec się rano z łóżka, czy ma siłę pójść do pracy, zrobić dziecku śniadanie, zawieźć do szkoły”
Zdradzę Wam natomiast, że osobiste problemy nie będą jedynymi, z którymi Asi przyjdzie się zmierzyć, bowiem przyjaciółka kobiety będzie potrzebowała jej pomocy. Tylko, czy to nie za duży ciężar na jej barki? Sprawdźcie koniecznie.
Musicie wiedzieć, że zawsze z niecierpliwością czekam na moment, kiedy Magdalena Krauze odda w ręce swoich czytelników kolejną swoją książkę, a to dlatego, że znam wszystkie książki autorki i wiem, że w każdej z nich znajdziemy wiele miejsca na refleksję i przemyślenia także odnośnie do własnego życia.
Życiowy i autentyczny obraz perypetii bohaterek jej książek sprawi, że wiele kobiet w podobnej sytuacji znajdzie w nich cząstkę siebie i tego, z czym zmaga się w swoim życiu.
Na kartach „Zdradzonej” stało się podobnie. Asia ma mętlik w głowie, z jednej strony chce wybaczyć, z drugiej natomiast obawia się, że już nigdy nie będzie umieć zaufać i ciągle będzie żyła w obawie, że mąż karmi ją stekiem kłamstw. Nie trzeba przeżyć zdrady, aby domyślić się, że kobiety, które mają ją za sobą, z takimi dylematami toczą wewnętrzną walkę w samotności, ukradkiem ocierając łzy.
Kolejny aspekt, na który autorka zwraca naszą uwagę to wybaczenie dla dobra dzieci. Wiele kobiet zdradzonych słyszy niejednokrotnie od rodziny, znajomych, czy przyjaciół, że powinny spróbować wybaczyć właśnie dla dzieci, aby nie rozpadł się ich świat, bo one też to ciężko przeżywają. Ale czy trwanie w związku po zdradzie wbrew sobie ma jakikolwiek sens. Dzieci są bardzo mądre, wiele rozumieją i bardzo dużo widzą. Na pewno nie chcą dla swojej mamy takiego życia. Najważniejsze w takiej sytuacji jest to, aby dziecko wiedziało i czuło, że pomimo tego, iż rodzice się rozstali, zawsze oboje będą je tak samo kochać i niezmiennie jest ono dla nich najważniejsze.
Jak widzicie, autorka zdecydowała się podjąć w swojej książce bardzo ważnego i nie łatwego tematu, ale zrobiła to w bardzo przystępny sposób. Ci z Was, którzy mieli już okazję poznać Jej twórczość, zapewne zgodzą się ze mną, że nawet mimo powagi tematów, które podejmuje w swoich książkach, jak ma to miejsce teraz, historie wychodzące spod jej pióra w żaden sposób nie przytłaczają. Co więcej, pokuszę się o stwierdzenie, że jeśli zdecydujecie się je poznać, dobry humor i relaks dostaniecie w pakiecie. Autorka bowiem poprzez swoje książki chce dać nam przede wszystkim dawkę pozytywnej energii i wiarę w to, że nawet w sytuacji bez wyjścia jest wyjście. Czasami tylko potrzeba czasu, aby je dostrzec.
„Potrzebujesz czasu, Asiu. On może nie leczy ran tak, jak mówią, ale pozwoli zaakceptować to, co teraz tak cię boli”.
W tym miejscu mogłabym właściwie zakończyć swoją recenzję, pisząc Wam, że jeśli doczytaliście ją do tego momentu, to wydaje mi się, że oczywiste dla Was jest, że gorąco ją wszystkim polecam. Książka jest wspaniałym połączeniem przyjemnego z pożytecznym. Lekki i swobodny styl autorki okraszony dawką humoru sprawi, że odprężycie się po ciężkim dniu, a jednocześnie z uwagi na poważny temat, któremu została ona poświęcona, po skończonej lekturze będzie Wam towarzyszyć poczucie spożytkowania czasu na naprawdę wartościową książkę.
Nie skończę jednak na tym swoich odczuć na temat „Zdradzonej”, ponieważ jest jeszcze coś, co mnie w tej książce bardzo mocno poruszyło i wzruszyło i za co z całego serca autorce dziękuję. Mam na myśli postać cudownej i wspaniałej Pani Ani. Starsza kobieta o gołębim sercu pomimo tego, że całe swoje życie poświęciła dzieciom, dziś z bólem w sercu wypowiada te słowa.
