Aktualności
Wioletta Sawicka "Wyspy szczęśliwe" (Prószyński i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 12, czerwiec 2017 11:51
- Autor: Diana Kobylska
Życie czasami musi nas bardzo mocno kopnąć, żebyśmy zrozumieli, że nie zawsze będzie pięknie. Czasami musi być ciężko, żeby docenić to co się miało, zweryfikować czy faktycznie tego było nam trzeba, a przede wszystkim, czy ludzie którzy nas otaczają, warci są naszego zaufania. Przekonała się o tym główna bohaterka nowej powieści Wioletty Sawickiej, o tytule „Wyspy Szczęśliwe”.
Joannę poznajemy w momencie kiedy wraca z cudownych wakacji, które spędziła z córką i kilkorgiem znajomych. To co zastaje w domu nie śniło jej się w najgorszych koszmarach. Na każdym przedmiocie w zasięgu jej wzroku widnieją czerwone karteczki ze złowieszczym słowem „Komornik”. Niestety po mężu, który mógłby wytłumaczyć co wydarzyło się podczas nieobecności Joanny, nie ma śladu. Ale to dopiero początek jej problemów. Zarówno dom, jak i zadłużona firma należą do Joanny. Tomasz, wspomniany mąż miał tylko pełnomocnictwa. W dodatku zapadł się pod ziemie i nawet policja nie jest w stanie w tej kwestii pomóc. Tak więc rozpoczyna się walka o przetrwanie. Walka jakiej nic nie zapowiadało, bowiem kto mając nad głową widmo komornika wybiera się na wakacje do Palermo!
Dodatkowy cios zadają Joannie jej przyjaciele- z którymi nota bene spędziła wakacje, kiedy kupują jej ukochany i wymarzony dom, który nazwała właśnie Wyspy szczęśliwe. Pojawia się również Daniel, jednak on nie chce kupić niczego co do niej należało. Chce kupić ją.
Kiedy skończyły się już oszczędności, a właściwie kilkaset euro, bo mąż wyczyścił też konta dziecka, Joanna podejmuje prace w sklepie z używaną odzieżą połączonym z komisem ubrań bardziej ekskluzywnych, na wieszakach którego zresztą wiszą garnitury jej męża. Pewnego dnia w sklepie pojawia się nietypowa para- młoda, energiczna dziewczyna i trochę starszy, mrukliwy mężczyzna z okropną blizną ciągnącą się przez pół twarzy. Ten dzień będzie początkiem czegoś nowego i dobrego w jej życiu.
Marta to kobieta, która wbrew wszelkiej logice przeżyła wojnę. W 1945 roku doświadczyła okropności, jakie nie powinny nigdy nikogo spotkać- widziała jak wielokrotnie gwałcono jej starsze siostry, na jej oczach wybito praktycznie całą wieś łącznie z siostrami i matką, przeleżała w śniegu i mrozie stulecia ponad trzy dni. Za tę nieudaną próbę ucieczki przed ruskimi zapłaciła stopami i dłońmi- zgniły i odpadły po kilku tygodniach leżenia w gorączce. Nawet Ci sami bestialscy ruscy nie chcieli jej „dobić”. Nie mając stóp jedynym sposobem poruszania się było chodzenie na kolanach, albo na czworaka, przez co przesiedleni już po wojnie do jej wsi ludzie naśmiewali się z niej. Przetrwała kilka kolejnych lat w zaszczuciu, jednak i do niej los uśmiechnął się zsyłając lekarza z Wrocławia, który na nowo postawił ją na nogi- drewniane, ale nogi. Już nie musiała oglądać świata z pozycji psa, jedyną widoczną oznaką jej niepełnosprawności był brak dłoni. Tak doświadczona przez los osoba teoretycznie powinna być zgorzkniała, cyniczna, wręcz podła. Jednak to co w niektórych zabija pozytywne emocje, w niej wzmocniło. W wieku osiemdziesięciu lat zakłada fundację zbierającą środki na leczenie dzieci. Której zdrowej osiemdziesięciolatce by się chciało? Do swojego domu przygarnia zbłąkane dusze- śpiewaczkę co straciła głos, nastolatkę eksperymentującą z narkotykami, ponurego mężczyznę z blizną na twarzy, walczącego ze swoimi demonami. Tam zupełnie przez przypadek trafi Joanna, gdzie zazna czym tak naprawdę jest rodzina. I że niekoniecznie w żyłach musi płynąć ta sama krew, nie trzeba przysięgać przed Bogiem i ludźmi, że to na zawsze. Przekona się, jak to naprawdę jest żyć w szczęśliwym domu. I to jeszcze nie koniec niespodzianek w jej życiu.
Wcześniejsze powieści Pani Wioletty Sawickiej kojarzą mi się jako lekkie, łatwe i przyjemne. Takie akuratne na złapanie wytchnienia po ciężkim dniu. Ta jest przyjemna, jednak porusza więcej ludzkich dramatów. Niektóre opisy z czasów wojny wywołują w czytelniku oburzenie, momentami łzy, ale nie sprawia to wrażenia lektury ciężkiej. Jest to jedna z ciekawszych pozycji jakie ostatnio wpadły w moje ręce, więc jak najbardziej polecam przeczytać każdemu miłośnikowi literatury współczesnej. Nie tyko kobiecej części.
Krystyna Janda "Dziennik 2000-2002" (Prószyński i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 12, czerwiec 2017 11:39
Do rąk czytelników trafił pierwszy tom z zaplanowanej kilkutomowej edycji zapisków Krystyny Jandy publikowanych przez nią na blogu od kilkunastu lat. Wcześniejsze publikacje "www.małpa.pl" oraz "www.małpa2.pl" zawierają niepełne, wybrane teksty. Teraz możemy zapoznać się z całokształtem dzienników. Ich obszerność nieco przeraża, ale zawartość - satysfakcjonuje.
Krystyna Janda - aktorka znana m.in. z filmów Andrzeja Wajdy, reżyserka, pisarka, piosenkarka, twórczyni fundacji i założycielka dwóch teatrów - kobieta orkiestra, można powiedzieć. Jedni ją uwielbiają, drudzy - nienawidzą. Ostatnio stała się niepopularna w pewnych kręgach. Zaangażowana społecznie, uważnie obserwuje i szczerze komentuje rzeczywistość, w jakiej przyszło nam funkcjonować. Niezwykle pracowita, perfekcyjna, ambitna. Do siebie ma ogromny dystans.
Swoje notatki w sieci zaczęła prowadzić w 2000 roku. Pisane są z założenia do odbiorców, z oczekiwaniem na odzew, także jako pewna forma psychoterapii, odreagowania.
"Co z tym pisaniem? Taka potrzeba ekshibicjonizmu? Ja chyba też ją mam(...) Jest w tym coś wspaniałego i obrzydliwego jednocześnie. To zależy od tego, co się zapisuje! I po co się pisze" ( s. 134).
Zapiski najczęściej powstawały tuż po 6 rano, czuć w nich dużo ciepła, serca dla czytelnika. Cechuje je różnorodność, szczerość, serdeczność, brak nadmiernego "wywlekania" prywatności, w pewnym stopniu także obecnej w dzienniku.
Tematyka notatek to codzienność, obserwacje życia, teatr, kino, książki, nagrania, próby, premiery, różne spostrzeżenia, rodzina, podróże itp.
Odbijają się w tych wpisach wszystkie emocje, radości i smutki, wzruszenia i słabości aktorki. Dzieli się tym, co ją zachwyca, cieszy, wzrusza, oburza, smuci. Opowiada o pracy nad spektaklami. Zamieszcza ulubione wiersze.
Janda pisze z klasą, z humorem, dzieli się obserwacjami, żartami, refleksjami, wspomina z sympatią różne osoby, przytacza anegdoty. Załącza dobre życzenia, honoruje imieniny zgodnie z kalendarzem, przywołuje krótko żywoty świętych. Zamieszcza cytaty ze szkolnych wypracowań synów, przytacza dialogi z nimi, wstawia czasem zdjęcia.
Po prostu - dzieli się swoim życiem, ale tak, jakby opowiadała bliskiej osobie, jakby to były pogaduszki przy kawie.
Jeśli komuś wydaje się, że dzienniki będą zbyt hermetyczne, to jest w błędzie, bowiem Krystyna pisze nie tylko ze swojej zawodowej perspektywy, ale także jako żona, matka, córka, przyjaciółka, jako czytelnik, widz, konsument, jako ktoś, kto ma swoje zmartwienia, choroby, troski, jak każdy z nas.
Nie odnosi się poczucia, że "wielka aktorka" przemawia z piedestału, ale zwykły, wrażliwy i szlachetny człowiek, któremu "nic co ludzkie, nie jest mu obce".
