Iwona Bińczycka-Kołacz "Znak ostrzegawczy" (Novae Res)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: piątek, 25, kwiecień 2014 09:57
Iwona Bińczycka-Kołacz za sprawą powieści „Znak ostrzegawczy” została finalistką II edycji konkursu „Literacki Debiut Roku” organizowanego przez Wydawnictwo Novae Res. Książka to jej debiut, choć jak możemy dowiedzieć się ze skrzydełka okładki, autorka ma już na swoim koncie kilka publikacji naukowych.
Bohaterkami lektury są: Agata oraz Kamila. Relacje dziewczyn trudno nazwać przyjaźnią, są po prostu znajomymi. Obie mają rodziny i wiodą dość zwyczajne życie. Kamila jest matką i żoną. Jej małżeństwo, po wielu latach nie jest już tak ekscytujące jak kiedyś, a właściwie bohaterka zauważa, że od zawsze miało wiele do życzenia. Przypadkowo spotyka dawną miłość – Gerarda. Odżywają młodzieńcze uczucia i motyle w brzuchu Kamili. Ten wątek od początku budził moje największe wątpliwości, niestety ze względu na dobro fabuły więcej zdradzić nie mogę.
Agata natomiast, dla równowagi, jest szczęśliwą żoną. Wraz z mężem starają się o dziecko, niestety mają z tym pewien problem. Przeżywają to, każde na swój sposób i wcale nie ma się czemu dziwić. Historia Agaty przypadła mi zdecydowanie bardziej do gustu. W moim odczuciu jest wiarygodniejsza, choć miejscami byłam zdumiona postępowaniem bohaterki. Podejrzenie o zdradę jest zupełnie nie na miejscu, w tak wyjątkowym związku, jaki autorka stworzyła dla Agaty.
„Znak ostrzegawczy” możemy zaliczyć do gatunku powieści obyczajowej. Napisana przez kobietę, dla kobiet i tym polecam. Aczkolwiek, mam wiele obiekcji do zastosowanej puenty przez Iwonę Bińczycką – Kołacz. Odbieram ją jako pogrożenie palcem mężczyznom. Brakuje mi bezstronności, obiektywizmu, bo przecież wina rozpadu związku nie leży tylko i wyłącznie po stronie panów. Za to, co dzieje się w związku zawsze odpowiedzialne są obie strony o czym, mam wrażenie, autorka zapomniała.
Miałam przyjemność czytać powieść laureatki „Literackiego Debiutu Roku” czyli „Przebudzenie Doktora SØreno” i niestety laur pierwszeństwa bezwarunkowo należy do wspomnianej wyżej książki. Choć z drugiej strony, nie sposób porównywać tych dwóch powieści. „Znak ostrzegawczy” to swego rodzaju przewodnik po krętych, kobiecych ścieżkach, ich myślach i pragnieniach. Ewidentnie można dedykować ją mężczyznom i mam nadzieję, że także oni po nią sięgną. Tematyka poruszana w książce nie jest niczym niezwykłym. Powielane schematy, czy problemy rodzinne nie są oryginalne i wielokrotnie zostały już w literaturze opisane. Po zamknięciu książki warto zastanowić się nad naszą codziennością i pochylić się ku drugiej osobie, z którą dzielimy życie. Mam nadzieję, że znaki ostrzegawcze zastosowane przez Iwonę Bińczycką - Kołacz zostaną właściwie odebrane przez mężczyzn. Styl autorki jest lekki i nie sprawia najmniejszego problemu, stąd powieść czyta się lekko i przyjemnie. Ale, uwaga… największym plusem „Znaku ostrzegawczego” jest jego zaskakujące zakończenie. To wisienka na torcie, którą zostawiany na koniec i delektujemy się nią najdłużej.
Mały minus dla wydawnictwa – w moim egzemplarzu brakuje strony 115 i 116.
Irena Szafrańska-Nowakowa "Dociekanki małej Janki" (Novae Res)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: czwartek, 24, kwiecień 2014 10:44
- Autor: Kamila Walendowska
Pamiętacie czasy, kiedy to w telewizji była tylko dziennie jedna bajka dla dzieci? I to piętnastominutowa, tuż przed poważnym programem dla dorosłych Dziennikiem? W międzyczasie można było poczytać książeczki z logo na okładce „Poczytaj mi mamo, poczytaj mi tato”, które praktycznie znało się już na pamięć, a mimo to stale przewracało się tych parę stron. Dziś mam w telewizji 14 kanałów, w których bajki nadawane się dwadzieścia cztery godziny na dobę, a mimo to, kiedy do rąk chwytam kolorową książeczkę, moje dzieci jakby zapominały, że istnieje coś takiego jak telewizja. I BARDZO DOBRZE.
„Dociekanki małej Janki” to prześliczna książeczka przygotowana przez wydawnictwo Novae Res dla dzieci powyżej 5 roku życia. Zabawna historyjka małej dziewczynki, którą mamy okazję poznać już w brzuszku mamusi. Janeczka jest bardzo ciekawą, wrażliwą i niezwykle barwną postacią. Kiedy zaczyna chodzić do przedszkola, jej przygody stają się bardzo ciekawe. W krótkich opowieściach o życiu dziewczynki jest zawarte wiele wartościowych treści. Niejeden opis sytuacji, w jakiej się Janeczka znalazła, można wykorzystać do rozmów z własnymi dziećmi.
Pozycja napisana jest prostym językiem, zatem nie sprawi trudności czytanie jej na głos dzieciom. Rodzic bez problemu może skupić się na intonacji, a dziecko nie dopytuje, co znaczy jakieś trudne słowo.
Książeczka ma 83 strony, wydrukowane na kredowym papierze. Ilustrowana pięknymi rysunkami, twarda oprawa podnosi jej wartość estetyczną. Moim dzieciom przypadła bardzo do gustu i niejednokrotnie do niej wracamy. Polecam.
Radek Rak "Kocham cię Lilith" (Prószyński i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 23, kwiecień 2014 09:48
- Autor: Kamila Walendowska
Chyba jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się po przeczytaniu książki, aby mieć tysiące pytań do autora, których nie potrafiłabym zadać. Nie dlatego, że nie wypada, po prostu głoski nie potrafią się połączyć w wyrazy, by wypowiedzieć to, co niezrozumiałe. To może zacznę od rzeczy zrozumiałych.
Robert Z. przyjeżdża do sanatorium „Iwona” w Beskidzie Niskim na dwutygodniowy turnus rehabilitacyjny. W ośrodku nie ma zbyt wielu kuracjuszy, gdyż sezon nie rozpoczął się jeszcze w najlepsze. Obecni pacjenci są dużo starsi od Roberta. Mężczyzna nie znajduje dla siebie towarzystwa, jedyną atrakcyjną rozmówczynią okazuje się pani doktor Małgorzata. W wolnych chwilach bohater czyta książkę pt.: „Nim nadejdzie świt”, której tematem są przygody lwowskiego detektywa Immanuela Jesipowicza. Lektura pochłania go tak bardzo, iż Jesipowicz staje się wiernym towarzyszem i doradcą w życiu codziennym. Traktuje go jak materialnego człowieka, a nie fikcyjną postać.
Podczas spaceru Robert spotyka intrygującą malarkę Iwonę. Mężczyzna, choć nie jest ekspertem w dziedzinie malarstwa, interesuje się tworzonym przez nią obrazem. Artystka parokrotnie pojawia się i kokietuje Roberta. Zaprasza go do swojego pokoju nr 8, gdzie spędzają upojną noc. Następnego ranka znika. Zaskakujący jest też fakt, iż pokoju numer osiem w ogóle nie ma w uzdrowisku, pod wspomnianą cyfrą znajduje się kotłownia, a kuracjuszki o imieniu Iwona nikt nie widział, ani o niej nie słyszał.
Tak kończy się pierwsza część, jak dotąd, wydawałoby się przygodowej powieści. W drugiej części autor zmienia charakter dzieła sięgając po mitologiczną Lilith. Jak wiadomo była ona pierwszą kobietą Adama, kiedy go porzuciła, Bóg stworzył dla niego Ewę. Lilith, jako jedyna uwiodła Boga, Diabła i Adama. „Lilith wciągającej w siebie mężczyzn jak wir w rzece: zanurzyć się, dać się porwać i pochłonąć – tego pragniemy.”
