"Zeszyt z aniołami" Monika Madejek (Zysk i S-ka)

Książka dla dziecka musi być szczególna, nietuzinkowa. Ma wręcz obowiązek wyróżniać się. Mieć to coś, dzięki czemu sprawi, że rodzic podejdzie do półki w księgarni, bibliotece i wybierze akurat tę, a nie inną pozycję dla swojej pociechy. „Zeszyt z aniołami” ma ten czar. To wyjątkowa lektura, dla wyjątkowych czytelników.

Debiut Moniki Madejek to przeurocza opowieść o trójce szkolnych przyjaciół (choć nie tylko). Kajetan, jako dziecko i przyszły nastolatek nazywany Kajtkiem, Adaś, który nie przepada za historią, ale wręcz przeciwnie za kuchnią mamy Kajtka oraz Beti, zdeklarowana chłopczyca. Nie znosi wszystkiego co dziewczęce, każe mówić do siebie Sławek, a jej hobby to nie lalki, tylko proce.

Przygodę z dziesięciolatkami poznajemy dzięki ich szkolnej pracy domowej. Nauczycielka poleciła im pisać dziennik, ale nie chodzi o prowadzenie bloga, czy otwarcie właściwego programu w komputerze i klikanie w qwerty, nie! Praca domowa ma polegać na zapisywaniu najprawdziwszych kartek, w najprawdziwszym zeszycie i najprawdziwszym długopisem. Tak jak robiło się to w czasie, gdy Internet, portale społecznościowe, blogowanie nie były tak popularne. Nasz bohater i narrator jednocześnie, Kajtek, zaczyna więc pisać dziennik. Dzień po dniu zapoznaje czytelnika ze swoim dziecięcym, aż ciśnie się na usta anielskim, światem. Światem, w którym zapewniam, nie brakuje poczucia humoru i niejednokrotnie uśmiech będzie Wam towarzyszył przez wiele stron powieści.

„Zeszyt z aniołami” to promocja ciepłej rodzinnej atmosfery, to zachęta do czytania książek, do wspólnego spędzania czasu, pomocy sąsiedzkiej i wreszcie nie mogę nie wspomnieć, to pyszna kuchnia dla smakoszy. Na końcu lektury znajdziemy przepisy, ale tylko te zatwierdzone przez Ediego, młodszego brata Kajtka. I tu zdradzę sekret, bowiem rodzeństwo ma cichą umowę: to właśnie Edi zawsze pierwszy próbuje dań przygotowanych przez mamę. Wracając do przepisów, chyba najbardziej przypadł mi do gustu ten na lemoniadę (pewnie dlatego, że wydaje się być najprostszy, co nie bez znaczenia jest dla kulinarnego beztalencia).

                Dla kogo książka? Zdecydowanie dla dziesięciolatków. Zaryzykowałabym przedział od ośmiu do trzynastu lat, ale warto pozostawić margines błędu, ponieważ każde dziecko jest inne. Nie będzie się też nudził czytelnik dorosły, ani młodzież.

Bardzo szkoda, że wydawca zrezygnował z zamieszczenia na okładce lektury notki o autorze. Osobiście nim rozpocznę ”właściwe” czytanie, lubię zapoznać się z tekstem, który przybliży mi, choć w wielkim skrócie, twórcę trzymanego w ręku dzieła. W „Zeszycie z aniołami” tego mi zabrakło. Natomiast za plus niewątpliwie należy uznać twardą oprawę, grube, śnieżnobiałe kartki, a także wspaniałe ilustracje Ewy Beniak – Haremskiej, które strona po stronie towarzyszą czytelnikowi.

 „Zeszyt z aniołami” to sympatyczna, zachwycająca historia. Książka do której warto wracać, dzięki której uśmiech zagości na Waszych twarzach, a co najważniejsze na twarzach waszych dzieci. Polecam serdecznie: anielska przygoda z „Zeszytem z aniołami”, a autorce gratuluję udanego debiutu.

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież