Karolina Korwin-Piotrowska "#Sława" (Prószyński i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: niedziela, 16, lipiec 2017 10:56
"Wielka sława to żart, książę błazna jest wart (...)" - tak brzmią słowa arii z jednej z najsłynniejszych operetek świata pod tytułem "Baron Cygański". Żart , a może fakt? Jak z tą sławą naprawdę jest, szczególnie w dzisiejszych czasach, kiedy media, zwłaszcza internet, decydują o czyimś "być czy nie być" na skali popularności?
Najnowsza publikacja autorstwa kontrowersyjnej, znanej z ostrego języka dziennikarki okazała się zajmującą, choć momentami irytującą lekturą.
Karolina Korwin-Piotrowska "przemaglowała" współczesne social media oraz przyjrzała się jak funkcjonowało zjawisko sławy na przestrzeni dziejów. Przeczytamy m.in. o carskiej rodzinie Romanowów, Królowej Wiktorii i aktorce Sarze Bernhardt, a także o współczesnych gwiazdach portalu Pudelek, celebrytach. Autorka od lat przygląda się "szołbizowi". Zebrała dane, przyjrzała się wnikliwie profilom sławnych osób na facebooku, instagramie itp. , solidnie je przeanalizowała, nie szczędząc krytyki. Wykazała, że choć zmieniły się czasy i narzędzia do kreowania i podziwiania idoli, to pragnienie sławy pozostaje niezmienne.
Omówiła w książce zjawiska związane ze sławą takie jak: muzyka, moda, skandal, śmierć, tabu, ciało, prywatność. Nie pominęła buntowników, w tym outsiderów literatury. Przywołała wiele postaci - legend ze świata filmu, muzyki, mody. Indeks nazwisk zamieszczony na końcu jest naprawdę obfity.
W rozdziale poświęconym internetowi, a raczej jego roli w kreowaniu wizerunku, znajdziemy wiele trafnych uwag. Internet to odrębny świat, istny kosmos, sieć, w którą wszyscy dajemy się złapać. Gwiazdy relacjonują tam często całe swoje życie, wraz ze szczegółami. Obecność w mediach społecznościowych staje się koniecznością, ale trzeba pamiętać, że w sieci nic nie ginie, tam nie ma litości. Nie każdy potrafi właściwie posługiwać się tym narzędziem, często bardziej sobie szkodząc niż się promując.
Korwin-Piotrowska przez wiele miesięcy obserwowała aktywność polskich celebrytów w mediach społecznościowych i, jak sama twierdzi, "trafiła na dno piekła". Czytelnikom zaserwowała wiele przykładów. Wywnioskowała, że wszędzie króluje ekshibicjonizm, przeraża brak przekazu, a dominuje celebryckie " ja" i marketingowe "kupuj".
Dziennikarka z właściwą sobie ironią sporządziła kilka list, a mianowicie: ikony polskiego show-biznesu, gwiazdy, "poczekalnia", "medialny plankton" oraz "nowa nadzieja". Tej klasyfikacji dokonała na podstawie jakości i wartości, ładunku prawdy i emocji, wizerunku i komunikatu, wysyłanego do odbiorców. Jakie nazwiska tam znajdziemy- odsyłam do książki.
Zgodnie z tym, co autorka zapowiada we wstępie, ta książka jest "ciekawą historią, świetną zabawą, trochę leksykonem i nauką". Momentami jednak trąci banałem, bywa chaotycznie. Można też odnieść wrażenie, że niektóre przykłady są zbyt "na siłę" przymierzone do naszych czasów (czy królowa Wiktoria miałaby dziś profil na fecebooku?), pozbawione kontekstu. Irytuje nieco ton, narzucanie swojego zdania. Zbędne, uważam, jest podkreślanie fragmentów tekstu, to przecież nie skrypt dla studentów.
Korwin - Piotrowska potrafi być szczera do bólu, bezwzględna, ostra, nie owija w bawełnę, nie można jej zarzucić konformizmu. Można się z nią nie zgadzać, ale trzeba uszanować jej poglądy i opinie.
"#Sława" jako jedna z nielicznych polskich książek o popkulturze warta jest odnotowania, autorka włożyła w nią naprawdę dużo pracy. Mimo obszerności książkę czyta się szybko, można ją czytać wybiórczo, na bieżąco tworząc własne listy ikon i planktonu.
Polecam zainteresowanym!
