Katarzyna Puzyńska "Więcej czerwieni" (Prószyński i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: niedziela, 14, wrzesień 2014 10:58
Katarzyna Puzyńska swoim świetnym debiutanckim Motylkiem tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że rodzimy kryminał ma się naprawdę dobrze. Puzyńska to kolejna polska autorka, która nie tylko znakomicie orientuje się w kryminalnej konwencji, ale też potrafi się tą konwencją bawić, potrafi ją przekształcać, ugniatać, przeciskać przez sito własnej świadomości. Jest oryginalna, tworzy pełnokrwistych bohaterów, zaskakuje świeżością spojrzenia i lekkim piórem. Więcej czerwieni to druga część serii o – znanych nam już z Motylka – policjantach z Lipowa. Równie dobra, jak pierwsza. A może nawet... lepsza?
Młodszy aspirant Daniel Podgórski ma powody do radości. Jego związek z piękną Weroniką Nowakowską, rudowłosą psycholożką z Warszawy, wkroczył w obiecujący etap wspólnego pomieszkiwania, a malownicze Lipowo kąpie się w letnich promieniach słońca. Na polach złoci się zboże, woda w jeziorze przyjemnie szumi, a las błogo pachnie żywicą. Niestety, letnią sielankę brutalnie przerywa makabryczne wydarzenie. W okolicach Lipowa giną dwie młode kobiety. Bynajmniej nie z przyczyn naturalnych. Wszystko wskazuje na to, że obie zbrodnie popełniła ta sama osoba. Czy policja będzie miała do czynienia z seryjnym mordercą? Na czele ekipy śledczej staje dość kontrowersyjna komisarz Klementyna Kopp – starsza pani w skórzanym żakiecie, z wyblakłymi tatuażami na ramionach, wyjątkowo lubująca się coca-coli i słodkich batonikach. Do grupy dołącza również młodszy aspirant Daniel Podgórski, a także elegancki i wyrafinowany nadkomisarz Wiktor Cybulski, zawsze w ogromnych okularach i nienagannie wyprasowanym garniturze, oraz aspirant Grzegorz Mazur i psycholożka Julia Zdrojewska. Prokurator obstaje przy tezie, że zbrodnie popełnił seryjny zabójca, mimo iż komisarz Klementyna Kopp wyraźnie skłania się ku innej opcji... Prowadzenie śledztwa utrudniają jej jednak osobiste rozterki i nagłe, silne emocje, z którymi nie do końca potrafi się uporać. Nad życiem prywatnym młodszego aspiranta Daniela Podgórskiego również gromadzą się z wolna czarne chmury. A śledztwo staje w miejscu...
Muszę przyznać, iż pod względem fabularnym Więcej czerwieni przypomina labirynt, który zaprojektował ktoś paskudnie złośliwy. Człowiek myśli, że już wyszedł na prostą, słoneczko pięknie oświetla drogę, wszystko zdaje się zmierzać w oczywistym kierunku i cel jest na wyciągnięcie ręki. I co...? Guzik, drodzy państwo. Oto bowiem wyrasta przed nami kolejna ściana, przez którą nijak nie możemy przejść. Musimy zatem skręcić, szukać dalej, na powrót błądzić i kluczyć, przemierzać ścieżki tego labiryntu wzdłuż i wszerz, z nadzieją na to, że wreszcie trafimy do wyjścia. A wszystkie Ariadny ze swoimi cudownymi nitkami jak na złość gdzieś się pochowały. Misternie skonstruowana i przemyślana fabuła jest największym atutem tej powieści. Wszystko tutaj ma swój sens i cel, a autorka wyjątkowo sprawnie – wręcz filmowo – operuje detalem i zbliżeniem, przemilczeniem i słownymi łamigłówkami, które sprawiają, że czytelnik gubi się w domysłach i sam zaczyna prowadzić własne śledztwo. A zbrodnia, którą sprezentowała nam Puzyńska, niebezpiecznie ociera się o zbrodnię doskonałą. Do tego wszystkiego książka jest naprawdę świetnie napisana. Stylistycznie Puzyńska zbliża się momentami do Agathy Christie, a jednak jej język jest mniej emocjonalnie oszczędny. Niektóre frazy – zwłaszcza w opisach – ocierają się o smakowitą lirykę i są literacko bardzo piękne. Największą jednak siłą autorki jest to, że potrafi tym językiem właściwie operować. Doskonale wie, kiedy może dać się ponieść klawiaturze i „zaszaleć” z ozdobnikami, a kiedy przyjąć formę bardziej oszczędną, posłużyć się stylem przezroczystym, by czytelnik skupił się raczej na intrydze i kryminalnych smaczkach. I jeszcze ci bohaterowie! Smakowici, niebanalni, z krwi i kości, pełni sprzeczności, niekiedy strasznie wkurzający, innym razem budzący tkliwość, sympatię, współczucie, śmiech... Każdy z nich to oryginał nie do podrobienia. Klementyna Kopp ze swoją nieodłączną butelką coca-coli, Daniel Podgórski, któremu wizerunkowo daleko do Policjantów z Miami, czy wreszcie Wiktor Cybulski w drogim garniturze, rozmiłowany w eleganckiej kuchni i nawet w prosektorium oddający się rozmyślaniom o tym, jakie wino najlepiej pasuje do białej czekolady... Kocham ich. Z całym dobrodziejstwem inwentarza.
Więcej czerwieni to kolejny dowód na to, że Katarzyna Puzyńska naprawdę zna się na rzeczy. Potrafi pisać, zaskakiwać i zachwycać. I jeszcze jedno potrafi. Pobudzać apetyt, który – jak powszechnie wiadomo – rośnie w miarę jedzenia. Swoją drugą książką udowodniła, że nie zamierza spocząć na laurach i odcinać kuponów od Motylka. Więcej czerwieni to, mam nadzieję, kolejny krok do przodu w jej pisarskiej karierze. Trzeciej części serii o policjantach z Lipowa, o zagadkowym tytule Trzydziesta pierwsza, już nie mogę się doczekać. Bo chcę więcej! Więcej!!!
Franz Kafka "Proces" (Wydawnictwo MG) recenzja gościnna
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: piątek, 12, wrzesień 2014 08:19
Być może kogoś zdziwi fakt, że na portalu promującym twórczość polskich autorów pojawił się tekst dotyczący słynnego dzieła Franza Kafki - niemieckojęzycznego pisarza żydowskiego pochodzenia, urodzonego w Pradze. Stało się tak ze względu na tłumacza, a zarazem ilustratora „Procesu” w jednej osobie – genialnego artystę, mistrza ołówka, pędzla i pióra, jakim był nieodżałowany Bruno Schulz. Jego tragiczna śmierć w 1942 r. położyła kres wielkiej indywidualności artystycznej. Na szczęście dorobek twórczy Schulza, imponujący nie obfitością lecz niepowtarzalnością, został ocalony od zapomnienia i wciąż zachwyca oraz inspiruje wrażliwych odbiorców kultury. Jego prace plastyczne gromadzi Muzeum Literatury im. A. Mickiewicza w Warszawie, które udostępniło materiał ilustracyjny do niniejszego wydania powieści Kafki.
Grafiki geniusza z Drohobycza charakteryzują się specyficzną, ostrą, karykaturalną kreską. Przedstawiane na nich postaci są jakby zdeformowane, niedbale nakreślone, mroczne i spowite aurą tajemniczości. Znakomicie korespondują z kafkowską prozą – niejednoznaczną, pełną symboli, umieszczaną w nurcie ekspresjonizmu oraz egzystencjalizmu. Wykorzystanie rysunków Schulza jako ilustracji do „Procesu” okazuje się niezwykle trafne.
„Proces” uznawany jest za parabolę, bywa interpretowany na wiele sposobów. Według Ericha Fromma opowiada o odpowiedzialności za własne życie. Widoczny jest wpływ filozofii Kierkegaarda: absurdalność sytuacji, w jakiej znalazł się bohater, świadczy o bezsensowności egzystencji. W sensie dosłownym mamy do czynienia z opowieścią o człowieku zniewolonym przez prawo i nadmierną biurokratyzację. Wyraźne są odniesienia do systemu totalitarnego. To również dzieło o ludzkiej samotności i bezradności, zawierające motywy takie jak: przemiana, praca, miasto, labirynt, wina i kara. Niezależnie od ścieżki interpretacyjnej, jaką przyjmiemy, nie sposób pozostać ignorantem wobec bohatera, Józefa K., który stał się literackim archetypem, punktem kulturowych odniesień. Paradoksalnie - pozbawiony indywidualnych cech, nawet pełnego nazwiska - zaistniał. Przykładem chociażby utwór zespołu Pidżama Porno, zatytułowany po prostu „Józef K.”
Fabuła powieści jest - można by rzec - „nienachalna”. Niedorzeczne w sumie zdarzenia ułożone są chronologicznie. Całość rozpięta w ciągu roku - od dnia 30. urodzin bohatera do przedednia 31 rocznicy, zamknięta w 10 rozdziałach, w tym 8 jest niedokończony. Słynne pierwsze zdanie: „Ktoś musiał zrobić doniesienie na Józefa K., bo mimo że nic złego nie popełnił, został pewnego ranka po prostu aresztowany” skutecznie pobudza ciekawość czytelnika i wnosi wiele treści – od razu wiemy, o kim mowa oraz co, w jakich okolicznościach się wydarzyło. Kafka wprowadził klimat grozy, tajemniczości, absurdalności. Posługiwał się językiem prostym, przejrzystym, wręcz „suchym”. Nie zatracono tego w tłumaczeniu. Co ciekawe, badacze literatury twierdzą, iż przekładu dokonała Józefina Szelińska, narzeczona autora „Sklepów cynamonowych”, a on tylko firmował go swoim nazwiskiem.
Do lektury „Procesu” wróciłam po latach, teraz znajdując jego wykwintny smak. Jest to niewątpliwie klasyka, do której trzeba dojrzeć. Powieść wiecznie żywa, ponadczasowa i wielowymiarowa. Warto zwrócić uwagę na estetykę wydania. MG spisało się na medal prezentując szereg dzieł klasyki światowej literatury w twardych oprawach, przejrzystym układzie graficznym, ze znakomitymi ilustracjami. Zaszczyt mieć na półce taki tom, a czytać – przyjemność bezcenna!
Beata Ostrowicka "Przecież cię znam" (Nasza Księgarnia)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: czwartek, 11, wrzesień 2014 08:29
O czym marzy każda nastolatka? Z jakimi problemami styka się codziennie? Każdy z nas jest w stanie odpowiedzieć na to pytanie na podstawie własnych doświadczeń i wspomnień. Ale czy codzienne zmagania dzisiejszej młodzieży można porównać z tymi z naszych czasów?
Po przeczytaniu książki „Przecież cię znam”, autorstwa Beaty Ostrowickiej, z całą pewnością mogę powiedzieć, że niekoniecznie. Mam wrażenie, że jeszcze dziesięć lat temu rozwody nie były globalna epidemią, a od dzieci wymagało się głównie tego, żeby się uczyły.
Laura, główna bohaterka, jak na siedemnastoletnią dziewczynę ma, jak na mój gust, trochę za dużo obowiązków. Oprócz szkoły, na swoje barki przyjęła udzielanie korepetycji, pomoc starszej pani Wandzie, w momencie kiedy jej mama nie może jej odwiedzić i chyba najbardziej zajmujące - bycie na każde zawołanie swojej roztrzepanej siostry Moniki, dla której wyjście na piwo ze znajomymi jest ważniejsze, aniżeli spędzenie wieczoru ze swoją córką. Do tego ojciec mieszkający z kolejną miłością swojego życia, wyzwalający skrajne, niekoniecznie pozytywne emocje. I jeszcze mama, która dopiero teraz wyjawia jej, że to w gruncie rzeczy nie tylko wina ojca, że już nie są razem, a niechęć do niego, którą zaszczepiła w Laurze nie do końca jest zasadna.
Bohaterka nie może jednak narzekać na brak wsparcia ze strony przyjaciół, pomimo że, jak to w przyjaźni - raz jest lepiej a raz gorzej, może liczyć na Szarą, Dominikę i Błażeja. Nie zawsze potrafi poprosić o pomoc, nie chcąc obarczać nikogo swoimi problemami, wręcz stara się być tą, na którą można zawsze liczyć. Przyjaciele mogą polegać na Laurze, o każdej porze dnia i nocy, a taka prawdziwa przyjaźń, szczególnie wśród młodzieży, mam wrażenie że jest rzadko spotykanym skarbem.
Problemy rodziny i przyjaciół, od których Laura nie potrafi się zdystansować, zmagania z własnymi demonami i codzienne obowiązki przytłaczają dziewczynę, ale czy odnajdzie w sobie siłę, aby wszystko poukładać? Jaką wybierze dalszą drogę, w ciągle trwającym momencie kształtowania własnego „Ja”? Czy nadal dobro wszystkich dookoła będzie przedkładać nad własne marzenia?
Książka raczej dla młodszego czytelnika, jednak nie oznacza to, że nie możemy wejść do świata nastolatków poprzez powieść „Przecież cię znam”. Napisana prostym językiem z nutką humoru, jest świetną odskocznią na jesienne wieczory.
Maria Wolska "Zatrzymać chwilę" (Szara Godzina)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 10, wrzesień 2014 08:55
- Autor: Kamila Walendowska
„Co nie zabije to wzmocni. To nieprawda! Co nie zabije to nie zabije, wcale nie musi wzmacniać, potrafi sponiewierać i zostać na całe życie.” Jacek Walkiewicz
Historia, jaka może się przydarzyć każdemu, lecz nie każdy może ją przeżyć. To tyle i aż tyle o krótkiej, a zarazem głębokiej powieści Marii Wolskiej, pt. „Zatrzymać chwilę”. Myślę, że niejednemu czytelnikowi otworzy ona oczy, by móc oddać się refleksji nad własnym zabieganym życiem.
Kim jest Ewa? Kobietą, jakich wiele. Młoda, zakochana, zapracowana. Aktualnie w luźnym nieformalnym związku z Markiem. Pracownik usług finansowych. Praca, jaką wykonuje, sprawia, iż Ewa poprzez liczne obowiązki zawodowe traci całkowicie kontrolę nad swym życiem, jeszcze do tego nowy szef, który o zgrozo jest absolutnym służbistą i tyranem, obarczającym swoich pracowników notorycznie nadliczbowymi godzinami pracy w imię zbliżającej się kontroli. Jak wiadomo, nieszczęścia lubią chodzić parami to i na dokładkę Ewie krew w żyłach codziennie psuje koleżanka z pracy.
W domu bohaterka nie może nigdy znaleźć odpoczynku, jest wiecznie przemęczona. Związek z Markiem zaczyna wisieć na włosku. Narzeczeni widują się tylko w przelocie lub w łóżku podczas snu. Marek pragnie ustabilizowanego życia z ukochaną, ślubu, dzieci, na co dziewczyna reaguje jak diabeł na święconą wodę. Wszystko ją drażni, staje się egoistyczna, buńczuczna. Włos się człowiekowi jeży na głowie, kiedy o tym czyta. Zaczyna się zastanawiać, ile jeszcze? Jak długo to potrwa? Przecież każdy ma jakieś granice wytrzymałości. Co takiego musiałoby się wydarzyć w jej życiu, bo to, że się zdarzy, nikt nie ma wątpliwości, że zechciałaby się zatrzymać?
W nocy po kolejnej kłótni z Markiem Ewa ląduje na pogotowiu z podejrzeniem zawału. Na szczęście diagnoza lekarska mówi co innego. Internista sugeruje dziewczynie zmianę trybu życia, urlop chorobowy, ograniczenie używek nikotynowo - kofeinowych. Niestety, kobieta nie słucha, mało tego, postanawia rozstać się na jakiś czas z narzeczonym.
Następnego dnia może lepiej, aby w kalendarzu ogóle nie było, ale cóż, czasu nie da się zatrzymać. Ostra wymiana zdań z szefem, kłótnia o zakres obowiązków z nielubianą koleżanką z pracy, przyczynia się do tego, iż Ewa wybiega z biura na ulicę prosto pod koła ciężarówki. Co się dzieje dalej? Historia charakterem przypominająca trochę „Opowieść wigilijną”.
Czy da się zatrzymać chwilę? Zmienić cokolwiek, by móc żyć? Kim tak naprawdę jest tajemniczy Wojtek? Ile prawdy o sobie samych przyjdzie nam się dowiedzieć? Polecam.
Pani Mario, dziękuję za piękną, pełną emocji i mądrości książkę.
Małgorzata Warda "Miasto z lodu" (Prószyński i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 09, wrzesień 2014 09:23

Mateusz Czarnecki "Otwórz oczy, zaraz świt" (Wydawnictwo AL REVÉS)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 08, wrzesień 2014 09:11
- Autor: Agnieszka Trześniewska

„Otwórz oczy, zaraz świt” to historia Teodora, młodego człowieka sukcesu, który na płaszczyźnie zawodowej wspiął się po drabinie na sam szczyt. I choć pozornie ma wszystko, dopiero spontaniczny wyjazd do Indii uświadamia mu prawdę o jego życiu. Ale czy twardo stąpający po ziemi biznesmen będzie umiał wyciągnąć odpowiednie wnioski z lekcji, jaką zafundował mu los?
Piotr Szewc "Bociany nad powiatem" (Wydawnictwo Literackie)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: niedziela, 07, wrzesień 2014 10:35
Bociany nad powiatem nie są moim pierwszym spotkaniem z prozą Piotra Szewca. Wcześniej czytałam Zagładę (1987) oraz Zmierzchy i poranki (2000) – znakomite powieści, utrzymane w konwencji realizmu magicznego skrzyżowanego z proustowską kontemplacją upływającego czasu. W Bocianach nad powiatem Szewc przenosi nas w podobne miejsce akcji i prezentuje podobnych bohaterów, poruszających się po zaułkach świata, którego już nie ma. To nawet nie jest powieść. To wielka literacka impresja, narracyjna pogoń za zjawiskami ulotnymi i kruchymi, jak porcelanowe figurki. Próba uchwycenia gry światła, odgłosów miasta, śpiewu ptaków, zapachu kwiatów i ludzkich emocji, zaklętych w słowa i zdania. Pogoń za tym, co mija z każdą sekundą, bezpowrotnie połknięte przez nienasycony żołądek czasu.