Robert postanawia odnaleźć ukochaną, niestety nie jest to łatwe. Wiele rzeczy zaczyna się gmatwać. Poznaje innych mężczyzn, którzy zostali omotani przez kobietę.
Druga drugiej części to już istna zagadka z tysiącem pytań:
Czy malarka Iwona to mitologiczna Lilith?
Czy w panią doktor Małgorzatę również wcieliła się Lilith?
Czy Jesipowicz jest prawdziwy czy tylko postacią z książki?
Uzdrowisko „Iwona” czy „Małgorzata”?
Czy Robert zamiast na serce nie powinien się czasem leczyć psychiatrycznie?
W pewnym momencie czytelnik sam już nie wie, co jest prawdziwe, co jest fikcją. Książka przez swoje idealne zagmatwanie trzyma przy sobie do samego końca. „Kocham cię Lilith” to znakomity debiut literacki autorstwa Radka Raka. Choć dziś już mogę uznać tę książkę za przeczytaną, na pewno za jakiś czas do niej wrócę, by znów choć spróbować odgadnąć, co jednak było prawdziwe. Polecam tę powieść! Warto.
Mariusz Kotowski "Pola Negri. Własnymi słowami" (Prószyński i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: czwartek, 17, kwiecień 2014 13:02
Z czarno-białej fotografii spogląda na nas młoda, czarnowłosa kobieta. Nie patrzy jednak ot tak, zwyczajnie. Rzuca spojrzenie z ukosa, spod lekko przymkniętych powiek, spod firanki długich rzęs, podkreślonych czarnych tuszem. Jej brwi są idealnie wyregulowane, włosy lśniące i uczesane na gładko, a kształtne usta starannie pokryte pomadką. W kąciku lewego oka widnieje przyklejony pieprzyk – krzyk mody lat dwudziestych. Kobieta ubrana jest w piękną, srebrzystą suknię, a mały palec lewej dłoni zdobi stylowy pierścień. Jej świadomie przybrana poza i przenikliwe spojrzenie świadczą o tym, że doskonale panuje nad mową ciała. Nic dziwnego – to przecież Pola Negri! Wielka aktorka ery kina niemego i złotego wieku Hollywood.
Wielbiciele talentu i urody Poli Negri mieli już wcześniej okazję zapoznać się z jej biografią zatytułowaną „Pola Negri – legenda Hollywood”, autorstwa Mariusza Kotowskiego. Bardzo się cieszę, że właśnie Kotowski zdecydował się również opracować zbiór artykułów prasowych i esejów słynnej niegdyś aktorki. To odpowiedni człowiek do tego zadania – prawdziwy pasjonat, wnikliwy biograf i wrażliwy artysta, który potrafi wspaniale opowiadać. A Pola Negri zasługuje na to, by o niej opowiadać – zasługuje na to, by o niej pamiętać. Była jedną z pierwszych prawdziwych gwiazd Hollywood, zarabiała miliony, miała willę w Los Angeles i zamek we Francji, wyznaczała trendy w modzie, zachowywała się w sposób ekscentryczny, łamała konwenanse, rozkochała w sobie polskiego hrabiego, gruzińskiego księcia, króla komedii – Charliego Chaplina, i słynnego ekranowego amanta – Rudolfa Valentino, który umierał z jej imieniem na ustach. Zanim stała się sławna, pobierała nauki w szkole baletowej i aktorskiej, grała w teatrze, uczyła się języków obcych i dążyła do perfekcji. Kariery nie zrobiła tylko dzięki urodzie i przebojowości, ale przede wszystkim za sprawą swojego talentu, pracowitości i profesjonalnego podejścia do sztuki aktorskiej. Urodziła się w Polsce (a raczej w Kraju Nadwiślańskim) jako Apolonia Chałupiec. Zanim została diwą europejskich scen teatralnych i gwiazdą Hollywood, była dziewczyną z Lipna. Jedyną, jak dotąd, polską aktorką, której udało się zrobić autentyczną międzynarodową karierę...