Magdalena Kozieł-Nowak "Rok na wsi" (Nasza Księgarnia)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: niedziela, 16, lipiec 2017 10:51
Ta przeznaczona dla najmłodszych publikacja typu "picture book" wpada w oko i wywiera duże wrażenie. Na dwunastu kartonowych rozkładówkach wspaniałe ilustracje Magdaleny Kozieł-Nowak przybliżają życie na wsi, którego rytm wyznaczają pory roku. Dodatkowe plansze zawierają prezentację postaci (opisy umieszczono w komiksowych dymkach) oraz zadania typu "policz", "wskaż" itp.
Witajcie w Krzętlach, w gospodarstwie agroturystycznym państwa Listków. Poznajcie ich dzieci, sąsiadów oraz gości. Przyjeżdża tu po świeże produkty właścicielka baru z ekologicznymi daniami, pojawiają się letnicy, czyli osoby spędzające urlop na wsi. Przyjrzyjcie się licznym zwierzętom i zobaczcie, jakie prace wykonywane są na polu, w ogrodzie i w obejściu. Używając wyobraźni wraz z bohaterami obrazków wybierzcie się na kulig, zbierzcie jajka, posiejcie nasiona, nazrywajcie wiśni z drzewa, pomóżcie pleść dożynkowy wieniec, wykopcie warzywa i usiądźcie przy ognisku... Rok na wsi jest pracowity, ale bardzo wesoły!
Na kolorowych obrazkach dużo się dzieje, ale nie są przeładowane szczegółami, nie ma natłoku postaci. Przyjemnie obserwować, czym zajmują się bohaterowie oraz odnajdować, gdzie tym razem znajdują się np. koty i wszędobylskie myszki. Warto zauważyć, że przedstawiona w książce wieś jest nowoczesna, jednocześnie kultywowane są tradycje, funkcjonuje pomoc sąsiedzka. Oprócz wartości pracy, zaakcentowana jest zabawa, odpoczynek, piękno przyrody. Sporo tu materiału do omawiania z najmłodszymi dziećmi. Dzięki tej książce maluchy poznają specyfikę wsi, nazwy roślin, zwierząt, prac polowych i gospodarskich zajęć. Nauczą się nazw miesięcy i zaobserwują zmiany, zachodzące w przyrodzie w trakcie kolejnych pór roku.
"Rok na wsi" to znakomita pomoc w przekazywaniu wiedzy przyrodniczej, kształtowaniu umiejętności językowych dziecka (opowiadanie, poszerzanie słownictwa), ćwiczeniu koncentracji i spostrzegawczości.
Książka ma duży format, twarde tekturowe stronice, jest estetyczna i solidna. Przyda się w domu i przedszkolu. Uczy i bawi, pobudza wyobraźnię, zapewnia długie godziny spędzone nad planszami.
Antologia "Poczytaj mi, Mamo. Księga pierwsza" (Nasza Księgarnia)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: czwartek, 13, lipiec 2017 15:57
Dawno temu (choć w sumie nie aż tak bardzo), kiedy byłam małą dziewczynką, miałam mnóstwo cienkich, kwadratowych, ślicznie ilustrowanych książeczek. I choć wśród charakterystycznych dla tej serii znaczków (domek, motyl, rybka, królik, gołąb...) widniał napis "Poczytaj mi, Mamo", to przeważnie czytałam sobie sama, bo wcześnie posiadłam tę umiejętność. W domach moich rówieśników, których dzieciństwo przypadało na lata osiemdziesiąte, a także tych nieco starszych dzieci, też gościły te niezapomniane książeczki. Teraz powracają, w formie antologii, zebrane w księgi. Przyjemnie, a wręcz cudownie jest móc do nich wracać i czytać z kolei naszym dzieciom.
To już druga edycja współczesnego wydania ulubionych "poczytajek" w niezmienionej szacie graficznej. Znajdziemy tu "reprinty" dziesięciu książeczek wraz z ilustracjami i okładkami. Tym razem księga ma kształt kwadratu, w czym zbliża się do pierwowzoru. Jest lekka, poręczna, w sam raz, by zabrać ją do plecaka, czy torebki i poczytać dziecku w plenerze.
W tym tomie znajdziemy m.in. kultowe "Daktyle", wzruszający utwór o zabłąkanym kotku "Agnieszka opowiada bajkę", zabawne przygody kota Filemona i perypetie "Niebieskiej dziewczynki", poczytamy o nie zawsze łatwych relacjach między dziećmi ("Chcę mieć przyjaciela") i zajrzymy do świata przyrody ("Kolczatek").
