Katarzyna Puzyńska "Dom czwarty" (Prószyński i S-ka)

Książka jest lekarstwem na wszystko. Wiadomo to od dawna. Moja przygoda z Jej twórczością rozpoczęła się w pewien listopadowy wieczór i skończyła się dwa wieczory później po pochłonięciu pierwszych czterech tomów. A właściwie przerwała, w oczekiwaniu na kolejny tom. Katarzyna Puzyńska- Królowa polskiej literatury kryminalnej należy do tej grupy polskich autorów, których przedstawiać nie trzeba. Powraca do czytelników z siódmym już tomem sagi o policjantach z Lipowa i Brodnicy, zatytułowanym „Dom czwarty”.

Wszystko spowodowała jedna kartka. Wysłana do Klementyny, kiedy ta przebywała w szpitalu na obserwacji, przez jej matkę. Musiała poczekać na powrót Klementyny. A następnie na jej decyzję, czy podejmie prośbę matki - znalezienie prawdziwego mordercy i uniewinnienie kuzyna Błażeja. Decyzja nie należała do prostych, gdyż kontakt z rodzicami Klementyna zerwała, czy wręcz zmuszona była zerwać przeszło czterdzieści lat temu, kiedy dopuściła się haniebnego czynu - miała czelność rozwieść się z mężem, który notorycznie ją bił. Może ciekawość, może zawodowe zboczenie albo fakt, że to matka odezwała się jako pierwsza, spowodował że Klementyna powraca w rodzinne strony, aby poszukać odpowiedzi czy tym razem wymiar sprawiedliwości się nie pomylił. Jednak, rzekomo nigdy nie dociera na miejsce.

Zaniepokojona brakiem jakiegokolwiek kontaktu ze strony partnerki Lilianna, postanawia zgłosić to jej kolegom po fachu. Komendant Cybulski znający Klementynę od lat, bagatelizuję kwestię jej zniknięcia, zdając sobie sprawę że zdarzało się jej już zniknąć na kilka dni. Poszukiwania, od nieoficjalnego śledztwa, za zgodą Wiktora Cybulskiego rozpoczyna Daniel Podgórski, Weronika Nowakowska, która ma zostać profilerem policyjnym i przez przypadek Emilia Strzałkowska. Udają się więc do Złocin, gdzie w małej zamkniętej społeczności, chroniącej swoich brudnych sekrecików, odbijając się od muru milczenia próbują odnaleźć jakiś trop. Z każdym jednak dniem nadzieja na odnalezienie Klementyny żywej maleje.  Czy uda się ją znaleźć na czas?

Moją ulubioną bohaterką sagi jest Klementyna Kopp, którą czytelnicy albo kochają albo nienawidzą. Jej nie da się trochę lubić albo trochę nie. Jest tak specyficzną i wielobarwną postacią, że zdanie o jej zaginięciu czytałam dwa razy, żeby się upewnić czy mnie wzrok nie myli - przecież bez Klementyny to nie ta jakość! I o ile odczuwam niedosyt osoby Klementyny w prowadzonym śledztwie, o tyle wdzięczna jestem, że nareszcie, w sioódmym tomie udaje nam się dowiedzieć czegoś więcej o jej przeszłości. 

Coraz większą sympatią zaczęłam w tomie szóstym, czyli Łaskunie pałać do Daniela i niestety, lecz w „Domu czwartym” jego wulgarna i chamska postawa, nie wspominając o nieudanej próbie gwałtu, tę budującą się przychylność wyzerowały. Owszem, rozumiem że powodem jest  trauma po tragicznych wydarzeniach, ale sposób w jaki zwraca się do Emilii jest poniżej wszelkiej krytyki. Chociaż z drugiej strony, nareszcie nie jest aż tak niezdecydowanym mamisynkiem. 

Nie bierzcie się za nią wieczorem, bo jak ja zarwiecie noc. Po każdym rozdziale, które są dosyć krótkie obiecywałam sobie, że odłożę i dokończę następnego dnia. No i skończyłam następnego dnia o 4. nad ranem po przypisie „Od Autorki”. W każdym rozdziale pisarka dokłada nam nowe fakty i opisuje kolejne wydarzenia, które utrzymują napięcie i dają złudną nadzieję, że za chwilę odkryjemy mordercę. Jednak fabuła jest tak skonstruowana, a intryga tak rozwinięta, że do ostatnich stron nikt by się nie spodziewał takiego rozwoju wydarzeń. Dodatkowo Wielkie Brawa dla Pani Puzyńskiej za wplecenie do fabuły wydarzeń z okresu II wojny światowej i upamiętnienia ofiar mordu z 1939 roku z okolic jeziora Bochotek. Pozostaje tylko czekać na kolejny tom, bo końcówka „Domu czwartego” daje nam wyraźny sygnał, że będzie się działo!

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież