Aktualności
Waldemar Szwoch "Leśnego zwierza morskie opowieści" (Novae Res)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 08, kwiecień 2014 08:52
„Kiedy rum zaszumi w głowie,
Cały świat nabiera treści,
Wtedy chętniej słucha człowiek
Morskich opowieści”.
Zanim wzniesiemy kielichy i zanucimy popularną szantę, sięgnijmy po niepozorną, aczkolwiek interesującą książeczkę, sygnowaną nazwiskiem kapitana Waldemara Szwocha. Inicjatorem jej powstania był Marek Szymański (pseud. „Gargamel”), redaktor internetowej gazetki dla marynarzy, w której publikował teksty nadsyłane przez „Leśnego Zwierza”. Namówił autora do poszukania wydawcy i oto mamy przed sobą zbiorek opowieści, anegdot, wspomnień spisywanych latami przez „wilka morskiego”. Dzięki niemu posmakujemy prawdziwego życia na morzu!
„Kto chce, ten niechaj słucha,
Kto nie chce, niech nie słucha,
Jak balsam są dla ucha
Morskie opowieści.”
Waldemar Szwoch przedstawił różne oblicza pracy na okręcie i funkcjonowania marynarskiej społeczności. Opisał zarówno trudy i znoje, jak też przyjemne chwile, hece i przygody. Przybliżył sytuacje, w których uczestniczył oraz te zasłyszane, poważne i wesołe. Teksty zostały pogrupowane chronologicznie – od rejsów szkoleniowych na „Darze Pomorza”, poprzez pływanie na swoim pierwszym po Szkole Morskiej statku 'Stefan Batory”, następnie na okrętach Polskich Linii Oceanicznych, wreszcie jako kapitan pod różnymi banderami. Nie trzeba wcale mieć marynistycznej pasji, by z zainteresowaniem, a często i uśmiechem, poczytać, m.in. co to jest gulgulator, kiedy podaje się owoce południowe, gdzie trafia poczta równikowa, jak przewozi się zwłoki, co się stało drzewku Cyrankiewicza i jak obcokrajowcy szybko uczą się języka polskiego...
„Pływał raz marynarz, który
żywił się wyłącznie pieprzem.
Sypał pieprz do konfitury
i do zupy mlecznej. „
Wszystkie anegdoty i historyjki są autentyczne, soczyste, surowe i szczere. Nie ma tu miejsca na przesłodzenie, czy uwznioślenie życia i pracy marynarzy, nie ma cienia patosu i apoteozowania. Szwoch jest literackim „naturszczykiem”, pisze prosto, żywo, dosadnie, nie owija w bawełnę.
Przy tym nie można mu odmówić zmysłu gawędziarskiego i umiejętności stawiania puent.
„Może ktoś się będzie zżymał
Mówiąc, że to zdrożne wieści,
Ale to jest właśnie klimat
Morskich opowieści.”
Literatura marynistyczna współcześnie nie cieszy się dużą popularnością. Młode pokolenie przeważnie już nie ma pojęcia co znaczył „Znaczy Kapitan” K. O. Borchardta. Literatura faktu, reportaże, wspomnienia, anegdoty i zapiski z podróży bywają jednak czytane dość chętnie, toteż istnieje nadzieja, że dzięki takim książkom jak omawiana, rozwinie się choć w małym zakresie zainteresowanie marynistyką. Bez względu na branżę, o jakiej opowiadają teksty, zbiorek stanowi miłą odmianę wśród literackich propozycji i zapewnia porcję dobrego humoru. „Leśnego Zwierza morskie opowieści” polecam wszystkim ”szczurom lądowym”!
Nowy patronat. "Franuś, gdzie ty masz głowę?"
- Szczegóły
- Kategoria: Patronaty
- Utworzono: poniedziałek, 07, kwiecień 2014 16:20
Świat małego dziecka jest prostszy od świata dorosłych. Smutek jest smutkiem, i nikt się wtedy nie uśmiecha. Jest zapał i energia, finezja i fantazja. I zaufanie, że będzie dobrze, że ludzie są uczciwi, że dobro zwycięża.