„Pola Negri. Własnymi słowami” to pozycja prawdziwie wyjątkowa. Składa się na nią zbiór artykułów prasowych i esejów samej Negri, a także dwa opowiadania i krótki scenariusz filmowy. Książka ta była dla mnie zaskoczeniem z kilku względów. Po pierwsze – i najważniejsze – pokazuje, że Pola Negri miała prawdziwy talent literacki. Potrafiła wspaniale pisać, opowiadać, budować narrację, nastrój, a nawet... kreować bohaterów. Z jej wspomnień wyłania się obraz Charliego Chaplina jako odrobinę wycofanego samotnika, zazdrośnika, a nawet do pewnego stopnia despoty, Rudolf Valentino zaś jawi się tutaj jako wrażliwy chłopak, w przeszłości boleśnie doświadczony przez los. Pola Negri pisze o swoich byłych mężach, hrabim Dąmbskim i księciu Mdivanim, oraz o tym, dlaczego oba małżeństwa zakończyły się fiaskiem. Pisze o swojej trudnej drodze na szczyt, ciężkiej pracy, o ojcu zesłanym na Syberię za działalność patriotyczną, o osobistej tragedii, jaką była strata dziecka, i o swojej wielkiej miłości – Glenie Kidstonie, brytyjskim pilocie, który zginął w katastrofie lotniczej. Pisze również Negri o samej sztuce aktorskiej, o teatrze i filmie. To chyba moje ulubione fragmenty tej książki, ujawniające nie tylko talent literacki autorki, lecz także jej wielką erudycję, wiedzę, umiejętność krytycznego spojrzenia, prawdziwie filozoficzne podejście i na dodatek poczucie humoru, umiejętność operowania ironią i satyrą. Filmoznawcze pisma Negri – dla mnie, pasjonatki kina – były wielką niespodzianką. Żałuję, że Negri nie stała się sławna właśnie dzięki nim, że nie zechciała teoretyzować na większą skalę, częściej bawić się w naukowca i obserwatora. Niektóre z jej uwag, mimo iż dotyczą ery kina niemego i początków filmu dźwiękowego, są aktualne po dziś dzień.
„Własnymi słowami”, oprócz pism teoretycznych, zawiera również trzy opowiadania beletrystyczne. Akcja „Tragicznej uczty” toczy się w starożytnym Herkulanum, w przeddzień eksplozji Wezuwiusza, „Niewinna i satyrowie” jest zjadliwie śmieszną historią, zbliżoną formą do scenariusza filmowego, a „Przedziwne przygody” to z kolei absolutnie genialna opowieść fantasy, ocierająca się o iście Witkiewiczowską groteskę. Ostatni z wymienionych utworów to prawdziwy majstersztyk, tekst pionierski w swoim gatunku, żeby nie powiedzieć wizjonerski. Aż dziw, że nie został wcześniej nigdzie opublikowany. Szkoda, szkoda, wielka szkoda!
„Pola Negri. Własnymi słowami” to książka nie tylko dla wielbicieli artystki i znawców jej twórczości. To również doskonała pozycja dla wszystkich pasjonatów kina, dla tych, którzy interesują się historią filmu, złotym wiekiem Hollywood, aktorskim światkiem tamtych czasów, stylem życia dawnych gwiazd i wszechobecną wówczas, bardzo specyficzną retro-wrażliwością. Po książkę w opracowaniu Kotowskiego powinni sięgnąć również ci, którzy sądzą, że Pola Negri wyróżniała się jedynie ładną buzią i zgrabną figurą, a w kinie niemym bardziej się wyglądało niż grało. Ta pozycja obala wiele mitów. I przede wszystkim ukazuje autentyczną Polę Negri – Polę Negri wyrastającą z jej własnych słów, refleksji, wspomnień, doświadczeń i przemyśleń. Wspaniała kobieta. Wspaniała książka.
- - -
Do książki „Pola Negri. Własnymi słowami” dołączony został film z jej udziałem z 1918 roku, zatytułowany „Żółty paszport”. Film przedstawia losy żydowskiej studentki w Warszawie podczas rosyjskiej okupacji Polski. Jest jednym z pierwszych obrazów, poruszających problem antysemityzmu. Stał się przyczyną konfliktu między Polą Negri a Josephem Goebbelsem, który w późniejszym okresie podejrzewał Negri o żydowskie korzenie.
Joanna M. Chmielewska "Mąż zastępczy" (Wydawnictwo MG).
