Aktualności
Joanna M. Chmielewska "Mąż zastępczy" (Wyd. MG)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: sobota, 12, kwiecień 2014 09:30
Niemal każdej kobiecie, a także - o dziwo - niektórym mężczyznom przydałoby się czasem takie "zastępstwo"! Za instytucją tytułowego "męża" nie kryje się bowiem nic zdrożnego, a bardzo praktyczna i niezbędna działalność, jaką stanowią usługi remontowo-budowlane, transportowe, ogrodnicze oraz wszelkie zajęcia uznawane za "męskie", czy wymagające większej siły bądź specjalnych umiejętności. Nie każdy przecież potrafi naprawić kran, zmontować meble, położyć płytki, czy posługiwać się wiertarką. Bywa też, że po prostu nie ma na to czasu.Wtedy wystarczy zadzwonić po "męża zastępczego" i problem z głowy!
W ofercie Piotra Kowalczyka, głównego bohatera powieści, znajdują się również zlecenia nietypowe. Wśród tych zrealizowanych są m.in. wyeksmitowanie z mieszkania nietoperza, występ w roli Św. Mikołaja, zdjęcie kota z wysokiego drzewa, pomoc autorce kryminału przy testowaniu rozmaitych sytuacji, czy uratowanie zamkniętej w zamkowym lochu wycieczkowiczki. Nie wszystkie zadania Piotr przyjmuje. Co jakiś czas ktoś dzwoni do niego w „bardzo nietypowej sprawie” i nie jest to słynny Janusz Weiss! Kobiecy głos wkręca go niczym Kamil Nosel z popularnej stacji radiowej (prosi m.in. o transport skunksa, o zdjęcie z drzewa porwanych przez wiatr majtek, eksperyment z bażantem, pójście zamiast chorego ojca na wywiadówkę). Nieraz Piotr daje się nabrać, ale szybko zaczyna zbierać punkty w tej dziwnej rozgrywce.
Joanna M. Chmielewska poszła pod prąd popularnej tendencji współczesnej literatury obyczajowej. W centrum umieściła dla odmiany mężczyznę, którego zdradziła i opuściła żona, zawalił mu się świat, bardzo to przeżywał, cierpiał. W końcu wziął się w garść, założył firmę – praca pomogła mu się pozbierać oraz otworzyć na innych ludzi i ich problemy. Dzięki kolejnym zleceniom poznał różne barwy życia i odcienie ludzkiej psychiki. Piotr jest bohaterem niezwykle sympatycznym, ale – może celowo – zbyt idealnym. Ma uczulenie na alkohol, nie przeklina, jest typową „złotą rączką”, ma dobre serce i podejście pedagogiczne, potrafi wysłuchać, jest wrażliwy, uczciwy, szlachetny. Takiego człowieka ze świecą szukać!
„Mąż zastępczy” to powieść „jednotorowa”, ale złożona z wielu barwnych epizodów, które wzruszają, bawią, uczą, irytują. Każde zlecenie Kowalczyka to nowe postaci, nowe sprawy. Wśród ważnych elementów są: początkująca pisarka, rezolutna dziewczynka, mąż -pantoflarz, biblioteka i koty, Piwnica Pod Liliowym Kapeluszem, sympatia z dzieciństwa, lalka reborn, telefoniczna gra, podejrzane znikanie ulotek. Emocje, tajemnice, humor bardzo ładnie się tu przeplatają.
Mnie osobiście ta książka nie porwała, ale skłamałabym, gdybym stwierdziła, że nie była to przyjemna lektura! Wręcz przeciwnie – okazała się przesympatyczna, momentami zabawna, ale też refleksyjna. J. M. Chmielewska pokazała nam drugą stronę medalu w relacjach damsko- męskich w sytuacji bezdzietności, zdrady i rozstania. Przedstawiła szereg nietuzinkowych postaci i scenek, wykazała się znakomitą zdolnością obserwacji i portretowania rzeczywistości. Napisała powieść życiową, zabawną, pełną humoru i ciepła, mimo zawirowań losu – optymistyczną, z tchnącym nadzieją zakończeniem.
„Męża zastępczego” ze względu na klimat porównałabym do książek Moniki Szwai, a poleciłabym i kobietom i mężczyznom, bez względu na wiek i stan cywilny.
Nele Moost "Mały kruk Skarpetka" Recenzja gościnna (Skrzat)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: piątek, 11, kwiecień 2014 08:43
Wyjątkowo ukazuje się u nas recenzja serii książeczek dla dzieci, napisanych przez niemiecką pisarkę Nele Moost. Książeczki są warte uwagi, dlatego też postanowiliśmy przedstawić tę serię, wydawaną przez Wydawnictwo Skrzat. Dla wszystkich rodziców pozycje godne uwagi :)
O tym, że dzieciom należy czytać wiemy wszyscy. Kampanie medialne przekonują, że czytanie rozwija, pobudza wyobraźnię i ma dobroczynny wpływ na nasze pociechy. W księgarniach półki uginają się pod ciężarem kolorowych książeczek. Niestety, nie wszystkie są wartościowe i godne polecenia.