Beata Ostrowicka doskonale odnajduje się w świecie oglądanym z perspektywy malca. Jej opowiadania dla najmłodszych są emocjonujące, wszak dziecięcy świat to głównie emocje. Mali czytelnicy ją lubią i rozumieją. To dla nich jest ten zbiór.
Wydawnictwo Literatura. Premiera: maj 2014r.
Izabela Frączyk "Koniec świata" (Prószyński i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 07, kwiecień 2014 08:45
- Autor: Kamila Walendowska
Całkiem dawno Majowie straszyli nas widmem końca świata, który łaskawie nie nadszedł. Założę się jednak, że niejeden z nas zaczął się zastanawiać, co by było, gdyby przepowiednia faktycznie okazała się prawdziwa. Odważę się nawet stwierdzić, że sporo osób jednak w nią uwierzyło, choć się do tego nie przyznaje.
W książce pt. „Koniec świata” Izabelli Frączyk, poznajemy Marylkę. Kobieta ma 28 lat i nieudany związek za sobą. Porzucona zostaje przez narzeczonego, gdy ten dowiaduje się o bezpłodności dziewczyny. Na co dzień bohaterka pracuje w agencji reklamowej, jest zdolną copywriterką z widokami na oszałamiającą karierę. Atrakcyjna singielka, która twardo i odważnie stąpa po ziemi. Nie boi się posiadać własnego zdania, nie jest też osobą, którą można kupić!
Wyjeżdża z kolegą z pracy na służbowy wyjazd do Sopotu. Marcel ma opinię bawidamka i podrywacza, któremu bozia nie poskąpiła urody. Jednak podczas podróży okazuje się być miłym i kulturalnym mężczyzną. Na skutek zdradzieckiego działania Johnny Walkera para spędza upojną noc w swoim towarzystwie. Marylka zakochuje się! Nie wie jednak, że mężczyzna nie do końca jest z nią szczery, a strzała miłości, jaka wydawać by się mogło szczęśliwie połączy parę, nie była własnością Amora, lecz podstępną intrygą. Po powrocie do domu Marcel jedzie na kilkutygodniowe szkolenie do Madrytu, nie informując o tym fakcie Marylki. Dziewczyna pozostaje sama z nawałem pracy na głowie i upierdliwym, a zarazem najważniejszym klientem agencji Tadeuszem Gawłowiczem, dla znajomych zwanym Krzyśkiem. Jakby tego było mało, opiekuje się też bratankiem, który w przerwie, kiedy to przypala garnki lub topi się w wannie, przeżywa swoją pierwszą młodzieńczą miłość.
Marylka otrzymuje niespodziewanie zaproszenie na służbowy wyjazd do Szwajcarii. Ku zaskoczeniu dowiaduje się, że ma tam spędzić kilka dni w towarzystwie wspomnianego już upierdliwego klienta Krzyśka. Nie wie jednak, iż od dłuższego czasu wpadła w oko biznesmenowi, który o zgrozo jest niezwykle atrakcyjnym mężczyzną, a prawa natury nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa. Tylko tyle i aż tyle, a przecież jeszcze nie wspomniałam o najważniejszym, tzn. zbliżającej się zagładzie przepowiedzianej przez Majów.
Czy faktycznie będzie koniec? Czy może początek! Początek nowego życia. Tylko, z którym mężczyzną? A może pojawi się trzeci? Oj, tego nie zdradzę. Zachęcę za to was do przeczytania książki, bo naprawdę warto. Już sama okładka ma bardzo apetyczny wygląd i założę się, że będzie sporo osób, które nie przejdą obok niej obojętnie.
Kiedy zaczynałam czytać książkę, odkrywając, że główna bohaterka pracuje w agencji reklamowej pomyślałam sobie: rety, czy już nie ma innych atrakcyjnych zawodów dla kobiet w kobiecej literaturze? Czy pisarze nie mogą wybrać innego tematu jak pracoholiczki lub odwrotnie, rzucające właśnie pracę i wyjeżdżające na wieś, by odkryć siebie. Postanowiłam jednak dać szansę pisarce i grzecznie czytałam dalej. Założę się, że sporo osób zamykając ostatnią stronę książki stwierdzi coś w stylu: eee, wiedziałam/łem, że tak to się skończy! Ale!!! Na pewno te same osoby nie ominie pewna refleksja na temat ludzkich zachowań, ocena charakteru i ich tchórzostwo lub odwaga sprawią, że powiemy krótko: fajna książka!
„Koniec świata” Izabelli Frączyk to lekka i niezwykle wciągająca powieść w szczególności dla Pań. Ma bardzo ciekawy klimat, jest idealna do poczytania przy kawusi. Polecam gorąco. Kolejna powieść autorki „Jak u siebie” ukaże się już jesienią 2014 i na pewno ją kupię.
"Kokaina" Arkadiusz Siedlecki (2 piętro)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: niedziela, 06, kwiecień 2014 08:53
„Kokaina” to debiutancka powieść Arkadiusza Siedleckiego, który sam siebie nazywa „marzycielem i oderwanym od rzeczywistości nihilistą”. Jednakże jego powieść jest do cna prawdziwa, realna i ukazująca człowieka stojącego na skraju przepaści.
Głównym bohaterem „Kokainy” jest trzydziestoletni Krzysiek, który tak jak duża grupa młodych Polaków postanowił poszukać szczęścia, a właściwie finansowej stabilizacji na wyspach brytyjskich. Obserwujemy jego życie, poznajemy jego żonę Jagodę, z którą ma syna, Mikołaja. Jednocześnie, dzięki licznym retrospekcjom, możemy uzyskać pełen obraz jego dzieciństwa i po części zrozumieć powody, które doprowadzają go do momentu, z którego nie ma odwrotu. Autor z realistyczną dokładnością ukazał sytuację przełomu lat osiemdziesiątych i walkę rodziców Krzysztofa o lepsze jutro dla syna. Wówczas rodziły się pierwsze biznesy, za które przyszło niektórym płacić olbrzymią cenę. Taką też cenę zapłacili rodzice bohatera, a także on sam. W czasach, kiedy większość nie miała nic, on miał zbyt dużo, aby sobie z tym poradzić. Pojawiają się pierwsze eksperymenty z narkotykami i to wszystko sprawia, że Krzysiek zostaje naznaczony na całe życie. Z pomocą rodziców wychodzi z nałogu, ale cholerny ćpun zamieszkuje w nim na zawsze, sprawiając, że życie staje się ulotne i niepewne, bo wprawdzie z nałogu można wyjść, ale narkomanem zostaje się już na zawsze.
Oprócz historii człowieka pozostającego w mackach nałogu, autor ukazuje także trudną sytuację Polaków na emigracji, ich okrutne i i czasami niesprawiedliwe postrzeganie przez Anglików, rasizm, represje, nietolerancja. To wszystko stanowi idealne tło prezentowanych wydarzeń. Bo bohater musi nie tylko uporać się z własnymi demonami przeszłości, ale także odnaleźć w obcym i z reguły wrogo, a co najmniej niechętnie nastawionym środowisku w obcym kraju. To wszystko sprawia, że Krzysiek zaczyna szukać drogi ucieczki i ta ścieżka prowadzi właśnie do, nomen omen, ścieżki białego proszku, dającego złudne uczucie wolności, swobody i niezależności.
Debiut Arkadiusza Siedleckiego to bardzo udana pozycja we współczesnej literaturze, opisująca studium człowieka wraz z jego szukaniem własnej drogi w życiu i z ukazaniem, jak łatwo z tej trasy zejść i po prostu, najzwyczajniej w świecie zabłądzić. To nie jest lektura lekka, łatwa i przyjemna, bohater raczy nas swoimi licznymi przemyśleniami, w książce jest mnóstwo powrotów do przeszłości, dlatego należy czytać ją uważnie i zwracać uwagę na każdy szczegół. Zdecydowanie lektura godna polecenia, jednak z góry należy nastawić się na trudny odbiór i nieco nawet destrukcyjny w swym końcowym ujęciu.
„A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy,
By mi zabełtać błękit w głowie,
To będę jasny i gotowy.
Spłyną przeze mnie dni na przestrzał,
Zgasną podłogi i powietrza,
Na wszystko jeszcze raz popatrzę,
I pójdę nie wiem gdzie-…”