Teksty Danuty Wawiłow, Heleny Bechlerowej, Joanny Porazińskiej, Sławomira Grabowskiego i Marka Nejmana są piękne literacko, wartościowe, bawią uczą, kształtują wrażliwość, odzwierciedlają świat dziecięcych marzeń i wyobrażeń. Mogą być przydatne w przygotowywaniu zajęć edukacyjnych dla przedszkolaków. Ilustracje w wykonaniu m.in. Edwarda Lutczyna, Julitty Karwowskiej-Wnuczak, Zdzisława Rychlickiego są niepowtarzalne, zapadające w pamięć. To one sprawiają, że przeglądając to wydanie, przypominamy sobie opowiastki z dzieciństwa, dzięki nim wracają wspomnienia licznych chwil spędzonych nad książeczkami z serii "Poczytaj mi, mamo".
Na końcu zamieszczono biogramy autorów, zarówno pisarzy jak i ilustratorów. W tych krótkich notkach znajdziemy wiele czytelniczych inspiracji, podpowiedzi innych tytułów z ich bogatego dorobku. I znów pojawia się pokusa, by poszperać w bibliotekach, na strychach itp. za książkami naszego dzieciństwa, przypomnieć je sobie i przedstawić młodemu pokoleniu.
"Poczytaj mi, mamo. Księga pierwsza" to publikacja dla dzieci i dla dorosłych, jedna z tych które obowiązkowo powinny znaleźć się w domowej biblioteczce. Klasyka literatury dla dzieci, po prostu. Znakomita do rodzinnego czytania, nie tylko na dobranoc.
Nikola Kucharska "Jak to działa? Zwierzęta" (Nasza Księgarnia)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: czwartek, 13, lipiec 2017 15:51
Ta książka do zdecydowanie jeden z największych przebojów wydawniczych dla dzieci tego roku i niekwestionowany hit w kategorii "nauka przyrody na wesoło". Na pierwszy rzut oka jest to taki jakby atlas anatomiczny zwierząt, ale gdy przyjrzymy się bliżej temu, co wymalowała Nikola Kucharska, szybko zmienimy zdanie. Ta "anatomia" jest bowiem mocno symboliczna.
Bohaterami książki są oczywiście - zwierzęta, rozłożone na "czynniki pierwsze" i pokazane na planszach, ale najpierw poznamy Klarę, Karolka, ich domowych pupili oraz dziadka, który niczym bajkowy Kot Prot, na wszystko odpowie w lot. A trzeba przyznać, że interesujące się przyrodą wnuki mają mnóstwo pytań i potrafią być bardzo dociekliwe.
W kolejnych częściach zostały przedstawione zwierzęta domowe, zwierzęta w parkach, na wsi oraz leśne. Ich przekroje zajmują nieraz całą stronę, a nawet dwie. Informacje o funkcjonowaniu zwierzęcych organizmów i ciekawostki przedstawione są w zabawny, komiksowy sposób, zrozumiałym i przystępnym dla dziecka językiem, bez użycia fachowej terminologii. To przecież nie jest podręcznik biologii. Nie znajdziemy tam narysowanych organów wewnętrznych, tylko symboliczne rysunki. Na przykład u krowy mamy "wykrywacz najsoczystszej trawy" oraz "transformator żywności w nawóz", a ogon opisany jest jako "odganiacz much". U kota zlokalizowano "mechanizm mruczący", w ogonie - "radar na nieprzyjaciół", a "ośrodek linienia" pokazano za pomocą rysunku nożyczek. U wiewiórki - skoczność przedstawia "trampolina". Szczotka i zmiotka - u bociana - oznaczają typową dla tego gatunku schludność, a dom z kolumnami - jego "zmysł architekta". Świnka charakteryzuje się obecnością "chrumkacza" i "kwikacza", koza ma "generator beczenia". Takie przykłady można mnożyć. Od rysunków Nikoli Kucharskiej wprost nie można się oderwać, pomysłowość tej ilustratorki jest godna podziwu.
Na końcu publikacji znajdziemy krótkie opisy zawodów idealnych dla miłośników zwierząt, w tym tych nowoczesnych jak psi fryzjer, zoopsycholog. Zamieszczono też biogramy inspirujących osób - przyrodników, badaczy m.in. Jane Goodall, Davida Attenborough, Adama Wajraka.