Zapiski Jandy są piękne literacko. Czyta się je znakomicie. Sporo można z nich zaczerpnąć. Przyjemnie zajrzeć też za kulisy powstawania znanych spektakli teatralnych bądź telewizyjnych (np. "Klubu kawalerów" Bałuckiego, czy "Zazdrości" E. Villar), tak jakby towarzyszyć odtwórczyni roli Shirley Valentine oraz innych postaci.
"Dziennik 2000-2002" to zacna lektura, obowiązkowa dla fanów artystki, niezwykle przyjemna w odbiorze, solidnie wydana. Jedynym mankamentem jest malutki format zamieszczanych fotografii. Ten szczegół jednak nie wpływa znacząco na jakość tej wspaniałej publikacji.
Daniel Koziarski "Kobieta, która wiedziała za mało" (Novae Res)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 31, maj 2017 12:17
- Autor: Katarzyna Pessel
Pisarka także człowiekiem jest, problem tylko w tym, że czasem świat o tym zapomina. Napisanie książki wydaje się łatwe, proste i przyjemne, niestety rzeczywistość jest co najmniej "ciut" inna. W końcu codzienność wymaga skupiania się na sprawach, którym daleko do wzniosłego procesu twórczego, a inspiracje pojawiają się niespodziewanie i jak tu pogodzić jedno z drugim? Trudne jest życie autorki poczytnych książek!
Czytelnicy wiedzą co im się podoba, a pomysły Marzeny Wierzby jak do tej pory trafiały w oczekiwania tych pierwszych. Wiadomo nie od dziś, że rynek, nawet ten literacki nie lubi gdy tworzy się w nim jakaś luka, więc trzeba dawać z siebie bardzo dużo, by sprostać wymaganiom czytelniczym. Kto jak kto, ale Marzena zdaje sobie z tego sprawę i stara się wychodzić im na przeciw, gdyby tylko najbliższe otoczenie jeszcze doceniło w pełni jej zmagania. Niestety aż tak dobrze nie ma, trzeba pogodzić rolę matki, żony, pisarki i koleżanki, co w sumie wymaga zręczności nie lada i niestety nie jest do końca odpowiednio doceniane. Jakby było mało problemów pojawiają się nowe, pewnie kogoś innego by przygniotły, lecz ktoś taki jak Pani Wierzba nie poddaje się łatwo, no i nawet z najbardziej bolesnego doświadczenia da się wyciągnąć budujące wnioski. Po prostu trzeba spojrzeć na wszystko z odpowiedniej perspektywy, co oczywiście nie jest łatwe, zwłaszcza kiedy wena twórcza wymaga by poświęcić czasu. Szkoda tylko, że nie wszyscy doceniają poświęcenie i wysiłek wkładany w rozwiązywanie kryzysowych sytuacji. Każdy stawia siebie przed innymi i wymaga zrozumienia jego uczuć, a co gdy tego samego pragnie Pani Wierzba? Przecież dojrzałym ludziom też się od losu coś należy, czy ktoś dostrzeże potrzeby Marzeny? A może czas by sięgnęła po to na co ma ochotę bez oglądania się wokoło? To może być dobry początek nowej książki!
Sprostanie oczekiwaniom innych jest trudną sztuką, zawsze znajdzie się jakiś malkontent. Czy ktoś w końcu dostrzeże w poczytnej pisarce jej prawdziwe oblicze - wrażliwą i utalentowaną kobietę, która ma jeszcze wiele do zaoferowania i to nie tylko na gruncie literackim?