Nad niewielkim, polsko-żydowskim miasteczkiem wstaje dzień. Promienie światła drażnią oczy, rozwierają zaspane powieki, przyspieszają bicie serca i wyrywają umysł z miękkiej waty snu, każąc mu pracować wedle reguł poddanych logice. A jednak w miasteczku nic nie jest zwykłe i logiczne. W każdej cząstce rozwibrowanego kolorami lata tkwi element cudu. W pliszkach, w kwiatach, w zieleniącej się akacji, w koleinach wyżłobionych przez koła wozów, w kurach dziobiących ziarno, w lustrze rzeki, odbijającej słońce i w bocianach kołujących nad powiatem. Miasto budzi się do życia, ale duch powiatu nie spał nigdy. Unosi się nad przyrodą, przedmiotami i ludźmi, stanowi część wielkiego, doskonale skonstruowanego mechanizmu, jakim jest natura. Natura zaś od zawsze pozostaje na usługach czasu. A czas jest nieubłagany. Przemija z każdą sekundą, skazując na zagładę absolutnie każdy element świata. Przeminąć musi kaszarnia Reginy Forem i kury babci Lolka, przeminąć musi kuźnia Adama Ostrowskiego i maszyna do szycia Emilii Kuczyńskiej, przeminąć musi budka Icchaka Safiana, przeminąć musi również grusza, pod którą odpoczywa posługaczka Alina. Unoszący się nad powiatem wraz z bocianami narrator – wszechwiedzący opowiadacz z bliżej nieokreślonej przyszłości – wie, że wszystko pochłonie nicość. I jego samego również. Snuje więc historię tętniącego podskórną energią miasteczka i bohaterów, nieświadomych tego, że są trybikami wielkiego, niezniszczalnego zegara. Młody Lolek ogląda rzeczywistość oczami dziecka i marzy o tym, by kiedyś znaleźć odpowiednie słowa i wszystko opisać, nad rzeką Alina oddaje się kochankowi, stolarzowi Marcinowi Greli, Emilia Kuczyńska i Adam Ostrowski przeżywają dojrzałą miłość, z której siły dopiero zaczynają zdawać sobie sprawę, babcia Lolka po raz kolejny liczy kury, nieufna wobec swoich starych oczu, Regina Forem krząta się po kaszarni, a jej syn Daniel myśli o tym, że chciałby kiedyś pojechać do Wiednia. Nad wszystkim unosi się duch powiatu. I bociany – spokojne i dumne, również jednak poddane sile czasu.
Bociany nad powiatem to niezwykła książka, którą trzeba czytać i smakować powoli, z wyczuciem i skupieniem, by niczego nie przeoczyć. Niezwykła literacka impresja, opis świata, który bezpowrotnie minął i nigdy nie odrodzi się w tej samej formie. Bo rzeczywistością rządzą inne prawa, reguły, które nie pozwalają powstać z prochu Alinie i Marcinowi Greli, które nie pozostawiają miejsca na kaszarnię Reginy Forem i kurnik babci Lolka. Świat nie daje się już zatrzymać w takiej słonecznej stop-klatce. Nie pozwala kontemplować gry światła na miejskim bruku, nie pozwala kontemplować pliszek i dziwnego zapachu dość pospolitych pelargonii. Być może dlatego, że minęła również bezpowrotnie ówczesna, specyficzna wrażliwość, która nakazywała człowiekowi z zachwytem, ciekawością i niejakim zdumieniem przyglądać się przestrzeni, zjawiskom i otaczającym go ludziom. Piotr Szewc jest niezwykłym malarzem nastroju, sprawnie operuje literackim pędzlem i z ogromną siłą oddziałuje na wyobraźnię. Posługuje się słowem tak, że doświadczamy opisywanych przez niego zjawisk wszystkimi zmysłami, czujemy smak owoców i zapach kwitnących kwiatów, rozumiemy niepokój Aliny i słyszymy przyspieszone bicie serca Adama Ostrowskiego, kiedy Emilia Kuczyńska przytula policzek do jego klatki piersiowej.
Umieć wykroić z systemu językowego taką rzeczywistość i takich bohaterów, to naprawdę wielka sztuka. Proza Piotra Szewca rzeczywiście przypomina literackie dokonania Marcela Prousta i Brunona Szulca, co często podkreślają krytycy, mnie jednak nasunęło się również inne porównanie. W barwnych, żywotnych opisach przyrody, podlegającej nieustającym metamorfozom – opisom, które szarpią język i wyciągają z niego nowe, nieznane dotąd porównania i metafory – Piotr Szewc przypomina Alejo Carpentiera, kubańskiego twórcę realizmu magicznego, i jego powieść Królestwo z tego świata. Taki jawi się również powiat, nad którym kołują bociany. Jest królestwem z tego świata – barwnym ogrodem, zamieszkałym przez czujące i myślące istoty. Królestwem z tego świata, które gdzieś kiedyś naprawdę zaistniało. Bociany nad powiatem to kawałek wspaniałej, doskonałej, wybitnej prozy.