„[…] życie to pasmo upadków i wzlotów, które hartują nas każdego dnia. Stary człowiek nie jest nikomu do niczego potrzebny”.
Nie zdradzę Wam oczywiście, w odniesieniu do jakiej sytuacji starsza kobieta dochodzi do takich smutnych wniosków, ale myślę, że są one bardzo wymowne. Nie zapominajmy o tym, że my też kiedyś będziemy starzy i obyśmy nigdy nie musieli doświadczać tak gorzkich refleksji. Zachęcam Was gorąco, abyście przekonali się, czy los jeszcze się do tej cudownej osoby uśmiechnie.
- Szczegóły
-
Kategoria: Recenzje
-
Utworzono: sobota, 04, kwiecień 2020 15:47
-
Autor: Agnieszka Kaniuk
Coś jest ze mną nie tak. Nikt mnie nie rozumie.
Kocham życie, jednak wiem, że bywa ono bezwzględnym przeciwnikiem. Doświadcza nas wieloma ciężkimi przeżyciami, które często odciskają swoje piętno na bardzo wiele lat, a nawet na zawsze. Najbardziej bolesny jest w moim odczuciu fakt, że nie oszczędza ono nawet dzieci. Nierzadko bowiem wiele z nich od najmłodszych lat zmuszone jest zmagać się z sytuacjami, z którymi niejeden dorosły miałby problem sobie poradzić. Nie możemy jednak zapomnieć, że wszystkie takie zdarzenia kształtują usposobienie dziecka, jego otwartość na świat i ludzi, a także mają wpływ na to, jak ono samo będą, siebie postrzegało w przyszłości.
Zdecydowałam się podjąć ten temat nie bez powodu. Dziś bowiem chciałabym przedstawić Wam nastoletnią Miriam bohaterkę powieści „Szepty przeszłości” Mileny Breś, która jak nikt inny wie, jak trudno jest żyć w świecie, w którym nikt cię nie rozumie, a jedynie potrafi ferować krzywdzące osądy.
Dziewczyna od zawsze czuje się niechciana przez innych. Boi się ufać i zbliżać do ludzi. Od tragicznej śmierci ojca została pozostawiona samej sobie, gdyż matka pogrążona w chorobie alkoholowej zupełnie straciła jakąkolwiek więź z córką. Jedynym przyjacielem dziewczyny jest Maciek i chciałabym móc powiedzieć, że to świetnie, iż jest przy niej chociaż jedna osoba, na którą zawsze może liczyć, gdyby nie jeden bardzo istotny fakt, Maciek jest niewidzialny. Nie widzi go nikt poza Miriam. I nie myślcie sobie, że mamy tu wątek fantasy, nic bardziej mylnego. Sama dziewczyna czuje, że musi być z nią coś nie tak, skoro wszyscy prędzej, czy później ją od siebie odpychają. Jej nietypowa relacja z niewidzialnym przyjacielem sprowadza na nią wiele kłopotów. Po jednym z takich właśnie incydentów matka decyduje się oddać Miriam do szpitala psychiatrycznego. Miriam ma jej to za złe, gdyż przeżywa tam piekło, ale tam też ktoś po raz pierwszy mówi jej, że wszystko, to co się z nią dzieje nosi swoją nazwę i ma miejsce tylko w jej głowie. To schizofrenia. W placówce rozgrywa się koszmar, więc Miriam jest szczęśliwa, kiedy dowiaduje się, że z pomocą przyszedł jej dziadek, który postanawia zabrać wnuczkę do domu rodzinnego jej ojca i tam wspólnie z żoną się nią zaopiekować. Dziadek stawia tylko jeden kategoryczny warunek. Miriam musi chodzić do szkoły. Pewnie wydaje Wam się to dosyć dziwne i oczywiste zarazem, ale dla naszej bohaterki jest to nie lada wyzwanie, ponieważ to będzie jej pierwszy raz w murach szkolnych. Dotychczas uczyła się bowiem tylko w systemie nauki indywidualnej, Co było tego powodem, musicie już przekonać się sami. O pomoc w zaaklimatyzowaniu się wnuczki w nowym środowisku dziadkowie proszą Piotrka, miejscowego chłopaka, którego Miriam zna z czasów, kiedy wspólnie z rodzicami odwiedzała dziadków, ale do którego nie pała sympatią. Nie wie jeszcze jednak, jak bardzo on sam i pobyt w rodzinnych stronach taty odmieni jej życie, Tylko czy na lepsze? O tym dowiecie się, sięgając po książkę.