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 16, kwiecień 2014 09:27
- Autor: Katarzyna Pessel
Najczęściej w książkach z motywem obyczajowym bohaterkami są kobiety, a panowie, nawet gdy są ważnym "elementem" fabuły, to i tak rzadko kiedy grają pierwsze skrzypce. Wiadomo przecież, że jeżeli historia ma dotyczyć uczuć, w mniejszym lub większym stopniu, to płeć piękna będzie w centrum uwagi. Co więc jeżeli w tym miejscu znajdzie się przedstawiciel tak zwanej płci brzydkiej? "Mąż zastępczy" to lektura, w której nieraz okaże się, że stereotypy często są mylące i warto je przełamywać!
Piotr nie jest typem playboya, imprezowicz też z niego żaden, po prostu zwykły facet jakich wielu - solidny, wierny, uczynny i zakochany w żonie. Może to i nudny portret, ale ten typ tak ma i jak do tej pory nikt zażaleń nie składał. Rodzina, znajomi i przyjaciele wiedzą, że Piotr zawsze przyjdzie z pomocą i nigdy nie zawiedzie nikogo w niczym. Dlaczego więc odeszła od niego żona? Nic przecież na to nie wskazywało, ot tak z dnia na dzień spakowała walizki i wyprowadziła się. Jakby tego było mało - jej kochankiem jest szef Piotra! Wcale nie jest przesadą, że w jednej chwili mężczyźnie zawalił się świat. Nagle został sam w czterech ścianach, z wieloma pytaniami i bez pracy, bo co jak co, ale dotychczasowe zatrudnienie nie wchodzi w rachubę. Codziennie oglądać twarz człowieka, który odebrał ukochaną kobietę? Jednak trzeba coś robić, nawet kiedy nie ma się ochoty na nic i wciąż myśli krążą wokół tej, która odeszła. Jeżeli jest się zapalonym majsterkowiczem, prace budowlane również potrafi się wykonywać, to jakie zajęcie będzie najlepsze? Mąż zastępczy. Nie mniej i na pewno nic więcej. Po prostu męskie prace domowe, na jakie nikt nie ma czasu, głowy lub też rąk do pracy. Żadne inne zlecenia nie będą realizowane - szczególnie te o charakterze towarzyskim. Piotr to solidna firma i jak się okazuje na jego usługi popyt jest duży, nawet jeżeli czasem zlecenia są dość nietypowe to, co najmniej, pozwalają zapomnieć o odejściu Karoliny i jeszcze przynoszą satysfakcję. Oczywiście pokus jest dużo i propozycji podpadających pod całkiem inne zapotrzebowanie również nie brakuje, lecz mąż zastępczy ma swoje zasady. Trzeba przyznać, że pomysłowość pań nie ma granic, ale i panowie także skrywają co nieco. Jednak sukces to jedno, lecz dalej trudno powiedzieć dlaczego Karolina porzuciła Piotra i co zrobić by do niego wróciła.
Piwnica pod Liliowym Kapeluszem jest jedyna w swoim rodzaju, a jej klienci i pracownicy to także intrygująca składanka, szansę na przekonanie się o tym będzie miał i Piotr. Przeznaczenie nie zna słowa przypadek lub zbieg okoliczności, los doskonale wie co robi gdy popycha człowieka, nie zawsze subtelnie, na odpowiednią ścieżkę. Kiedyś "mąż zastępczy" poddał się, może teraz przyszedł moment na na poprawienie starych błędów? Mówi się, że przeszłość nigdy nie wróci, ale kto powiedział, iż czasem dawne marzenia nie spełniają się? Trzeba tylko na nowo spojrzeć na dotychczasowe życie i przełamać schematy, a Piotr od jakiegoś czasu robi to często i ze znakomitym efektem.
Facet jako główny bohater w historii gdzie uczucia są ważnym wątkiem? Dlaczego by nie? "Mąż zastępczy" gwarantuje lekturę z humorem oraz z refleksjami nad życiowymi rozterkami. Łatwo zamiast sympatycznej postaci stworzyć jej karykaturę lub osobę sztuczną, natomiast Joanna M. Chmielewska opisała bohatera, który nie jest przerysowany czy też sztuczny, a odwrócenie typowego wzorca jak dla mnie okazało się strzałem w dziesiątkę. Męska perspektywa jest ciekawa i pozwala na poznanie tego, co ma do powiedzenia druga strona w kwestii uczuć i emocji oraz radzenia sobie z nimi. "Mąż zastępczy" to okazja do kolejnego spotkania z dawnymi znajomymi, poznania nowych oraz przełamania stereotypów.
Agnieszka Lingas-Łoniewska "Przebudzenie. Łatwopalni II" (Filia)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 14, kwiecień 2014 11:53
- Autor: Sylwia Szymkiewicz-Borowska
W taką, w taką ciszę
wszystkie gwiazdy na niebie wyliczę
ciebie, ciebie wołam
ale cisza i pustka dookoła
...
Nie o uśmiech tu chodziło, bo ona się śmiała nie raz, ale o to co niedawno utworzyło ich świat. To coś przyszło tak nagle, zostawiło w nich po sobie ślad - tego właśnie najbardziej im teraz brak...
W życiu Moniki już nic nigdy nie będzie takim, jakim było dawniej. Nie będzie już niespiesznych i niemal beztroskich spacerów do pracy. Nie będzie przymykania oka, na wiecznie plotkujące i narzekające sąsiadki. Będzie za to wiele wspomnień, żalów i rozważań nad kwestią: co by było gdyby. Gdyby wiele lat wcześniej Grzesiek nie postąpił tak, a nie inaczej? Gdyby ona po tym wszystkim nie zamknęła się w swoim świecie? Gdyby nie spotkała Jarka? Gdyby go nie pokochała? Gdyby on nie miał tak wielkiego i przytłaczającego bagażu doświadczeń, którego nie chciał z nią współdzielić? Gdyby wówczas nie zatrzasnęła przed nim drzwi? Dziś Monika wie jedno - czas zamknąć pewien rozdział swojego życia, bo jutro... jutro może już nie być sama. A w jej nowym życiu nie będzie miejsca dla niezdecydowanego i niepewnego faceta.
Jarek codziennie, cegła po cegle, stara się odbudować swoje życie. Wierzy, że to jeszcze nie koniec, że jeszcze los się do niego uśmiechnie, że przyjdzie czas i będzie mu dane zaznać szczęścia w ramionach ukochanej. To, że ona mu już nie wierzy, że mu nie ufa, że nie chce utrzymywać z nim żadnych kontaktów - nie ma znaczenia. Bo on pokona tę barierę. Mężczyzna nie spodziewa się jednak, że Monika również ma swoje sekrety. Sekrety, które z dnia na dzień stają się większe. Sekrety, które łączą ich już na zawsze, ale mogą również przekreślić ich wspólną przyszłość. Czy Jarek zrozumie? Czy wybaczy? Czy odkryje, że gdyby nie jego ośli upór i chęć samobiczowania się, jego życie potoczyłoby się inaczej?
Sylwia stoi na rozstaju dróg i wciąż się waha, którą ścieżkę wybrać. Kocha męża, ale wie, że dłużej nie może żyć w toksycznym związku. Coś musi się zmienić. KTOŚ się musi zmienić. I tym kimś nie jest jej pijący na potęgę mąż, a przynajmniej nie tylko on. Bo to przede wszystkim Sil musi zrobić rachunek sumienia i wybrać, co będzie dobre nie dla wszystkich, tylko dla niej i jej dzieci. Tylko... czy dane jej będzie wybrać, czy też zostanie postawiona przed faktem?
Przebudzenie skrywa wiele tajemnic. Każda kolejna karta tej książki odsłania przed czytelnikiem szereg faktów, które zebrane razem dają nieprawdopodobną wręcz całość. Dopiero takie poukładanie porozrzucanych elementów sprawia, że widać jasny i klarowny przekaz - każdy może być szczęśliwy, wystarczy nie uchylać się i podejmować wyzwania. Walczyć. Piąć się do góry i wierzyć w siebie. Tak musiała zrobić Monika. Tak zrobił Jarek. I tak też musi zrobić Sylwia. Ścieżki tych bohaterów nieustannie się przecinają. Każde z nich niesie na swoich barkach krzyż, który niezmiernie im ciąży. Jednak za każdym razem, kiedy chcą się go pozbyć odzywa się jakiś wewnętrzny głosik, który z uporem maniaka przekonuje ich do dalszych męczarni. W taki sposób nie da się żyć. Tak nie można egzystować. Taka postawa tylko cudem umożliwia bohaterom jako taką wegetacje. Jednak na każdego przyjdzie czas. Zarówno Monika, jak i Jarek i Sylwia w końcu odnajdą swój rytm, dowiedzą się, jak tańczyć, by nie się nie potknąć. Odkryją, jak żyć pełnią życia. Być może się sparzą. Być może będą płonąć żywym ogniem. Możliwe, że żar już zawsze będzie się w nich tlił. To dzięki niemu będą żyć. To on ich przebudzi.