Aneta Jadowska "Egzorcyzmy Dory Wilk" (Fabryka Słów)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 03, wrzesień 2014 08:42
- Autor: Kamila Walendowska
Czy gdyby Teodora Wilk trzymała się swojego gatunku, była grzeczną wiedźmą, zadającą się tylko z magicznymi istotami, unikając brzydkich i złych piekielników i pierzastych, byłaby interesującą osobą, o której chciałoby się czytać i z niecierpliwością czekałoby się na kolejny tom powieści? Zdecydowanie nie. Zatem bardzo dobrze, że Dora jest, jaka jest. Jeśli dzieję się coś lub cokolwiek, wiedźma od razu musi być w to wplątana i zaczyna się kolejna wciągająca i ekscytująca przygoda z książką.
Choć Dora nie jest już policjantką i wydawać by się mogło, że „już nic nie musi”, to jednak powrót nawet chwilowy, znów okazał się konieczny. Na stół w prosektorium pod skalpel Bogny trafiają bestialsko zmasakrowane zwłoki trzech kobiet. Wśród wielu ran na ciałach jest coś jeszcze, tajemnicze świecące symbole, które znikają przy pierwszym kontakcie ze skalpelem. Nie wszyscy mają możliwość widzieć owe symbole, jakby były zarezerwowane tylko dla pewnego gatunku oczu. Bogna, choć nie wierzy w zjawiska nadprzyrodzone i w to, że sama ma coś magicznego w sobie, prosi Dorę o pomoc w rozwiązaniu zagadki, gdyż zdaje sobie sprawę, że tylko ona może doprowadzić do ujęcia sadystycznego psychopaty.
Teodora, rozpoczynając śledztwo już na samym początku wie, że nie uda jej się samej tego rozpracować. Użycie konkretnych symboli wskazuje na bardzo silną osobowość. W celu zrozumienia symboliki udaję się do swojego ojca, Leona. Niestety, już na samym początku zostaje przestrzeżona, by nie mieszała się w tę sprawę, gdyż stoją za tym bardzo złe moce. Nasza wiedźma jednak nie odpuszcza i po wiedzę udaję się do samego Belzebuba, a to, jak można się domyślać, nie spodoba się jej prywatnemu diabłu Mironowi. Na szczęście nasz diabełek jakby „wydoroślał” i nie robi już takich scen zazdrości jak w poprzedniej części „Wszystko zostaje w rodzinie”.
To już powoli zaczyna być tradycją, że naszej wiedźmie co jakiś czas zdarza się zapominać o złotej myśli: „przezorny zawsze ubezpieczony” i pakuje się w kłopoty na granicy życia i śmierci. Przez swoją nieostrożność sama wpada w ręce psychopaty, który poddaje ją nieziemskim torturom. A co dalej? Oczywiście splot niefortunnych, przypadkowych i mało komfortowych wydarzeń, który sprawia, że od książki trudno się oderwać. Wśród nich jedna z najważniejszych, a mianowicie rozwiązanie tajemnicy, dlaczego Baal we wcześniejszym tomie powieści postanowił ogłosić Dorę swoją oblubienicą. Jak można się domyślać intencje diabła nie były takie bezinteresowne. Jeśli chcecie dowiedzieć się, jakie było drugie dno, zapraszam do lektury.
Czy uda się odkryć, kto tak naprawdę stoi za bestialskimi morderstwami? Czy winny zostanie schwytany? Jakie konsekwencje poniesie Dora na skutek przeprowadzonego mrocznego rytuału? Kogo niespodziewanie odwiedzi wiedźma, by uzyskać najważniejsze informacje? Czy uda jej się przeżyć egzorcyzmy, jakim będzie musiała się poddać? Odpowiedzi na te pytania i wiele innych znajdziecie w książce.
Autorka Aneta Jadowska bardzo dobrze skomponowała już piąty tom serii o Dorze Wilk. Doskonała fabuła, która wcale nie musi kończyć się happy endem sprawia, że chce się wrócić i przeżywać przygody na nowo. Polecam.