„Szepty przeszłości” to książka napisana przez osiemnastoletnią wówczas autorkę i właśnie ten fakt trzeba mieć na uwadze, przystępując do jej lektury. Jestem psychologiem i już teraz mogę Wam zdradzić, że sposób przedstawienia w tej powieści samej choroby, jaką jest schizofrenia, znacznie odbiega od stanu faktycznego. Proces leczenia i samego radzenia sobie z tą jednostką chorobową nie przebiega tak lekko i problem nie znika tak niemal na pstryknięcie palcem, jak zostało to ukazane w tej historii, ale za to autorce doskonale udało się pokazać, jak bardzo duże znaczenie ma dla osoby zmagającej się z podobnymi problemami poczucie akceptacji i zrozumienia. Ta choroba, jak i zresztą wiele innych może pozbawić chorego poczucia własnej wartości, możemy przestać wierzyć w siebie i w to, że są wokół nas ludzie, którym na nas zależy i dla których jesteśmy ważni. To właśnie Piotrek i Maja, którą poznacie już sami, starają się pomóc Miriam i przywrócić jej odwagę, którą zaszczepił w niej tata.
Niestety choroba to nie jedyne, z czym przyjdzie się jej zmierzyć. Pobyt u dziadków ujawnia nieznane dotąd fakty z przeszłości, którym Miriam będzie musiała stawić czoła, aby sprawiedliwości stało się zadość. Tylko czy starczy jej na to sił i odwagi? Nie będzie to proste, ponieważ, aby mogło się udać niezbędna będzie konfrontacja z własnymi lękami.
Milena Breś w bardzo trafny sposób uświadomiła nam dorosłym z jak wieloma problemami często w poczuciu osamotnienia i braku wsparcia muszą zmagać się młodzi ludzie. Myślę, że po przeczytaniu tej książki rodzice zaczną bardziej zwracać uwagę na to, co dzieje się z ich dziećmi i jak można im pomóc, nie oceniając z góry.
Mimo że jak wspomniałam wcześniej, w książce nie znajdziecie pełnego obrazu tego, jak wygląda życie ze schizofrenią, to przeczytacie tu o sile przyjaźni i miłości, która jest nam wszystkim niezbędna w tak trudnej sytuacji.
Żałuję tylko, że wszystkie opisane w książce sytuacje działy się tak szybko. Miałam wrażenie, że autorka pędzi przez nie jakby poganiana przez kogoś.
Nie wiem, jak Wy, ale w moim przekonaniu poruszanie tematu choroby, osamotnienia, odrzucenia, czy też miłości i przyjaźni potrzebuje, aby czytelnik zatrzymał się na dłuższą chwilę, po to by mieć czas na przemyślenia i refleksje odnośnie do tego, o czym właśnie przeczytał i mnie tutaj tego zabrakło.
Ostatecznie jednak oczywiście zachęcam Was do tego, abyście sięgnęli po „Szepty przeszłości”, ponieważ pomimo wspomnianych mankamentów uważam, że jest to udany debiut młodej autorki. Choć według mnie jest to książka adresowana głównie do nastoletniego czytelnika, to starsi również mogą spędzić przy niej miło czas, a rodzice, spróbować spojrzeć na wiele istotnych kwestii, oczami dorastającego dziecka z problemami w dużej mierze mającymi swój początek w przeszłości. Podczas lektury robi się ciepło na sercu, kiedy widzimy, jak rozwija się relacja między Piotrkiem a Miriam. Jak również to, jaką piękną przyjaźń ofiarowała jej Majka. Jeśli chodzi o samych bohaterów, to pokochałam Piotrka. Taki chłopak to naprawdę skarb. Jest wspaniały, choć, jak się przekonacie, sam również nie ma łatwego życia. Majka zaprzecza wszelkim stereotypom córki bogatych rodziców i za to bardzo ją polubiłam. A jeśli chodzi o samą główną bohaterkę, to nie od razu wzbudziła ona moją sympatię, ale znając jej historię, jestem w stanie zrozumieć, z czego to wynikało.
Cóż więcej mogę Wam powiedzieć, Jestem pełna podziwu dla autorki, że zdecydowała się w tak młodym wieku podjąć pisania na tak naprawdę trudny i złożony temat. Wyszło jej to naprawdę dobrze z naciskiem na emocje i uczucia młodego człowieka, w sytuacji, kiedy ciężko Ci poradzić sobie samemu ze sobą, a co dopiero z otaczającym Cię światem. Książkę czyta się naprawdę bardzo szybko i lekko więc jedno popołudnie lub wieczór na pewno wystarczą na jej przeczytanie. Zapewniam Was, że jeśli zdecydujecie się sięgnąć po „Szepty przeszłości”, nie będziecie tego, żałować. Czytajcie i dzielcie się swoimi wrażeniami po lekturze książki, bo niestety jakoś o niej cicho.
- Szczegóły
-
Kategoria: O książkach, autorach i nie tylko
-
Utworzono: poniedziałek, 17, luty 2020 18:42
-
Autor: Katarzyna Pessel
23 lutego będzie obchodzony Ogólnopolski Dzień Walki z Depresją. Kilka dni później
(26 lutego) do księgarni trafi książka „Jak się nie zabić i nie zwariować”. Justyna Suchanek, znana widzom YouTube’a i Instagrama jako Sukanek, szczerze opowiada w niej o dorastaniu w rodzinie z problemem alkoholowym, o swoich nastoletnich zmaganiach z depresją, próbach samobójczych, pobytach w szpitalach psychiatrycznych, autodestrukcyjnych myślach i uzależnieniu od miłości. A także o tym, jak dzięki pomocy terapeutów i samoświadomości uporządkowała swoje uczucia, zakończyła niezdrowe relacje i pokochała samą siebie. To również opowieść o tym, że warto prosić o pomoc. I nigdy nie wolno rezygnować z samego siebie.
Spotkania autorskie:
21.02, 14:00 Empik Warszawa Arkadia
27.02, 18:00 Empik Wrocław Renoma
28.02, 18:00 Empik Katowice Silesia
29.02, 16:00 Empik Łódź Manufaktura
07.03, 16:00 Empik Gdańsk Galeria Bałtycka
- Szczegóły
-
Kategoria: Recenzje
-
Utworzono: piątek, 14, luty 2020 19:46
-
Autor: Agnieszka Kaniuk
Zapewne zgodzicie się ze mną, że książki mogą i niejednokrotnie stają się motywacją do wielu zmian w naszym życiu. Często bowiem w historiach, o których czytamy na ich kartach, odnajdujemy cząstkę siebie i własnych życiowych przeżyć. Takie książki cenię sobie najbardziej i po takie sięgam najczęściej. Dziś przychodzę do Was z recenzją niezwykle wartościowej i poruszającej pozycji autorstwa Niny Nirali „Oblicza księżyca”, która,jestem tego pewna doda sił wielu kobietom. A dlaczego? O tym już za chwilę.
„My kobiety, mamy w genach pragnienie uszczęśliwiania wszystkich wokoło. To jest silniejsze od nas. Instynkt żony i matki każe nam się podporządkować... Czasami już samo pragnienie bycia kochaną staje się toksyczne".
Mówi się, że my kobiety jesteśmy strażniczkami domowego ogniska. I według mnie coś w tym jest. Bo czyż większość z nas nie pragnie założenia szczęśliwej, kochającej się rodziny, w której będziemy mogły kochać i dbać o naszych bliskich ciesząc się ich szczęściem. Jest to, jak najbardziej naturalne pragnienie pod warunkiem, że w darzeniu do zapewnienia szczęścia swojej rodzinie nie zapominamy również o sobie, swoich potrzebach i pragnieniach.
Przekonała się o tym bardzo boleśnie główna bohaterka powieści Ranya Patel. Młoda kobieta jest Hinduską pochodzącą z bogatej rodziny prawniczej. Mimo że rodzice pozostawiają córce na wiele swobody odnośnie do wykształcenia i innych aspektów życia, w których inne młode Hinduski swobody tej nie mają, to jednak zgodnie z tamtejszymi zwyczajami Ranya wstępuje w aranżowany związek małżeński. Nie jest to dla niej jednak problemem, ponieważ mężczyznę, z którym ma dzielić życie, od dawna darzyła skrywanym uczuciem. Wierzy, że wspólnie z Mohitem, bo to o nim mowa będą wiedli szczęśliwe życie pełne miłości, której ona tak bardzo pragnie. Niestety tuż po zakończeniu ceremonii ślubnej i przekroczeniu progu domu małżonka zrzuca on maskę, za którą przez cały czas skrywał swoje prawdziwe oblicze i staje się bezdusznym tyranem. Przemoc psychiczna i fizyczna z jego strony staje się codziennością naszej bohaterki. Bardzo szybko przestaje ona mieć nadzieję, że cokolwiek jeszcze może się zmienić w jej życiu. Zastraszona, poniżana i upokarzana godzi się na życie w piekle za zamkniętymi drzwiami własnego domu, poświęcając się dla dobra innych. Kiedy czuje, że już dłużej nie zniesie tyranii kata, z którym żyje pod jednym dachem, pragnie śmierci, w której widzi jedyny dla siebie ratunek. Jednak jak się przekonacie, los postanawia dać jej szansę zawalczenia o siebie i upragnioną wolność. To, co dzieje się później niech zostanie tajemnicą do momentu, aż sami sięgniecie po książkę. Powiem tylko, że od tej chwili na zawsze umiera Ranya, a świat poznaje niezwykle piękną, pewną siebie kobietę, która, aby móc w pełni cieszyć się nowym życiem, chce, aby sprawiedliwości stało się zadość. Ale jak to, w życiu bywa, zemsta zawsze zbiera swoje ofiary także w niewinnych. Jaka tym razem będzie jej cena? Przekonajcie się sami.
„Oblicza księżyca” to książka, pod której jestem ogromnym wrażeniem. Perypetie głównej bohaterki z jednej strony są bardzo wstrząsające i poruszające, z drugiej zaś mogą wydawać się nierealne. Jednak według mnie istotą całej tej historii, jest to, aby pokazać, że nie należy bać się walczyć o swoje prawo do szczęścia i poszanowania godności. Nikt nie ma prawa traktować nas przedmiotowo, jako narzędzia do zaspokajania swoich potrzeb i chorych rządź. Autorka chce również pokazać nam, że jeśli tylko znajdziemy w sobie determinację, siłę i odwagę na pewno znajdą się ludzie, którzy nam pomogą rozpocząć nowe lepsze życie i uwierzyć w siebie.
Nasza bohaterka spotkała na swojej drodze wielu wspaniałych ludzi, którzy pomogli jej na nowo uwierzyć we własną wartość, odzyskać godność, a przede wszystkim poznać piękno prawdziwego uczucia i odkryć w sobie zatraconą w toksycznym związku kobiecość i wewnętrzną siłę.
„...należy kochać, jednak kiedy kochamy innych ludzi, nie możemy rezygnować z nas samych, przestać siebie kochać i szanować...”
To, co jest w tej książce niezwykłe to, dziejąca się niemalże na naszych oczach przemiana głównej bohaterki. Miała ona to ogromne szczęście poznać wspaniałą kobietę, która nie tylko dała jej możliwość rozpoczęcia zupełnie nowego życia, ale przede wszystkim pokazała, jak wyegzekwować od mężczyzn, aby nas szanowali i doceniali. Sprawiła także, że ujrzeliśmy szarą myszkę przeistaczającą się w pumę, która bierze życie we własne ręce.
Moi kochani już od pierwszych zdań tej książki widać, że autorka włożyła w jej napisanie mnóstwo pracy i serca. Podjęcie się tak trudnego tematu, jakim jest przemoc domowa, nienawiść, upokorzenie, poniżenie i upodlenie z rąk tego, który powinien nas kochać, szanować i zapewnić nam bezpieczeństwo na pewno nie było łatwe, więc tym bardziej jestem wdzięczna Ninie Nirali za cały trud, przypuszczam, że głównie emocjonalny, który włożyła w napisanie tej książki. Chcę wierzyć i wierzę mocno w to, że każda kobieta, która zdecyduje się poznać tę opowieść, a również jest ofiarą przemocy domowej, dzięki tej lekturze zobaczy światełko w tunelu beznadziei i rozpaczy, a co za tym idzie, odważy się poprosić o pomoc. Na końcu książki odnajdziemy dane kontaktowe do instytucji, które takowej pomocy nam udzielą.
„Oblicza księżyca” to książka, którą czyta się z ogromnym przejęciem i zaangażowaniem. Lektura dostarcza nam mnóstwa silnych emocji, które nie pozwalają pozostać obojętnym na brutalność, której doświadczyła bohaterka. Na pewno nie jest to książka, którą da radę przeczytać każdy. Zdecydowanie na tego typu książkę trzeba się odpowiednio przygotować i mieć świadomość tego, że po jej przeczytaniu jeszcze przez długi czas będą towarzyszyć nam bardzo silne emocje. Nie zmienia to jednak faktu, że z całego serca polecam Wam tę wspaniałą opowieść o miłości, nienawiści i pragnieniu wolności.