"Planeta dobrych myśli" Beata Pawlikowska (G+J)

Już na pierwszy rzut oka można się domyślać, że mamy w ręku książkę niezwykłą, choć może lepiej byłoby powiedzieć niezwyczajną. Jednak dopiero po lekturze możemy stwierdzić z pewnością, że ta poskładana, posklejana i opatrzona szaloną oprawą graficzną przywodzącą na myśl „Małego Księcia” po zażyciu środków psychoaktywnych sterta papieru to szkatułka z czystą pozytywną energią.

 

Osobiście uważam, że książce brakuje jednego elementu, istotnego już w pierwszym kontakcie z czytelnikiem -  znaku „Uwaga niebezpieczne promieniowanie!”, bo nie sposób oprzeć się chorobie popromiennej wywoływanej przez jej zawartość, co może się okazać naprawdę tragiczne w skutkach dla statystycznego, gburowatego, wiecznie niezadowolonego i narzekającego obywatela RP, który jak ognia unika wyłamania się z szablonu.

Podróż na planetę wypełnioną pozytywną, radosną aurą, zamiast wszechobecnej krytyki i wytykania braków bez jakiejkolwiek akcji umożliwiającej zmianę tego, co nam się nie podoba, czyli z grubsza – wszystkiego, wdaje się czymś zupełnie nieprawdopodobnym.

 Ale od czego zacząć, jeżeli chcemy zmienić cały świat? Od siebie. I nie jest to odpowiedź zbywająca czytelnika, tylko podanie jak na tacy pierwszego etapu zmiany swojej rzeczywistości na lepszą, przyjemniejszą i przyjaźniejszą. A niby dlaczego mielibyśmy zaczynać od najtrudniejszego kroku? „Bo życie jest jak lustro (...) im więcej dobra stworzysz, tym więcej dostaniesz od życia” Zatem konieczne jest wysłanie dobrej energii w przestrzeń, żeby mogła do nas powrócić. Tu polecam nie przekonanym mały eksperyment: spróbujcie raz iść ulicą uśmiechnięci, bądźcie życzliwi dla spotykanych ludzi, dla pani w kiosku, dla pana kontrolera biletów w tramwaju, dla pani sprzątaczki w biurze, w szkole, dla kogokolwiek. Zobaczcie, jak szybko wasz pozytywny ładunek do was wróci i jak wiele negatywnego się pozbędziecie. Bo życzliwość wygeneruje życzliwość, a uśmiech uśmiech. Taka prosta zasada, a jak wiele może przynieść, prawda?

Większość pewnie pomyśli, że jak będzie szła ulicą uśmiechnięta tak po prostu, nie dlatego, że jest ładna pogoda, mały ruch, czy szef dał podwyżkę, ale tak zwyczajnie, bez powodu lub dostrzegając radość w tych drobnych rzeczach, których zaganiani ludzie śpieszący się zawsze i wszędzie nie zauważają, to zostaną uznani za, delikatnie mówiąc, wariatów. Ale to nie o to w tym wszystkim chodzi, bo to ich bariery nie pozwalają im cieszyć się drobiazgami. Jeśli i ty się tych barier pozbędziesz, to dołączysz do grona pozytywnych wariatów, którzy potrafią znaleźć radość tak samo w promieniu słońca, jak i w kropli deszczu.

Nikt i nic cię nie ogranicza”. Jeżeli chcesz się o tym przekonać samodzielnie, sięgnij po „Planetę…”, złap dobrą myśl i idź zmieniać świat, dla ciebie to będzie tylko krokiem w stronę szczęścia. Ta książka jest jak portal na jasną stronę mocy, a żeby zadziałał, wystarczy jedynie wykrzesać z siebie odrobinę chęci i dobrej woli, sięgnąć i zacząć działać. Jeśli jesteś na to gotowy, to leć czym prędzej do księgarni i zaopatrz się w szkatułkę, małą skrzyneczkę dobra, która kryje się tuż pod okładką. Nie licz na to, że świat sam się zmieni, zrób to za niego.

„Tajemnicą szczęścia,

(…)

jest to,

że najpierw ty sama musisz się sobą

zaopiekować.

(…)

 Wtedy niespodziewanie

wszystko inne też się zmieni.

 (…)

Wszystko zaczyna się od ciebie”

 

 

 

 

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież