Mariola Zaczyńska "Kobieta z impetem" (Prószyński i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: czwartek, 31, lipiec 2014 08:39
Mariola Zaczyńska „stylistycznie” uwiodła mnie już w poprzedniej swojej powieści – Szkodliwy pakiet cnót – sympatycznej komedii kryminalnej ze środowiskiem celebrycko-modowym w tle. To jedna z niewielu polskich pisarek, które potrafią z taką finezją łączyć humor, lekkość i wartką akcję, a przy tym jeszcze powiedzieć coś ważnego i prawdziwego o ludziach. Kobieta z Impetem traktuje przede wszystkim o przyjaźni – niezbędnej do życia, ale nie zawsze pięknej, gładkiej i łatwej. I o miłości. I ekologii. I jeszcze o jadowitych, potwornie wrednych pająkach. Ach tak... I na dokładkę małe morderstwo w tle! Czego chcieć więcej?
Irena Wilk to kobieta „czterdzieści plus”. Na życie zarabiała jako więzienna psycholog, ale przeszła na wcześniejszą emeryturę, osiadła na wsi pod Siedlcami i wybudowała w ogrodzie domek dla gości, by dorobić sobie agroturystyką. Przy okazji liczyła jeszcze na to, że będzie mogła w spokoju i bez świadków widywać się ze swoim kochankiem – konserwatywnym posłem, z którym od dawna łączy ją dyskretny romans. Z planów niestety, jak to często bywa, wyszły nici. „Agroturystów” ani śladu, ale innych gości pełno. Przyjaciele Ireny traktują jej dom niczym bezpieczną przystań, w której mogą schronić się przed wszelkimi paskudztwami tego świata. Wpada tutaj Olga – zadbana „czterdziestka”, gustująca w młodszych mężczyznach i dobrej wódce; Regina – wiecznie naburmuszona stara panna i to w dodatku bibliotekarka, rozmiłowana w... dziwnych spinkach do włosów; Ignacy – sfrustrowany malarz, który wciąż szuka swojej artystycznej drogi i ubolewa nad tym, że nikt już w ogóle nie przejmuje się sztuką; Janusz – warszawski restaurator, specjalista od kuchni molekularnej, zdeklarowany gej-celebryta, który ciężko przeżywa rozstanie ze swoim partnerem-„stylistą gwiazd”; i wreszcie Mikołaj – genialny fotograf i ekolog, obrońca zwierząt i przyrody, wysoki, przystojny, emocjonalnie stabilny i zawsze pod ręką, kiedy Irena go potrzebuje... Nie koniec na tym. Pod dach Ireny wprowadza się jej matka-artystka, a także odwiedzają ją dzieci – Karol i Marzena – bliźnięta robiące karierę w Australii, których do Polski sprowadzają prawdopodobnie ciemne sprawki... Jakby tego było mało, pewnego dnia, podczas imprezy z ogniskiem, w ogródku „kobiety z impetem” pojawia się obcy mężczyzna. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, iż delikwent jest w stu procentach martwy... I najwyraźniej ktoś go Irenie podrzucił... Kim jest ów nieszczęsny denat i co robił w ogródku? Kto go Irenie sprezentował? W co zamieszane są bliźnięta, których matka prawie w ogóle nie widuje? I dlaczego młoda policjantka, aspirant Zuzanna Brodzik, wyraźnie podejrzewa je o paskudne sprawki? I jaki związek mają z tym wszystkim wyjątkowo wredne pająki?
Bardzo się cieszę, że Mariola Zaczyńska napisała kolejną świetną książkę. Byłoby mi potwornie smutno, gdybym musiała o Kobiecie z Impetem napisać choć jedno nieprzyjemne słowo. Liczyłam na tę autorkę – liczyłam na to, że po raz kolejny mnie nie zawiedzie. Że po raz kolejny mnie „stylistycznie” uwiedzie, zaskoczy poczuciem humoru, oryginalnymi kreacjami bohaterów, lekkim piórem i wciągającą fabułą. A fabułę Zaczyńska potrafi konstruować doskonale, precyzyjnie i konsekwentnie. Nie ma tutaj żadnej przypadkowości, żadnych niedopracowanych czy niedokończonych wątków, żadnych niepotrzebnych rozdziałów. Wszystko jest na swoim miejscu, wszystko ma swój sens i prowadzi czytelnika do finału, który zaskoczył nawet mnie – starą wyjadaczkę literatury kryminalnej i kryminalno-podobnej. Zwłaszcza za scenę „szpitalną” na ostatnich kartach – Pani Mariolu, czapki z głów! Być może moja czujność została lekko przytępiona przez falę upałów, ale i tak... przez chwilę mrugałam gwałtownie oczyma z niedowierzania. I o to właśnie chodzi w tego typu literaturze. Mariola Zaczyńska nie udaje pisarki „epickiej”, nie udaje filozofa, nie porusza tematów egzystencjalnych, nie każe czytelnikom wzdychać przy obracaniu kolejnych stron. To autorka, która operuje lekkim piórem. Mówi: „śmiej się”! A przy okazji pomyśl! Przyjrzyj się bohaterom. Są niedoskonali, mają mnóstwo wad i słabości, robią głupoty i pakują się w tarapaty. Nie przypominają woskowych figur. Są tacy, jak ty! Bardzo cenię u Zaczyńskiej to zacięcie satyryczne. Bardziej nawet niż pomysłowość w konstruowaniu wątków kryminalnych. Dodatkowy plus należy się autorce za tematykę pro-ekologiczną i zwrócenie uwagi na ważny problem nielegalnego przemytu zwierząt.