Do serii opowiadań o małym kruku – Skarpetce, napisanych przez niemiecką pisarkę Nele Moost podeszłam sceptycznie i zanim dałam je dzieciom, sama przejrzałam i przeczytałam kilka tomików cyklu. Już na pierwszy rzut oka dostrzec można staranność wydania i piękne ilustracje zrobione przez Annet Rudolph. Każda strona pełna jest kolorów i szczegółów, o których można porozmawiać z dziećmi. Zwierzątka – główni bohaterowie, wzbudzają zaufanie, ale nie brak im cech charakterystycznych.
Lektura opowiada o przygodach małego kruka. Każdy tom to zamknięta całość. Nie trzeba czytać w określonej, narzuconej przez autora kolejności. Książeczka oczywiście uczy, natomiast ( i to spodobało mi się najbardziej) nie moralizuje. Mały kruk, to typowy kilkulatek, który nie zawsze słucha starszych, czasem jest niegrzeczny i uparty. W kolejnych tomach mały bohater przeżywa najróżniejsze dylematy: Czy lepiej być zdrowym i niegrzecznym, czy chorym i grzecznym? Co to w ogóle znaczy być grzecznym? Dlaczego nie należy zabierać bez pytania rzeczy należących do innych? Czasem potrzeba wiele czasu i cierpliwości, aby kruczek nauczył się postępować właściwe. Książeczka napisana jest z dużym poczuciem humoru. Podczas wspólnego czytania nie tylko na buzi dziecka zagości uśmiech. Opowiadania o małym kruczku przetłumaczone zostały na 31 języków i w wielu krajach nie schodzą z list bestsellerów.
Wydawnictwo Skrzat, w ofercie którego znalazła się książeczka, utworzyło stronę internetową poświęconą serii. Można tam bliżej poznać małego kruka i jego przyjaciół oraz pobrać fragmenty opowiadań.
Link do strony: http://malykruk.pl/o-serii/
Książeczki o małym kruku zostały już postawione w biblioteczce moich dzieci. Was również zachęcam do wspólnego czytania.
Agnieszka Lingas-Łoniewska "Przebudzenie" (Filia)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: czwartek, 10, kwiecień 2014 09:21
- Autor: Kamila Walendowska
Mówiąc krótko i bez owijania w bawełnę „Przebudzenie” to książka, która najgorszego śpiocha wyprowadzi z rutyny i sprawi, że porzuci on swój senny nałóg na rzecz przeczytania książki kosztem zarwanej nocy.
Agnieszka Lingas – Łoniewska, kończąc bestsellerową powieść „Łatwopalni”, pozostawia czytelnika z małą zagadką: kto jest ojcem dziecka Moniki? Dziewczyna pozostaje sama, zatrzaskując drzwi przed nosem Jarkowi Mincowi. Co daje do myślenia, że pewnie szczęśliwym tatusiem będzie Grzesiek.
W „Przebudzeniu” Czarniewski jest w trakcie rozwodu ze swoją żoną Roksaną, która utrudnia mu widzenia z synkiem. Grzesiek wykorzystuje nieobecność Minca i postanawia zawalczyć o Monikę i miłość, jaką ją darzy.
Kiedy pojawiają się pierwsze krągłości na brzuszku, Monika decyduje się na rozmowę i spotkanie z Jarkiem. Ten nie mogąc się doczekać wyznaczonego terminu natychmiast przyjeżdża do ukochanej. Ciąża Moniki jest dla niego zaskoczeniem. Przypuszczam, że obaj panowie i Jarek, i Grzesiek byliby skłonni uznać dziecko za swoje, na rzecz spędzenia reszty życia z Moniką.
W fabule nadchodzi też pora, aby zainteresować czytelników bohaterami z dalszego planu. Sylwia, przyjaciółka Moniki, ma dość życia z mężem alkoholikiem, występuje o separację. W rutynie dnia codziennego decyduje się przeprowadzić remont w domu. Jarek Minc poleca jej ekipę remontową pod dyrekcją jego przyjaciela, Berniego Korczaka. Między motocyklistą a fryzjerką niespodziewanie zaczyna iskrzyć. Czas na gorące uczucie w życiu Sylwii nie jest najlepszy. Berni wzbrania się jak może, ale jak wiadomo, krew nie woda. Mistrzyni scen erotycznych Lingas – Łoniewska znów rozpieści swoich czytelników. Drobniutka Sylwia i ogromny Berni z wielkim… sercem.
