"Dziunia" Anna M. Nowakowska (WAB)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 17, lipiec 2013 20:08
Czy życie można odbierać z lekkim przymrużeniem oka? Czy można spoglądać na wszelkie zło, niesprawiedliwość, okrucieństwo w sposób, który sprawi, że zaczniemy przyjmować te wszystkie niby dobrodziejstwa losu i zamkniemy się na odczuwanie, pozostawiając tylko świadomość, że jesteśmy niepotrzebni? I ta nasza zbędność będzie nas utrzymywała na powierzchni, sprawiając jednocześnie, iż wszyscy wokół zaczną to wykorzystywać?
Dziunia od zawsze była zbędna. Niepotrzebna. Gdy plemnik jej ojca zatańczył z jajeczkiem jej matki, Dziunia okazała się na tyle uparta i niegrzeczna, że śmiała się z tego tańca wykształcić i przyjść na świat. I śmiała w dodatku przeżyć. Jak mogła. To „dzicko” powinno umrzeć, jednak od zawsze było źle wychowane, nawet będąc w brzuchu nastoletniej matki pokazywało swój ośli upór i twardo zmierzało do celu. Czyli do wyjścia. „Głupia, złodziejka, gawno i kurwinoga”. I tyle. Nic więcej o tej dziewczynie powiedzieć nie można.
Czyżby?
„To właśnie Dziunia jest na tym kiczowatym obrazku. Kobieta lat trzynaście przebrana za Słodką Dziewczynkę Mamusi. Piwniczna kochanka zrobiona na niewiniątko”. [1]
Dziunia żyje w świecie prostym. Za prostym. Jak na swoją inteligencję i ograniczoną percepcję. Jest uszkodzona, już do samego poczęcia, kiedy nastoletnia miłość na leśnej ściółce dokonała takiego spustoszenia. Stworzyła tę dziwną dziewczynę z nakrapianymi (kaprawymi) oczami ojca. Który ukochał trunki we wszelkiej postaci i czasami nawet nie poznawał siebie samego. A matka? Nieszczęśliwa, złamana, bez celu. To Dziunia zniszczyła jej życie, plany, przyszłość. Czy jest ktoś w otoczeniu Dziuni, na kim może się oprzeć ta dziwna dziewczynka? (Gawno, złodziejka, kurwinoga). Może to młodszy brat? A może przyjaciółka Bunia? Może…
W powieści Anny M. Nowakowskiej, zatytułowanej „Dziunia”, wszystko jest jednym wielkim znakiem zapytania. No bo jak można tak żyć? Czy to w ogóle jest możliwe? Autorka w sposób graniczący z groteską (a może z tragedią?) wprowadza nas w pozbawiony (zasad, moralności, zrozumienia i przede wszystkim miłości) świat Dziuni. Gdzie najbezpieczniejszym miejscem jest siedzisko Pod Stołem. Gdzie przychodzą „wujkowie”, mający wszędobylskie paluchy, gdzie stary profesor muzyki, uczy także innych rzeczy na swojej piwnicznej leżance. To wszystko okraszone czarnym humorem Dziuni, która jak sama twierdzi „Co mnie nie zabije, to mnie rozśmieszy”. I jak można przejść obok tej historii obojętnie? Nie można.
Powieść ta jest jak wir rzeczny, szybki, niebezpieczny i pełen szlamu. Brud, który nas otacza, łagodzą przebłyski niesamowitej inteligencji bohaterki, która urodziła się (śmiała się urodzić!) w rodzinie pozbawionej serca. I musi sobie jakoś z tym poradzić. Jednak… czy to w ogóle jest możliwe? Może…
„Dziunię” trzeba przeczytać. Należy. Przynajmniej.
Komentarze