Kobieta z Impetem to znakomita pozycja dla wszystkich tych, którzy cenią sobie książki lekkie i niegłupie, wciągające i pozwalające zapomnieć o całym świecie. Poruszające niebanalną tematykę, naszpikowane oryginalnym poczuciem humoru i prezentujące nietuzinkowych bohaterów. Bardzo żałuję, że Irena Wilk i jej domek pod Siedlcami to wytwory wyobraźni Marioli Zaczyńskiej. W przeciwnym razie sama chętnie zajechałabym tam na parę dni. Zjadła wiejski twarożek, porozmawiała o kuchni molekularnej i posłuchała skrobania konika wąsacza w tle. A podrzucony denat...? No cóż... Niekiedy trzeba iść na kompromisy. Prawda?
Katarzyna Enerlich "Prowincja pełna szeptów" (Wydawnictwo MG)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 30, lipiec 2014 09:00
- Autor: Katarzyna Pessel
Prowincja ma wiele twarzy, czasem urzeka magią, czasem krajobrazami skąpanymi w słońcu, pozwala na spełnienie marzeń i kusi nieznanym smakiem. Bywa też pełna szeptów, w które nie zawsze od razu wierzymy, bo jak zaufać temu, co wydaje się nielogiczne i może być po prostu najzwyklejszym zabobonem? Jednak kiedy wszystko inne zawiedzie dlaczego nie dać szansy nieznanemu lub raczej zapomnianej mądrości przodków?
Nie tak miało być, zamiast bólu i rozpaczy powinna być radość i szczęście. Los, a raczej fatum, napisały całkiem inny scenariusz, nie ma już jego i jej, pozostała ona oraz rana, jaka nie zabliźnia się, a wręcz z każdym dniem powiększa. Jeszcze tak niedawno Ludmiła miała plany, kochała i przede wszystkim była kochana przez mężczyznę, nie tego wyśnionego, lecz z krwi i kości, który dawał poczucie bezpieczeństwa i po prostu miłość. Nagłe odejście, bez pożegnania, przerywa to, co miało trwać latami, w jednej chwili traci się tak wiele, że dopiero kolejne dni i tygodnie uświadamiają ogrom straty. Jak żyć potem? Jak ma wyglądać przyszłość, jeżeli teraźniejszość jest jednym, wielkim, cierpieniem? Jeszcze niedawno Ludmiła nie dzieliła czasu na przed i po, pisała, pielęgnowała ogród, pomagała przyjaciołom i znajomym, a w centrum zainteresowania była kilkuletnia Zosia i Wojtek. Teraz pogrążona jest w bólu, nikt nie umie przebić się przez rozpacz, dobre rady i życzliwi ludzie nie są w stanie jej pomóc. Jak długo można trwać w zawieszeniu pomiędzy tym co było i odeszło a tym, co dopiero będzie? Nie jest łatwo wrócić do rzeczywistości jaka już nigdy nie będzie taka sama, szczególnie, że czekają w niej problemy do rozwiązania. Odciąć się od przeszłości czy z nią w tle budować dalej swoją i bliskich egzystencję? Wspomnienia są jeszcze zbyt świeże, by traktować je tylko i wyłącznie w kategoriach albumu przeglądanego od czasu do czasu, ale i nie da się nimi tylko i wyłącznie żyć. Pójść naprzód, to wybiera Ludmiła, jednocześnie okazuje się, że ta droga była brana pod uwagę przez Wojtka, on już nią nie podąży, lecz ona jak najbardziej. Najbliżsi jej potrzebują, Lutka wie o tym doskonale, szepty zrobiły swoje, a może to siła przyjaźni i rodzinnych więzi albo tradycji, która wydawała się jedynie legendą?
Przyszłość rysuje się w coraz to jaśniejszych i barwniejszych kolorach, czas płynie, a miłość okazuje się mieć wiele twarzy. Czasem ta, która wydawała się utracona daje o sobie znać w najmniej spodziewanym momencie, przypomina, że życie ma jeszcze kilka niespodzianek w zanadrzu.
Była ona i on.
Teraz jest tylko ona.
A później, kto to wie?
Być może ona i ... on. "Prowincja pełna szeptów" to kolejny tom niezwykłej mazurskiej sagi, w której czytelnicy odnajdują nie tylko współczesność, ale i zapomniane dzieje krainy wielkich jezior. Teraźniejszość znowu została spleciona z przeszłością, co dało w efekcie piękną opowieść nie jedynie o uczuciach, lecz o prawdziwych ludziach oraz o radzeniu sobie z dramatycznymi chwilami w życiu. Rozpacz po stracie kogoś bliskiego, żałoba doświadczana przez każdego człowieka inaczej i w końcu trudna nauka życia w pojedynkę, chociaż nie w samotności. "Prowincja pełna szeptów" nie jest smutną historią, chociaż śmierć jest jednym z jej wątków, to opowieść o sile rodzinno-przyjacielskich więzi, kolejach ludzkiego losu oraz wyzwaniach jakie okazują się być szansą na nowy rozdział w życiu. Nie można też zapomnieć o kulinarnej stronie książki Katarzyny Enerlich, przepisach jakby od niechcenia umieszczonych w fabule, lecz idealnie z nią komponujących się.
Magdalena Kulus "Nie tylko o łajdakach" (SOL)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: niedziela, 27, lipiec 2014 09:39
- Autor: Katarzyna Pessel
Łajdak to słowo mieszczące w sobie wiele znaczeń, od tych żartobliwych po najbardziej negatywne, użycie go w tytule książki wzbudza zaciekawienie. Co więc może kryć się za stroną tytułową, gdy opowieść ma nie tylko dotyczyć właśnie jego, czyli pana na literę Ł? Komedia? Dramat? Kryminał? Okazało się, że… to duża dawka humoru, ogromny zastrzyk optymizmu oraz świetna historia w jakiej wspaniałym tłem jest Maszkarka.
Nastka miała w planach po pierwsze pisanie pracy magisterskiej, po drugie uwolnienie się od rodziców, po trzecie odpoczynek, po czwarte dorośnięcie, a po piąte - no to się jeszcze okaże w przysłowiowym praniu. Najlepiej do takiego projektu nadaje się domek letniskowy, w miejscu oddalonym trochę od miasta, w tym rodzinnego w szczególności i to dość sporo. Oczywiście wszystko zostało przemyślane, ale od czego jest improwizacja, w końcu wakacje też miały być! Nie tak łatwo jednak odciąć się od tego wszystkiego co wcześniej denerwowało człowieka, a zwłaszcza od nadopiekuńczości rodziny. Problemem mogą być też niespodziewane wizyty nie tylko krewnych, lecz i pewnego osobnika, który też miał pozostać hen daleko. Plany mają to do siebie, że często nie dochodzą do skutku albo gdy je próbujemy wprowadzić w życie nie przypominają tego, co było w ich założeniach. Maszkarka miała być azylem i w sumie nim jest, naturalnie w chwilach kiedy nikt nie zakłóca Nastce spokoju. Jednym z intruzów jest Olek, artysta, student i ktoś więcej, chociaż niektórzy nie mają o nim dobrego zdania, posiadający wiele zalet, szczególnie w oczach mieszkanki Maszkarki. Siła uczuć już nieraz była wystawiona na próbę, aczkolwiek co za dużo to niezdrowo i ktoś o tym przekonał się na własnej skórze. Złamanego serca nie leczy jedynie czas, pomagają w tym i okoliczności przyrody i ludzie, jacy niespodziewanie stają na drodze. Kiedy przełamie się wewnętrzne opory i strach przed nieznanym okazuje się, że tuż obok jest ktoś warty poznania. Przyjaźń może narodzić się wszędzie, podobnie jest z miłością. Jednego i drugiego raczej Nastka nie oczekiwała po miejscu, jakie sobie wybrała na ucieczkę od dotychczasowej rzeczywistości. Ale kto powiedział, że będzie łatwo? Na pewno jest swojsko, barwnie i wreszcie można zrozumieć co w życiu jest ważne, a czym lub kim nie warto zawracać sobie głowy.
"Nie tylko o łajdakach" to nie pogodna opowiastkach na leniwy letni dzień. Książka Magdaleny Kulus to historia w jakiej czytelnik ma szansę odkryć siłę przyjacielskich więzi oraz rodzinnych związków, a także miłość w różnorodnych odcieniach. Autorka nie opisała kolejnej ucieczki na prowincję uwieńczonej happy endem. Oczywiście jest wieś i bohaterka przybywająca na nią, lecz dalej to już opowieść przede wszystkim o dojrzewaniu, otwieraniu się na innych oraz dostrzeganiu, w całkiem wydawałoby się zwyczajnej codzienności, szansy na to o czym się marzyło. "Nie tylko o łajdakach" to nie bajkowy czy też hollywoodzki świat, zamiast niego znajome krajobrazy i klimaty, ale właśnie one idealnie uzupełniają fabułę i samych bohaterów - zwyczajnie niezwyczajnych. Sielanka? Nie, Maszkarka i okolice, nie idealne, lecz zamieszkane przez ludzi, podobnych do naszych przyjaciół, denerwujących znajomych oraz łajdaków i ich przeciwieństwa.
Olga Rudnicka "Fartowny pech" (Prószyński i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: piątek, 25, lipiec 2014 08:24
- Autor: Katarzyna Pessel
Życie człowieka nie jest łatwe, w szczególności kiedy ma się pecha. Oczywiście nie chodzi tu o zwykły niefart, chwilowy, incydentalny, po prostu zdarzający się każdemu od czasu do czasu. W przypadku niektórych ma on ogromny rozmiar i charakter ciągły, jest jak cień, wciąż obecny, od którego nie można się uwolnić. Co zrobić w takiej sytuacji, gdy wszystkie próby zaznania chociaż odrobiny pomyślności kończą się katastrofami? Może zmienić coś w swoim życiu? Tak radykalnie, rzucić przeznaczeniu wyzwanie i rozpocząć nowy rozdział swojej egzystencji, w jakiej jest tylko miejsce na sukcesy. Tylko co z tym pechem uczepionym nieszczęśnika jak przysłowiowy rzep psiego ogona?
Filip i Krystian mają z sobą wiele wspólnego, po pierwsze są policjantami, po drugie znają się, a po trzecie mają zamiar uwolnić się od pecha. Każdy z nich jednak wybrał inną drogę w tym celu, podobno góra z górą się nie spotka, ale człowiek z człowiekiem to i owszem, co więc wyniknie kiedy spotka się dwóch pechowców? Scenariuszy może być wiele, wydawałoby się, że w każdym na pewno będzie co najmniej kilka klęsk, fiasków i wpadek, ale czy na pewno? Przecież panowie postanowili, iż właśnie rozpoczynają nowy etap w swoim życiu! Nadziany wybrał w tym celu spokojną okolicę, na prowincji, z daleka od większości możliwych źródeł niepowodzeń, chociaż nawet w tak sielskich okolicznościach czekają na niego pewne pułapki. Dziany natomiast miał inny pomysł na swoją przyszłość, porzucił policyjny mundur, ale nie zrezygnował całkowicie z fachu. Jako prywatny detektyw zamierza osiągnąć to, co nie udało mu się jako policjantowi, a los wydaje mu się sprzyjać, na dodatek dawno nie widziany brat pomaga w trudnych początkach. Wszystko wydaje się zmierzać wreszcie w odpowiednim kierunku, tylko czy nie jest to zbyt piękne by było prawdziwe? Pierwsze dochodzenie zleca niejaki Padlina, mafioso mający nie lada zagwozdkę - musi kogoś zabić, problem w tym, iż nie wie kogo. Wiadomo, że nawet gangsterski świat rządzi się swoimi zasadami i ot tak wydać na kogoś wyroku nie można. Oczywiście nie znaczy to, iż Padlina czeka z założonymi rękami na efekty śledztwa, wprost przeciwnie. Oprócz wynajęcia odpowiedniego fachowca do odszukania winowajcy został również zatrudniony inny ekspert, słynący ze swej zabójczej skuteczności. Gdzie tkwi haczyk? W skrzyżowaniu dróg Nadzianego i Dzianego, to wystarczy by chaos zagościł na dobre oraz przeszedł jak huragan nie tylko po sielskiej okolicy, ale i na terenie gdzie działa Padlina. Jedna tylko osoba może zapobiec katastrofie, jest nią wybitny profesjonalista w morderczym rzemiośle, znany lepiej jako Gianni.
Najnowsza książka Olgi Rudnickiej to historia z kategorii komedii i kryminalnej i omyłek. Autorka z ogromnym poczuciem humoru wiedzie czytelnika po meandrach życia dwóch pechowców oraz postaci, które miały "szczęście" znaleźć w polu ich rażenia. "Fartowny pech" to wspaniała farsa w jakiej nie ma rzeczy niemożliwych, a główni bohaterowie udowadniają to na każdym kroku. Duet Dzianego i Nadzianego wyczerpuje limit niepowodzeń dla co najmniej połowy populacji sporego miasteczka, ich walka z przeciwnościami losu, kłodami rzucanymi pod nogi przez przeznaczenie i wszelkimi innymi utrapieniami okazuje się jednak nie tylko ciekawa, ale i bardzo zabawna. Oczywiście nie powinno się śmiać z cudzego nieszczęścia, lecz w przypadku tej konkretnej opowieści bardzo często jest on widoczny na twarzy czytającego. "Fartowny pech" jest zabawny, lekki i pozwalający bardzo przyjemnie spędzić czas z lekturą w ręku. Na pewno wielokrotnie będę wracać do tej książki Olgi Rudnickiej, podobnie jak do wcześniejszych.