Najnowszą książkę Agnieszki Lingas-Łoniewskiej czyta się jednym tchem. W danej chwili człowiek zaczyna lekturę, by nagle uświadomić sobie, że nie tylko zarwał noc, ale i skończył powieść. Przebudzenie to pasjonująca opowieść o ludziach poszukujących i odnajdujących. O osobach zagubionych w zakamarkach własnego jestestwa. To książka o odnajdowaniu siebie i dążeniu do spełnienia. Przebudzenie to znakomity obyczaj, porywający dramat, piękny romans i trzymająca w napięciu sensacja. To książka dla mnie, dla ciebie, dla niej, a nawet dla niego. To znakomite studium ludzkich emocji i wewnętrznego rozdarcia.
Pozycja zdecydowanie warta uwagi i polecenia. Z całego serca zachęcam do lektury.
Joanna M. Chmielewska "Mąż zastępczy" (Wyd. MG)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: sobota, 12, kwiecień 2014 09:30
Niemal każdej kobiecie, a także - o dziwo - niektórym mężczyznom przydałoby się czasem takie "zastępstwo"! Za instytucją tytułowego "męża" nie kryje się bowiem nic zdrożnego, a bardzo praktyczna i niezbędna działalność, jaką stanowią usługi remontowo-budowlane, transportowe, ogrodnicze oraz wszelkie zajęcia uznawane za "męskie", czy wymagające większej siły bądź specjalnych umiejętności. Nie każdy przecież potrafi naprawić kran, zmontować meble, położyć płytki, czy posługiwać się wiertarką. Bywa też, że po prostu nie ma na to czasu.Wtedy wystarczy zadzwonić po "męża zastępczego" i problem z głowy!
W ofercie Piotra Kowalczyka, głównego bohatera powieści, znajdują się również zlecenia nietypowe. Wśród tych zrealizowanych są m.in. wyeksmitowanie z mieszkania nietoperza, występ w roli Św. Mikołaja, zdjęcie kota z wysokiego drzewa, pomoc autorce kryminału przy testowaniu rozmaitych sytuacji, czy uratowanie zamkniętej w zamkowym lochu wycieczkowiczki. Nie wszystkie zadania Piotr przyjmuje. Co jakiś czas ktoś dzwoni do niego w „bardzo nietypowej sprawie” i nie jest to słynny Janusz Weiss! Kobiecy głos wkręca go niczym Kamil Nosel z popularnej stacji radiowej (prosi m.in. o transport skunksa, o zdjęcie z drzewa porwanych przez wiatr majtek, eksperyment z bażantem, pójście zamiast chorego ojca na wywiadówkę). Nieraz Piotr daje się nabrać, ale szybko zaczyna zbierać punkty w tej dziwnej rozgrywce.
Joanna M. Chmielewska poszła pod prąd popularnej tendencji współczesnej literatury obyczajowej. W centrum umieściła dla odmiany mężczyznę, którego zdradziła i opuściła żona, zawalił mu się świat, bardzo to przeżywał, cierpiał. W końcu wziął się w garść, założył firmę – praca pomogła mu się pozbierać oraz otworzyć na innych ludzi i ich problemy. Dzięki kolejnym zleceniom poznał różne barwy życia i odcienie ludzkiej psychiki. Piotr jest bohaterem niezwykle sympatycznym, ale – może celowo – zbyt idealnym. Ma uczulenie na alkohol, nie przeklina, jest typową „złotą rączką”, ma dobre serce i podejście pedagogiczne, potrafi wysłuchać, jest wrażliwy, uczciwy, szlachetny. Takiego człowieka ze świecą szukać!