Trzeba podkreślić, że choć forma jest zabawna, to zawarte w niej treści są poważne, merytorycznie prawidłowe. Fachową konsultację zapewnili i ciekawostki wyszukali Katarzyna Gładysz i Paweł Łaczek, teksty opracowały Joanna Kończak i Katarzyna Piętka. Całość od strony graficznej wykonała Nikola Kucharska, moda graficzka, której prace mogliśmy podziwiać m.in. w "Mitach greckich", czy "Opowiem ci, mamo, co robią koty".
Książka ma duży format, twardą oprawę. Jest przez to może mało poręczna, by ją ze sobą gdzieś zabierać, ale do oglądania "stacjonarnego" - znakomita.
Duże, wypełnione szczegółami i zaopatrzone w opisy ilustracje przykuwają uwagę, fascynują. Dostarczają sporo wiedzy, a jej humorystyczne podanie sprawia, że dzieciom będzie łatwiej i przyjemniej ją przyswoić oraz skutecznie zapamiętać. Dorośli też znajdą tu coś dla siebie, na pewno ogromną pomoc w tłumaczeniu dzieciom "jak działają" zwierzęta, odpowiedzi na wiele pytań zadawanych przez małych ciekawskich, ale również sami poszerzą własną wiedzę o ptakach i czworonogach. Nie każdy przecież jest specjalistą w tym zakresie.
"Jak to działa? Zwierzęta" to książka, która bawi i uczy. Można nad nią spędzić dużo czasu odkrywając krok po kroku tajemnice działania zwierzęcych organizmów, zdobywając i porządkując swoją wiedzę. Rodzinna, pomysłowa, bardzo dobra książka rysunkowa! Polecam gorąco!
Wojciech Karolak, Krystyna Pytlakowska "Małżeństwo doskonałe. Czy ty wiesz, że ja cię kocham..." (Prószyński i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: niedziela, 09, lipiec 2017 11:28
Tę książkę warto zabrać ze sobą na wakacje, by spędzić wolny czas np. na leżaczku w towarzystwie nietuzinkowych osób, jakimi niewątpliwie są jej autorzy i bohaterowie. Sympatyków Marii Czubaszek nie trzeba szczególnie zachęcać, pozostałych - może uda się przekonać, choćby ze względu na osobę Wojciecha Karolaka, muzyka jazzowego, odsłaniającego co nieco "od kuchni".
Krystyna Pytlakowska ma w swoim dorobku ok. 2 tysięcy wywiadów, od 20 lat pracuje w dwutygodniku "Viva!". 27 lat temu zaprzyjaźniła się z Marią Czubaszek i jej mężem. To jednak nie z tą dziennikarką słynna satyryczka współpracowała przy swoich książkach, w których już dużo o sobie opowiedziała. Zatem czy jeszcze coś zostało do odkrycia? Wydawnictwo zaproponowało wywiad rzekę z Wojciechem Karolakiem, Pytlakowska zgodziła się i postanowiła odsłonić tajemnicę duszy jazzmana i sekret idealnego, choć nietypowego związku z Marią Czubaszek.
Efektem prawie dwóch miesięcy spotkań dziennikarki i muzyka jest książka, którą czyta się, a wręcz pochłania, z uśmiechem i wzruszeniem. Oprócz rozmów z Karolakiem zamieszczono wspomnienia przyjaciół i znajomych m.in. Ewy Bem, Hanny Śleszyńskiej, Jacka Fedorowicza, Artura Andrusa, Michała Urbaniaka, Krzysztofa Daukszewicza. Opowiadają o znajomości z Marią Czubaszek, opisują tytułowy związek z ich punktu widzenia. Dużo w tych wspominkach ciepła, humoru, serdeczności, a także smutku i tęsknoty za zmarłą w zeszłym roku satyryczką o nienachalnej urodzie i nieprzeciętnym intelekcie.
O małżeństwie Marii Czubaszek i Wojciecha Karolaka można powiedzieć wszystko, z wyjątkiem tego, że było typowe, czy normalne. O, nie! Ten związek nie mieści się w żadnych ramkach, choć z drugiej strony można by go oprawić w ramki jako wzorzec. Bo taka miłość rzadko sie trafia! Maria Czubaszek mawiała, że "prawdziwej miłości nawet małżeństwo nie przeszkodzi" oraz że "przed ślubem trzeba mieć oczy szeroko otwarte, a potem je przymykać". Czytając tę książkę, trzeba przyznać, że miała rację i te sentencje im obojgu przyświecały.