Anna Karpińska "Za jakie grzechy" (Prószyński i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: czwartek, 24, lipiec 2014 10:33
Anna Karpińska należy do grona jednej z moich ulubionych polskich autorek. Pisze, na pozór o zwyczajnych tematach, jednak robi to w sposób nie pozwalający czytelnikowi na przerwanie lektury w którymkolwiek momencie. Jak zaczniesz czytać, to od przysłowiowej „deski do deski”. Z powieścią „za jakie grzechy” jest dokładnie tak samo. Z każdą przeczytaną linijką wchodzimy w świat bohaterów, z którego nie jest łatwo powrócić.
Tym razem autorka przenosi nas do świata młodej psycholożki- Aliny Dobrowolskiej. Wydawałoby się, że skoro psycholog pomaga nam jak radzić sobie ze swoim życiem, swoje ma perfekcyjnie poukładane. Nic bardziej mylnego. Psycholog- też człowiek, też problemy miewa. Nasza bohaterka jednak przez los została okrutnie doświadczona. Zostawiona przed ołtarzem przez niedoszłego męża, nie radzi sobie z zaufaniem w stosunku do jakiegokolwiek mężczyzny. Na słowo „Ślub” zwija żagle i zawija do portu, jakim jest mieszkanko na poddaszu. Dodatkowo, przy każdej rodzinnej uroczystości z wielką niechęcią dzieli stół z byłym narzeczonym, aktualnie mężem siostry, których ślub odprawiono na zgliszczach szczęścia Aliny. Unikając rodziców, którzy okazali się nieczuli na cierpienie młodszej córki i siostry, która nie widzi nic poza czubkiem swego nosa, pogłębia swoją więź z wujostwem z podwrocławskiej wsi. Ludzkie życie jest jednak krótkie, więc ich również w pewnym momencie zabrakło. W spadku po wujku kobieta otrzymuje dworek i firmę przynoszącą milionowe dochody. Jednak w życiu nie ma lekko, o czym Alina się już przekonała i spadkiem musi się dzielić z Tomaszem, który pojawia się w jej życiu zawsze, kiedy ta potyka się i upada. Niechęć przeradza się w sympatię i zaufanie, ale czy uda się na tym zbudować partnerski biznes? W dodatku pojawia się tajemniczy pacjent, który (o zgrozo!) przed ołtarzem zostawił już trzy kobiety i nie wiadomo czy na tym koniec.
Nie jest to słodka historia wielkiej miłości, bo miłość owszem jest, jednak to nie ona wiedzie prym. Jest jakby z boku wszystkiego, wypadkową, przyczyną wielu sytuacji. Fabuła zbudowana jest w dwóch wymiarach, poznajemy wcześniejsze lata głównej bohaterki, przeplatające się z bieżącymi wydarzeniami, dzięki czemu lepiej rozumiemy niektóre jej decyzje i obawy.
Trzeba przyznać, że autorka nie szczędzi głównej bohaterki, jednak zakończenie pozostawia nadzieję na kontynuację, bo nie wszystko zostało powiedziane i wyjaśnione. Ja czekam z nadzieją.
Wiesława Bancarzewska "Zapiski z Annopola" (Nasza Księgarnia)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: niedziela, 20, lipiec 2014 15:25
- Autor: Katarzyna Pessel
Gdzie można odnaleźć swoje miejsce? W dużym mieście, małym miasteczku, na prowincji, w przeszłości? Ale czy można podróżować w czasie, a pozostawienie współczesności może dać szczęście? Przecież kiedyś nie było tylu udogodnień i możliwości, no i teraźniejszość różni się od tego, co już było - inne zwyczaje, zasady i przede wszystkim świat oraz ludzie. Chociaż kto nie chciałby spotkać tych, którzy już odeszli lub są znani jedynie z rodzinnych opowieści? Anna zna odpowiedzi na te pytania i wiele innych, jej udziałem stała się niesamowita przygoda, o jakiej nigdy nie marzyła.
