10 pytań do ... Renaty Kosin
- Szczegóły
- Kategoria: Wywiady
- Utworzono: wtorek, 11, grudzień 2012 16:35
Renata Kosin – Rodowita Podlasianka, od kilkunastu lat na stale zadomowiona na Warmii. Absolwentka Uniwersytetu Warmińsko – Mazurskiego. Zadebiutowała osiem lat temu zbiorem scenariuszy napisanych dla młodzieżowej grupy teatralnej, z którą pracowała. Pasjonatka w najszerszym ujęciu tego słowa. W 2011 roku jej miłość do podróży zaowocowała wygraną w II Ogólnopolskim Konkursie Literackim „Podróże bez granic”. Niestety, na pozostałe pasje (plastyczne, rękodzielnicze, kulinarne, ogrodnicze i kilka innych) zaczęło brakować czasu, dlatego autorka zebrała je wszystkie w ramach jednej, tej największej, którą jest pisanie. Pierwszym owocem tej pasji jest jej debiutancka powieść „Mimo wszystko Wiktoria”.
10 PYTAŃ DO.... Renaty Kosin
Beata Sarnowska – Chciałabym się dowiedzieć, jak zaczęła się Pani przygoda z pisaniem?
Renata Kosin – Trudno powiedzieć, ponieważ tak naprawdę nie pamiętam początku mojego pisania jako takiego. Zawsze coś tam sobie pisałam, choć muszę przyznać, że to pisanie najczęściej wynikało z potrzeb raczej praktycznych, niż wewnętrznego przymusu. Natomiast potrzeba pisania jako przymus wewnętrzny pojawiła się nagle i znikąd. Może troszkę ze strachu, żeby nie odeszła równie szybko jak się pojawiła postanowiłam przekuć ją w czyn, siadłam do komputera i napisałam swoją pierwszą powieść.
BS – Czy może Pani zdradzić czytelnikom jak w Pani przypadku rodzą się pomysły na nową powieść? Skąd czerpie Pani natchnienie by stworzyć kolejną fabułę?
RK – Pomysły rodzą się w głowie. Powstają ze skrawków tego, co w niej siedzi i co nagromadziło się tam przez całe życie. Żeby jednak te pomysły powstały, potrzeba pewnego rodzaju impulsu, który sprawi, że coś zadziała, coś do czegoś dopasuje, sklei się w całość tworząc właśnie nowy pomysł. Z kolei takim impulsem może być cokolwiek: przypadkiem zasłyszane zdanie, obraz widziany przez chwilę np. z okna jadącego pociągu, lub jakiekolwiek przypadkowe, czasem zupełnie nieistotne zdarzenie, jakich wiele spotyka nas na co dzień.
BS – Głównymi bohaterkami w Pani powieściach są kobiety. Dlaczego właśnie one są na pierwszym planie, a nie mężczyźni?
RK – Ponieważ jestem kobietą. Kobietą, która lubi wyzwania, a próba zrozumienia kobiecego świata, wraz z jego zawiłościami i sprzecznościami jest nie lada wyzwaniem, nawet jeśli jest się przedstawicielką tej samej płci.
BS – Pani Renato, rękodzielnictwo jest chyba najczęściej spotykanym w Pani powieściach tematem, zarówno w Pani debiutanckiej powieści „Mimo wszystko Wiktoria” jak i w „Bluszczu prowincjonalnym”. Dlaczego akurat rękodzieło?
RK – Odpowiedź na to pytanie jest zawarta w moim biogramie na skrzydełku książki. Rękodzieło jest jedną z moich pasji, a ponieważ ze względu na to, że tych pasji posiadam zdecydowanie zbyt wiele i ostatnio brakuje mi trochę czasu na ich realizację, próbuję to sobie jakoś rekompensować pisząc o nich w książkach. Staram się jednak od czasu do czasu rozłożyć któryś z warsztatów rękodzielniczych i ozdobić coś w technice decoupage, czasem namalować lub uszyć, jednak wcale nie dlatego, że jestem w tym bardzo dobra, ale dlatego, że to bardzo mnie odpręża, pozwala odpocząć, zebrać myśli i co najważniejsze daje mi fantastyczne poczucie, że robię coś przede wszystkim dla własnej przyjemności.
BS – Gdy zaczyna pisać Pani nową książkę, czy jest ktoś taki w Pani otoczeniu, kto czyta jej roboczą wersję?
RK – Zdarza się, że pokazuję komuś fragment, jednak nieczęsto i są to sporadyczne przypadki, raczej przypadkowe i w żaden sposób niezaplanowane. Zdecydowanie wolę pokazać światu efekt mojej pracy, kiedy jest całkowicie skończony. Dotyczy to nie tylko książek, ale wszystkiego co robię. Pokazywanie publiczności fragmentów nieskończonego dzieła jest jak częstowanie kogoś kremem przygotowanym do tortu. Taki krem może okazać się za mało lub zbyt słodki albo mdły. Przez to osądzony jako niesmaczny może demotywować cukiernika do jego użycia, gdy tymczasem taki krem już w torcie, w połączeniu z puszystym biszkoptem nasączonym aromatycznym ponczem, z konfiturą z pigwy i cukierniczymi ozdobami, czyli w kontekście do którego został stworzony objawia się jako idealny. Z książką jest dokładnie tak samo. Wyjęty z kontekstu fragment może zostać nieprawidłowo zinterpretowany i przez to tak też osądzony.