Łączyła ich przyjaźń, poczucie humoru, wyjątkowe porozumienie. Mieli swoje zwyczaje, rytuały, nazywali się wzajemnie Zającami, ćwierkali "cip, cip" zamiast zwyczajowego "halo" do telefonu. Można rzec, że żyli równolegle, obok siebie, nie wchodząc sobie w drogę, akceptując nawzajem swoje pasje, przywary, nawyki.
Wojciech Karolak to wszechstronny muzyk: pianista, kompozytor, saksofonista altowy i tenorowy, aranżer, wirtuoz organów Hammonda. Współpracował m.in. z Janem "Ptaszynem" Wróblewskim, Krzysztofem Komedą, Andrzejem Kurylewiczem, Jerzym Matuszkiewiczem, Jarosławem Śmietaną, Obywatelem GC Andrzejem Dąbrowskim. Tworzył muzykę do filmów, a także do tekstów własnej żony. W rozmowach z Krystyną Pytlakowską wyruszył w sentymentalną podróż, opowiedział między innymi o tym, jak się poznali z Marysią, jak mieszkali, pracowali, jak się do siebie odnosili. Nie mogło zabraknąć opowieści o psach, które gościły w ich życiu. Są też wzmianki o poprzednich związkach, walce z nałogiem, o podejściu do różnych spraw. Sporo anegdot, szczegółów z codziennego życia. Dużo w tym wszystkim czułości, ciepła, tęsknoty za małżonką.
Nie śledziłam wywiadów prasowych tych dwojga, nie czytałam książki "Boks na ptaku, czyli każdy szczyt ma swój Czubaszek..." więc nie mam rozeznania, czy w "Małżeństwie doskonałym..." są powtarzane treści, czy pojawiają się dotychczas nie opowiadane historie, nie ujawnione sprawy. Na pewno nie da się uniknąć powtórzeń związanych z podstawowymi faktami dotyczącymi tej słynnej pary. Książkę wzbogacają fotografie i rysunki ( w tym słynne "zajączki" ręką Karolaka kreślone)
Czytelnik może odnieść wrażenie, że poznał trochę Marię Czubaszek i Wojciecha Karolaka od podszewki, zobaczył, co oboje "mają za uszami" i jak wyglądało ich wspólne życie, ich uczucie. Nieraz przyjdzie mu się szeroko uśmiechnąć, otrzeć łzę, zdziwić, oburzyć, zachwycić... nad tym nieszablonowym portretem nieszablonowego związku. "Małżeństwo doskonałe. Czy ty wiesz, że ja cię kocham..." to sympatyczna opowieść z kręgu biograficznych, szczera, romantyczna, nie dla ponuraków.
Barbara Kosmowska "Obronić królową" (Nasza Księgarnia)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: sobota, 24, czerwiec 2017 00:05
Powieść "Obronić królową" zdobyła wyróżnienie w IV Konkursie Literackim im. Astrid Lindgren na współczesną książkę dla dzieci i młodzieży. Zatem nie ma wątpliwości, że to książka o wysokim poziomie artystycznym i etycznym, bowiem takie są doceniane przez jurorów tego konkursu zorganizowanego przez Fundację "ABCXXI - Cała Polska czyta dzieciom". Nazwisko autorki też daje gwarancję dobrej jakości, wystarczy wspomnieć popularne wśród młodych czytelników powieści "Buba", "Pozłacana rybka" czy "Sezon na zielone kasztany" oraz przeznaczone dla dorosłych odbiorców m. in. "Prowincja", "Gobelin", "Hermańce". Jej książki Kosmowskiej są nie tylko lubiane, ale także doceniane i nagradzane. Najwyższą nagrodą jest jednak sympatia czytelników, a tej na pewno nie brakuje.
Tym, co wyróżnia prozę Barbary Kosmowskiej jest umiejętne połączenie ważnych spraw, trudnych problemów z mądrym przekazem, ciepłem, humorem, optymizmem oraz wiarygodność - cecha bardzo istotna z punktu widzenia czytelnika, zwłaszcza nastoletniego, który w literaturze nie kupi "ściemy". Nie przyjmie także prawienia morałów - i tego tu nie znajdzie, bo czytając o perypetiach bohaterów sam będzie potrafił wydobyć to, co najważniejsze.
