Agnieszka Lingas-Łoniewska "Wszystko wina kota!" (Novae Res)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: piątek, 12, maj 2017 10:07
Agnieszka Lingas – Łoniewska zauroczyła mnie powieścią „W szpilkach od manolo”, w której w zabawny sposób, z dystansem przedstawia korporacyjny świat. Wrocławska pisarka kolejny raz udowadnia, że warto podążać za marzeniami, warto mieć przyjaciół, a miłość to największy atut o który trzeba dbać.
Pamiętacie film „Lejdis” z nieco naiwną Edytą Olszówką jako Łucją, ekscentryczną Anną Dereszowską jako Korba – Karolina Korbowicz, Magdaleną Różczką czy wreszcie z bizneswoman Gośką zagraną przez Izabelę Kunę? Ten kultowy film widziała prawie każda kobieta, matka, przyjaciółka, kochanka. Skłamałabym, twierdząc, że czytając „Wszystko wina kota!” skojarzenia z „Lejdis” były mi obce. Wręcz przeciwnie.
Cztery przyjaciółki spotykają się regularnie urządzając imprezy zakrapiane alkoholem, dzieląc się swoimi problemami, słabościami lub po prostu relacjonując dzień powszedni. Każda z nich ma inne usposobienie, inną sytuację zawodową, prywatną. Każda z nich napotyka na swojej drodze mniejsze lub większe problemy i wreszcie każda inaczej je rozwiązuje. Niewątpliwie wszystkie, od wielu lat, trzymają się razem. I na tym polega ich siła wielkiej przyjaźni.
Lidia Makowska vel Róża Mak to poczytna pisarka powieści romantycznych. Pisze pod pseudonimem, nie chodzi na spotkania autorskie, nie udziela wywiadów, a mimo tego ma olbrzymie, wierne grono czytelników i recenzentów. Jednym z nich jest Jack Sparrow, tajemniczy mężczyzna prowadzący popularnego bloga recenzującego literaturę. Sparrow podobnie jak Róża Mak to pseudonim. Opiniotwórczy recenzent, z sobie tylko znanych powodów czyta każdą wydaną przez Różę Mak powieść po czym ją ocenia. Oczywiście, jak można się domyślić, recenzje wychodzące z pod jego pióra nie do końca satysfakcjonują autorkę bestselerów Różę Mak vel Lidię Makowską. Pewnego dnia, pod wpływem impulsu wysyła mu wiadomość… Jakie będą tego konsekwencje? Zapewniam, że nie będziecie się nudzić. Ale to nie wszystko! Lidka poznaje również uroczego sąsiada Jeremiego, którego podejrzewa o homoseksualizm… Wielka szkoda, bo obiekt jest naprawdę godny uwagi.
Czytając „Wszystko wina kota!” oglądamy „od kuchni” wydawniczy świat, w którym Agnieszka Lingas – Łoniewska świetnie funkcjonuje od kilku lat, co dodaje realizmu i pikanterii całej sprawie. Kto jak nie pisarka lepiej przedstawi kulisy swojej codzienności z jej wszystkimi bolączkami? Każda przedstawiona w powieści postać ma swoje miejsce i zaręczam, że nie znalazła się tam przypadkowo. Zatem poznajemy Tatianę, singielkę i bizneswoman w jednym, Anetę wraz z rodziną, wreszcie samotną matkę Karolinę, która jest agentką literacką głównej bohaterki. Powieść podzielona jest na rozdziały zatytułowane imionami bohaterów. Pisana jest z pozycji narratora pierwszoosobowego, przez co zyskuje, bowiem przybliża czytelnikowi każdą z postaci, jednocześnie zdradzając tylko tyle ile w danym momencie potrzeba. I niech nie zmyli się ten, kto sądzi, że tytułowy i okładkowy rudy kot znalazł się w powieści Agnieszki Lingas – Łoniewskiej przypadkowo. O nie! Autorka nie zapomniała o nim i ma on swoje pięć minut w całej historii.
„Wszystko wina kota!” to niewątpliwie powieść dedykowana dla romantyków obu płci, dla miłośników kotów i szczęśliwych zakończeń. Bez wątpienia nadaje się na wiosenno – letnie wieczory z kieliszkiem wina w dłoni. Trudno powiedzieć czy to za sprawą kota, czy przystojnego Jeremiego, czy pisarki i jej przygód, ale niewątpliwie od lektury trudno się oderwać. Agnieszka Lingas – Łoniewska sprytnie zastawiała na czytelnika pułapkę zamykając rozdziały w najbardziej wyczekiwanych momentach. Nie ma więc innej możliwości jak czytać dalej. A co dalej? Kto jest kim w powieści i czy na pewno wszystkiemu winny jest kot? Dajmy się porwać lawinie wydarzeń, dajmy wciągnąć się w sam środek fabuły, naprawdę warto! Wrocławianka przygotowała dla swojego czytelnika nie lada niespodziankę. Lepszego scenariusza nie napisało życie. Lekka, dynamiczna opowieść o przyjaźni, miłości i problemach dnia codziennego.
Wraz z premierą „Wszystko wina kota!” autorka zyska nowych czytelników, zaś zdecydowanie straci koci świat. Każdy szanujący się kot będzie z zazdrością spoglądał na obiekt zainteresowania w dłoniach właściciela oraz wyczekiwał momentu odłożenia owego obiektu na regał. Polecam serdecznie! Najlepiej smakuje w obecności mruczącego kota!