Lata trzydzieste ubiegłego wieku różnią się od dwudziestego pierwszego stulecia i to nie jedynie pod względem technologii. Anna przekonała już się o tym nieraz, przypadkowo odkryła, że podróż w czasie jest jak najbardziej realna i korzysta z niej tak często jak to możliwe. Oczywiście to jej tajemnica i nikt nie podejrzewa ją o "podwójną" egzystencję. Z jednej strony ma przewagę wiedzy dotyczącej tego, co dopiero będzie, ale z drugiej nie jest jej łatwo żyć pomiędzy przeszłością i przyszłością. Obie mają swoje wady i zalety, lecz narzekać byłoby grzechem, wszakże właśnie dzięki tak niezwykłemu splotowi okoliczności kobieta spełniła swoje marzenia, a los wciąż zaskakuje ją nowymi szansami. Czego jeszcze można życzyć sobie gdy szczęście jest pełne, zdrowie dopisuje, miłość kwitnie, rodzina jak z obrazka, na domiar wszystkiego, kariera pisarska rozwija się wspaniale? Wydawałoby się, iż w takiej sytuacji tylko pozazdrościć losu, chociaż ... no właśnie kiedy zna się wydarzenia jakie dopiero co mają się zdarzyć, trudno nie odczuwać lęku. Rok tysiąc dziewięćset trzydziesty ósmy, po nim następuje trzydziesty dziewiąty i wiadomo czego kobieta lęka się najbardziej. Druga wojna tuż za progiem, wraz z nią koniec najpiękniejszych lat, ale czy tak musi być? Co z poznanymi ludźmi, którzy stali się rodziną - tą prawdziwą jak i przyszywaną? Wojenna zawierucha nie oszczędza przecież nikogo. Zapomnieć o tym, co ma być i żyć teraźniejszością czy ostatnie chwile sielanki smakować, wiedząc o zagładzie uporządkowanego świata? Jest jeszcze codzienność ze swoimi mniejszymi i większymi radościami oraz problemami, nikt w końcu nie zdaje sobie sprawy jakie zagrożenie jest tuż za progiem, oprócz oczywiście Anny. Jak więc funkcjonować kiedy umysł wciąż podsuwa brutalne obrazy przed oczy? Może trzeba brać to, co jest dane i starać się jak najwięcej czerpać z życia, szczególnie w momencie gdy przeznaczenie stawia na drodze Anny niezapomnianą babcię, wuja z ciocią oraz ojca, osoby z jakimi wiąże ją tyle wspomnień i emocji.
Tuż za progiem jest przyszłość, w jakiej druga wojna światowa to historia, wystarczy dokonać wyboru i... Ale czy naprawdę jest to jedyne rozwiązanie?
Miasteczka, jakich urok przeminął bezpowrotnie, miasta trudne czasem do rozpoznania na starych fotografiach i przede wszystkim ludzie, którzy już odeszli lub znani są tylko z familijnych opowieści. Każdy miał taką chwilę w życiu, kiedy chciał chociaż na moment powrócić do przeszłości, a gdyby była nam dana tak możliwość? Jak zareagowalibyśmy w takiej sytuacji? Porozmawialibyśmy z tymi, co odeszli zbyt szybko lub na długo przed naszymi narodzinami, albo po prostu wybralibyśmy się na wycieczkę w świat, jednocześnie tak bliski i odległy? "Zapiski z Annopola" to właśnie opowieść o podróży z dwudziestego pierwszego wieku do lat trzydziestych ubiegłego stulecia. Autorka wspaniale opisała to, czego już nie ma i co znane jest jedynie ze starych filmów, fotografii czy też wycinków prasowych. Wiesława Bancarzewska oddała klimat i codzienność epoki, jaka już przeminęła, a perspektywą jest spojrzenie współczesnej kobiety mierzącej się i z brakiem internetu i z ówczesną modą oraz wieloma innymi rzeczami. Nostalgiczna opowieść? Jak dla mnie "Zapiski z Annopola" to o wiele więcej niż tylko wspominki "dawnych, dobrych, czasów" i tęsknota za nimi. Bohaterowie tej książki to nie postacie ze starego kina - zabawne, ale odległe, czasem śmieszące swoim zachowaniem. Wręcz przeciwnie, to ludzie z krwi i kości, nie anachroniczni, lecz zasadami, jakie coraz rzadziej są spotykane, ze swoimi przywarami, niekiedy zabawni, a czasem wprost odwrotnie. Anna, jej bliscy oraz znajomi uchylają przed czytelnikami drzwi do przeszłości oraz przekazują odpowiedzi na pytanie, co by było gdyby.
"I żywy nie wyjdzie stąd nikt" Antologia (Fabryka Słów)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 16, lipiec 2014 08:58
- Autor: Kamila Walendowska
Podczas przeszukiwania stron internetowych wpadłam na ciekawy cytat. Mówił on: „Uwaga, czytanie powoduje niebezpieczeństwo posiadania własnego zdania”. Przypuszczam, że niejeden z nas ma w pewnych dziedzinach już utarte swoje zdanie i czasem trudno nas przekonać do zmiany. Przyznam się, że tak też było i ze mną. Do niedawna omijałam książki, które miały mniej niż 300 stron, liczyła się dla mnie w dużej mierze objętość, jednak trafiłam na kilka cieńszych publikacji i to sprawiło, że zmieniłam zdanie. Omijałam także książki, które nie były jedną historią a np. zbiorem opowiadań. Omijałam, ale dziś już wiem, że robić tak nie będę. Trafiła do mnie bowiem antologia opowiadań wojennych, pt.: „I żywy stąd nie wyjdzie nikt” wydawnictwa Fabryka Słów i jestem pod wielkim wrażeniem autorów. A są nimi: Andrzej W. Sawicki, Joanna Maciejewska, Marcin Pągowski, Marcin A. Guzek, Gregor Piórkowski, Martin Ann, Łukasz Sawczak, Filip Laskowski, Anna Dominiczak, Tomasz Zawada.