Sytuacja życiowa sprawiła, że Greta musiała przeprowadzić się na pewien czas do ojca i jego nowej rodziny. Druga żona pana Tomasza - choć postawiona w trudnej roli - okazała nastolatce gościnność, życzliwość, ciepło. Przyrodnia siostra Lili była Gretą zachwycona. Dziewczyna musiała odnaleźć się w nowym środowisku, w szkole wśród rówieśników. Nie obyło się bez nieporozumień i konfliktów. Klasowa gwiazda, Milena - specjalizująca się w społecznych akcjach, wszelkich formach charytatywnej pomocy - stała się zazdrosna o Igora, wyraźnie sympatyzującego z nową sąsiadką. Na każdym polu usiłowała dopiec Grecie. Ta jednak nie dała się zniszczyć, nie podporządkowała się. Wniosła wiele dobrego do grupy- pomogła koleżance zagrożonej z matematyki, przyczyniła się do ocalenia pewnego związku, umiała słuchać, nie oceniała, nie wyśmiewała. Wyciągnęła rękę do samotnej staruszki z sąsiedztwa, była powiernicą "miłosnych kłopotów" ośmiolatki, "oswoiła" twardą jak skała ciotkę. Chodząca dobroć, można powiedzieć. Niestety, gdy klasa poznała pewne fakty, Gretę spotkał ostracyzm... Co się wydarzyło, dlaczego w tytule pojawiło się szachowe okreslenie i kto wygrał w zielone - o tym dowiecie się z najnowszej powieści Barbary Kosmowskiej.
Książka traktuje o problemach nastolatków, uczuciach, o ważnych dla nich sprawach związanych z akceptacją, empatią, poczuciem tożsamości, o rodzinnych relacjach i szkolnych układach. Sytuacje w niej opisane są wiarygodne, z życia wzięte. Historia Weroniki to ciekawy przypadek, inspirujący do dyskusji o pomaganiu, zaufaniu, oszukiwaniu. Nie tylko główny wątek Grety będzie nurtował czytelnika. Emocji nie zabraknie.
Będą też powody do uśmiechu - gdy na scenę wchodzi rozbrajająca Lili ze swoją dziecięcą naiwnością i zabawnymi wierszykami. Ogólnie jednak klimat powieści jest poważny, dość smutny, choć są promyki ciepła i nadzieja na to, że gdy przewrócimy już ostatnią stronę, to losy bohaterów ułożą się pomyślnie.
"Obronić królową" opowiada o tym, że życie układa się różnie, nie zawsze tak, jak byśmy tego chcieli. Każdy ma swoje problemy, o których niechętnie rozpowiada, a wręcz się z nimi kryje, udając także przed samym sobą. W ocenianiu innych bardzo łatwo popełnić błąd, wyciągając pochopne, niesprawiedliwe wnioski. Nie można nikogo rozliczać za to, na co nie ma wpływu, co jest od niego niezależne.
Autorka zastosowała naprzemiennie dwa typy narracji trzecioosobową i pierwszoosobową - z punktu widzenia Grety. I trzeba przyznać, że ten zabieg doskonale zdał egzamin, bo jakby łatwiej wczuć się w postać, poznając "od wewnątrz" jej myśli, uczucia i spostrzeżenia. Tym, co może nieco irytować jest stosowanie innej wielkości i kroju czcionki dla rozróżnienia dwóch toków narracji. Pierwsze akapity rozdziałów są drukowane większą czcionką niż pozostałe., idąc "za ciosem" litery mogłyby być pogrubione. To jednak nic nie znaczący szczegół, bo powieść czyta się znakomicie, niemal jednym tchem. Co tu dużo mówić, warsztat literacki Kosmowskiej jest bez zarzutu, a to w połączeniu z mądrą, wartościową treścią powieści, daje idealny efekt.
Na pochwałę zasługuje jeszcze okładka. Niby taka prosta, niepozorna, nieatrakcyjna, a jednak robi wrażenie. Przywodzi na myśl wydania powieści młodzieżowych sprzed wielu lat. Znacznie lepiej wypada naszkicowany kilkoma ruchami flamastra profil dziewczęcej twarzy niż kolorowe zdjęcie z darmowych zasobów z banalnym, oklepanym motywem dziewczyny pod drzewem lub dłoni trzymającej kwiat. Projekt okładki i grafiki wykonała Agata Raczyńska - znana ilustratorka książek dla dzieci i młodzieży, autorka komiksów i animacji, zaliczana do kręgu twórców polskiego netartu.
"Obronić królową" to bardzo dobra powieść młodzieżowa, nie tylko dla gimnazjalistów, Powinna znaleźć się w każdej szkolnej bibliotece i na domowej półce.