„Mąż zastępczy” to powieść „jednotorowa”, ale złożona z wielu barwnych epizodów, które wzruszają, bawią, uczą, irytują. Każde zlecenie Kowalczyka to nowe postaci, nowe sprawy. Wśród ważnych elementów są: początkująca pisarka, rezolutna dziewczynka, mąż -pantoflarz, biblioteka i koty, Piwnica Pod Liliowym Kapeluszem, sympatia z dzieciństwa, lalka reborn, telefoniczna gra, podejrzane znikanie ulotek. Emocje, tajemnice, humor bardzo ładnie się tu przeplatają.
Mnie osobiście ta książka nie porwała, ale skłamałabym, gdybym stwierdziła, że nie była to przyjemna lektura! Wręcz przeciwnie – okazała się przesympatyczna, momentami zabawna, ale też refleksyjna. J. M. Chmielewska pokazała nam drugą stronę medalu w relacjach damsko- męskich w sytuacji bezdzietności, zdrady i rozstania. Przedstawiła szereg nietuzinkowych postaci i scenek, wykazała się znakomitą zdolnością obserwacji i portretowania rzeczywistości. Napisała powieść życiową, zabawną, pełną humoru i ciepła, mimo zawirowań losu – optymistyczną, z tchnącym nadzieją zakończeniem.
„Męża zastępczego” ze względu na klimat porównałabym do książek Moniki Szwai, a poleciłabym i kobietom i mężczyznom, bez względu na wiek i stan cywilny.
Nele Moost "Mały kruk Skarpetka" Recenzja gościnna (Skrzat)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: piątek, 11, kwiecień 2014 08:43
Wyjątkowo ukazuje się u nas recenzja serii książeczek dla dzieci, napisanych przez niemiecką pisarkę Nele Moost. Książeczki są warte uwagi, dlatego też postanowiliśmy przedstawić tę serię, wydawaną przez Wydawnictwo Skrzat. Dla wszystkich rodziców pozycje godne uwagi :)
O tym, że dzieciom należy czytać wiemy wszyscy. Kampanie medialne przekonują, że czytanie rozwija, pobudza wyobraźnię i ma dobroczynny wpływ na nasze pociechy. W księgarniach półki uginają się pod ciężarem kolorowych książeczek. Niestety, nie wszystkie są wartościowe i godne polecenia.
Do serii opowiadań o małym kruku – Skarpetce, napisanych przez niemiecką pisarkę Nele Moost podeszłam sceptycznie i zanim dałam je dzieciom, sama przejrzałam i przeczytałam kilka tomików cyklu. Już na pierwszy rzut oka dostrzec można staranność wydania i piękne ilustracje zrobione przez Annet Rudolph. Każda strona pełna jest kolorów i szczegółów, o których można porozmawiać z dziećmi. Zwierzątka – główni bohaterowie, wzbudzają zaufanie, ale nie brak im cech charakterystycznych.
Lektura opowiada o przygodach małego kruka. Każdy tom to zamknięta całość. Nie trzeba czytać w określonej, narzuconej przez autora kolejności. Książeczka oczywiście uczy, natomiast ( i to spodobało mi się najbardziej) nie moralizuje. Mały kruk, to typowy kilkulatek, który nie zawsze słucha starszych, czasem jest niegrzeczny i uparty. W kolejnych tomach mały bohater przeżywa najróżniejsze dylematy: Czy lepiej być zdrowym i niegrzecznym, czy chorym i grzecznym? Co to w ogóle znaczy być grzecznym? Dlaczego nie należy zabierać bez pytania rzeczy należących do innych? Czasem potrzeba wiele czasu i cierpliwości, aby kruczek nauczył się postępować właściwe. Książeczka napisana jest z dużym poczuciem humoru. Podczas wspólnego czytania nie tylko na buzi dziecka zagości uśmiech. Opowiadania o małym kruczku przetłumaczone zostały na 31 języków i w wielu krajach nie schodzą z list bestsellerów.
Wydawnictwo Skrzat, w ofercie którego znalazła się książeczka, utworzyło stronę internetową poświęconą serii. Można tam bliżej poznać małego kruka i jego przyjaciół oraz pobrać fragmenty opowiadań.
Link do strony: http://malykruk.pl/o-serii/
Książeczki o małym kruku zostały już postawione w biblioteczce moich dzieci. Was również zachęcam do wspólnego czytania.