Opowiadania nie są do siebie podobne, każde ma swój indywidualny i intrygujący charakter, dobrze wykreowanych, wyrazistych bohaterów, wywołujących niewiarygodne emocje w czytelniku. Utwory mają jedną wspólną cechę, a mianowicie: wojnę. Wojny są różne, jedne bardzo odległe, historyczne, inne fikcyjne, być może w przyszłości.
Andrzej W. Sawicki w swym opowiadaniu, pt.: „Żegnaj, laleczko” zaprezentował ciekawego narratora. Historia opowiadana oczami, a raczej celownikiem pistoletu, w który obecnie zamieszkuje dusza potępieńca, żołnierza walczącego podczas puczu majowego w 1926 roku pod rządami marszałka Józefa Piłsudskiego. Poległy żołnierz żali się, iż nie leży w grobie w alei zasłużonych, lecz w zbiorowej mogile. W 1939 roku otrzymuje szansę odkupienia swych win, jego dusza od tej pory zamieszkuje pistolet, ma wiernie służyć nowemu właścicielowi w obronie Polski. Niestety, broń zostaje skradziona i trafia w ręce młodej żydowskiej dziewczyny o nietypowej słowiańskiej urodzie. Wiąże ich oboje nierozerwalną więzią. Nawet, kiedy dziewczyna próbuje pozbyć się pistoletu, wrzucając go do rzeki, ten wraca do niej każdej nocy. Wbrew pozorom dusza w pistolecie nie jest przyjacielem dla dziewczyny, jego zachowanie jest wręcz rasistowskie względem niej.
Opowiadanie wywołuje wiele emocji w czytelniku. Odkrywane są nowe wątki, jak i zbiegi okoliczności, które wcale nie musiały być przypadkowe. Czy nowej właścicielce pistoletu uda się przeżyć? Czy winy potępieńca zostaną wymazane? Jakie tajemnice zostaną odkryte?
Marcin A. Guzek „47. Oddział Zwiadu Imperialnego”. Opowieść o małej grupie żołnierzy pod przywództwem Godwina dor Gilberta, która otrzymuje zadanie do wykonania. Pod przykrywką zwykłych najemników przedostają się do strefy wojny domowej gdzie mają odszukać małego chłopca. Jakub jest młodszym synem księcia Wolmera. Wojna domowa dobiega końca, walczące strony przymierzają się do rozegrania ostatecznej walki. Ktokolwiek wygra bitwę, będzie świętował zwycięstwo całej wojny. Jeśli wygrana przypadnie księciu Wolmerowi, Jakub posłuży jako karta przetargowa. Sprawą priorytetową jest odnaleźć chłopca, przejąć, jeśli to możliwe, w miarę dobrym stanie zdrowia i dostarczyć. Niestety, grupa Godwina nie jest jedyną, która poszukuje syna księcia.
Kto wygra bitwę, komu uda się odnaleźć chłopca, jakie niebezpieczeństwa czekają po drodze, jak wynik całej wojny wpłynie na życie Jakuba? Pytań jest wiele.
Książka „I żywy stąd nie wyjdzie nikt” szczerze wpłynęła na zmianę moich dotychczasowych poglądów. Jestem pełna podziwu dla autorów genialnych utworów. Opowiadania, choć krótkie, dostarczyły mi pełna gamę emocji. Od zachwytu po złość. Polecam, naprawdę warto zapoznać się z tą pozycją.
Agnieszka Lingas-Łoniewska "Wybaczenie" (Wyd. Novae Res)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 15, lipiec 2014 09:20
- Autor: Sylwia Szymkiewicz-Borowska
Zdecydowanie najlepsza z serii.
Every time the darkness falls around me
I can feel you move beneath my skin
Eh and
Something strange is happening inside me
Don't know where you end and I begin
I want you to know*
Już nawet nie pamiętam, kiedy dokładnie było mi dane przeczytać Wybaczenie po raz pierwszy. Doskonale za to pamiętam, że książkę czytałam na raty. Z jednej strony takie pochłanianie powieści daje możliwość rozkoszowania się każdą stroną, z drugiej zaś odbiera autorowi możliwość porwania czytelnika na kilka-kilkanaście godzin cudownego rozkoszowania się nieprzerwanym tempem akcji. Ale, dla każdego coś miłego. Zawsze można przeczytać książkę drugi, trzeci i... nasty raz. Może nie każda pozycja zasługuje na tego typu uwagę, ale do ich grona na pewno zaliczyć można wszystkie powieści Agnieszki Lingas-Łoniewskiej.