Filip Chajzer, Zygmunt Chajzer "Chajzerów dwóch" (Prószyński i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: piątek, 23, czerwiec 2017 23:55
Tych panów chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Starszego - Zygmunta znamy m.in. z radiowej anteny (np. z audycji "Lato z Radiem", "Cztery pory roku"), teleturnieju "Idź na całość", czy z reklamy proszku do prania. Młodszy - Filip zdobywał szlify w radiu i telewizyjnym serwisie informacyjnym, obecnie to szalony reporter "Dzień Dobry TVN", prowadzi show "Mali giganci". Obaj, ojciec i syn, mają wyraziste osobowości.
Gdy otrzymali propozycję napisania książki, postanowili sobie po prostu pogadać - "jak stary z młodym, jak uczestnik pochodów pierwszomajowych z bywalcem Ikei i McDonalda". W efekcie otrzymaliśmy książkę o nietypowej formie, wywiad - rzekę, w którym Chajzerowie występują w podwójnej roli - gospodarzy i bohaterów, a rozmawiają nie tylko o sobie. Owszem, wspominają dzieciństwo i opowiadają o czasach, w których dorastali, konfrontują swoje poglądy i style bycia, ale również, - czy raczej przede wszystkim - porównują na własnych przykładach jak w różnych aspektach zmieniało się życie na przestrzeni kilkudziesięciu lat - od czasów PRL-u aż po dzień dzisiejszy. W ich opowieściach jak w lusterku mogą przejrzeć się dwa pokolenia (obecnych sześćdziesięcio- i trzydziestokilkulatków).
W rozmowach dziennikarzy pojawiają się tematy takie jak szkoła, praca, hobby, sport, wakacyjne wyjazdy, imprezy, muzyka, telewizja, moda, jedzenie, samochody, technologia itp. Nie ma porządku chronologicznego, wręcz można powiedzieć, że w ogóle nie ma porządku.
Panowie gawędzą, uciekają w dygresje, snują rozważania, wymieniają się uwagami, dzielą obserwacjami, komentują, wspominają, wyciągają z pamięci rozmaite historie, nawzajem się zaskakując. Często się przekomarzają. Mają do tych rozmów dystans.
Dialog utrzymany jest w luźnym, swobodnym stylu, tak jak się rozmawia z kumplem przy piwie. Trudno nie parsknąć czasem śmiechem przy pewnych kwestiach, a podczas całej lektury utrzymuje się dobry humor.
Publikację wzbogacają fotografie z rodzinnego archiwum oraz ze specjalnej sesji. Genialne jest zdjęcie, na którym ojciec z dorosłym synem odtwarzają pozy, miny i ubiory, jakie mają na zdjęciu z czasów, gdy Filip był małym szkrabem.
"Chajzerów dwóch" to szczera, swobodna, zabawna opowieść o relacjach między ojcem i synem, o podobieństwach i różnicach między nimi, ale też o zmianach, jakie zaszły w Polsce, o epoce rozwoju technologicznego, o tym, "jacy byliśmy, jaką drogę pokonaliśmy i jacy jesteśmy dzisiaj". Książkę czyta się jednym tchem, z ogromną przyjemnością i pewnym sentymentem. Dla odbiorców znacznie młodszych od Filipa będzie to ciekawa wycieczka w przeszłość. Dla starszych - wspomnień czar i wgląd za kulisy. O Zygmuncie i Filipie czytelnik dowie się sporo, ale bez wchodzenia z butami w ich prywatne życie, poszukiwacze plotek i skandali nie mają tu czego szukać.
Duet Chajzerów - sprawdził się znakomicie, pozostaje mieć nadzieję, że to nie ostatnie ich wspólne przedsięwzięcie.
Wioletta Sawicka "Wyspy szczęśliwe" (Prószyński i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 12, czerwiec 2017 11:51
- Autor: Diana Kobylska
Życie czasami musi nas bardzo mocno kopnąć, żebyśmy zrozumieli, że nie zawsze będzie pięknie. Czasami musi być ciężko, żeby docenić to co się miało, zweryfikować czy faktycznie tego było nam trzeba, a przede wszystkim, czy ludzie którzy nas otaczają, warci są naszego zaufania. Przekonała się o tym główna bohaterka nowej powieści Wioletty Sawickiej, o tytule „Wyspy Szczęśliwe”.