Mogłoby już tak pozostać, miło, sielsko i romantycznie, ale jak to u autorki w zwyczaju musi być jakiś gwóźdź tasakiem wbijany. Nie należy ignorować porzuconej kobiety. Jej gniew mógłby być obliczany w skali Richtera. Roksana winą za swoje nieudane małżeństwo obarcza Monikę.
„Dlatego teraz nie miała żadnych skrupułów, żadnych wyrzutów, wszystko postawiła na jedna kartę. Kartę zemsty.”
To nie jedyny gwóźdź w tej całej historii. Ciśnienie podniesie jeszcze powrót pewnej osoby zza morza i … jeszcze nie powiedziałam, kto jest ojcem dziecka Moniki! Ale jeśli myślicie, że wam to zdradzę tu i teraz to… jesteście naiwni ;)
Drodzy czytelnicy, fani Lingas – Łoniewskiej, co miałam powiedzieć, to już powiedziałam na samym początku, powtarzać się nie ma co. Bestseller, (bo na pewno nim będzie) pt.: „Przebudzenie” po prostu musicie przeczytać. Wielkim wstydem będzie przyznanie się, że ktoś tego nie czytał!!! Polecam gorąco.
Joanna Marat "Monogram" (Prószyński i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 09, kwiecień 2014 09:10
Laureatka konkursu na opowiadanie kryminalne Międzynarodowego Festiwalu Kryminałów (2010r), oraz autorka powieści obyczajowej „Grzechy Joanny” (2011r), tym razem prezentuje nam kryminał pod tytułem „Monogram”.
Bohaterowie książki Joanny Marat to Komisarz Ernest Malinowski oraz Nadkomisarz Marek Kos. Swoją ksywkę – Koszmarek – zyskał nie tylko w połączeniu imienia z nazwiskiem, ale również, a może przede wszystkim, to zasługa wyglądu pana Nadkomisarza. Niechlujne włosy, śmierdzący alkoholem oddech, marmurkowa katana, pamiętająca jeszcze czasy Pewexu. Jego przeciwieństwem jest Malinowski, młody, wykształcony, schludny czterdziestolatek. Zabieg zastosowany przez autorkę jest czytelnikom znany nie od dziś. Oglądamy to w serialach, filmach, czytamy w wielu innych kryminałach. Schemat dobry glina – zły glina niewątpliwie się sprawdza. Pozostali bohaterowie „Monogramu” również nie są bezbarwnymi postaciami, o czym mogę zapewnić. Tłusta pani prokurator nadużywająca słowa „jo”, ambitna postać policjantki w czerwonych szpilkach, pani patolog bez stanika, z biustem po pas itd. Wróćmy jednak do wątku głównego, czyli zagadki śmierci Marzeny Kroczek (tak, KROCZEK!) gdyż nie przez przypadek „Monogram” został zakwalifikowany przez wydawnictwo jako powieść kryminalna. Wspólnie z bohaterami ścigamy mordercę makabrycznej zbrodni. Nie przypadkowy również jest czas, w którym dzieje się akcja. Polacy dowiadują się o katastrofie prezydenckiego samolotu w Smoleńsku. Mamy kilka smacznych scen z udziałem zapłakanych, pogrążonych w żałobie, przeżywających i węszących spisek obywateli.
Okładka „Monogramu” przyciąga hasłem „bardziej komedia czy kryminał?”, co zaintrygowało mnie, gdyż lubię takie połączenia. Sprawdziłam. Dziś już mogę potwierdzić, początkowo po każdej scenie umieszczonej w powieści moja twarz przybierała postać promiennego słońca. Jednak idąc dalej, słońce gasło. Schematy zastosowane na początku lektury powielały się w dalszej części, a charakterystyczny styl autorki osłuchał mi się na tyle, że przestał mnie śmieszyć. Dalej więc pozostało skupić się na wątku kryminalnym, co też z wielką radością zrobiłam.
Joanna Marat zastosowała ciekawy zabieg w swojej drugiej powieści. Nazwiska bohaterów, ich pseudonimy, tło wszystkich scen, zostały przedstawione groteskowo, z sarkazmem, czy może nawet karykaturalnie. Marat zrobiła parodię, której może pozazdrościć niejeden kabaret. Ale żeby nie było tak słodko, momentami, zarówno postacie jak i świat, w którym autorka ich umiejscowiła jest przerysowany, a nawet chwilami denerwujący. Jednak śmiem twierdzić, że „Monogram” jest na tyle oryginalną powieścią, że zdecydowanie obroni się w oczach krytyków literackich.
„Monogram” przypomina kultowe filmy z serii „Naga broń” parodiujące kasowe hity światowego kina. Autorka wyśmiewa polską rzeczywistość, jej podwójną moralność, krętactwo i zakłamanie. Jeżeli ktoś liczy na komedię, to niech kupi inną książkę, jednak niewątpliwie fanów kryminału nie zawiedzie, gdyż wątek kryminalny wiedzie prym.