Łatwopalni, jak zapewne wielu z was wiadomo, to opowieść o dość pokręconych losach Moniki, Jarka i Grześka. Choć zdecydowana większość fanów twórczości Lingas-Łoniewskiej od początku kibicowała pokiereszowanemu przez los Jarkowi, to obdarzyłam swoimi względami Grzegorza. Dość szybko zaczęłam go dopingować i do ostatnich stron powieści, a w zasadzie do pierwszych kartek Przebudzenia wierzyłam, że autorka wysłucha moich, nie tylko wewnętrznych błagań, i da mi dość nietypowy happy end.
W Przebudzeniu dane jest nam poznać dalsze losy Moniki i dwóch wybranków jej serca, jednak nie tylko ich historię chce nam zaprezentować autorka. Tym razem Lingas-Łoniewska wyciąga asa z rękawa i postanawia zagrać kartą Sil. Tak, tak - nie mylą się ci, którzy już podczas lektury Łatwopalnych chcieli dowiedzieć się, czy fryzjerka Sylwia zazna choć odrobiny szczęścia. Jedno jest pewne, tych drobin będzie całkiem sporo, niestety poprzetykane zostaną pasmem nieszczęść, które ostatecznie rzucą ją w ramiona... Nie, nie. Tego nie zdradzę, bo w końcu nie każdy miał już przyjemność zapoznać się z Przebudzeniem. Zdradzę wam jednak, że w książce spotkamy bohaterów, z którymi już wcześniej autorka nas zapoznawała. Nie obędzie się jednak bez dramatów, które zaprowadzą nas wprost do... Wybaczenia.
Ostatni tom serii jest ZDECYDOWANIE!!! najlepszy ze wszystkich. Według mnie pokonuje Łatwopalnych i Przebudzenie w przedbiegach, choć i tamtym częściom nic nie brakuje. W zasadzie sama nie wiem, czemu Wybaczenie aż tak przypadło mi do gustu, ale nie mogę ukrywać, że po prostu zakochałam się w wykreowanych w tej części bohaterach. I tu mam mały problem. Bo jak tylko zacznę pisać o kogo mi chodzi, to ci, którym nie dane było zgłębić Przebudzenie, będą mieli pozamiataną sprawę. Powiem więc tylko, że dla mnie para numer jeden to Milka i pewien tajemniczy Tymianek. Skąd się wzięli? Jakie wiatry przygnały ich do serii Łatwopalnych? Co, komu i kiedy będą wybaczać? Czy autorce uda się wyprowadzić losy wszystkich par na prostą drogę? By się tego dowiedzieć, koniecznie musicie sięgnąć po najnowszą powieść Agnieszki Lingas-Łoniewskiej, zatytułowaną Wybaczenie.
Będę z wami brutalnie szczera. Moją najulubieńszą serią tej powieściopisarki są Zakręty losy, a w szczególności ich pierwsza część. Oczywiście kolejnym nic nie brakuje, rzec nawet można, że są miejscami nawet lepsze od części pierwszej, ale same Zakręty... darzę wyjątkową sympatią. Nie spodziewałam się więc, że jeszcze kiedyś będę mogła powiedzieć, że czytając coś tej konkretnej autorki, czułam się, jakbym miała w rękach Zakręty losu. A właśnie tak było. Może nie przez cały czas, ale jednak. Częściowo na pewno wpływ na to miały liczne nawiązania zawarte w Wybaczeniu. Ale nie tylko. Wydaje mi się, że duży wpływ na moje odczucia miała pewna zakazana, i bardzo, bardzo młoda miłość.
W samej powieści dzieje się bardzo dużo, i jak dla mnie, właśnie tak powinno być. Jest akcja, jest humor, jest namiętność. Dzieje się, dzieje się i dzieje. Autorka wprowadza do powieści świeżą krew, dzięki czemu trylogia zyskuje nowe oblicze. To otwiera czytelnikowi morze możliwości, w końcu może on sam zdecydować, jak chce postrzegać całą serię.
Wybaczenie to nie tylko obyczaj, który zawiera w sobie dramat i romans. To rasowy kryminał, który obija czytelnikowi cztery litery i nie pozwala mu na nich usiąść przez najbliższy tydzień jak nie dłużej. To romans, który łamie serca na kawałki, by po chwili posklejać je na nowo. To dramat, który wyciska u czytelnika ostatnią łzę i nie daje o sobie zapomnieć. Łatwopalni mają w sobie to, co powinna mieć bestsellerowa seria - są wiarygodni, dobrze napisani i aż do bólu prawdziwi. Książka jest super i oby na rynku pojawiało się takich jak najwięcej. Całość powala na kolana i jest super zakończona. Bardzo obrazowo, wręcz filmowo. Można poczuć się... jak w pewnej leśnej głuszy... brak tylko pewnej dziewczyny i pewnego chłopaka. Pozycja zdecydowanie warta polecenia.
* Kerli - Chemical