BS – Co sprawia Pani największą trudność podczas pisania, a co przychodzi najłatwiej?
RK – Najłatwiej przychodzi mi pisanie dialogów. Prawdopodobnie dlatego, że wcześniej pisałam dużo scenariuszy, więc można powiedzieć, że w jakiś sposób wytrenowałam w sobie tę umiejętność. I pewnie też dlatego, że pisze mi się je najłatwiej, jest ich w moich książkach sporo.
Najtrudniej przychodzi mi opisywanie stanów emocjonalnych bohaterów. Myślę, że to jest tak jak w życiu. Mimo że człowiek doskonale wie, co czuje (tak jak ja wiem, co czuje mój bohater), to jednak te uczucia najczęściej niezwykle trudno jest opisać słowami.
BS – Mój zwykły dzień pisarza wygląda .... ? Proszę opowiedzieć czytelnikom czy ma Pani jakiś rytm pracy, zwyczaje?
RK – Swój rytm pracy bardzo chciałabym mieć i wciąż usilnie zabiegam o to, żeby zaistniał. Jednak muszę przyznać ze wstydem, że systematyczność nie jest moją mocną stroną w żadnej dziedzinie, niestety w pisaniu też.
BS – Proszę zdradzić, jakie ma Pani ulubione miejsce do pisania? Jest to pokój, kuchnia, czy wszędzie tam, gdzie jest wygodnie?
RK – Ulubione miejsce do pisania jest to takie nietypowe coś, co człowiek wmawia sobie, że gdzieś istnieje. A robi to tylko po to, żeby mieć wymówkę i zamiast wziąć się po prostu do pracy, kręci się w poszukiwaniu takiego miejsca, a jego brak traktuje jako usprawiedliwienie dla otwartego, wciąż pustego dokumentu w Wordzie.
BS – Czy Pani zdaniem, w dzisiejszych czasach jest łatwo zadebiutować na polskim rynku?
RK – Jeśli powiem, że nie – zabrzmi to nieskromnie, bo mi się udało. Jeśli powiem, że tak – oszukam tych, którzy wciąż czekają na swój debiut. A prawda jest taka, że początki w każdej dziedzinie życia nie są łatwe. Rzadko coś przychodzi samo, ot tak. Najczęściej wszystko wymaga ciężkiej pracy, jeszcze większej cierpliwości i wiary w siebie.
BS – Na Pani koncie są już dwie wydane książki. Jakie ma Pani plany na przyszłość?
RK – Plan jest taki, że będę pisać, pisać, pisać. Dopóki starczy mi sił i pomysłów. Teraz pracuję nad kolejnymi dwiema książkami. Obie są bardzo różne i od siebie, i od tych, które już zostały przeze mnie wydane. Obie też nie należą już z pewnością do tzw. literatury kobiecej.
BS – Teraz prosiłabym o dokończenie poniższych zdań:
Czytajmy...
RK – bo czytanie to dobry trening dla mózgu, a jak wiemy nie od dziś – to, co nie jest systematycznie wspomagane ćwiczeniami praktycznymi przestaje działać jak należy, a w skrajnych przypadkach zanika.
Polskich...
RK – pisarzy należy czytać, czytać, czytać!
Autorów...
RK – moim zdaniem nie należy dzielić na krajowych i zagranicznych i na tej podstawie ich klasyfikować. Jest wiele bardziej interesujących i bardziej sprawiedliwych kryteriów podziału tej grupy twórczej.
BS – Na koniec niespodzianka dla czytelników. Ogłaszamy konkurs. Nagrodą do zdobycia jest egzemplarz powieści Renaty Kosin „Bluszcz prowincjonalny” wraz z dedykacją dla zwycięzcy. Wystarczy odpowiedzieć na jedno, proste pytanie. Pani Renato proszę o pytanie:
RK – Dlaczego w Bujanach obchodzone jest święto piwonii?
BS – Dziękuję bardzo za spotkanie. Dodam tylko, że dla wszystkich tych, którzy nie zdążyli jeszcze przeczytać ostatniej powieści Renaty Kosin, odpowiedź na pytanie konkursowe można odnaleźć na portalu Czytajmy Polskich Autorów, a dokładniej w recenzji „Bluszczu prowincjonalnego”.
Odpowiedź należy przesyłać do 19-12-2012r na adres Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript. w tytule maila wpisać „Bluszcz prowincjonalny” oraz podać swoje dane adresowe.
Komentarze