Joannę poznajemy w momencie kiedy wraca z cudownych wakacji, które spędziła z córką i kilkorgiem znajomych. To co zastaje w domu nie śniło jej się w najgorszych koszmarach. Na każdym przedmiocie w zasięgu jej wzroku widnieją czerwone karteczki ze złowieszczym słowem „Komornik”. Niestety po mężu, który mógłby wytłumaczyć co wydarzyło się podczas nieobecności Joanny, nie ma śladu. Ale to dopiero początek jej problemów. Zarówno dom, jak i zadłużona firma należą do Joanny. Tomasz, wspomniany mąż miał tylko pełnomocnictwa. W dodatku zapadł się pod ziemie i nawet policja nie jest w stanie w tej kwestii pomóc. Tak więc rozpoczyna się walka o przetrwanie. Walka jakiej nic nie zapowiadało, bowiem kto mając nad głową widmo komornika wybiera się na wakacje do Palermo!
Dodatkowy cios zadają Joannie jej przyjaciele- z którymi nota bene spędziła wakacje, kiedy kupują jej ukochany i wymarzony dom, który nazwała właśnie Wyspy szczęśliwe. Pojawia się również Daniel, jednak on nie chce kupić niczego co do niej należało. Chce kupić ją.
Kiedy skończyły się już oszczędności, a właściwie kilkaset euro, bo mąż wyczyścił też konta dziecka, Joanna podejmuje prace w sklepie z używaną odzieżą połączonym z komisem ubrań bardziej ekskluzywnych, na wieszakach którego zresztą wiszą garnitury jej męża. Pewnego dnia w sklepie pojawia się nietypowa para- młoda, energiczna dziewczyna i trochę starszy, mrukliwy mężczyzna z okropną blizną ciągnącą się przez pół twarzy. Ten dzień będzie początkiem czegoś nowego i dobrego w jej życiu.
Marta to kobieta, która wbrew wszelkiej logice przeżyła wojnę. W 1945 roku doświadczyła okropności, jakie nie powinny nigdy nikogo spotkać- widziała jak wielokrotnie gwałcono jej starsze siostry, na jej oczach wybito praktycznie całą wieś łącznie z siostrami i matką, przeleżała w śniegu i mrozie stulecia ponad trzy dni. Za tę nieudaną próbę ucieczki przed ruskimi zapłaciła stopami i dłońmi- zgniły i odpadły po kilku tygodniach leżenia w gorączce. Nawet Ci sami bestialscy ruscy nie chcieli jej „dobić”. Nie mając stóp jedynym sposobem poruszania się było chodzenie na kolanach, albo na czworaka, przez co przesiedleni już po wojnie do jej wsi ludzie naśmiewali się z niej. Przetrwała kilka kolejnych lat w zaszczuciu, jednak i do niej los uśmiechnął się zsyłając lekarza z Wrocławia, który na nowo postawił ją na nogi- drewniane, ale nogi. Już nie musiała oglądać świata z pozycji psa, jedyną widoczną oznaką jej niepełnosprawności był brak dłoni. Tak doświadczona przez los osoba teoretycznie powinna być zgorzkniała, cyniczna, wręcz podła. Jednak to co w niektórych zabija pozytywne emocje, w niej wzmocniło. W wieku osiemdziesięciu lat zakłada fundację zbierającą środki na leczenie dzieci. Której zdrowej osiemdziesięciolatce by się chciało? Do swojego domu przygarnia zbłąkane dusze- śpiewaczkę co straciła głos, nastolatkę eksperymentującą z narkotykami, ponurego mężczyznę z blizną na twarzy, walczącego ze swoimi demonami. Tam zupełnie przez przypadek trafi Joanna, gdzie zazna czym tak naprawdę jest rodzina. I że niekoniecznie w żyłach musi płynąć ta sama krew, nie trzeba przysięgać przed Bogiem i ludźmi, że to na zawsze. Przekona się, jak to naprawdę jest żyć w szczęśliwym domu. I to jeszcze nie koniec niespodzianek w jej życiu.
Wcześniejsze powieści Pani Wioletty Sawickiej kojarzą mi się jako lekkie, łatwe i przyjemne. Takie akuratne na złapanie wytchnienia po ciężkim dniu. Ta jest przyjemna, jednak porusza więcej ludzkich dramatów. Niektóre opisy z czasów wojny wywołują w czytelniku oburzenie, momentami łzy, ale nie sprawia to wrażenia lektury ciężkiej. Jest to jedna z ciekawszych pozycji jakie ostatnio wpadły w moje ręce, więc jak najbardziej polecam przeczytać każdemu miłośnikowi literatury współczesnej. Nie tyko kobiecej części.