Mieszane uczucia co do bohaterów, to jedna z pierwszych myśli jaka nasunęło mi się w trakcie lektury "Kobiety, która wiedziała za mało" i towarzyszyła do samego końca. Danielowi Koziarskiemu należą się słowa uznania za wykreowanie postaci wywołujących emocje, czasem skrajne, które nie pozwalają na obojętne przewracanie kolejnych kartek i wciągają czytelnika w wir ich perypetii. Podczas czytania da się odczuć także nuta ironii, dobrze wkomponowana w wątki, czasem nie od razu zauważalna, lecz w efekcie końcowym nadająca wydarzeniom inne barwy niż można by początkowo sądzić. "Kobieta, która wiedziała za mało" w pewnym stopniu odkrywa to czego nieświadomy jest najczęściej czytelnik, lub jest mu to podawane w zupełnie innym sposób, czyli kulisy powstawania książek. Jak się okazuje przysłowiowa wena twórcza może przybierać różne formy, niekiedy dość nieoczekiwane. Zresztą zaskoczenie niejednokrotnie pojawia się w fabule, należy przyznać autorowi, że konwencję historii zmagań życiowych i zawodowych twórcy literackiego mistrzowsko sparafrazował, czasem dość kąśliwie. Czy wetknął w kij mrowisko? To już zależy od perspektywy, ale trudno ot tak odłożyć tę książkę, szczególnie, iż do samego końca Daniel Koziarski stawia przed główną bohaterką wyzwania, a sposoby ich pokonania w jej wydaniu nie należą do zwyczajnych. W końcu poprawność "polityczna" to jedno, a własne poglądy to całkiem inna kwestia, bycie poczytną pisarką bywa niełatwym kawałkiem chleba, zwłaszcza gdy jest się matką, żoną i trzeba dbać o swój wizerunek.
Piotr Łopuszański "Warszawa literacka w okresie międzywojennym" (Prószyński i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 30, maj 2017 10:26
„Warszawa Literacka – w okresie międzywojennym” to pozycja literacka, która przypadnie do gustu miłośnikom klasyki polskiej, a szczególnie dzieł z XIX/XX wieku. Piotr Łopuszański zaprasza czytelnika w niezwykłą podróż po kawiarniach, dawnych miastach i miasteczkach polskich, domach, mieszkaniach a wreszcie po życiu znanych literatów. I tak autor uchyla rąbka tajemnic, często dość kontrowersyjnych, wielkich pisarzy, pisarek, poetów, których dzieła towarzyszą nie tylko w latach nauki szkolnej. I tak w jednej chwili znajdujemy się w znanej na całą Warszawę kawiarni Ziemiańskiej, aby po chwili przenieść się do salonu Zofii Nałkowskiej, która pochylona nad nieukończonym dziełem może tęskni za miłością? A może spacer z Brunonem Schulzem lub wieczór z poezją skamandrytów? „Warszawa Literacka – w okresie międzywojennym” jest jak literacki wehikuł czasu, dzięki któremu artystyczny świat, nie tylko obserwując go z perspektywy blasku nieskazitelnej sławy, ale także z tej drugiej strony, bardziej ludzkiej, bardziej znajomej…..
Autor książki w sposób barwny i ciekawy przytacza anegdoty, historie i historyjki dawnej Warszawie, która mimo, że została podczas wojny zrównana z ziemią, to jednak pozostała we wspomnieniach, listach, dziennikach należących do elity artystycznej i literackiej okresu międzywojennego. Z wielkim zainteresowaniem zapoznałam się z książką, szczególnie historiami związanymi z powstaniem ważnych dzieł literackich. I jak to w życiu codziennym bywa, i w świecie Warszawy Literackiej pojawiała się zazdrość, szczególnie o sukcesy młodszych rywali, miłość, zdrady, szalone ekscesy, jak i rutynowe chwile – jednym słowem: proza życia, która chwilami zamieniała się w poezję, lub wręcz przeciwnie (troska o budżet domowy może przyćmić najpiękniejsze peany życia).
Ale nie będę sobą, jak nie przyczepię się do pewnych elementów, które trochę zaburzyły koncepcję książki, a mianowicie autor pozwolił na to, aby do niezmiernie interesującej książki wkradł się lekki chaos treściowy. A może to był tak zwany efekt zamierzony? Okres międzywojenny jest wyjątkowo interesujący i bogaty pod względem dorobku artystycznego, a szczególnie literackiego, ale nadmiar może nieraz zaszkodzić, więc warto pamiętać o umiarze, także tym treściowym. I porządku, bo ten element także jest bardzo ważny w całościowej ocenie czytelnika (najważniejszego odbiorcy, miłośnika lub krytyka). Już dalej nie marudzę i już z iście pedanterią nie wytykam drobnych rys – na zakończenie skupię się na pewnym atrybucie, który sprawia, że po tę książkę będę sięgać jeszcze nie raz. A mianowicie: autor oddał wyjątkową, literacką atmosferę okresu międzywojennego: mieszankę wspaniałych talentów, sukcesów, porażek, wielkich i mniej wielkich dzieł literackich i szumnego życia artystów, z całym ich bagażem charakterów, doświadczeń, lęków, tajemnic oraz marzeń – a to wszystko z widmem wojny, znajdującej się tuż za rogiem.